Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48632 km
Kellys 39549 km
Esker 22563 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

51-100

Dystans całkowity:40112.91 km (w terenie 526.35 km; 1.31%)
Czas w ruchu:1865:11
Średnia prędkość:21.47 km/h
Maksymalna prędkość:70.77 km/h
Suma podjazdów:62329 m
Maks. tętno maksymalne:196 (107 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:870816 kcal
Liczba aktywności:604
Średnio na aktywność:66.41 km i 3h 05m
Więcej statystyk

#17 | Skorzęcin

Wtorek, 25 lutego 2014 | dodano: 25.02.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Od pewnego czasu marcingt pisał się na nocny wypad do Skorzęcina i dziś nadszedł dzień, kiedy mieliśmy tam pojechać. Miał też jechać bobiko, ale odpadł z powodu problemów zdrowotnych. Tak więc ugadaliśmy z Marcinem, że spotkamy się w Witkowie pod kościołem o 18.30. Wziąłem godzinę zapasu (mając w pamięci wczorajszą jazdę pod wiatr) i pojechałem. Co prawda spóźniłem się z wyjazdem o 6 minut, ale miałem nadzieję, że nadrobię. Spojrzenie na prędkościomierz uspokoiło mnie - 24 km/h, więc dam radę. Jednak była to prędkość jeszcze na pierwszej prostej za miastem, na nieodkrytym terenie. Gdy dobrnąłem do Grzybowa i skręciłem w prawo, dostałem w pysk takim wiatrem, że zwątpiłem, że zdążę dojechać na czas. Potem skręt w lewo i jadę z lekkim przechyłem w bok, uderzany wiatrem z prawej strony. I tak przez całą drogę. Jednak udało się - wspiąłem się na szczyt Witkowa jakieś 2 minuty po czasie. Marcin już czekał. Prawie od razu ruszyliśmy dalej. Pierwsza prosta za Skorzęcinem jeszcze była spokojna, ale wyjazd na otwarty teren przed Kamionką, to była masakra. Wiało w pysk tak mocno, że jadąc obok siebie, ledwo się słyszeliśmy. Potem przed wsią Skorzęcin ostatnie wzniesienie pod wiatr, potem mały zjazd i nareszcie nastała cisza, bo zostaliśmy osłonięci od wiatru przez las. O dziwo nie minęliśmy się, ani nie zostaliśmy wyprzedzeni przez żaden samochód. W ośrodku również niespotykana pustka - ani jednej osoby czy samochodu. Wjechaliśmy na molo, oceniliśmy grubość lodu i wróciliśmy na ląd, na ławki, żeby się posilić i napić. Kilkanaście minut na pochłonięcie jedzenia i picia i ocenę nowej ramy Marcina i jedziemy dalej. Wyjechaliśmy z lasu i Marcin podkręcił tempo tak, że ledwo mogłem za nim nadążyć. Szybkim tempem dojechaliśmy do Witkowa, przejechaliśmy przez centrum i rozstaliśmy się na rondzie wlotowym do miasta od strony Wrześni. Marcin poleciał w prawo, a ja prosto na Wrześnię. Parę km za Witkowem stanąłem jeszcze na minutę i nie zsiadając z roweru dokończyłem kawę z termosu. Najlepszy odcinek był przed Grzybowem - lekko z górki i z wiatrem idealnie w plecy, więc słyszałem tylko szum opon. Dojechałem do domu po 21.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.26 km (0.00 km teren), czas: 03:19 h, avg:18.77 km/h, prędkość maks: 35.10 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1659 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#16 | Skorzęcin

Poniedziałek, 24 lutego 2014 | dodano: 24.02.2014Kategoria 51-100
Miałem nadzieję, że dziś Skorzęcin odwiedzi ze mną bobiko i marcingt, ale w końcu odmówili. Marcin zapowiedział się na jutro, z bobikiem jeszcze nie wiadomo jak będzie. Pojechałem więc sam. Tym razem bez plecaka i bez kawy, a jedynie z batonikiem w kieszeni. Zaplanowałem tylko krótki postój w ośrodku i powrót. Nie chciało mi się dzisiaj marznąć. Prognoza mówiła o 5 stopniach na późny wieczór, ale były tylko 2 st.C. Wyjechałem ok. 18.30. No i niestety jechałem w towarzystwie dość mocnego, w większości bocznego wiatru (5 m/s). Jechało się ciężko.
Do ośrodka dotarłem po 20:00 i od razu, standardowo, pojechałem na molo.

Pieprzeni debile...


Lód na jeziorze jeszcze walczy o przetrwanie...

Wróciłem na ląd, skonsumowałem batonika i ruszyłem w drogę powrotną. I o dziwo sporo odcinków miałem z wiatrem, choć obawiałem się, że będzie wiatr boczny. W międzyczasie stuknął mi pierwszy w tym roku tysiąc kilometrów na rowerze. Do Wrześni dotarłem przed 22:00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.36 km (0.00 km teren), czas: 03:14 h, avg:19.29 km/h, prędkość maks: 30.20 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1661 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#15 | Żerków szosowo

Niedziela, 23 lutego 2014 | dodano: 23.02.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Wstałem o 8 i napisałem do bobika. Nie odpisał. Spodziewałem się, że po wczorajszej wycieczce dzisiaj będzie padnięty i nie pojedzie. Przez kolejną godzinę próbowałem się do niego dodzwonić - bezskutecznie. Przygotowałem prowiant na drogę, rower i już byłem gotowy jechać sam, gdy bobiko odpisał. Umówiliśmy się więc na 10 w Osowie. Dotarłem na miejsce punktualnie, bobiko dotarł po kilku minutach. Ruszyliśmy w kierunku Miłosławia. Ruch, jak to w niedzielę, był znikomy. W Miłosławiu zrobiliśmy krótki postój, w czasie którego bobiko skontaktował się z mikadarkiem i umówił spotkanie w Orzechowie. Ruszyliśmy przez Bugaj do Czeszewa. Słoneczko ładnie świeciło i mimo że temp. dochodziła do 10 stopni, to jakieś to powietrze ciężkie i mroźne. Minęliśmy Czeszewo, lasek i dotarliśmy do Orzechowa i marketu Dino. Tam mieliśmy się spotkać. Bobiko poszedł coś kupić, a w tym czasie dojechał mikadarek na swoim nowym rumaku. Muszę przyznać, że na żywo prezentuje się znaczenie lepiej niż na zdjęciu. Chwila rozmowy i śmigamy dalej. Tempo było spacerowe, ale tylko do trasy katowickiej. Tam chłopacy mocniej nacisnęli na pedały i wśród wielu samochodów dotarliśmy do mostu w Nowym Mieście. Dla naszego kierunku było czerwone światło, więc stanęliśmy. Nagle słyszymy pisk hamulców i JEBS! Trzy samodody jechały z przeciwnego kierunku, z mostu, pierwszy z nich zatrzymał się, żeby skręcić w boczną uliczkę, drugi zatrzymał się za nim, a trzeci... No cóż, pewnie gadał przez komórkę, jadąc "na zderzaku".
Ruszyliśmy przez most i po chwili odbiliśmy w lewo. Nowe Miasto, potem Wolica Kozia i po jakimś czasie trasa na Żerków. Prawie pusta. I z wiatrem. No to można było poszaleć szosówką. Przydałoby się jeszcze kilka stopni C więcej i mniej ciuchów na sobie.
Dojechaliśmy do Żerkowa, gdzie pożegnaliśmy mikadarka.

Pojechaliśmy z bobikiem na rynek, pod sklep i ruszyliśmy w kierunku punktu widokowego. Tam jakiś baran zaparkował samochód metr od schodów. Centralnie przed nimi, że ciężko było się z rowerem przecisnąć. Co za jełop...
Rozłożyliśmy się pod wiatą, zjedliśmy, popiliśmy, porobiliśmy fotki, pogadaliśmy, trochę zmarzliśmy i ruszyliśmy w dół. Dalej już spokojna i równa droga aż do Pyzdr, gdzie zaczął się większy ruch. W samych Pyzdrach bobiko zjechał na chodnik na moście, aby zrobić kilka zdjęć, a ja pojechałem dalej drogą i zatrzymałem się za mostem, przy podwórzu z dwoma pieskami, z którymi bawiłem się tu poprzednim razem.

Po chwili z mostu zjechał bobiko i pojechaliśmy dalej. Olaliśmy ciąg pieszo-rowerowy i dość żwawym tempem dojechaliśmy do Wrześni. Rozstaliśmy się pod Biedronką.
Rower:Kellys Dane wycieczki: 91.27 km (0.00 km teren), czas: 05:35 h, avg:16.35 km/h, prędkość maks: 63.70 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2431 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#14 | Czeszewo, Orzechowo, Miąskowo, Miłosław - szosowo

Sobota, 22 lutego 2014 | dodano: 22.02.2014Kategoria 51-100
Jeszcze wczoraj prognoza na dziś była niepewna - pojawiały się w niej jakieś przelotne opady. Ale dziś wszystko się wyklarowało i w prognozie widać było tylko słońce. Co prawda trochę chmur na niebie było, ale postanowiłem wyjechać szosówką. Wstępnie obrałem kierunek na Miłosław. Po drodze zaświtało mi w głowie, że może pojadę dalej, przez Orzechowo i Nowe Miasto do Żerkowa. Jednak obliczenia odległości i pozostałego czasu, a także zapasów jedzonka w plecaku ostudziły moje zamiary. Dojechałem więc do Miłosławia, skąd udałem się w kierunku Czeszewa. Obawiałem się przejazdu przez odcinek wśród lasów, bo mógł być jeszcze mokry, ale było suchutko. Z Czeszewa skoczyłem do Orzechowa i dalej w kierunku trasy katowickiej. Zrobiłem chwilowy postój na banana w Wiktorowie. Chciałem dojechać tylko do katowickiej i wrócić, ale po chwili w głowie narysowała mi się trasa powrotna - przecież mogę wjechać na katowicką, skręcić w prawo i wrócić do Miłosławia przez Miąskowo. Tak też uczyniłem. Katowicka była jednak dziś tak ruchliwa, że chwilami było niebezpiecznie. Wiało z boku, a gdy jeszcze wyprzedzał mnie TIR, to naprawdę ciężko było utrzymać równowagę na takim leciutkim rowerze... Do Miąskowa dojechałem jednak cały, a po skręcie w prawo było już z wiatrem. Tak więc dojazd do Miłosławia był całkiem przyjemny, chociaż na tym odcinku było sporo miejsc, które jeszcze nie wyschły, choć nie były na tyle mokre, żeby chlapało spod kół. Przejechałem przez Miłosław, za Miłosławiem zatrzymałem się na chwilę na krótki odpoczynek i sprawdzenie SMSów i innych wiadomości i ruszyłem na Wrześnię. Na większości tego odcinka wiało lekko z boku, więc nie był to szczyt marzeń, ale nie jechało się też całkiem źle. Wróciłem do domu, zastanawiając się, czy jeszcze gdzieś dziś wyjechać rowerem (może Skorzęcin wieczorem), czy może skoczyć z bobikiem do Decathlona po potrzebne do rowerów gadżety.
Rower:Kellys Dane wycieczki: 65.80 km (0.00 km teren), czas: 02:36 h, avg:25.31 km/h, prędkość maks: 44.50 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1753 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#14 | Skorzęcin

Czwartek, 20 lutego 2014 | dodano: 20.02.2014Kategoria 51-100
Wieczorny standardowy wyjazd do Skorzęcina odbył się bez specjalnych przygód. Wyjechałem po 18 i do Skorzęcina jechałem właściwie cały czas z przyjemnym wiatrem w plecy. Jechało się bardzo przyjemnie. Podczas poprzedniego przejazdu przez Witkowo zanotowałem ciemności panujące przed i w samym Witkowie i myślałem, że był to efekt jakiejś wichury. Dziś jednak zauważyłem kolejne egipskie ciemności, tym razem kawałek wcześniej - praktycznie od Malenina do przedmieść Witkowa, konkretnie do stadionu. Tak więc chyba odbywają się tam jakieś prace konserwacyjne i latarnie uliczne wyłączane są odcinkowo.
Za Witkowem obszczekały mnie jakieś dwa kundelki z pól, ale nie chciały podejść, gdy się zatrzymałem. Cała droga była właściwie sucha, a jedyny lekko mokry odcinek był w lesie przed ośrodkiem. Tam też wyprzedził mnie samochód zmierzający do ośrodka. Gdy dojechałem do mola, zauważyłem, że parka z samochodu, który mnie wyprzedził, spaceruje sobie po ośrodku. Hardkory :D Dotychczas wszyscy przyjeżdżający do Skoja po zmroku nie wychodzili z samochodów i podziwiali ośrodek z wnętrza aut ;)
Wjechałem na chwilę na molo, a potem wróciłem na ląd i rozłożyłem się w moim ostatnim stałym miejscu piknikowym - koło jednego z domków letniskowych. Wypiłem próbkę kreatyny, a potem kawę z termosu, podziwiając gwiazdozbiór Oriona prawie dokładnie nad moją głową. Po jakimś czasie zwinąłem się i pojechałem w kierunku Wrześni. Jechało się o dziwo dobrze, choć niby pod wiatr. Czyżby zasługa kreatyny? We Wrześni pojechałem jeszcze do centrum, przejechałem przez rynek i wróciłem do domu po 22:00.

Rower:Kross Dane wycieczki: 63.97 km (0.00 km teren), czas: 03:42 h, avg:17.29 km/h, prędkość maks: 37.10 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1704 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#12 | Miłosław, Środa Wlkp - wiatr

Niedziela, 16 lutego 2014 | dodano: 16.02.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Dzisiejszy dzień spisałem wczoraj na straty, bo zapowiadano opady przez całą noc i poranek. Jednak rano nie padało i choć ulice były konkretnie mokre postanowiłem dziś uwalać rower, bo i tak planuję remont w najbliższym czasie i generalne czyszczenie. Zadzwoniłem więc do bobika o 10:30 i zapowiedziałem się na za godzinę na skrzyżowaniu w Osowie i dalej trasa na Miłosław i Środę Wlkp. Bobiko dopiero się obudził i pomarudził trochę, że nie wie czy się wyrobi, bo jeszcze to i tamto musi zrobić, ale nie dałem mu możliwości wyboru i zaczęliśmy się szykować. Prognoza mówiła, że z godziny na godzinę będzie rosnąć szansa na deszcz i największa będzie ok. 16:00. W tej chwili jednak świeciło słońce i połowa nieba była czysta.
Na dworze temperatura była dość wysoka - jakieś 7 stopni, więc nie można było za ciepło się ubierać, ale na pewno trzeba zabrać kurtkę przeciwdeszczową do plecaka. Poza tym banan i energetyk i można śmigać. Wyjechałem ok. 11:20 i po 23 minutach byłem w Osowie. Na bobika musiałem poczekać ponad 10 minut. Dojechał w trybie ninja - z zakrytą przed wiatrem twarzą, podczas gdy ja jechałem właściwie rozpięty, tak mi było ciepło. Ruszyliśmy na Miłosław pod konkretny wiatr (7 m/s), który nieraz wiał w twarz, nieraz trochę z przodu i z prawej strony.

Na jednym z zakrętów w prawo jakiś debil wyprzedził nas w odległości ok. 30 cm, aż poczuliśmy podmuch od samochodu na nogach. Doturlaliśmy się do Miłosławia, gdzie zrobiliśmy chwilowy postój przy Dino (zakupy i przekąska z banana). Ruszyliśmy dalej w kierunku Środy Wlkp. przez pobliskie wioski.





Droga minęła dość szybko i sprawnie, mimo odcinków, gdzie konkretnie wiało. Przed Środą bobiko zaproponował, że skoczymy jeszcze nad jezioro w Środzie, ale do zapowiadanego deszczu została niecała godzina, więc porzuciliśmy ten pomysł, przelecieliśmy przez Środę i skierowaliśmy się na Wrześnię, z pięknym wiaterkiem w plecy.


Kilkaset metrów za Środą zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilowy odpoczynek, żeby z pełną mocą ruszyć po chwili na Wrześnię.




Chmury się zagęściły, więc był to dodatkowy impuls do przyspieszenia i uciekania im, bo atakowały od tyłu. Prędkość wyraźnie wzrosła, ustał szum wiatru w uszach i można było pokontemplować szum opon na asfalcie, właściwie tylko opon bobika, bo moich slicków nie było słychać. Na wzniesieniach bobiko standardowo oddalał się ode mnie. Ostrym tempem dojechaliśmy do Białężyc. Bobiko pojechał na Obłaczkowo, a ja na Wrześnię, do domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 55.46 km (0.00 km teren), czas: 02:56 h, avg:18.91 km/h, prędkość maks: 42.50 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1477 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#13 | Kawowe zakończenie weekendu w Skorzęcinie - drugi wyjazd

Niedziela, 16 lutego 2014 | dodano: 18.02.2014Kategoria 51-100
Jak pisałem we wcześniejszym wpisie - dzisiejsza pogoda straszyła deszczem od godzin popołudniowych, ale w końcu deszczu nie było. Takoż i postanowiłem wyjechać wieczorem, po zmroku, w drugą trasę, do Skorzęcina. Przygotowałem rower, kawę, przekąskę, bidon z piciem i po 18 wyszedłem z domu. Gdy dotarłem do furtki, poczułem na sobie krople deszczu. WTF? Niebo nade mną prawie czyste, widać gwiazdy, a pada. No dobra, coś się pewnie zaplątało w powietrzu. Jadę. Gdy wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na rower, to padało już dość konkretnie. No ale przecież nie wrócę do domu. Zaraz i tak przestanie. Jadę. Po 200 metrach byłem już cały mokry, a przez okulary niewiele widziałem. Jasna cholera! I to padało tak, że krople wielkości grochu latały poziomo, napędzane przez silny wiatr. Postanowiłem więc, że objadę tylko dwie ulice i wrócę przez centrum do domu. Ulice były już totalnie mokre, spod kół leciały fontanny wody. Ale gdy dojechałem do centrum, padać przestało. No i co teraz? Ryzykować jazdę ponad 30 km od domu, bez kurtki przeciwdeszczowej, przy 3 stopniach Celsjusza, w deszczu, czy wrócić? Spojrzałem na niebo - nade mną niby prawie czysto, ale widzę, że ciągną w moją stronę czarne chmury. Zdecydowałem jednak, że jadę dalej. No i... była to dobra decyzja. Chmury w końcu się rozwiały i nie padało już tego dnia.
Mokro było jeszcze przez parę km, a dalej już suche drogi.
Dojechałem do Witkowa i zobaczyłem totalne zaciemnienie. Od wysokości stadionu na przedmieściach aż do kościoła w centrum latarnie uliczne były wyłączone. Totalny mrok. Zjazd za rondem wzdłuż wszystkich sklepów i podjazd w totalnych ciemnościach, a do tego akurat z kościoła wyszło sporo ludzi i brnęli ciemną ulicą, więc trzeba było uważać, czy ktoś czasem nie pcha się na jezdnię. Natomiast od wysokości kościoła i dalej było już jasno. Wyjechałem na drogę na Skorzęcin i tam zanotowałem efekty przejścia jakiejś mocnej wichury, bo sporo połamanych gałęzi leżało na drodze. Chyba więc ten brak prądu wynikał z zerwania jakiejś lini energetycznej.
Całą drogę do Skorzęcina jechałem z wiatrem, więc jechało się pysznie. Przed Skorzęcinem niebo już było całkiem czyste i pięknie było widać gwiazdy. Wjechałem do ośrodka i tym razem nie widziałem żadnego samochodu ani człowieka. Wjechałem na molo, chcąc posłuchać lodu, ale dziś znów nie wydawał żadnych odgłosów. Ewakuowałem się na ląd i w moje ostatnie miejsce - obok domku letniskowego i rozłożyłem się z prowiantem.



W tym czasie usłyszałem odgłosy jakiegoś samochodu bez rury wydechowej krążącego po ośrodku. Potem chyba odjechał. Zakończyłem piknik i udałem się w stronę Wrześni. Chwilę wcześniej wyszedł Księżyc i pięknie oświetlał z boku pozostałości chmur. Znów musiałem się trochę rozgrzać po bezruchu w Skorzęcinie, więc kadencję ustawiłem wyższą niż zwykle. Przed Witkowem było mi już ciepło. Jednak jechałem pod wiatr, więc mizernie ta jazda wyglądała, a wiatr nie chciał osłabnąć. Przeleciałem przez Witkowo, a za Witkowem postanowiłem tym razem zatrzymać się przy pewnej posesji na przedmieściach, gdzie zawsze szczeka na mnie jakiś owczarek, gdy na niego gwizdam. Podjechałem, pies podbiegł do ogrodzenia i znów mnie obszczekał. Jednak gdy zsiadłem z rowera i podszedłem, zaczął mi się przyglądać z zaciekawieniem. Dałem mu do powąchania i polizania rękę i się uspokoił. Potem położył się i dalej mi się przyglądał, a ja smerałem go po łapkach. 
Zwinąłem się i pojechałem dalej. W domu byłem po 22:00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 64.74 km (0.00 km teren), czas: 04:09 h, avg:15.60 km/h, prędkość maks: 34.10 km/h
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1725 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

#11 | Skorzęcin

Środa, 12 lutego 2014 | dodano: 12.02.2014Kategoria 51-100
Pogoda dziś pozytywnie zaskoczyła - miało padać, a było pogodnie. Księżyc był już prawie w pełni i pięknie świecił na czystym niebie razem z pobliskim Jowiszem. Wyjechałem w stronę Skorzęcina po 18:00. Nie chcąc się za bardzo spocić, jechałem sobie w miarę spokojnie. Psów po drodze żadnych nie spotkałem. Za to bardzo nisko opadały dymy z kominów i jechałem w jakiejś zasłonie dymnej. Witkowo też całe zadymione. Odcinek między Chłądowe a wsią Skorzęcin przejechalem prawie cały bez oświetlenia, w srebrzystym blasku Księżyca, włączając przednią lampę tylko wtedy, gdy jechało coś z naprzeciwka. Doturlałem się do lasu i znów było pytanie w jakim stanie jest droga. Tym razem jakieś 80% asfaltu było już widoczne, gdzieniegdzie na zakrytych drzewami zakrętach leżał jeszcze zmarznięty śnieg. Lekko mokry miejscami asfalt zamarzł. Przed samym ośrodkiem minąłem jakiś samochód. Wjechałem do ośrodka i obszczekał mnie jakiś kundelek. Wjechałem na molo i od razu usłyszałem dźwięki wydawane przez lód. Dużo mocniejsze niż poprzednim razem. Gdy dojechałem na koniec mola, to efekt jeszcze bardziej się wzmógł - potężne dźwięki spod lodu, jak od gwałtownej burzy, dochodzące gdzieś ze środka jeziora, dochodzące do brzegów z lewej i prawej strony i do mola i kończące się skrzypieniem lodu przy molu, który w tym miejscu już zaczyna się roztapiać i widać wodę. Świetna sprawa. Stałem tam parę minut i wsłuchiwałem się...
Wróciłem na ląd i postanowiłem tym razem ukryć się w jakimś "przytulnym" miejscu - osłoniętym od wiatru i od wzroku cwaniaczków w BMW. Wyszukałem więc ciąg domków letniskowych z werandami, oświetlonymi tylko światłem księżyca i rozłożyłem się tam z kawką i chałwą.
Po skonsumowaniu prowiantu i zmarznięciu ruszyłem w drogę powrotną. Znów minąłem się z samochodem na drodze dojazdowej do ośrodka. Pokonałem zmarznięty odcinek, ale za lasem musiałem stanąć, żeby rozgrzać sobie zmarznięte palce u rąk. Ruszyłem dalej i nagle na nieoświetlonym odcinku widzę jakiś mały ruch przed sobą na drodze. Włączam długie światła, a tam... krowa popyla sobie po drodze. WTF? :)
Po kilkuset metrach szybkiego pedałowania trochę się rozgrzałem. Odcinek w okolicach Kamionki znów pokonałem w świetle księżyca. Pojawiła się lekka mgła i towarzyszyła mi już do samej Wrześni, do której doturlałem się parę minut po 22:00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.45 km (0.00 km teren), czas: 03:57 h, avg:15.81 km/h, prędkość maks: 33.80 km/h
Temperatura:-0.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1663 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#10 | Skorzęcin i wieczorna kawa

Poniedziałek, 10 lutego 2014 | dodano: 11.02.2014Kategoria 51-100
Wieczorem znów wyskoczyłem do Skorzęcina. Pogoda była ładna, czyste niebo, Księżyc widoczny w jakichś 3/4, a obok niego Jowisz. 
Dojechałem do lasu przed ośrodkiem. Tam temperatura była trochę niższa niż na otwartym terenie. Jakieś 50-60% powierzchni asfaltu było już suche i bez śniegu, a ewentualne mokre odcinki były już lekko zmarznięte, więc nic nie chlapało spod kół. W ośrodku małe zdziwienie, bo ostatnio gdy byliśmy tu z bobikiem, cała główna aleja pływała w wodzie z roztopów, a teraz alejka idelalnie sucha. Zero wody i tylko dwa albo trzy paski ze śniegu szerokości kilkunastu cm i długości kilku metrów. Wjechałem na molo, ale lód dzisiaj nie wydawał żadnych odgłosów, więc żeby nie zmarznąć ewakuowałem się od razu na ląd i rozłożyłem się z prowiantem na ławce przy głównej alejce. Kawa, batonik i relax. W tym czasie przejechały przez ośrodek jakieś 3 samochody, z których jeden zaparkował na plaży. Po jakimś czasie zwinąłem się w stronę domu. W Witkowie natknąłem się chyba na jakiś koncert w kościele, 5 minut przed 21:00, puszczony przez głośniki na wieży kościelnej, bo było to tak głośne, że nie była to chyba codzienna kołysanka na wieczór, jak to było swego czasu w jednym z kościołów we Wrześni. Podczas powrotu opuściły mnie siły, ale jakoś doturlałem się do domu po 22:00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.13 km (0.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:16.14 km/h, prędkość maks: 33.50 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1655 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#7 | Kawa w Skorzęcinie

Sobota, 8 lutego 2014 | dodano: 08.02.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Miałem nadzieję, że wzrost temperatury spowoduje, że wody na ulicach będzie coraz mniej. Niestety myliłem się i przekonałem się o tym podczas dzisiejszego wypadu do Skorzęcina z bobikiem. Wszystko, co jeszcze leżało na poboczach - brudne resztki śniegu, roztapiały się, zalewając ulice. No i czysty rower stał się przeszłością. Na szczęście większość dróg była całkiem znośna, a i pogoda bardzo miła.

Przed Gorzykowem chciałem wspomnieć bobikowi o psie, którego zawsze wypatruję, jadąc wieczorem do Skorzęcina, gdy nagle na horyzoncie pokazał się inny pies, tym razem owczarek niemiecki. Chodził sobie po drodze, a gdy nas zobaczył - przystanął i przypatrywał się. Bobiko jechał pierwszy, ominął go szerokim łukiem lewą stroną drogi, ja w tym czasie przygotowałem na wszelki wypadek odstraszacz. Gdy zbliżyłem się do niego, zacmokałem. Pies spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Minęliśmy go, obejrzeliśmy się, a on stanął sobie w poprzek drogi, na środku i patrzy na nas. Za nami jechał samochód. Musiał kilka razy zatrąbić na psiaka, żeby ten zszedł z drogi. Ciekawe co tam psiak robił. Wyglądał na trochę zaniedbanego.
Kawałek dalej spotkaliśmy psa, który nas kiedyś atakował - tym razem był za płotem na posesji.
Wjechaliśmy do Witkowa. Bobiko pojechał w prawo, przed kościołem, ja prosto, za kościołem. Spotkaliśmy się na wylocie na Skorzęcin. Przed wsią Skorzęcin bobiko wspomniał, że chciałby przejechać przez wieś, bo musi rzucić okiem na jeden z domów. Skręcił w lewo, a ja pojechałem prosto i spotkaliśmy się na skrzyżowaniu przed lasem. I teraz czekało nas najciekawsze - co będzie w lesie... A w lesie nadal sporo śniegu, ale też sporo wody, bo połowa śniegu na drodze się roztopiła, ale że droga jest w cieniu, to nie zdążyła wyschnąć.

Bobiko śmignął do przodu, a ja postanowiłem zachować rower w miarę dobrym stanie i jechałem sobie powoli, żeby zapobiec ochlapaniu całej ramy i osprzętu. O dziwo jeździło tu też dość sporo samochodów, a minięcie się na jednym właściwie pasie ruchu nie było proste - na na slickach nie zamierzałem zjeżdżać w ten śniego-lód, więc samochody zjeżdżały.
Dojechaliśmy do ośrodka i przed dojazdem na molo musieliśmy pokonać małą rzekę na główne alejce - było tam dużo gorzej niż w lesie.
A na jeziorze... łyżwiarze i wędkarze.


Bobiko postanowił sprawdzić wytrzymałość lodu.

Po zdjęciach zjechaliśmy z mola, na którym mocno wiało i stanęliśmy przy ławkach, w miejscu gdzie zaparkowałem rower podczas ostatniej wieczornej wycieczki. Zabraliśmy się za kawę, herbatę, energetyki i banany. No i jeszcze zdjęcie zachodzącego słońca...

Zmieniliśmy drugą warstwę ciuchów z przepoconych na suche, z plecaków, i ruszyliśmy w stronę domu. Przed Witkowem byliśmy już rozgrzani. W samym Witkowie zatrzymaliśmy się przy sklepie, żeby kupić batoniki. Bobiko wypił energetyka i ruszyliśmy dalej. Było już ciemno. Za Gorzykowem znów spotkaliśmy owczarka - nadal chodził sobie po drodze, na szczęście nie środkiem, bo było tam tak ciemno, że mogło go coś potrącić. W Grzybowie zatrzymaliśmy się ponownie, żeby zjeść po drugim Snickersie i pojechaliśmy do Wrześni. Tam skoczyliśmy jeszcze na Rynek, do wpłatomatu i każdy z nas pognał w stronę domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 80.47 km (0.00 km teren), czas: 05:33 h, avg:14.50 km/h, prędkość maks: 45.30 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2144 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)