Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48549 km
Kellys 39469 km
Esker 15882 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1540.90 km (w terenie 137.50 km; 8.92%)
Czas w ruchu:90:27
Średnia prędkość:17.04 km/h
Maksymalna prędkość:66.30 km/h
Suma kalorii:41046 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:64.20 km i 3h 46m
Więcej statystyk

#139 | Kręcenie się po okolicy

Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano: 31.08.2013
Wyjechałem po południu na objazd Wrześni - przede wszystkim parków i zalewu - i okolic. Dziś był dzień zagadywania dziewczyn. Niestety - 5 prób zakończyło się fiaskiem.
Rower:Kross Dane wycieczki: 23.69 km (4.00 km teren), czas: 02:21 h, avg:10.08 km/h, prędkość maks: 38.40 km/h
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 631 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#138 | Poranne grzyby

Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano: 31.08.2013
Podobno w lasach są już grzyby. Wstałem więc rano, wskoczyłem w rowerowe ciuchy, nasmarowałem się specyfikiem przeciwko komarom i kleszczom i udałem się do lasu. Łaziłem, łaziłem i nie widziałem żadnych grzybów. Strasznie sucho w tym lesie. Nagle patrzę - sromotnik. A więc jednak coś tu rośnie. Potem jeszcze jeden trujący. Pół godziny później mi się znudziło i postanowiłem wrócić do domu. Wychodzę z lasu, a tu na brzegu rosną sobie 3 sowy. W domu niestety okazało się, że były robaczywe.
Rower:Kross Dane wycieczki: 17.20 km (1.50 km teren), czas: 01:25 h, avg:12.14 km/h, prędkość maks: 35.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 458 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#137 | Leśnie i parkowo

Środa, 28 sierpnia 2013 | dodano: 28.08.2013 Uczestnicy
Wyjechałem sobie dziś po południu głównie po to, żeby obejrzeć sobie mostek nad Wrześnicą, o którym mówił mi kolega z pracy. Pojechałem więc w okolice Marzelewa, w lesie przypadkowo przestraszyłem parkę, która nie słyszała, że się do nich zbliżam.
Mostek całkiem fajny i... niebezpieczny. Nie wiem czy odważyłbym się po nim przejść.



Wróciłem do Wrześni, do której miał dojechać bobiko, ale znów jakieś sprawy go zatrzymały. Pojechałem więc na objazd Słomowa i Sokołowa, klnąc po drodze na jakość dróg. Wróciłem znów na tamę, gdzie miałem się spotkać z bobiko.



W końcu dojechał i pojechaliśmy do lasu, bo chciałem mu pokazać ten mostek. Zrobiło się już ciemno, więc las musieliśmy pokonać na światłach, a mostek bobiko fotografował już przy świetle mojej latarki. Wróciliśmy do Wrześni i pojechaliśmy do Tesco, gdzie bobiko chciał kupić żarówkę do samochodu. Po zakupach wróciliśmy do domów.
Rower:Kross Dane wycieczki: 39.06 km (12.00 km teren), czas: 03:16 h, avg:11.96 km/h, prędkość maks: 39.80 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1040 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

136 | Szosowa eLka

Wtorek, 27 sierpnia 2013 | dodano: 27.08.2013
Trzeba było przetestować dzisiaj nowe rękawki rowerowe. Pogoda do tego była idealna, bo w okolicach 20 stopni, wieczór, więc temp. niebawem zacznie spadać. Wziąłem więc szosówkę i pognałem w stronę Nekli - najpierw trasą K92, a potem serwisówką. Jechałem niby z wiatrem, ale nie czułem, żeby coś mnie pchało. Czyżby już się wyłączył? Potem wykręciłem na Czerniejewo i w lesie też jakoś dziwnie się jechało - niby osłonięte drzewami, a czułem jakiś dziwny opór na sobie. Dojechałem do Czerniejewa i... stwierdziłem, że nie chce mi się jechać dziurawą drogą Czerniejewo-Września, w dodatku przez te pola z fruwającym robactwem, więc przejechałem sobie przez całe Czerniejewo i wróciłem na trasę w kierunku Nekli. Tam znów na serwisówkę i wróciłem do Wrześni.
Rower:Santini Dane wycieczki: 47.01 km (0.00 km teren), czas: 01:50 h, avg:25.64 km/h, prędkość maks: 45.10 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1252 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#135 | Mroczny trójkąt

Poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | dodano: 26.08.2013 Uczestnicy
Po poobiedniej drzemce trzeba było się gdzieś ruszyć. Skontaktowałem się z bobikiem i zaproponowałem wieczorny trójkąt, z możliwym przejazdem przez Marzelewo. Spotkaliśmy się na skrzyżowaniu Wrocławskiej i Fromborskiej dość późno, bo o 19.30, pół godziny przed zachodem słońca, ale postanowiliśmy zgodnie ze wcześniejszym planem śmignąć przez las. Najpierw park, potem wzdłuż zalewu i do lasu przy Country Clubie. W lesie był już półmrok i trzeba było uważać na początkowym odcinku, żeby nie wpaść niespodziewanie w jakiś luźny piach, który ciężko było dostrzec. Za osadą w Marzelewie drzewa się zagęściły i przez to było jeszcze ciemniej, więc trzeba było uruchomić przednie działa fotonowe. Jechało się bardzo fajnie, bo nie było już żadnego robactwa w powietrzu, powietrze było rześkie, z temp. poniżej 20 stopni. Zatrzymaliśmy się po drodze przed przechodzącymi przez drogę dzikami, potem na małe zdjęcie na polanie. Przejechaliśmy koło leśniczówki, wyjechaliśmy na asfalt, którym śmignęliśmy do Nekli, a stamtąd serwisówką do Wrześni. Rozstaliśmy się standardowo na skrzyżowaniu na Daszyńskiego.
Rower:Kross Dane wycieczki: 36.38 km (10.00 km teren), czas: 02:10 h, avg:16.79 km/h, prędkość maks: 39.10 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 969 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#134 | Spotkanie w Skorzęcinie

Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano: 25.08.2013 Uczestnicy
Poranne posiedzenie na fejsie zaowocowało uzgodnienem z kubolskim, że spotkamy się dziś w Skorzęcinie, bo z Gniezna jedzie on, Marcin, pan Jurek, a nawet Nataliza. Zapowiedzieli, że startują o 11.00 i 12.30-13.00 powinni być na miejscu. Ja w tym czasie skontaktowałem się z bobikiem, który zapowiedział, że za 20 minut będzie we Wrześni z kolegą i ruszamy na Skorzęcin. Oczywiście przyjechał później niż zapowiadał, z jakimś nowym kolegą na jego starym rowerze. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Jasia. Ruszyliśmy pod wiatr i to konkretny. Tempo było żółwie, czas uciekał, a do godziny spotkania było coraz bliżej. Za Grzybowem postanowiłem zostawić towarzystwo i samemu pognać na spotkanie Gnieźnian. 2 km przed Witkowem zadzwonił kubolsky z pytanie gdzie jesteśmy, bo oni już dojechali. Odpowiedziałem, że za pół godziny dojadę i śmignąłem dalej, walcząc z wmordewindem. Dojechałem po 33 minutach, przecisnąłem się jakoś przez niedzielnych spacerowiczów na głównej alejce i spotkałem ekipę koło fontanny przed plażą. Zaczęły się rozmowy. Bobiko z kolegami dotarł po jakimś czasie i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.



Z powrotem dołączyłem się do ekipy gnieźnieńskiej, która zapowiedziała jazdę do Witkowa, bo chciałem trochę poszaleć z wiatrem w plecy, natomiast bobiko, Artur i Jasiu zostali jeszcze w ośrodku. Spodziewałem się, że sprawni Gnieźnianie będą chcieli również trochę poszaleć, ale okazało się, że były wśród nich słabsze osobniki i tempo było mizerne.


Honoru bronił kubolsky, który przez jakiś czas dotrzymywał mi kroku na czele grupy. Nawet Marcin stwierdził, że brak mu dziś krzepy. W Witkowie pożegnaliśmy się koło kościoła i Gnieźnianie pojechali w swoją stronę, a ja w ciągu 32 minut dojechałem od ronda w Witkowie do przejazdu kolejowego we Wrześni. Nieźle.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.32 km (0.00 km teren), czas: 04:02 h, avg:15.45 km/h, prędkość maks: 47.80 km/h
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1660 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#133 | Kruszwica

Sobota, 24 sierpnia 2013 | dodano: 24.08.2013 Uczestnicy
Dzisiejsza wycieczka miała się rozpocząć spotkaniem w (na?) Krzyżówce o 8.30. Zapowiadano na dziś słońce i 21 stopni. Obudziłem się o 6, bo o 7 miał być wyjazd z Wrześni z Bobikiem, spojrzałem przez okno, a tam niebo całkowicie zachmurzone. Hmmm, dziwne. Spojrzałem na telefon i zobaczyłem SMS-a od bobiko sprzed 10 minut - znaczy obudził się. Zjadłem śniadanie, uszykowałem się, spojrzałem przez okno, a tam... mgła! Skąd ona się wzięła? Hmmm, może być ciekawie. O 7 wyszedłem z domu. Okazało się, że bobiko miał spóźnienie 15 minut, więc trzeba było trochę podkręcić tempo, żeby nie spóźnić się na spotkanie.



Całą drogę do Witkowa, czyli na północny wschód mieliśmy pod wiatr. Mgła jakoś nie chciała ustąpić, miejscami wydawało się, że robi się bardziej gęsta. Na chwilę na niebie zamajaczyła zza mgły tarcza słońca, ale po chwili już jej nie było. Na horyzoncie zrobiło się ciemno, jakby miało zaraz zacząć padać, a z drzew zaczęła kapać na drogę woda i tworzyć małe kałuże. Mgła zaczęła się nawet skraplać na kasku i kapać na twarz i okulary, które niebawem trzeba było zdjąć, bo na nich też osadziła się woda. Mięśnie jeszcze spały i nie chciały kręcić tymi pedałami, ale jakiś dokulaliśmy się do Witkowa, przejechaliśmy przez nie i udaliśmy się trasą na Trzemeszno. Po drodze ledwo było widać wiatrak.



Gdzieś przy horyzoncie chmury były rzadsze (a może mgła była rzadsza).


Dotarliśmy na Krzyżówkę 2 minuty po czasie. Czekały tam już 3 osoby. Przywitaliśmy się i po chwili zobaczyliśmy wyłaniających się z lasu Gnieźnian, uwalanych błotem z mokrego leśnego duktu. Spieszyli się, bo też mieli lekkie opóźnienie.



Ruszyliśmy pełną 10-osobową grupą w kierunku Gaju. Najpierw asfalt, niedługo potem piaszczysty dukt leśny.



Prowadzący narzucili dość spore tempo, a teren stawał się coraz trudniejszy i zaczął obfitować w podjazdy i zjazdy.



Prawie jak ruiny w Trzęsaczu: ;)


Gdy opadła mgła i słońce na dobre zagościło na niebie, zrobiło się na tyle ciepło, że trzeba było zrobić postój i zmienić garderobę. Była też okazja na rozmowy o kamerce GoPro Błażeja, którą miał zamiar udokumentować dzisiejszy przejazd.



A tu bobiko wraca z ubikacji ;)


Ruszyliśmy dalej i po jakimś czasie minęliśmy wieś Kamionek, za którą było ostry zjazd. Na jego końcu mieliśmy przejechać pod wiaduktem kolejowym, ale w tym miejscu Sebek - nasz dzisiejszy pilot - zakomunikował, że tu skręcamy w lewo i musimy dostać się na tory kolejowe. Trzeba było więc wspiąć się ze sprzętem na dość wysoki i stromy nasyp kolejowy.


fot. by MarcinGT

Na torach okazało się, że od czasu ostatniej wizyty Sebka w tym miejscu wyrosło na nich sporo chwastów.



No ale cóż, skoro trasa była tak zaplanowana, to jakoś trzeba jednak sobie poradzić. Ruszyliśmy więc środkiem torowiska, po podkładach, które na początku mocno trzęsły, dalej na szczęście były zasypane tłuczniem, za to im dalej, tym bardziej gęsta stawała się roślinność. W niektórych miejscach sięgała nam prawie do ramion, a były przy tym bardzo gęsta. Wszyscy zastanawiali się jak przeżyją to rowery.



Gdy roślinność się przerzedziła, można było wyjąć z napędu zielonych nieproszonych gości.


fot. by Bobiko

No i dotarliśmy do naszego pierwszego celu - nieczynnego mostu kolejowego nad Małą Notecią w miejscowości Marcinkowo.



Okazało się, że ukryty jest w tym miejscu kesz, do którego kubolsky wpisał wszystkich keszowiczów z naszej dzisiejszej grupy.



Jako pierwszy przez most przeszedł Sebek, który był tu już wielokrotnie, po nim Marcin postanowił sprawdzić wrażenia jakie towarzyszą przejściu przez most. Na razie bez rowerów.



A most i to, co pod nim, naprawdę robi wrażenie.



W końcu trzeba było się przeprawić na drugą stroną. Zgłosiłem się jako pierwszy.


fot. by SebekFireman

Na środku trzeba było się zatrzymać na małą sesję zdjęciową :)





Do końca mostu jeszcze tyle:


Po przejściu przez most zaczaiłem się z aparatem z drugiej strony i fotografowałem i filmowałem resztę ekipy.



Sebek zszedł na dół i zrobił nam zdjęcie.


fot. by SebekFireman

Gdy już wszyscy byli po drugiej stronie, zrobiliśmy przerwę na lunch. Niektórzy (w tym i ja) postanowili sobie pochodzić jeszcze po moście i pofotografaować.





Fajnie tam było, ale trzeba było w końcu ruszyć w dalszą drogę. Jeszcze kilkadziesiąt metrów torami, a potem zejście na czyjeś pole i dojazd do utwardzonej drogi.


fot. by SebekFireman

Humory dopisywały. Na zdjęciu kubolsky.


Dojechaliśmy do Strzelna, w którym przystanęliśmy na rynku.

fot. by Kubolsky

Później przejechaliśmy obok kościoła, który był kolejnym punktem wycieczki.


Dalej już asfaltowytmi drogami dojechaliśmy do głównego celu - Kruszwicy. Chwilę później byliśmy już na parkingu przy Mysiej Wieży...



...i przy Jeziorze Gopło.



Wjechaliśmy na wzniesienie, na którym stoi wieża, część ekipy poszła kupić bilety na wieżę i udała się na jej szczyt, część została na dole i konsumowała drugie lub trzecie już dziś śniadanie.







Koledzy na szczycie wieży.




Przyszedł czas na instagramy i fejsbuki.




A takie widoki roztaczają się ze szczytu wieży:

fot. by Bobiko

Prawie cała ekipa pod wieżą:


Chwilę później spotkaliśmy sporą grupę rowerową z Konina, z którą po krótkiej rozmowie sfotografowaliśmy się u podnóża wieży.

fot. by rowerzysta z Konina/aparat SebkaFiremana

Pożegnaliśmy się z nimi, by po chwili znów się spotkać pod pobliskim marketem.



Spędziliśmy tutaj dłuższą chwilę - na zakupach i na konsumowaniu lodów z budki. Ruszyliśmy dalej i kawałek za Kruszwicą przejechaliśmy przez następny most.


fot. by Bobiko

Po chwili byliśmy w miejscowości Kobylniki, gdzie można zatankować na takiej stacji benzynowej.


Wjechaliśmy do pobliskiego parku, w którym znajduje się taki oto zameczek.


I kolejny miły odcinek asfaltowy.


Po przejechaniu kolejnych kilku miejscowości, w Rzadkwinie trafiliśmy na następny ostry zjazd nad Jezioro Pakoskie.


Przejechaliśmy przez Krzyżannę...


...i dojechaliśmy do kolejnego jeziora - Bronisławskiego, gdzie znów wjechaliśmy na piaszczyste drogi. Kilka km dalej Sebek wprowadził nas znów w jakąś boczną, bardzo wąską ścieżkę wśród drzew i nad dość stromym urwiskiem, która doprowadziła nas do następnego celu podróży: nieczynnego mostu nad tym samym Jeziorem Bronisławskim.







Wspomniane wyżej jezioro:


...i jeszcze raz most w całej okazałości.


Ruszyliśmy dalej - trzeba było pokonać znów tę samą wąską ścieżkę, żeby dostać się do drogi. Na tejże drodze spojrzałem na swoją korbę z góry, w czasie jazdy i zobaczyłem, że jakoś dziwnie zachowuje się największa tarcza - jakby się skrzywiła. Może przez jazdę po tym zielsku? Może coś się gdzieś dostało do napędu, może w coś uderzyłem tarczą? Patrzę na tarczę pośrednią - obraca się prosto. No cóż, trzeba będzie zdjąć w domu i spróbować wyprostować.
Jedziemy dalej i mijamy kolejne miejscowości: Goryszewo, Bystrzyca i dojeżdżamy nad Jezioro Mogileńskie, gdzie Sebek znów sprowadza nas z głównej drogi na jakieś pole. Po chwili okazuje się, że za gęstymi drzewami znajduje się kolejny most nad jeziorem.



Na szczyt tego mostu postanawia wejść Marcin...


...a po chwili również Błażej.




Sebkowi na początku nie udało się wejść, podobnie jak panu Jurkowi:


Pod mostem przepływała sobie jakaś parka.



Do dwójki śmiałków dołączył po chwili trzeci - Sebek - który wszedł na most z drugiej strony i zrobił im zdjęcie.

fot. by SebekFireman

Zrobił też zdjęcie mnie i bobikowi ze szczytu mostu.


Najlepsze jednak ujęcia zrobił Błażej swoim GoPro:


fot. by Jubilat2


fot. by Jubilat2


fot. by Jubilat2


fot. by Jubilat2

Wróciliśmy na trasę, dojechaliśmy do Żabna i po chwili do Wylatowa, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie w celu uzupełnienia zapasów. Pojechaliśmy dalej i znaleźliśmy się w okolicach Jeziora Popielewskiego. Na chwilę stanął pan Jurek, bo myślał, że ma jakąś awarię roweru, ale na szczęście nic się nie stało. Jednak mój napęd z kolei zaczął się dziwnie zachowywać. Tarcza wyglądała na bardziej zgiętą. WTF? Przełączyłem na środkową, a ta także rzuca się na boki. Myślę co jest grane. I po niedługim czasie zaświtało mi, co się może dziać z korbą - przecież wczoraj ją rozbierałem. Czyżbym za słabo przykręcił śruby mocujące zębatki? Zatrzymałem się, sprawdziłem i faktycznie - wszystkie cztery (!!!!) się odkręciły. Cud, że nie do końca i że nie pogubiłem nakrętek. Wiele razy w wielu rowerach rozkręcałem korby i nigdy nie zdarzyło mi się, żeby mi się samoistnie rozkręciły. No ale dzisiejsza trasa była bardzo wymagająca, było sporo mocnych wstrząsów przy dużych prędkościach, więc faktycznie mogło takie coś się stać. W międzyczasie wróciła do mnie cała ekipa, żeby sprawdzić co się stało, a ja skręciłem korbę i mogliśmy jechać dalej.


fot. by Jubilat2

Dojechaliśmy do lasów z których rozpoczęliśmy dzisiejszą wycieczkę i tam musiałem jeszcze raz dokręcić śruby, tym razem jednak mocno się do tego przyłożyłem i do końca jazdy już się nic z nimi nie stało. W Krzyżówce pożegnaliśmy się ze sobą, porozmawialiśmy o najbliższych planach i pojechaliśmy w swoje strony.



Ze mną i bobikiem w stronę Witkowa wybrał się Błażej, z którym zatrzymaliśmy się niedaleko od miejsca "porzucenia" ekipy - na parkingu leśnym. Tam odwiedziliśmy "ubikacje" i zjedliśmy ostatni posiłek w trasie. Chwilę porozmawialiśmy też o rowerach. W Witkowie rozstaliśmy się z nim i udaliśmy się z bobikiem w kierunku Wrześni. Po drodze odezwały się bobikowe flaki, a ja poratowałem go papierem, który miałem przy sobie i bobiko poszedł zanieczyścić czyjąś kukurydzę ;)



Ruszyliśmy dalej, zaliczyliśmy zachód słońca i dojechaliśmy do Wrześni, gdzie bobiko udał się jeszcze do marketu po piwo na wieczór.



A na koniec kilka filmów z różnych fragmentów trasy:







Rower:Kross Dane wycieczki: 172.48 km (28.00 km teren), czas: 12:39 h, avg:13.63 km/h, prędkość maks: 49.10 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4595 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

#132 | Ustawianie roweru

Piątek, 23 sierpnia 2013 | dodano: 23.08.2013 Uczestnicy
Po niedzielnej wycieczce i całym tygodniu odpoczywania od roweru trzeba go było w końcu wyczyścić. Rozebrałem go, zmieniłem łańcuch, zdjąłem i w wodzie umyłem koła z oponami, zdjąłem i wymyłem kasetę, rozebrałem jeden z pedałów, bo za ciężko był skręcony od nowości, zdjąłem koszyk na bidon, zdjąłem koronki z korby, zdjąłem i wyprałem torebki i mocowania gumowo-rzepowe. Miło było zobaczyć jak wygląda rower w takim dziewiczym stanie, bez dodatków. Po wyczyszczeniu, złożeniu i nasmarowaniu postanowiłem przetestować rower przed jutrzejszą wycieczka do Kruszwicy. Nie zakładałem jednak zadnych dodatków poza bidonem. Nawet dętki nie zabierałem. Zaufałem taśmom antyprzebiciowym. Zrobiłem mały objazd, ale przednia tarcza hamulcowa obcierała. Wróciłem, zmieniłem ustawienie zacisku i znów test. Znów obciera. Znów zmiana ustawienia. Potem zgadałem się z bobikiem, że podjadę do niego i wrócimy razem do Wrześni. Po drodze tarcza nadal obcierała, więc gdzieś na polu stanąłem i dokonałem kolejnej korekty. Na nic to się jednak zdało. Dojechałem do bobika, tam zostałem poczęstowany przez jego tatę kiełbaską z grilla, pobawiłem się z Szarkiem, a potem bobiko pokazał mi swoją zniszczoną w niedawnym wypadku przednią obręcz. Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy do Wrześni, bo zaczynało się ściemniać, a ja nie miałem założonego oświetlenia. Dojechaliśmy, bobiko odprowadził mnie do domu i zaczęliśmy się przygotowywać do jutrzejszej wycieczki. W domu zmontowałem do końca rower i dokonałem kolejnej korekty ustawienia przedniego zacisku, w którym okazało się, że nie tarcza nie obcierała o klocek, tylko o dolną część zacisku, co trzeba było skorygować dolną śrubą zacisku.
Rower:Kross Dane wycieczki: 26.78 km (4.00 km teren), czas: 02:31 h, avg:10.64 km/h, prędkość maks: 31.70 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 713 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#131 | Piechcin - kopalnia

Niedziela, 18 sierpnia 2013 | dodano: 25.08.2013 Uczestnicy
Obudziłem się rano i zastanawiałem czy jechać na proponowany wczoraj przez chłopaków wypad do Piechcina. Okazało się, że Bobiko nie jedzie, bo chory. Czy chce mi się jechać samemu? Po chwili przemyśleń stwierdziłem, że tak. W końcu zobaczę kolejny ciekawy kawałek kraju, zamiast siedzieć w domu, czy kręcić się po okolicy. Przygotowałem się więc na wyjazd, sprawdziłem odległość od Wrześni do punktu zbiórki w Kruchowie i ustaliłem, że będę potrzebował jakieś 1,5 godziny na dojazd. Spotkanie miało być o 11, więc o 9.30 wyjechałem z domu. Na początku było ciężko. Tyłek bolał po wczorajszej jeździe w nowych spodenkach z cholerną wkładką żelową, która okazała się niewypałem. Brakowało mi też powera w nogach. Cały czas chodził mi głowie plan awaryjny, że zawrócę w Witkowie albo Trzemesznie, ew. dopiero w Kruchwie po spotkaniu z ekipą, jednak do samego Kruchowa jakoś dałem radę się doturlać. Dotarłem tam do rozjazdu dróg. I teraz pytanie: gdzie ma się odbyć to spotkanie? Uruchomiłem mapkę i sprawdziłem, że z Gniezna chłopaki mogą dotrzeć właściwie tylko jedną drogą, więc wybrałem ją i po 100 metrach zrobiłem przystanek pod drzewkiem. Sporządziłem sobie napój energetyczny, przekąsiłem batona i poczekałem na przybycie ekipy. W końcu przyjechali:



Przywitaliśmy się, po czym okazało się, że i oni nie są w pełni sił po wczorajszej jeździe i zadeklarowali, że dzisiejsza wycieczka będzie spokojna. W takim razie nie wracam do Wrześni, tylko wspólnie jedziemy dalej ;) Ruszyliśmy po paru minutach, okrążyliśmy jezioro w Kruchowie i stanęliśmy przy pierwszym napotkanym sklepie, który okazał się nieczynny. No cóż, trzeba poszukać następnego. Kawałek dalej skręciliśmy w prawo, na Ławki. W Ławkach wykręciiśmy kawałek w lewo i przystanęliśmy na chwilę przy domu, w którym urodził się Hipolit Cegielski.



Ruszyliśmy dalej. Temperatura rosła z każdą chwilą, zapowiadał się bardzo gorący dzień. Zaczęły się też ciekawe tereny pagórkowate.



Dojechaliśmy do Palędzia Dolnego, w którym z prawej strony, w oddali, zobaczyliśmy nieczynną kopalnię soli, a kawałek dalej zaliczyliśmy bardzo fajny zjazd.



Skręciliśmy w lewo i tam w wiosce był kolejny zjazd, niestety po bardzo dziurawej nawierzchni i wstrząsów tych nie wytrzymało mocowanie Garmina na marcinowej kierownicy. Garmin spadł i troszkę się poobijał. Konieczne było wzmocnienie jego mocowania przy pomocy gumek recepturek pod pobliskim sklepem, który na szczęście dla nas i dla tambylców, rozkoszujących się piwkiem, okazał się czynny. Chłopacy zakupili jakieś płyny (ja jeszcze miałem w plecacku) i ruszyliśmy dalej. Mijaliśmy w dość spokojnym otoczeniu wieś za wsią i miejscowość za miejscowością i dotarliśmy do jednej takiej, dość malowniczej - do Dąbrowy.



Duża część naszej ekipy to wierni fani marki Crosso ;)


W tych rejonach na horyzoncie zaczęły majaczyć kształty naszego dzisiejszego celu: kopalni.


Niedługo później zjechaliśmy z asfaltowej drogi i między polami dojechaliśmy do lini kolejki linowej, która transportuje urobek z kopalni.




W końcu dotarliśmy do samego Piechcina, w którym najpierw zrobiliśmy postój przy polomarkecie. Uzupełniliśmy w nim płyny i jedzenie, które postanowiliśmy skonsumować na miejscu, w które się udajemy: zalany kamieniołom.



Trzeba przyznać - szczęka mi opadła, gdy to zobaczyłem. Chorwacja w Polsce. Lazurowe Wybrzeże. Wysokie skały, z których ludziki skaczą do wody o pięknym kolorze. Rozpoczęliśmy fotografowanie i nagrywanie.




Po chwili przenieśliśmy się kawałek dalej, gdzie mogliśmy postawić rowery i rozpocząć lunch, przeplatany robieniem zdjęć.






Nawet pieskom podobały się widoki.




Pojedliśmy, popiliśmy, więc trzeba było ruszyć dalej, bo jeszcze dużo zwiedzania przed nami. Wąską ścieżką wokół zbiornika wodnego przejechaliśmy kawałek dalej, gdzie na chwilę zajrzeliśmy do kolejnego punktu skoków do wody.




Przejechaliśmy przez bazę nurkową, kawałek dalej pokonaliśmy dość wysoką barierę - hałdę usypaną po to, aby zastawić wjazd na teren nieczynnego wyrobiska kopalni, po czym zobaczliśmy wielką dziurę w ziemi z równie wielką hałdą obok niej.




Zrobiliśmy sobie też wspólne zdjęcie.





Ciekawe co tam widać na samym dole...



Niebawem opuściliśmy teren, przejechaliśmy znów obok zbiornika wodnego, do Piechcina i za nim odbiliśmy w bok, żeby dojechać do czynnej części kopalni. Znów musieliśmy pokonać zaporę drogową i znaleźliśmy się na terenie kopalni, z jeszcze większym wykopem niż poprzedni.



Parę zdjęć i jedziemy dalej wapiennymi drogami. Nagle patrzymy, a przed nami samochód z włączonym kogutem - ochroniarze kopalni. Minęliśmy się, a panowie ze środka samochodu przez otwarte okno mówią do nas: tu nie wolno...
No ale i my i oni pojechaliśmy w swoje strony. Jednak po chwili się obejrzeliśmy, a samochód ochrony cofa w naszym kierunku. Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać. Panowie mówili, że tu właściwie nie wolno jechać, że i tak tu nie przejedziemy nigdzie dalej, bo droga kończy się hałdą. Nie byli jednak zbyt stanowczy, było czuć w ich głosie, że mówią to, bo muszą, a w gruncie rzeczy chcą nam pozwolić zwiedzić sobie te tereny, szczególnie, że kubolsky powiedział im, że jesteśmy z Poznania i że jedziemy tak, jak nas prowadzi mapa, że wiemy, że za chwilę koniec drogi, ale że będziemy się trzymać tylko i wyłącznie tej drogi i zaraz wracamy. No i pojechaliśmy dalej. Do hałdy. A żeby znaleźć się na jej szczycie trzeba było pokonać jakieś 200 czy 300 metrów podjazdu pod ostrym kątem, w dodatku po luźnej nawierzchni.



Wjazd na szczyt wyssał z nas sporo energii, więc musieliśmy zrobić tam postój na uzupełnienie braków.



A widoki ze szczytu całkiem zacne.





Przed zjazdem Marcin ostrzegł nas, żeby nie zjeżdżać za szybko, bo ciężko się na dole zatrzymać. Sam jednak pognał do przodu; ja nagrywałem go z tyłu, jednak bardzo szybko zniknął z pola widzenia w kurzu i pyle ;)

Po zjeździe z hałdy znów minęliśmy samochód ochrony, pożegnaliśmy się z nimi gestem ręki i pognaliśmy dalej drogą, którą tu dotarliśmy. Pokonaliśmy barierę na drodze i udaliśmy się w drogę powrotną. W pobliskim Słaboszewie odwiedziliśmy sklepik, w którym kupiliśmy zimną wodę (ach, zimna cytrynowa była zbawieniem w tym upale) i lody. Po odpoczynku i napełnieniu brzuchów ruszyliśmy dalej. Marcin wpadł na pomysł, żeby skrócić trasę i znalazł na GPS-ie dość dogodny do tego odcinek. Znów przejeżdżaliśmy przez polne drogi, by po jakims czasie wjechać w lasy. Tam tempo wzrosło, bo wiele razy było z górki i nie było czuć wiatru w twarz. W pewnym momencie, w okolicach Jeziora Oćwieckiego, trafiliśmy na przytulny i malowniczy zajazd, w którym kubolskiego i pana Jurka zachęciło zimne piwo. Zrobiśmy sobie tam więc dłuższy postój.



W międzyczasie odezwał się Bobiko i zadeklarował, że wyjedzie mi naprzeciw w kierunku Trzemeszna, z którego miałem wracać do domu. Ruszyliśmy dalej i kawałek dalej wjechaliśmy na przepiękny, nowiutki, pachnący, prościutki i gładki jak stół asfalt wśród lasów. Prawie zero ruchu, czasem jakiś ciągnik. I jechaliśmy tak przez 10 km. Z całą pewnością muszę tu wrócić rowerem szosowym i poszaleć. Dojechaliśmy do Jeziora Przedwieśnia, nad którym byliśmy niedawno z bobikiem i Marcinem po wycieczce do Wapna i kawałek dalej na skrzyżowaniu pożegnałem się z ekipą, która odbijała w prawo na Gniezno, a ja jechałem na lewo - w kierunku Kruchowa. Wiatr, który dość mocno przeszkadzał nam po wyjeździe z Piechcina, za Kruchowem wyraźnie osłabł. Przed Trzemesznem napisał do mnie bobiko, że jeszcze jest daleko przed Witkowem, bo jedzie gdzieś okrężnymi drogami i spotkamy się na rondzie w Witkowie. Pognałem więc dalej, przez Trzemeszno do samego Witkowa. Tam umówiłem się z bobikiem, że podjedziemy pod Tesco. Poczekałem przez chwilę na niego, po czym okazało się, że Tesco właśnie zamykają, więc skoczyliśmy kawałek dalej do Biedronki. Tam bobiko zanabył energetyki i zaczęły się opowieści z dzisiejszego dnia. Ruszyliśmy w kierunku Wrześni, a w naszę strone ruszyły cieżkie, burzowe chmury.



W zasadzie chciałem, żeby popadało, bo rower trochę by się umył z tego kurzu, a ja bym się schłodził. Niestety nie padało i do Wrześni dojechaliśmy w stanie suchym.
Rower:Kross Dane wycieczki: 170.25 km (21.00 km teren), czas: 11:12 h, avg:15.20 km/h, prędkość maks: 52.20 km/h
Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4536 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

#130 | Rajd Gniezno i Skorzęcin na deser

Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano: 17.08.2013 Uczestnicy
Na sobotę zostałem zaproszony przez kolegów z Gniezna na rajd rowerowy. Nie byłem do końca pewny, czy pojadę, jednak pogoda była idealna, a i chęć pośmigania w towarzystwie pojawiła się w sobotę od rana, więc przygotowałem się na wyjazd, założyłem sakwę na sztycę, załadowałem trochę prowiantu i śmignąłem główną trasą z Wrześni do Gniezna. Jechało się dobrze, bo z wiatrem.
Dojechałem do centrum i do rynku, na którym miało się odbyć spotkanie uczestników. Rozglądam się... i zobaczyłem pana Jurka. Po chwili spojrzałem w prawo, a tam Kubolsky - organizator rajdu - stoi samotnie z rowerem i mnie woła :) Przywitaliśmy się i po chwili dojechał MarcinGT. Kilka minut później grupka zaczęła się powiększać, pojawiło się nawet kilka dziewczyn. Zjawił się też znany mi z internetu kalorr, rysujący swoimi przejazdami ciekawe kształty na mapie. Rozpoczęły się rozmowy rowerowe i rozmowy na temat dzisiejszej trasy. W sumie zjawiło się trochę ponad 20 osób.


fot. Andrzej Myszkiewicz

Chwilę przed 12.00 Kuba przemówił... Opowiedział pokrótce o dzisiejszej trasie i planowanym postoju w Czerniejewie, gdzie miał odbyć się mały "piknik". O 12 ruszyliśmy. Początkowo przez park nad jeziorem, potem wyjechaliśmy na drogę serwisową wzdłuż ulicy Poznańskiej, by wyjechać później na drogi polne w kierunku lasów czerniejewskich.




Po drodze rozmawialiśmy i robiliśmy zdjęcia. W końcu wjechaliśmy do lasu. Gdzieniegdzie było trochę mokro, w jednym miejscu była nawet spora kałuża z błotkiem, przez którą trzeba było albo przejechać, albo przeskoczyć razem z rowerem. Gdy wyjeżdżaliśmy z lasu na asfalt w Brzózkach zadzwonił do mnie bobiko i powiedział, że właśnie zmierza w kierunku Czerniejewa na swoim nowym nabytku - 29er Krossa. A my tymczasem dojechaliśmy do pałacu, kubolsky wyjął prowiant - energetyki, izotoniki i batoniki i każdy mógł się poczęstować. Niecałe pół godziny później dojechał Bobiko i wzbudził swoim rowerem zaciekawienie uczestników rajdu.




Kilkanaście minut później ruszyliśmy w dalszą trasę - przez Kąpiel, Nidom i Gębarzewo do Gniezna.



W Gnieźnie kubolsky podziękował wszystkim za przybycie i zadeklarował, że uszukuje kolejną trasę na kolejny rajd. Ludzie się rozjechali, a ja z bobikiem, kubolskym, panem Jurkiem i marcinemGT zaczęliśmy omawiać jutrzejszy wyjazd do Piechcina. Kubolsky się pożegnał i śmignął do domu, a my w czwórkę postanowiliśmy odwiedzić Skorzęcin. Najpierw bobiko chciał nam pokazać swoje miejsce pracy w Gnieźnie, do którego udaliśmy się zaliczając najpierw aptekę, a potem Marcin-przewodnik wyprowadził nas z Gniezna na boczne drogi przez Lubochnię, a potem leśne trasy...



... do samego centrum ośrodka w Skorzęcinie. Tam w jakiś sposób udało nam się dojechać do molo, bo ludzi było jak mrówek w mrowisku. Marcin i pan Jurek pojechali coś zjeść, więc się pożegnaliśmy i z bobikiem skoczyłem na molo. Tam znaleźliśmy ławkę i zrobiliśmy sobie mały odpoczynek umiliany pięknymi widokami panienek.




W końcu trzeba było ruszyć w drogę powrotną, ale czekało nas jeszcze przeciskanie się między ludźmi na głównej alejce ośrodka. Oj, ciężko było. W końcu jednak udało się wyjechać i razem ze sznurami samochodów dojechaliśmy do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 126.15 km (28.00 km teren), czas: 08:30 h, avg:14.84 km/h, prędkość maks: 42.50 km/h
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3361 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)