- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#7 | Kawa w Skorzęcinie
Miałem nadzieję, że wzrost temperatury spowoduje, że wody na ulicach będzie coraz mniej. Niestety myliłem się i przekonałem się o tym podczas dzisiejszego wypadu do Skorzęcina z bobikiem. Wszystko, co jeszcze leżało na poboczach - brudne resztki śniegu, roztapiały się, zalewając ulice. No i czysty rower stał się przeszłością. Na szczęście większość dróg była całkiem znośna, a i pogoda bardzo miła.
Przed Gorzykowem chciałem wspomnieć bobikowi o psie, którego zawsze wypatruję, jadąc wieczorem do Skorzęcina, gdy nagle na horyzoncie pokazał się inny pies, tym razem owczarek niemiecki. Chodził sobie po drodze, a gdy nas zobaczył - przystanął i przypatrywał się. Bobiko jechał pierwszy, ominął go szerokim łukiem lewą stroną drogi, ja w tym czasie przygotowałem na wszelki wypadek odstraszacz. Gdy zbliżyłem się do niego, zacmokałem. Pies spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Minęliśmy go, obejrzeliśmy się, a on stanął sobie w poprzek drogi, na środku i patrzy na nas. Za nami jechał samochód. Musiał kilka razy zatrąbić na psiaka, żeby ten zszedł z drogi. Ciekawe co tam psiak robił. Wyglądał na trochę zaniedbanego.
Kawałek dalej spotkaliśmy psa, który nas kiedyś atakował - tym razem był za płotem na posesji.
Wjechaliśmy do Witkowa. Bobiko pojechał w prawo, przed kościołem, ja prosto, za kościołem. Spotkaliśmy się na wylocie na Skorzęcin. Przed wsią Skorzęcin bobiko wspomniał, że chciałby przejechać przez wieś, bo musi rzucić okiem na jeden z domów. Skręcił w lewo, a ja pojechałem prosto i spotkaliśmy się na skrzyżowaniu przed lasem. I teraz czekało nas najciekawsze - co będzie w lesie... A w lesie nadal sporo śniegu, ale też sporo wody, bo połowa śniegu na drodze się roztopiła, ale że droga jest w cieniu, to nie zdążyła wyschnąć.
Bobiko śmignął do przodu, a ja postanowiłem zachować rower w miarę dobrym stanie i jechałem sobie powoli, żeby zapobiec ochlapaniu całej ramy i osprzętu. O dziwo jeździło tu też dość sporo samochodów, a minięcie się na jednym właściwie pasie ruchu nie było proste - na na slickach nie zamierzałem zjeżdżać w ten śniego-lód, więc samochody zjeżdżały.
Dojechaliśmy do ośrodka i przed dojazdem na molo musieliśmy pokonać małą rzekę na główne alejce - było tam dużo gorzej niż w lesie.
A na jeziorze... łyżwiarze i wędkarze.
Bobiko postanowił sprawdzić wytrzymałość lodu.
Po zdjęciach zjechaliśmy z mola, na którym mocno wiało i stanęliśmy przy ławkach, w miejscu gdzie zaparkowałem rower podczas ostatniej wieczornej wycieczki. Zabraliśmy się za kawę, herbatę, energetyki i banany. No i jeszcze zdjęcie zachodzącego słońca...
Zmieniliśmy drugą warstwę ciuchów z przepoconych na suche, z plecaków, i ruszyliśmy w stronę domu. Przed Witkowem byliśmy już rozgrzani. W samym Witkowie zatrzymaliśmy się przy sklepie, żeby kupić batoniki. Bobiko wypił energetyka i ruszyliśmy dalej. Było już ciemno. Za Gorzykowem znów spotkaliśmy owczarka - nadal chodził sobie po drodze, na szczęście nie środkiem, bo było tam tak ciemno, że mogło go coś potrącić. W Grzybowie zatrzymaliśmy się ponownie, żeby zjeść po drugim Snickersie i pojechaliśmy do Wrześni. Tam skoczyliśmy jeszcze na Rynek, do wpłatomatu i każdy z nas pognał w stronę domu.
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2144 (kcal)
Przed Gorzykowem chciałem wspomnieć bobikowi o psie, którego zawsze wypatruję, jadąc wieczorem do Skorzęcina, gdy nagle na horyzoncie pokazał się inny pies, tym razem owczarek niemiecki. Chodził sobie po drodze, a gdy nas zobaczył - przystanął i przypatrywał się. Bobiko jechał pierwszy, ominął go szerokim łukiem lewą stroną drogi, ja w tym czasie przygotowałem na wszelki wypadek odstraszacz. Gdy zbliżyłem się do niego, zacmokałem. Pies spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Minęliśmy go, obejrzeliśmy się, a on stanął sobie w poprzek drogi, na środku i patrzy na nas. Za nami jechał samochód. Musiał kilka razy zatrąbić na psiaka, żeby ten zszedł z drogi. Ciekawe co tam psiak robił. Wyglądał na trochę zaniedbanego.
Kawałek dalej spotkaliśmy psa, który nas kiedyś atakował - tym razem był za płotem na posesji.
Wjechaliśmy do Witkowa. Bobiko pojechał w prawo, przed kościołem, ja prosto, za kościołem. Spotkaliśmy się na wylocie na Skorzęcin. Przed wsią Skorzęcin bobiko wspomniał, że chciałby przejechać przez wieś, bo musi rzucić okiem na jeden z domów. Skręcił w lewo, a ja pojechałem prosto i spotkaliśmy się na skrzyżowaniu przed lasem. I teraz czekało nas najciekawsze - co będzie w lesie... A w lesie nadal sporo śniegu, ale też sporo wody, bo połowa śniegu na drodze się roztopiła, ale że droga jest w cieniu, to nie zdążyła wyschnąć.
Bobiko śmignął do przodu, a ja postanowiłem zachować rower w miarę dobrym stanie i jechałem sobie powoli, żeby zapobiec ochlapaniu całej ramy i osprzętu. O dziwo jeździło tu też dość sporo samochodów, a minięcie się na jednym właściwie pasie ruchu nie było proste - na na slickach nie zamierzałem zjeżdżać w ten śniego-lód, więc samochody zjeżdżały.
Dojechaliśmy do ośrodka i przed dojazdem na molo musieliśmy pokonać małą rzekę na główne alejce - było tam dużo gorzej niż w lesie.
A na jeziorze... łyżwiarze i wędkarze.
Bobiko postanowił sprawdzić wytrzymałość lodu.
Po zdjęciach zjechaliśmy z mola, na którym mocno wiało i stanęliśmy przy ławkach, w miejscu gdzie zaparkowałem rower podczas ostatniej wieczornej wycieczki. Zabraliśmy się za kawę, herbatę, energetyki i banany. No i jeszcze zdjęcie zachodzącego słońca...
Zmieniliśmy drugą warstwę ciuchów z przepoconych na suche, z plecaków, i ruszyliśmy w stronę domu. Przed Witkowem byliśmy już rozgrzani. W samym Witkowie zatrzymaliśmy się przy sklepie, żeby kupić batoniki. Bobiko wypił energetyka i ruszyliśmy dalej. Było już ciemno. Za Gorzykowem znów spotkaliśmy owczarka - nadal chodził sobie po drodze, na szczęście nie środkiem, bo było tam tak ciemno, że mogło go coś potrącić. W Grzybowie zatrzymaliśmy się ponownie, żeby zjeść po drugim Snickersie i pojechaliśmy do Wrześni. Tam skoczyliśmy jeszcze na Rynek, do wpłatomatu i każdy z nas pognał w stronę domu.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
80.47 km (0.00 km teren), czas: 05:33 h, avg:14.50 km/h,
prędkość maks: 45.30 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2144 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj