Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48549 km
Kellys 39469 km
Esker 15882 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:1042.71 km (w terenie 83.50 km; 8.01%)
Czas w ruchu:62:38
Średnia prędkość:16.65 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Suma kalorii:27746 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:57.93 km i 3h 28m
Więcej statystyk

#36 | Marzelewo, Barczyzna, Nekla

Niedziela, 30 marca 2014 | dodano: 30.03.2014Kategoria 1-50 Uczestnicy
Brakowało dziś energii do życia, ale pogoda była ładna, więc w końcu trzeba było wyjść z domu. Umówiłem się z bobikiem, że przyjedzie po mnie i pojedziemy przez las do Barczyzny. Ruszyliśmy około południa przez oba parki w stronę zalewu wrzesińskiego.
Po drodze minęliśmy budynek, który był obecny w moim życiu od kiedy pamiętem, a który teraz przechodzi do historii... Tak, rozpieprzcie tę Wrześnię do końca. Zaorajcie najlepiej wszystko...

Wrześnica od pewnego czasu ma bardzo wysoki stan. W parku już prawie wylewa się na pole, a w tunelu pod torami kolejowymi nurt rzadko kiedy jest tak rwący, a i wodospad też niczego sobie. Trochę mnie martwi ten wysoki poziom wód zarówno w rzece, jak i wód gruntowych, bo właśnie zmierzamy w kierunku lasu, który jest lekko podmokły. Ciekawe czy tam dziś przejedziemy...
Pierwsza wodna przeszkoda pojawiła się już na ścieżce rowerowej wzdłuż zalewu - wielkie bajoro na sąsiednim polu oddaje wodę wprost na ścieżkę. Dojechaliśmy do lasu koło Country Clubu i wśród spacerowiczów i kilku rowerzystów dojechaliśmy do Marzelewa, gdzie zrobiliśmy krótki postój na batonika i parę zdjęć.

A tutaj mnie jeszcze nie było:

Ruszyliśmy dalej. W lesie faktycznie było trochę bardziej mokro niż ostatnim razem, gdy tu byłem, ale nie było tragedii. Miejsce najbardziej mokre - z kałużą na całą szerokość drogi - było tak samo zalane i tak samo jak ostatnio dało się to obejść. Wyjechaliśmy z lasu w Barczyźnie i postanowiliśmy pojechać drogą, którą ostatnio odkryłem - w stronę dębów. I to właśnie ta droga i ja na niej:

Kawałek dalej minęliśmy grupę jeźdźców na koniach.


Hałasujące ptaki:

Ja i dąb:


Maszyny mają chwilę na odpoczynek:


Wyjechaliśmy w Barczyźnie, tam gdzie ja wyjechałem ostatnio i udaliśmy się w stronę Nekli. Po drodze minęliśmy jedną grupę rowerzystów, a po niej grupę żółtych Wrześnian - ze 30 osób. Dojechaliśmy do Nekli, tam bobiko odbił w prawo na Targową Górkę, a ja śmignąłem seriwsówką wzdłuż K92 w stronę Wrześni. W Zasutowie spotkałem kolejną grupę rowerzystów - chyba uczestników jakiegoś rajdu, a liczbie chyba 50 osób. Gdy dojechałem do Wrześni, to koło zalewu dogoniłem "żółtków". Przeleciałem przez centrum i wróciłem do domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 34.03 km (10.00 km teren), czas: 02:59 h, avg:11.41 km/h, prędkość maks: 32.90 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 906 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#35 | Skorzęcin

Środa, 26 marca 2014 | dodano: 27.03.2014Kategoria 51-100
Standardowy, popołudniowo-wieczorny wypad do Skorzęcina na kawę.
W plecaku zapasowy suchy polar (zamiast zwyczajowo drugiej kurtki, którą brałem żeby założyć na siebie w ośrodku podczas picia kawy). Do ośrodka dojechałem już po zmroku. Spodziewałem się pustek, bo na drodze dojazdowej nie spotkałem chyba żadnego samochodu, a w ośrodku... niespodzianka. Już przy głównej alejce ruch, bo remontowano dwa sklepiko-lokale. Pusto było tylko na molo i baaaardzo cicho, bez kapki wiatru. Tafla wody spokojna i równa jak szyba. Przez chwilę pomyślałem, żeby zostać na kawie na molo, ale w końcu pojechałem w swoje stałe miejsce. Tam z kolei było bardzo głośno, bo dwa domki dalej też coś się działo - jakiś kolejny remont, porozświetlane wszystko. Z jednej słychać jakieś wiertarki, z drugiej jakieś młotki... Kupa ludzi. Oj, szykują się wszyscy na weekend...
Założyłem suchy polar na miejsce mokrej od potu bluzy, która powędrowała do plecaka. Wypiłem kawę, zjadłem batonika i po niedługim czasie ruszyłem w stronę Wrześni.
Niecałe 1,5 godziny później byłem w domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.46 km (0.00 km teren), czas: 03:21 h, avg:18.64 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1664 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#34 | Pochmurno-deszczowy trójkąt

Niedziela, 23 marca 2014 | dodano: 23.03.2014Kategoria 1-50
Dziwne - przy dzisiejszej szansie na deszcz na poziomie 70-80?szcz nie padał zaraz po tym, gdy wyjechałem rowerem. Ogólnie miałem dzisiaj nie jechać, bo już od wczoraj zapowiadane były na dzisiaj ulewy, więc dzień spisany był na straty. Jednak od rana było zachmurzone i takie zachmurzenie utrzymywało się cały czas - raz było trochę jaśniej, raz trochę ciemniej, ale było sucho. Siedziałem i myślałem - jechać, czy nie. Bobiko powiedział, że nie jedzie, bo chory czy coś. Wstałem od komputera, podszedłem do okna - pada, ludzie pod parasolami chodzą. Ale po paru minutach przestało i na chodniku nie było śladu deszczu. Dobra, ubieram się. Wziąłem kurtkę przeciwdeszczową, ochraniacze hydro na buty i pojechałem. Zanim dojechałem do miasta poczułem na sobie kilka kropelek deszczu, ale na tym się skończyło. Skierowałem się więc na Czerniejewo. Przed Czerniejewem znów troszkę pokropiło, ale minimalnie - ślady deszczu widać było tylko na moich okularach i kierownicy. Droga nadal sucha. W Czerniejewie już nie padało.

Za Czerniejewem zatrzymałem się na zdjęcie i napisałem do bobika. Ruszyłem dalej. Przed Neklą znów minąłem roller-girl, a kawałek dalej znów zaczęło kropić. Spodziewałem się, że Nekla będzie zalana wodą, jak ostatnio, ale o dziwo nie była. Śmignąłem przez centrum, a potem serwisówką w stronę Wrześni. Za Podstolicami zaczęło kropić i taki leciutki opad utrzymał się aż do momentu gdy dojechałem do domu.
Zaczęło padać jakieś 20 minut później. Tak więc dziś miałem szczęście.
Rower:Kross Dane wycieczki: 36.35 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:24.23 km/h, prędkość maks: 39.50 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 968 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#33 | Wiosennie po lasach i nie tylko

Sobota, 22 marca 2014 | dodano: 22.03.2014Kategoria 1-50
Prognoza pogody nie dawała dzisiaj nadziei na jakąś dłuższą jazdę. Miało padać o 13, potem była mowa o 16. Bobiko dzisiaj odpadł z racji prac domowo-podwórkowych, a ja nie miałem ochoty na jakieś wielkie wojaże. Chodziła mi tylko po głowie szosówka - może Miłosław i powrót. Jednak wygrał góral - postanowiłem skoczyć do lasu, wycieczkowo, i porobić trochę zdjęć. Wyjechałem około południa i skierowałem się na Marzelewo. Ale tam było pięknie dzisiaj. Cieplutko - 18 stopni, słonecznie i cicho...
Najpierw jednak przejechałem się wzdłuż naszego zalewu.

Po chwili poczułem na sobie kropelki deszczu. WTF? Spojrzałem na niebo, a tam błękit i delikatne białe obłoki. Na szczęście przestało.
Dojechałem do Marzelewa, mijając rodzinkę na spacerze i parkę z kijkami.

Postawiłem rower przy drzewie, skonsumowałem batonika i napawałem się widokami i ciepełkiem.



Niestety, po drodze do Marzelewa zdarzyły się 3 lub 4 takie "smaczki":

- chyba szła tędy wczoraj jakaś ekipa niedorozwojów.



Ruszyłem dalej, mając na celu dotarcie do Barczyzny - pewnie będzie można spotkać tam dziś jakieś rowerzystki albo dziewczyny na rolkach, bo jest tam równiutki asfalt.
Ogólnie w lesie na drogach było w miarę sucho, z małym wyjątkiem w tym miejscu.

Na szczęście z prawej strony był kawałeczek bez wody i można było bez brudzenia roweru jechać dalej.

Po chwili zobaczyłem takie drzewko.

Bliźniaki?

Dojechałem do Barczyzny i zobaczyłem drogę zasypaną leśnym piachem jak po burzy piaskowej.

Za Barczyzną moim oczom ukazał się drogowskaz mówią o trzech dębach w okolicy. Hmm, pierwszy raz widzę to w tym miejscu.

Po chwili namysłu postanowiłem poszukać dwa dęby z prawej strony. Spojrzałem w stronę, którą wskazywał drogowskaz, a tam polna droga wiodąca przez pola w kierunku lasu. Dobra, jadę.
I była to dobra decyzja, bo okolica fajna i malownicza. Dziwne, że jeszcze tu nie byłem...



Cały czas wypatrywałem te dęby. W końcu do nich dojechałem. Przy każdym stała tabliczka informacyjna.


Z lewej strony, w oddali na polu zobaczyłem chodzące dwa ptaki. Z początku myślałem, że to bociany, ale dzioby nie były czerwone. Po chwili się "odezwały". O fuck, ależ miały moc w tych dziobach. Nie wiem co to było, bo nie znam się na ptakach, ale ich pisk-śpiew był naprawdę donośny.
Kawałek dalej był kolejny dąb, przy którym również stanąłem.



Spojrzałem na mapę i postanowiłem jechać dalej w las, z nadzieją dojechania do leśnej drogi prowadzącej z Marzelewa do leśniczówki przed Czerniejewem.

W międzyczasie znów trochę pokropiło. Ale widoki były pyszne.


Patrzę na kompas - zmierzam na wschód, a powinienem na płn-wsch. Szukam więc jakiejś drogi w lewo. Patrzę - jest, dokładnie pod kątem 45 stopni od obecnej. Skręciłem w nią, jadę, jadę i nagle polana z wycinką. I koniec drogi. Ani w lewo, ani w prawo, ani prosto. No więc jadę z powrotem. Postanowiłem wrócić kawałek drogą sprzed skrętu i spróbować zachód. Po kilkuset metrach trafiłem jednak na bagno - droga i okoliczne drzewa dosłownie tonęły w wodzie. No więc powrót i znów drogą na wschód. Jednak i ta droga po jakimś czasie się skończyła, tyle że nie w szczerym polu, a została przecięta przez drogę, a raczej "drogę" - kanał czarnej, rozmoczonej ziemi, z półmetrowej głębokości koleinami od kół ciągników. Nie, tędy na pewno nie przejadę. Ale z prawej strony zauważyłem jakieś zaczątki cywilizacji - pocięte drzewa. Skierowałem się więc tam, jadąc właściwie trochę lasem, żeby nie brnąć w tej czarnej mazi i po chwili trafiłem na ładną leśną drogę, którą dojechałem... do Barczyzny, niedaleko hotelu, obok którego już dziś przejeżdżałem. Dojechałem więc znów do drogowskazów z dębami i skierowałem się tym razem na trasę Czerniejewo-Nekla. Przed Neklą spotkałem tamtejszą roller-girl. Przejechałem przez Neklę i skierowałem się na Targową Górkę, aby po długiej walce z wiatrem z twarz, przekroczeniu trasy A2 i trasy średzkiej, dojechać do Chwalibogowa, gdzie spotkałem się z bobikiem. Chwila rozmowy i śmigam na Wrześnię, boczną drogą w kierunku Obłaczkowa, przez tereny sąsiadujące z przyszłą fabryką VW. I tutaj też, podobnie jak na trasie średzkiej, zaczyna się pustoszenie terenu...

A wieczorem, prawie dokładnie tak, jak przewidywała prognoza, o 19:00 zaczęło padać.



Rower:Kross Dane wycieczki: 44.12 km (13.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:11.46 km/h, prędkość maks: 35.30 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1175 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#32| Wrz-Czern-Nkl-Wrz-Skorz-Wrz-Czern-Nkl-Wrz i 2000 km przekroczone

Czwartek, 20 marca 2014 | dodano: 21.03.2014Kategoria 101-150 Uczestnicy
Dziś, gdy byłem w pracy, po głowie chodziło mi szaleństwo dobicia dzisiejszym popołudniem i wieczorem do 2000 km w tym roku. Brakowało do tego 127 km. Czy się uda? Zobaczymy. Na pierwszy rzut, po zjedzeniu obiadu, poszedł trójkąt Września-Czerniejewo-Nekla-Września. Wyjechałem o 17 i poinformowałem bobika, że o 18.30 będzie wyjazd do Skoja i jeśli chce, to musiałby o tej godzinie dobić do mnie, bo nie będę miał czasu, żeby na niego czekać. Przystał na propozycję.
Ruszyłem z kopyta. Pogoda była ładna, ciepło, więc nie brałem kurtki i miałem na sobie bluzę i kamizelkę. Śmignąłem przez Czerniejewo i dalej do Nekli. Przed Neklą spotkałem roller-girl, ale - o dziwo - nie na rolkach, tylko na rowerze z sakwami. Czyżby zmieniła sport?
Między Neklą a Wrześnią jechałem serwisówką. Przed Zasutowem w oddali zobaczyłem dwóch rowerzystów. Dogoniłem ich i zobaczyłem, że jeden z nich jechał szosówką Meridy.
Do Wrześni dotarłem ok. 18.20. Bobiko poinformował mnie, że trochę się może spóźnić. Odpowiedziałem, że być może zdąży jednak do mnie dojechać, bo ja też mam lekkie opóźnienie i właśnie wszedłem do domu, a muszę się jeszcze przebrać. Łyknąłem drugą dawkę SuperDrive i wyszedłem z domu. Zadzwoniłem do bobika z pytaniem gdzie jest. Odpowiedział, że koło Shella i że mam jechać na Skorzęcin, a on mnie dogoni. Hehe, no nie wiem ;)
Ruszyłem więc, co jakiś czas sprawdzając swoją godzinę szóstą, ale bobika nie było widać. Chyba jednak za bardzo podkręciłem tempo. Jednak nie miałem ochoty zwalniać, bo dzień nie jest z gumy, a ja chciałem zrobić grubo ponad setkę dzisiaj. Policzyłem, że trójkąt + Skorzęcin, to będzie tylko 97 km, więc po Skorzęcinie trzeba będzie jeszcze jakąś trasę zaliczyć. Bobika zobaczyłem za sobą, a właściwie tylko jego przednie, silne światła, gdy byłem w Grzybowie. Jednak jeszcze przez całą długą prostą za Grzybowem i potem drugą - do Stanisławowa - byłem daleko w przodzie. Potem obniżyłem tempo, żeby bobiko mnie dogonił, przywitaliśmy się i śmignęliśmy do Witkowa. Bobiko zaproponował tam krótki postój na uzupełnienie prowiantu w Tesco. 5 minut przed sklepem i jedziemy dalej - od strony osiedla, przez centrum i wyjeżdżamy na drogę do Skorzęcina. Tam było bardzo spokojnie. Do samego ośrodka chyba nie widzieliśmy żadnego samochodu. W ośrodku zobaczyliśmy jeden samochód i parkę. Wjechaliśmy na molo, żeby przywitać się z jeziorem, a potem zjechaliśmy z niego i zrobiliśmy piknik przy plaży, przy hotelu. Żel owocowy, batonik, energetyk i takie tam.


Po 20 czy 30 minutach, założeniu dodatkowej warstwy po kurtkę, ruszyliśmy dalej (po drodze pokazałem Kubie jeszcze moje miejsce, w którym zawsze piję kawę wieczorem). W lesie bobiko cieszył się ze swojej lampki-czołówki, która całkiem fajnie świeci. Oświetlała całą drogę przed nami. Do Witowa jechaliśmy równym tempem, niewiele rozmawiając, żeby skupić się na jeździe i oszczędnie gospodarować siłami, których jeszcze na trochę musi wystarczyć. W planie był dziś jeszcze trójkąt Czerniejewo-Nekla-Września.
W Witkowie zrobiliśmy krótki postój - ja się napiłem energetyka z plecaka, a bobiko zmienił skarpetki na cieplejsze. Przed centrum bobiko - świr jeden - postanowił dogonić pod górkę jadący przed nim samochód ;)
Droga do Wrześni była już wyraźnie wolniejsza. Przez chwilę poczułem zanik energii, co bobiko podsumował czymś w rodzaju "nie pierdol, jedziemy" ;) Trzeba było jechać, to fakt. Zebraliśmy się w sobie, dojechaliśmy do Wrześni, po czym odwiedziliśmy Tesco, bo tam w Paczkomacie czekała na mnie paczka z nowymi akumulatorami do mojej przedniej lampy. Po odebraniu przesyłki ruszyliśmy wzdłuż Wrześnicy i przez park nad zalew wrzesiński, skąd wyjechaliśmy na drogę na Czerniejewo. Było tam już w miarę spokojnie. W Czerniejewie kolejny krótki postój na zmianę baterii w bobika lampkach i jedziemy dalej, wśród lasów do Nekli.
W Nekli bobiko planował odbić w prawo i od razu jechać do siebie przez Targową Górkę, jednak wybrał jazdę do Wrześni ze mną. Pojechaliśmy więc serwisówką wzdłuż K92, po drodze zatrzymując się przy komisie autobusowym, żeby przywitać się z pieskiem. Potem pozostało już tylko dojechać do Wrześni. Przed Podstolicami, gdy puściłem bobika przodem, ten wyrwał do przodu i przed Psarami, przed zjazdem z trasy, miał już nawet mną przewagę jakieś 300-400 metrów. Tam poczekał na mnie, dojechaliśmy do Wrześni i rozstaliśmy się na skrzyżowaniu przed Małpim Gajem.
W domu byłem 20 minut po północy.
Planowałem zrobić 127, a wyszło prawie 140 km, tak więc 2000 km w tym roku przekroczyłem.
Rower:Kross Dane wycieczki: 139.30 km (0.00 km teren), czas: 07:26 h, avg:18.74 km/h, prędkość maks: 42.10 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3711 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

#31 | Trójkąt, Osowo, Kaczanowo

Wtorek, 18 marca 2014 | dodano: 18.03.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Dziś zrobiłem sobie miłą odmianę i wieczorem wyjechałem w kierunku Czerniejewa. Jechało się bardzo fajnie, mimo początkowego odcinka z nawierzchnią w gorszym stanie niż leśne dukty. Do Czerniejewa wydawało mi się, że jadę z wiatrem i prawie tak było, bo gdy przejechałem przez centrum i wyjechałem na prostą w kierunku Nekli, to okazało się, że właśnie od Nekli wieje wiatr. Momentalnie prędkość spadła. Po chwili zadzwonił bobiko i zapowiedział się, że niebawem dotrze do domu, przygotuje rower i wyjedzie na przejażdżkę. Mieliśmy się skontaktować, gdy dotrę do Wrześni. Ruszyłem dalej. Gdy wjechałem między lasy, to jechało się już przyjemniej, bo nie czułem na sobie wiatru. Zanim dotarłem do Nekli, minąłem na drodze gnoja jadącego na długich i oślepiającego mnie. I na nic zdało się upominanie go moimi długimi światłami. Tak więc albo był kompletnym skurwysynem, który postanowił w dupie mieć zasady obowiązujące na drodze, szczególnie w dupie mieć rowerzystę, albo był kompletnym ślepcem, który nie widział moich świateł. Jednak 5 diod Cree wycelowanych prosto w ryj chyba nie może zostać niezauważone...
Dojechałem do Nekli, śmignąłem przez centrum, a potem trasą K92 w kierunku Wrześni. Po drodze zatrzymałem się koło komisu, żeby pobawić się z pieskiem. Po chwili przyszedł nocny stróż, z którym zamieniłem parę słów i ruszyłem do Wrześni. Gdy byłem koło zakładu Gibowskiego, dałem znać bobikowi, że jestem we Wrześni. Oddzwonił, gdy byłem niedaleko zalewu i zaproponował, żebym jechał w jego kierunku, przez Białężyce i spotkamy się gdzieś na trasie średzkiej. Ruszyłem więc przez Małpi Gaj. Wyjechałem na trasę średzką, na której panowały kompletne ciemności, więc na tył założyłem dodatkowe dwie lampki. Po niedługim czasie zobaczyłem przed sobą światła bobika. Bobiko zawrócił i pojechaliśmy przez Chwalibogowo w kierunku trasy miłosławskiej, na którą wyjechaliśmy w kierunku Milosławia, a potem po chwili w lewo na Biechowo. Jednak nie pojechaliśmy do Biechowa, a w lewo, przez Kaczanowo i dalej do Wrześni. Wspólną przejażdżkę zakończyliśmy na rynku, po czym pojechaliśmy do domów.
Rower:Kross Dane wycieczki: 52.40 km (0.00 km teren), czas: 02:34 h, avg:20.42 km/h, prędkość maks: 39.50 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1369 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#30 | Brzeźno. Wichura, ulewa, grad, burza...

Sobota, 15 marca 2014 | dodano: 15.03.2014Kategoria 1-50
Na dzisiejszą jazdę byłem już zdecydowany wczoraj, po przestudiowaniu prognozy pogody - miało wiać z prędkością 40 km/h z zachodu. Miało też przelotnie padać, ale byłem z tym pogodzony. Rano przygotowałem rower - założyłem błotniki, oświetlenie do jazdy dziennej (strobo z przodu) i ok. 10.00 wyjechałem. W nocy padało, więc było troszkę mokro. Jednak o ile od rana nie padało, to gdy tylko wyjechałem rowerem - zaczęło. Na szczęście tylko kropiło. Przejechałem przez centrum, gdzie jeszcze nie czułem tego wiatru. Jednak gdy tylko pojawiłem się na ulicy Szkolnej, która biegnie na zachód, czyli w kierunku wiatru, poczułem na sobie uderzenie wiatru. Czekał mnie teraz podjazd pod wiadukt - pod wiatr i pod górę. Oj ciężko było. Potem zjazd z wiaduktu (prędkość jakieś 20 km/h. Do trasy K92 dojechałem bocznymi drogami, przez Psary Małe. Dopiero gdy wyjechałem na otwarty teren na K92, poczułem pełną moc dzisiejszego wiatru. Jechałem jakieś 14-16 km/h, ledwo utrzymując się na rowerze. Na niebie na przemian pojawiało się słońce i czarne chmury. W Zasutowie zjechałem na drogę serwisową, żeby choć trochę osłonić się przed wiatrem. Gdy tylko dojechałem do Nekli, zaczęło padać. I to dość konkretnie. Chodziło mi po głowie przejechanie tylko przez centrum i wyjazd na K92 w kierunku Wrześni, bo miałem nadzieję, że zaraz przestanie padać. Gdy dojechałem do skrzyżowania z K92, zaczął padać grad. I teraz decyzja - lewo na Poznań czy prawo na Wrześnię? Wybrałem pierwszą opcję. Grad przestał padać, ale zerwała się ulewa. Droga momentalnie zrobiła się całkowicie mokra i każdy przejazd TIRa obok mnie wznosił fontanny wody, które trafiały po części we mnie. Przestało padać na skrzyżowaniu przy Starczanowie. Przede mną kolejne wzniesienie. Jakoś sobie z nim poradziłem, ale na jego szczycie musiałem stanąć, żeby się posilić batonem. Jednak gdy tylko stanąłem, puściłem kierownicę i się wyprostowałem, to myślałem, że mnie wiatr ściągnie z siodełka. Pochylony rozpakowałem batona, a potem jedną ręką trzymałem batona, a drugą trzymałem kierownicę i naciśnięty hamulec, żeby mnie wiatr nie zwiał z drogi. Na chwilę wyszło słońce. Zjadłem i chciałem ruszyć dalej. Jednak nie było to takie proste, bo w tym momencie nadeszła kolejna fala porywistego wiatru. W życiu nie miałem takich problemów, żeby ruszyć rowerem. Udało się. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów znów poczułem na sobie deszcz. Zanim dojechałem do Brzeźna, przestało padać. W Brzeźnie nie działała sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu, ale może to i lepiej, bo pewnie musiałbym tam czekać w nieskończoność na zmianę świateł (w tym miejscu nie wykrywają roweru) i przejechałem na przeciwny pas ruchu. Chwila odpoczynku i ruszam z wiatrem w plecy. Mmmmm, poezja! Wiatr 40 km/h, więc bez problemu rozpędzam rower do 40 km/h. Po chwili jest lekki spadek, więc jakieś 45 km/h. Jadę z taką prędkością i w ogóle nie słyszę wiatru i nie czuję na sobie powietrza - jakbym jechał w próżni. Przed Starczanowem zjazd i tu prędkość wzrasta do powyżej 50. Jednak zaraz za zakrętem widzę Neklę, a skoro Nekla, to deszcz (tu chyba panuje jakiś specyficzny mikroklimat). Dojeżdżam do cmentarza i już leje. Leje tak, że ledwo widzę drogę. Asfalt znika pod warstwą wody. I znów pada grad. Przed skrzyżowaniem ze sygnalizacją przy wjeździe do centrum płynie już właściwie rzeka. Skręt w prawo i wspinam się do centrum, które też właściwie zamieniło się już w jedną wielką kałużę. Przejeżdżam przez centrum i wyjeżdżam na K92 (nie jechałem już serwisówką, bo tam byłoby dużo więcej wody). Miałem nadzieję, że gdy wyjadę z Nekli, to przestanie padać, ale nie - lało do samej Wrześni. Zjechałem z trasy do Psar. Gdy zbliżyłem się do Przyborek, zaczęła się burza. Słychać było grzmoty, a wiatr chyba jeszcze bardziej się wzmógł. Deszcz nie ustawał. Jeden z odcinków miałem z bocznym wiatrem i o mało co nie pofrunąłem na pobliskie pole razem z kawałami styropianu, które wylatywały z pobliskiej budowy. Na szczęście udało mi się utrzymać na drodze i gdy skręciłem w ul. Świętokrzyską, było już z wiatrem. Zatrzymałem się na chwilę, żeby zdjąć okulary. Zanim dojechałem do centrum przestało padać. Za to w centrum były masakryczne korki. Najpierw na dojeździe do rynku (tutaj udało mi się wyprzedzić kilka samochodów), a potem od pomnika Dzieci Wrzesińskich do ul. Opieszyn. Gdy wyjechałem z centrum i wjechałem do parku, zobaczyłem zatarasowaną drzewem alejkę.

Pojechałem inną drogą i do domu dojechałem w promieniach słońca, które świeciło już chyba do samego wieczora.
Rower:Kross Dane wycieczki: 38.48 km (0.00 km teren), czas: 02:03 h, avg:18.77 km/h, prędkość maks: 51.30 km/h
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

#29 | Skorzęcin

Czwartek, 13 marca 2014 | dodano: 13.03.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Dziś byłem w szoku - bobiko powiedział, że nie idzie na spinning i zamiast tego pojedzie ze mną do proponowanego przeze mnie Skorzęcina. Wyszedł wcześniej niż zwykle z pracy i szacował, że ok. 18.00 będzie mógł wyjechać. Przygotowałem się więc w międzyczasie do wyjazdu - kawa w termosie, batony, ładowanie baterii...
Po 18 nie było odzewu od bobika, więc skontaktowałem się z nim. Okazało się, że dopiero je obiad. Po chwili zadzwonił i stwierdził, że mam jechać sam, bo jemu zachciało się spać i musi się zdrzemnąć i ew. potem wyjedzie mi na spotkanie. Tiaaaa. No i tyle z umawiania się...
Cóż, ubrałem się więc i pojechałem sam ok. 18.40. Droga do Witkowa minęła dość szybko. Przelot przez Witkowo, długa prosta za Witkowem, następnie okolice Kamionki. Tam zobaczyłem jakieś światło na niebie. Samolot? Nastawiłem ucho, a to śmigłowiec. I to spory, wojskowy. Po chwili przeleciał mi nad głową na wysokości może 20-30 metrów. Aż mi bebechami wstrząsnęło - takie wibracje powietrza. Śmigłowiec zatoczył kółko i znów przeleciał nad drogą. Dojechałem do ośrodka, mijając po drodze 2 samochody. Cały czas było słychać ten śmigłowiec. Wjechałem do ośrodka, zauważyłem parkę, która przyjechała sobie beemką na spacer. Wjechałem na molo i wróciłem na ląd. Udałem się na swoje miejsce piknikowe, które było dziś mocno oświetlone przez księżyc. Zjadłem batona, wypiłem kawę, cały czas słysząc hałas śmigłowca. Napisałem do bobika, że ok. 20.30 wyjeżdżam z ośrodka. Odpisał, że właśnie jest w mieście i jedzie w moją stronę, więc spotkamy się pod Witkowem. Wyjechałem z ośrodka, potem z lasu i gdy byłem znów w okolicach Kamionki, to zauważyłem, że śmigłowiec lata jeszcze niżej niż poprzednio - tym razem leciał nie dość, że bez świateł pozycyjnych, to jeszcze jakieś 6-8 metrów nad polem. Masakra jaki hałas...
Dojechałem do Witkowa, przeleciałem przez centrum i na końcu prostej za Witkowem zza zakrętu wyłoniły się znajome światła. Bobiko. Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy w stronę Wrześni. W Gorzykowie usłyszeliśmy znajome szczekanie i po chwili zauważyliśmy biegnące w naszą stronę dwa znajome psy. Bobiko zaczął spierdalać, a ja miałem dziś totalny luz i zacząłem wołać psiaki. Poszczekały chwilę, ale nie chciało im się dziś za bardzo i zrezygnowały, zostając na polu.
Dalszy powrót do Wrześni odbył się już standardowo, również ze standardowym wyrywaniem bobika do przodu. Dziś cwaniakuje, a jutro znów będzie narzekał, że śpiący albo że zmęczony i że nie jedzie...
W domu byłem ok. 22.00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.56 km (0.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:19.05 km/h, prędkość maks: 36.50 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#28 | Nocny wypad do lasu

Środa, 12 marca 2014 | dodano: 12.03.2014Kategoria 1-50
Dziś również postanowiliśmy pojechać do lasu, tylko że już bez fotografowania. Sama jazda. Bobiko miał lekkie spóźnienie, więc ustaliliśmy, że zamiast czekać w domu, wyjadę mu na spotkanie. Pojechałem przez Obłaczkowo. Miałem nową przednią lampę i dzisiaj było jej testowanie. Dojechałem do jego domu, chwilę poczekałem i ruszyliśmy tą samą drogą do Wrześni, a potem przez Małpi Gaj nad zalew. Wzdłuż zalewu śmignęliśmy do Nowego Folwarku, przed Country Clubem założyliśmy lampki na kaski i na czoła i zagłębiliśmy się w leśne ciemności. No, może nie takie do końca ciemności, bo znów księżyc świecił. Dojechaliśmy do leśniczówki z jednym krótkim postojem na zdjęcie przy bagnach. Wyjechaliśmy znów na drogę Czerniejewo-Nekla, na której było całkowicie pusto. Stanęliśmy sobie na środku i robliśmy test lamp. Potem sik-stop i ruszamy dalej, tą samą drogą przez las do Wrześni. W Marzelewie rzuciłem hasło, żeby wjechać między zabudowania. Bobiko miał opory, ale w końcu się zgodził. Sprawdziłem, czy mój kesz jest na miejscu. Fajny był tam klimat - wszystko skąpane w srebrnym blasku księżyca. Ruszyliśmy dalej, ale postanowiliśmy odwiedzić też staw w głębi lasu. Zjechaliśmy więc z głównego duktu i po chwili byliśmy na miejscu. Chwila podziwiania niecodziennego widoku i jedziemy dalej. Pokonaliśmy piachy, wyjechaliśmy w nowym Folwarku, zdjęliśmy lampy z głów i wróciliśmy do Wrześni na rynek wzdłuż zalewu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 40.40 km (25.00 km teren), czas: 02:57 h, avg:13.69 km/h, prędkość maks: 37.10 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1076 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#27 | Nocne popylanie po lesie

Poniedziałek, 10 marca 2014 | dodano: 10.03.2014Kategoria 1-50
Dziś znów męczyłem bobika, żeby wyjechał rowerem. W końcu mi się udało. Ociągał się, ale ostatecznie zgodził się na wyjazd i o 20:00 dostałem info, że za 20 minut będzie u mnie i możemy jechać do lasu. Zjawił się o 20.30, chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy przez oba parki nad zalew wrzesiński. Dziś było tu już dużo spokojniej niż wczoraj, w niedzielę. Pusto i cicho. Jechaliśmy wzdłuż zalewu i za mostem kolejowym, gdzie zaczęła się droga z kamyczków, zaczęliśmy przyspieszać. Zalew się skończył, potem spacerowo pokonaliśmy odcinek asfaltowy w Nowym Folwarku i stanęliśmy na chwilę przed wjazdem do lasu. Bobiko założył czapkę, a ja na kask założyłem dodatkową latarkę. Po chwili wjechaliśmy do lasu. Bobiko przyspieszył i zostałem trochę w tyle, ale dogoniłem go na grząskim piasku. Potem na chwilę stanęliśmy, zgasiliśmy lampy i podziwialiśmy las oświetlony światłem księżyca. Za chwilę jednak ruszyliśmy dalej. Włączyłem długie światła i wyrwałem do przodu. Potem droga się skiepściła, więc zwolniliśmy, spokojnie dojechaliśmy do Marzelewa, stanęliśmy tam na chwilę i pojechaliśmy dalej. Jedna krzyżówka, druga i śmigamy prosto w kierunku leśniczówki. Było trochę dziur, ale spokojnie dało się je omijać, więc ostro nacisnąłem na pedały. Ależ miałem power w nogach! Ponad 30 km/h. Trochę mi brakowało takiej jazdy. Za kolejnym zakrętem zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby złapać oddech i pojechaliśmy dalej, normalnym tempem. Jednak było trochę nudno, więc kolejny kilkusetmetrowy odcinek znów pokonaliśmy sprintem, potem chwila przystanku na polanie oświetlonej księżycem i znów sprintem prawie do samej leśniczówki, przy której znów powitał nas szczekaniem miejscowy piesek. Dojechaliśmy do trasy Czerniejewo-Nekla i zawróciliśmy. W drodze powrotnej na chwilę zatrzymałem się koło pieska, ale nie chciał podejść. Kawałek dalej pierwsza dziś fota, tym razem z ręki.

Ruszyliśmy dalej. Postanowiliśmy zatrzymać się na wspomnianej wyżej polanie na sik-stop i na kilka zdjęć. Miałem ze sobą statyw.
To bobiko w świetle mojej przedniej lampy:

Budda w lesie? A nie, to tylko ja...

I skraj polanki:

...z widocznym pasem Oriona:

Złożyliśmy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Ostatnią prostą przed skrzyżowaniem blisko Marzelewa znów pokonaliśmy sprintem. Aż nabrałem ochoty na jutrzejszą taką przejażdżkę, ale bobiko zapowiedział, że we wtorek nie będzie miał czasu.
Dojechaliśmy do Marzelewa, przystanęliśmy chwilę przy miejscu, gdzie stała stodoła i ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek zaplanowaliśmy dopiero nad zalewem, gdzie planowałem sfotografować odbicia świateł w tafli wody.






Po długiej sesji ruszyliśmy przez park do centrum, na rynek, na który dojechaliśmy również sprintem, za jakimś wleczącym się przed nami peugeotem. Tam się pożegnaliśmy i każdy z nas pojechał w swoją stronę, do domu. Dotarłem tam ok. 23.20.

Rower:Kross Dane wycieczki: 27.92 km (20.00 km teren), czas: 02:40 h, avg:10.47 km/h, prędkość maks: 36.20 km/h
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 743 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)