Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48632 km
Kellys 39549 km
Esker 22563 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

51-100

Dystans całkowity:40112.91 km (w terenie 526.35 km; 1.31%)
Czas w ruchu:1865:11
Średnia prędkość:21.47 km/h
Maksymalna prędkość:70.77 km/h
Suma podjazdów:62329 m
Maks. tętno maksymalne:196 (107 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:870816 kcal
Liczba aktywności:604
Średnio na aktywność:66.41 km i 3h 05m
Więcej statystyk

#40 | Skorzęcin wieczorowo - drugi wyjazd

Piątek, 4 kwietnia 2014 | dodano: 04.04.2014Kategoria 51-100
Wziąłem górala, oświetlenie, kawę do termosu i udałem się do Skorzęcina. Wiatr nie chciał ustać, a ja już byłem dość mocno zmęczony po sprincie szosówką. Kulałem się więc z prędkością ok. 20 km/h.
Ok. 21.30 zbliżyłem się do ośrodka w Skoju. Zatrzymałem się na chwilę na ostatniej prostej przed ośrodkiem, na sik-stop i zobaczyłem za sobą zbliżające się szybko światła roweru. Po chwili śmignął obok mnie koleś na szosówce, z bocznymi światełkami w kołach.
Dojechałem do ośrodka, spotkałem go na głównej alejce. Wjechałem na molo, a gdy z niego zjeżdżałem, znów spotkałem szosowca. Pogadaliśmy chwilę, po czym udałem się na moje miejsce, żeby wypić kawę i zjeść batonika. O 21.45 wyjechałem z ośrodka. Jechało się już znacznie lepiej, z wiatrem, który nadal hulał w najlepsze.
Do domu dotarłem o 23.00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.46 km (0.00 km teren), czas: 03:21 h, avg:18.64 km/h, prędkość maks: 34.80 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1664 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#35 | Skorzęcin

Środa, 26 marca 2014 | dodano: 27.03.2014Kategoria 51-100
Standardowy, popołudniowo-wieczorny wypad do Skorzęcina na kawę.
W plecaku zapasowy suchy polar (zamiast zwyczajowo drugiej kurtki, którą brałem żeby założyć na siebie w ośrodku podczas picia kawy). Do ośrodka dojechałem już po zmroku. Spodziewałem się pustek, bo na drodze dojazdowej nie spotkałem chyba żadnego samochodu, a w ośrodku... niespodzianka. Już przy głównej alejce ruch, bo remontowano dwa sklepiko-lokale. Pusto było tylko na molo i baaaardzo cicho, bez kapki wiatru. Tafla wody spokojna i równa jak szyba. Przez chwilę pomyślałem, żeby zostać na kawie na molo, ale w końcu pojechałem w swoje stałe miejsce. Tam z kolei było bardzo głośno, bo dwa domki dalej też coś się działo - jakiś kolejny remont, porozświetlane wszystko. Z jednej słychać jakieś wiertarki, z drugiej jakieś młotki... Kupa ludzi. Oj, szykują się wszyscy na weekend...
Założyłem suchy polar na miejsce mokrej od potu bluzy, która powędrowała do plecaka. Wypiłem kawę, zjadłem batonika i po niedługim czasie ruszyłem w stronę Wrześni.
Niecałe 1,5 godziny później byłem w domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.46 km (0.00 km teren), czas: 03:21 h, avg:18.64 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1664 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#31 | Trójkąt, Osowo, Kaczanowo

Wtorek, 18 marca 2014 | dodano: 18.03.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Dziś zrobiłem sobie miłą odmianę i wieczorem wyjechałem w kierunku Czerniejewa. Jechało się bardzo fajnie, mimo początkowego odcinka z nawierzchnią w gorszym stanie niż leśne dukty. Do Czerniejewa wydawało mi się, że jadę z wiatrem i prawie tak było, bo gdy przejechałem przez centrum i wyjechałem na prostą w kierunku Nekli, to okazało się, że właśnie od Nekli wieje wiatr. Momentalnie prędkość spadła. Po chwili zadzwonił bobiko i zapowiedział się, że niebawem dotrze do domu, przygotuje rower i wyjedzie na przejażdżkę. Mieliśmy się skontaktować, gdy dotrę do Wrześni. Ruszyłem dalej. Gdy wjechałem między lasy, to jechało się już przyjemniej, bo nie czułem na sobie wiatru. Zanim dotarłem do Nekli, minąłem na drodze gnoja jadącego na długich i oślepiającego mnie. I na nic zdało się upominanie go moimi długimi światłami. Tak więc albo był kompletnym skurwysynem, który postanowił w dupie mieć zasady obowiązujące na drodze, szczególnie w dupie mieć rowerzystę, albo był kompletnym ślepcem, który nie widział moich świateł. Jednak 5 diod Cree wycelowanych prosto w ryj chyba nie może zostać niezauważone...
Dojechałem do Nekli, śmignąłem przez centrum, a potem trasą K92 w kierunku Wrześni. Po drodze zatrzymałem się koło komisu, żeby pobawić się z pieskiem. Po chwili przyszedł nocny stróż, z którym zamieniłem parę słów i ruszyłem do Wrześni. Gdy byłem koło zakładu Gibowskiego, dałem znać bobikowi, że jestem we Wrześni. Oddzwonił, gdy byłem niedaleko zalewu i zaproponował, żebym jechał w jego kierunku, przez Białężyce i spotkamy się gdzieś na trasie średzkiej. Ruszyłem więc przez Małpi Gaj. Wyjechałem na trasę średzką, na której panowały kompletne ciemności, więc na tył założyłem dodatkowe dwie lampki. Po niedługim czasie zobaczyłem przed sobą światła bobika. Bobiko zawrócił i pojechaliśmy przez Chwalibogowo w kierunku trasy miłosławskiej, na którą wyjechaliśmy w kierunku Milosławia, a potem po chwili w lewo na Biechowo. Jednak nie pojechaliśmy do Biechowa, a w lewo, przez Kaczanowo i dalej do Wrześni. Wspólną przejażdżkę zakończyliśmy na rynku, po czym pojechaliśmy do domów.
Rower:Kross Dane wycieczki: 52.40 km (0.00 km teren), czas: 02:34 h, avg:20.42 km/h, prędkość maks: 39.50 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1369 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#29 | Skorzęcin

Czwartek, 13 marca 2014 | dodano: 13.03.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Dziś byłem w szoku - bobiko powiedział, że nie idzie na spinning i zamiast tego pojedzie ze mną do proponowanego przeze mnie Skorzęcina. Wyszedł wcześniej niż zwykle z pracy i szacował, że ok. 18.00 będzie mógł wyjechać. Przygotowałem się więc w międzyczasie do wyjazdu - kawa w termosie, batony, ładowanie baterii...
Po 18 nie było odzewu od bobika, więc skontaktowałem się z nim. Okazało się, że dopiero je obiad. Po chwili zadzwonił i stwierdził, że mam jechać sam, bo jemu zachciało się spać i musi się zdrzemnąć i ew. potem wyjedzie mi na spotkanie. Tiaaaa. No i tyle z umawiania się...
Cóż, ubrałem się więc i pojechałem sam ok. 18.40. Droga do Witkowa minęła dość szybko. Przelot przez Witkowo, długa prosta za Witkowem, następnie okolice Kamionki. Tam zobaczyłem jakieś światło na niebie. Samolot? Nastawiłem ucho, a to śmigłowiec. I to spory, wojskowy. Po chwili przeleciał mi nad głową na wysokości może 20-30 metrów. Aż mi bebechami wstrząsnęło - takie wibracje powietrza. Śmigłowiec zatoczył kółko i znów przeleciał nad drogą. Dojechałem do ośrodka, mijając po drodze 2 samochody. Cały czas było słychać ten śmigłowiec. Wjechałem do ośrodka, zauważyłem parkę, która przyjechała sobie beemką na spacer. Wjechałem na molo i wróciłem na ląd. Udałem się na swoje miejsce piknikowe, które było dziś mocno oświetlone przez księżyc. Zjadłem batona, wypiłem kawę, cały czas słysząc hałas śmigłowca. Napisałem do bobika, że ok. 20.30 wyjeżdżam z ośrodka. Odpisał, że właśnie jest w mieście i jedzie w moją stronę, więc spotkamy się pod Witkowem. Wyjechałem z ośrodka, potem z lasu i gdy byłem znów w okolicach Kamionki, to zauważyłem, że śmigłowiec lata jeszcze niżej niż poprzednio - tym razem leciał nie dość, że bez świateł pozycyjnych, to jeszcze jakieś 6-8 metrów nad polem. Masakra jaki hałas...
Dojechałem do Witkowa, przeleciałem przez centrum i na końcu prostej za Witkowem zza zakrętu wyłoniły się znajome światła. Bobiko. Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy w stronę Wrześni. W Gorzykowie usłyszeliśmy znajome szczekanie i po chwili zauważyliśmy biegnące w naszą stronę dwa znajome psy. Bobiko zaczął spierdalać, a ja miałem dziś totalny luz i zacząłem wołać psiaki. Poszczekały chwilę, ale nie chciało im się dziś za bardzo i zrezygnowały, zostając na polu.
Dalszy powrót do Wrześni odbył się już standardowo, również ze standardowym wyrywaniem bobika do przodu. Dziś cwaniakuje, a jutro znów będzie narzekał, że śpiący albo że zmęczony i że nie jedzie...
W domu byłem ok. 22.00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.56 km (0.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:19.05 km/h, prędkość maks: 36.50 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#25 | Skorzęcin za dnia

Niedziela, 9 marca 2014 | dodano: 09.03.2014Kategoria 51-100 Uczestnicy
Mieliśmy dziś udać się z bobikiem do Kórnika, na kolejne spotkanie z Anią i jej koleżanką. Wstałem o 8, najadłem się. Pierwszy SMS do bobika pozostał bez odpowiedzi. Drugi - to samo. Telefon, drugi telefon - nic. Uuu, chyba jednak nic nie będzie z tego wyjazdu. Pomyślałem więc, że może zmienię sobie w końcu opony ze slicków na terenowe, bo w terenie już w miarę sucho i znośnie i można zmienić trochę profil wycieczek. Podczas prac nad oponami odezwał się bobiko i napisał, że właśnie się obudził. Było po 10:00, a plan zakładał pojawienie się w Kórniku na 12:00. Tak więc szanse na to zmalały do zera.
No nic, może jakaś inna trasa? Ustaliliśmy więc, że skoczymy do Skorzęcina. Bobiko chciał do Powidza, ale w porównaniu ze Skorzęcinem nudno tam nad jeziorem jak w... Nie powiem gdzie. Nawet nie ma gdzie usiąść na słońcu. Ale żeby pogodzić jego i moje chęci, zaproponowałem dojazd prawie do Powidza i stamtąd terenowo dojechać do Skorzęcina. Teren do żywioł bobika, więc podchwycił temat. Przygotowałem więc kawę, batoniki i resztę sprzętu. Nagle SMS, że bobiko jednak nie jedzie, bo ktoś do niego przyszedł z pilną sprawą. Tiaaaa, czemu mnie to nie dziwi. Samemu nie chciało mi się już tam jechać, więc szybko wykombinowałem, że może skoczę na Babskie. Już prawie wychodziłem, gdy dostałem SMSa od bobiko, że odprawił tego, który miał sprawę i może jechać. Dżizas... Dobra, to kolejne ustalenia i jedziemy do Skoja. Bobiko ma po mnie przyjechać i już się ubiera. Ja też się ubrałem, zdemontowałem jeszcze lampy z rowera, bo bobiko napisał, że ma czas do 16:30, a to jeszcze jasno, więc wrócimy za dnia, a zawsze to kilkaset gramów mniej na rowerze. Minęło jakieś 20 minut, czekam, bobika nie ma. Wyjechałem w jego kierunku, do parku. Bobika nie ma. Dzwonię. Okazało się, że znów coś go zatrzymało i dopiero wyjeżdża. Mówię, że w takim razie pojadę jeszcze dalej w jego kierunku i pytam przez co pojedzie. Mówi, że przez Obłaczkowo, no więc planujemy spotkanie koło Orlena. Pojechałem. Czekam. 10 minut - nic. Rozglądam się - nie ma. No to jadę 100 metrów dalej, żeby widzieć drogę na Obłaczkowo. Stanąłem koło Maca. Czekam. Nic. 10 minut, 20. Bobika nie ma. Jeszcze trochę i nici będą z powrotu za dnia, bo nie zdążymy przed zachodem. Piszę SMSa i pytam gdzie jest. Zero odpowiedzi. Zawróciłem więc z decyzją, że jadę do Skorzęcina sam. Po chwili dzwoni bobiko i mówi, że czeka na mnie przy Shellu. GDZIE?? A skąd on się tam wziął?? Kilometr od miejsca spotkania. Okazało się, że nie jechał przez Obłaczkowo, jak zapowiedział, tylko przez Białężyce i że nie widział mnie, jak stałem przy Macu, więc pojechał dalej. Tylko dlaczego przez Shell, a nie przez Mankowo? Mistrz zamieszania...
Dobra, w końcu ruszyliśmy. Byłem już lekko wkurwiony, a do tego jeszcze pierdoleni niedzielni kierowcy i sznury samochodów na wszystkich ulicach, że przejechać przez skrzyżowanie nie było można. W końcu udało się wyjechać na Witkowską. Wypiłem wcześniej SuperDrive'a, więc mocno naciskałem na pedały, aż bobiko zapytał mnie czy nawaliłem się jakimiś sterydami, że tak zapieprzam. Sporym tempem dojechaliśmy do Skorzęcina, do którego wjechaliśmy tym razem przez Rybakówkę, czyli przez las.


Było całkiem ciepło.

Przed ostatnią prostą przed wjazdem do Skorzęcina minęło nas z prądkością jakieś 150 km/h, w odległości ok. pół metra, dwóch motocyklistów, wyprzedzających na trzeciego. Zaczyna się...
W ośrodku sporo ludzi - niedzielne wycieczki rodzinne. Nawet niektóre lokale były już czynne. A nasz pierwszy punkt to oczywiście molo. O dziwo - nie było już śladu po lodzie na jeziorze. A dwa dni temu było go jeszcze sporo.



Bobiko umówił się z kolegą, że ten dojedzie do nas rowerem na molo. Jednak na molo dość mocno wiało, a my byliśmy spoceni, więc zaczęło się robić nieprzyjemnie chłodno. Zjechaliśmy z mola i po chwili dojechał kolega. Udaliśmy się na alejkę wiodącą wzdłuż dzikiej plaży i tam rozsiedliśmy się na ławce, przy kawie i batonikach.


Po godzinie podnieśliśmy tyłki i pojechaliśmy, znów przez Rybakówkę, do Wrześni. Było trochę pod wiatr. Bobiko wypił przed wyjazdem z ośrodka Olimpa, więc pod koniec jazdy nie mogłem już dorównać mu tempem jazdy i zostawałem w tyle.
Rower:Kross Dane wycieczki: 66.46 km (1.50 km teren), czas: 04:33 h, avg:14.61 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1770 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#23 | Skorzęcin

Piątek, 7 marca 2014 | dodano: 08.03.2014Kategoria 51-100
Standardowa wieczorna wycieczka na kawę do Skorzęcina. Wyjechałem trochę później niż zwykle. Na szczęście wiało już zdecydowanie słabiej niż podczas ostatnich wyjazdów, więc jechało się dość miło. Nie chciałem się też zbytnio spocić podczas dojazdu, żeby nie zmarznąć w samym ośrodku, więc jechałem nieco wolniej i do ośrodka wjechałem kilka minut przed 20. Na skrzyżowaniu alejek przed molem zaparkowany był punto, a w nim, za zaparowanymi szybami, chyba jakaś parka, bo widać było szamotaninę ;) Udałem się na chwilę na molo, obejrzałem resztki lodu na jeziorze i pojechałem w moje miejsce obok domków, żeby wypić kawę, zjeść batona i popatrzeć na gwieździste i księżycowe niebo. Gdy potem opuszczałem ośrodek, punto nadal stało, a szyby były jeszcze bardziej zaparowane ;)
Do Wrześni dotarłem ok. 22.30.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.55 km (0.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:16.25 km/h, prędkość maks: 32.90 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#22 | Skorzęcin i walka z wiatrem - drugi dziś wyjazd

Niedziela, 2 marca 2014 | dodano: 02.03.2014Kategoria 51-100
Jak się okazało, koleżanka wyszła na rower wcześniej, więc kwestia drugiej dziś trasy pozostała otwarta. Zrobić planowany trójkąt? Hmm, ale to tylko 30 km, więc będzie ledwie 100 km na dziś. Wybrałem więc Skorzęcin, tym bardziej, że dziś słoneczna niedziela, więc pewnie trochę ludzi w Skorzęcinie będzie, a ja dojadę tam zanim się ściemni. Zabrałem ze sobą kawę do termosu, ubrałem się niezbyt grubo, żeby się nie spocić i pojechałem ok. 15:30. Początkowo było fajnie i miło, ale po niedługim czasie temperatura spadła i zerwał się dość mocny, zimny wiatr. Jeszcze zanim dotarłem do Witkowa chodziło mi po głowie, żeby zawrócić, bo nie miałem nawet czapki pod kask i pokrowców na buty, a termometr pokazywał już tylko 5 stopni. Jednak nie poddałem się. Dojechałem do Witkowa i wyjechałem na najbardziej morderczy odcinek - w okolicach Kamionki. Idealnie pod wiatr, który wiał w mordę z prędkością 30 km/h. Temp. spadła do 3 stopni. Czułem się jak na jakimś pieprzonym biegunie. Moja prędkość na tym odcinku wahała się w granicach kilkunastu km/h. Moja kurtka z membraną przeciwwiatrową poddała się i czułem na sobie przenikliwe zimno. Cóż, przypomniałem sobie właśnie, że nadal mamy zimę... Dobrnąłem jakoś do ostatniego wzniesienia przed wsią Skorzęcin, potem lekki zjazd i zbawienny las, który ochronił mnie przed wiatrem. Znów parę samochodów i w końcu ośrodek, w którym było jakieś kilkanaście osób. Wjechałem na molo, pstryknąłem dwie foty i czym prędzej ewakuowałem się na ląd w poszukiwaniu osłoniętego od wiatru miejsca.


Na szczęście kawa w termosie była gorąca i mogłem się lekko rozgrzać. Skonsumowałem żel owocowy, który zanabyłem ostatnio w Deca, zmieniłem rękawiczki z jesiennych na zimowe, włączyłem lampy (zrobiło się już szaro) i ruszyłem z kopyta. Chcąc jak najszybciej się rozgrzać, ustawiłem wysoką kadencję i przyspieszyłem do ponad 30 km/h. Gdy wyjechałem z lasu, poczułem na plecach wiatr, który pchał mnie w kierunku celu podróży. Prędkość jeszcze wzrosła, ale na niebie zauważyłem niepokojące ciężkie niskie chmury, zmierzające w moim kierunku. Do tego na horyzoncie pojawiła się mgła, więc warunki z wiosennych w ciągu dnia zmieniły się w bardzo nieprzyjemne, jesienno-zimowe. Widok tych chmur jeszcze bardziej motywował mnie do kręcenia pedałami, więc gnałem ile sił. W Witkowie dość duży ruch, piski opon cwaniaczków w beemkach i takie tam klimaty. Za Witkowem jechało się bardzo fajnie i szybko, bo wiało jeszcze w plecy, ale już przed Gorzykowem nie było tak miło, bo mroźny wiatr wiał mi w lewe ucho. Znów minąłem jakiegoś kretyna na rowerze bez żadnego oświetlenia. Przed Grzybowem znów fajny zjazd z wiatrem w plecy i znów piękny szum opon na asfalcie, a potem nudny dojazd do Wrześni przez Gutowo. W domu byłem po 19:00, a dzisiejszy dzień zakończyłem z wynikiem 135 km.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.34 km (0.00 km teren), czas: 03:08 h, avg:19.90 km/h, prędkość maks: 35.80 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1661 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

#21 | Pętla koło Pyzdr wśród robactwa i motyli

Niedziela, 2 marca 2014 | dodano: 02.03.2014Kategoria 51-100
Od samego rana świeciło słońce. Znów miałem ochotę na szosówkę, ale nie miałem pomysłu dokąd jechać. Zajrzałem więc do komputera, gdzie miałem wypisane najciekawsze trasy 2012 roku. Niestety były albo za długie, albo nie nadawały się na szosówkę. Chciałem wrócić do domu do 15, bo na 15 koleżanka proponowała mi trójkąt Czerniejewo-Nekla-Września.
Zjadłem śniadanie i zacząłem analizować mapę i kierunek wiatru. No i wykombinowałem sobie trasę w okolicach Pyzdr. Wyjechałem około 11:00 i pojechałem do Miłosławia. Stamtąd przez Bugaj do Mikuszewa i dalej do Borzykowa. Nawierzchnia ogólnie nie była tam taka zła, choć zdarzały się fragmenty dość konkretnie popękane. Wyjechałem na trasę na Pyzdry i przed samymi Pyzdrami wyprzedził mnie VW bus w takiej odległości, że jego prawe lusterko minęło moje ucho o jakieś 30 cm. Pokazałem mu w lusterku co o nim myślę, pukając się dobitnie w czoło, a ten chuj pokazał mi środkowy palec. Do skrzyżowania ze sygnalizacją pozostało jakieś 100 metrów, więc przyspieszyłem za nim, mając wielką ochotę wyjaśnić mu zasady wyprzedzania rowerzystów. Światło właśnie zmieniało się na czerwone i zobaczyłem, że zaczął hamować, ale (choć nie jestem pewien) chyba zobaczył, że puściłem się za nim, więc spierdolił przez skrzyżowanie na czerwonym. Palant.
Skręciłem w prawo do centrum, przejechałem obok rynku i zjechałem w dół obok klasztoru. Kawałek dalej, po szybkim zjeździe i męczącym podjeździe zatrzymałem się, żeby sprawdzić SMSy i zrobić fotę.

Ruszyłem dalej i po niedługim czasie przejechałem przez jedne z najładniejszych terenów, jakie można spotkać w okolicach Wrześni - wieś Tarnowa, Spławie i Nowa Wieś Podgórna.

Zrobiło się już dość ciepło.


Za Nową Wsią Podgórną zwykle skręcałem w lewo, na drogę z płyt betonowych i kierowałem się nią na Czeszewo. Tym razem pojechałem jednak prosto, w kierunku Mikuszewa. Odcinek początkowo był znośny, ale potem zamienił się w ser szwajcarski i trzeba było jechać slalomem między dziurami. Dojechałem do Mikuszewa, przez które już przejeżdżałem i jeszcze raz pojechałem tym odcinkiem do Borzykowa. Jednak tym razem skręciłem w lewo, w kierunku Wrześni. Od tego miejsca było już z wiatrem, więc dość konkretnie poszalałem na niektórych odcinkach. Na szczęście nie spotkałem się już z żadnym cwaniakiem drogowym i do Wrześni dojechałem w miłej atmosferze około 14:00.
Przy okazji wyszedł mi na mapie z dzisiejszej jazdy jakiś króliczek wielkanocny ;)

Rower:Kellys Dane wycieczki: 73.34 km (0.00 km teren), czas: 02:54 h, avg:25.29 km/h, prędkość maks: 47.30 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1954 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#20 | Skorzęcin - drugi dziś wyjazd

Sobota, 1 marca 2014 | dodano: 01.03.2014Kategoria 51-100
Wyjazd do Strzałkowa to za mało jak na całą sobotę, więc wieczorem postanowiłem na deser zaliczyć Skorzęcin. Wyjechałem wieczorkiem, po zachodzie. Znów trochę wiało.Dojazd do Witkowa i dalej do Skorzęcina odbył się bez przygód, ale przed samym ośrodkiem naliczyłem wiele samochodów, zmierzających do ośrodka i wyjeżdżających z niego. W końcu sobota. Mimo takiego ruchu na dojeździe, w samym ośrodku było prawie pusto. Przed molem zaparkowany był jeden samochód z parką w środku, zajadającą się chipsami. Wjechałem na molo, sprawdziłem ile zostało lodu i wróciłem na ląd w mojego stałe miejsce na kawę. Gdy ją piłem zauważyłem drugą parkę, spacerującą sobie alejkami. Po kawie zwinąłem się domu. Od wsi Skorzęcin znów było przyjemnie z wiatrem.
Do domu dotarłem chwilę po 22:00 i sobotę zakończyłem z wynikiem 104 km.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.78 km (0.00 km teren), czas: 04:12 h, avg:14.95 km/h, prędkość maks: 34.10 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1672 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#18 | Skorzęcin

Piątek, 28 lutego 2014 | dodano: 01.03.2014Kategoria 51-100
Pod wieczór łyknąłem 1,5 dawki Superdrive i ruszyłem na Skorzęcin. Wyjechałem o zachodzie słońca. Wiatr był już słabszy niż podczas ostatniego wypadu z Marcinem, więc dało się jechać. O 19 wjechałem do ośrodka i znów nie zauważyłem ani jednej osoby, a spodziewałem się dzisiaj sporego ruchu, bo piątek. A tu niespodzianka. Wjechałem na molo. Jezioro jeszcze zamarznięte, choć wokół mola nie ma już lodu i oddala się on coraz bardziej od mola z dnia na dzień. Wróciłem na ląd na moje miejsce piknikowe i zająłem się kawą z termosu i batonikiem. Przez całą drogę niebo było całkowicie zachmurzone i obawiałem się nawet opadów, ale gdy byłem w ośrodku, to niebo się przeczyściło i mogłem znów oglądać Oriona nade mną.
Zwinąłem się i ruszyłem z powrotem. Chyba naszła jakaś mgła, bo wieża z antenami i czerwonymi światłami pozycyjnymi we wsi Skorzęcin rzucała czerwoną łunę na niebo. Odcinek w Kamionce znów miałem z wiatrem, więc prędkość jazdy wzrosła. Za Witkowem zatrzymałem się na chwilę, żeby odpisać na wiadomości na Whatsappie i ruszyłem dalej. Przed Grzybowem zauważyłem w oddali przed sobą jakiś ruch na drodze. Początkowo myślałem, że to jakiś pieszy. Za zakrętem już go nie zauważyłem, więc to na pewno był pieszy, który skręcił do któregoś z pobliskich domostw. Przyspieszyłem, bo był to odcinek lekko z górki i z wiatrem w plecy. Włączyłem długie światła. Prędkość jakieś 40 km/h. Patrzę - a to jednak rowerzysta przede mną. Bez oświetlenia, bo jakże by inaczej, a odcinek w całkowitym mroku, bo ani latarni ulicznych, ani świateł od domów. Śmignąłem obok niego chyba z dwukrotnie wyższą prędkością i pognałem na Wrześnię, do której dojechałem parę minut po 21:00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 62.54 km (0.00 km teren), czas: 03:36 h, avg:17.37 km/h, prędkość maks: 41.70 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)