Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48549 km
Kellys 39469 km
Esker 15882 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:1144.71 km (w terenie 55.50 km; 4.85%)
Czas w ruchu:68:09
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:50.60 km/h
Suma kalorii:31391 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:67.34 km i 4h 00m
Więcej statystyk

#42 | Skorzęcin - objazd ośrodka

Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano: 28.04.2013
Od rana padało. Na szczęście niedługo, ale i tak było mokro po dość obfitym deszczu w nocy. Około południa spojrzałem na prognozę pogody, która pokazała, że od 13 już tylko chmury, bardzo mała szansa na deszcz, a od 15 bardzo ładne słońce. Tak więc trzeba było coś z tym zrobić. Skontaktowałem się z Bobiko i postanowiliśmy znów odwiedzić Skorzęcin.
Na rower założyłem błotniki, bo gdzieniegdzie stały jeszcze kałuże, a też nie do końca było wiadomo na jakie drogi wjedziemy. Ruszyliśmy ok. 15.40. Jechaliśmy trochę pod wiatr, trochę z bocznym, który za 3 godziny miał się odwrócić i mieliśmy wracać też pod wiatr. Szlag...
Już przed Gutowem zobaczyliśmy, że jedzie za nami jakiś bajker. Ale jakoś tak nieśmiało jechał - trzymał się za nami 100-200 metrów. Wyprzedził nas dopiero za Grzybowem. Spojrzeliśmy na siebie z Kubą - no cóż, trzeba dotrzymać mu kroku. Przyspieszyliśmy więc, bo nieznajomy miał niezłą parę w nogach, ale zaczął nam się oddalać. No ale nic, ciągniemy dalej. Minął kilometr, odwracam się za siebie - Bobika nie ma. Hmmm, gdzież on się podział? Pewnie jest kawałek za zakrętem, który niedawno minąłem. No ale jadę dalej, co chwilę odwracam się za siebie - Bobika nie ma. W końcu się zatrzymałem. Czekam, czekam, patrzę - jedzie. Dojeżdża do mnie po jakimś czasie i coś mi pokazuje, coś co trzyma w ręce. A co trzymał? Swoją szprychę! Po tygodniu od poprzedniej awarii szprychy i 5 dni po odebraniu koła z serwisu pękła kolejna... Oj, coś musi być nie tak z nimi, albo z samym kołem. Jaka decyzja? Wracamy, czy jedziemy dalej? Jedziemy dalej.
Przejechaliśmy przez Witkowo i na prostej za Witkowem minęliśmy się z kilkoma motocyklistami na ścigaczach, którzy akurat się wyprzedzali przy prędkości chyba 200 km/h i śmignęli jakieś 1,5 metra od nas...
Wjechaliśmy do ośrodka, klucząc na głównej alejce między spacerowiczami. Na molo też sporo ludzi.



Dość mocno wiało - widać to po falach na powierzchni wody.


Postanowiliśmy zwiedzić trochę sam ośrodek i tak jak rok temu wspięliśmy się na wzniesienie koło parkingu.





Kuba postanowił zjechać do amfiteatru w zagłębieniu.


Na wzniesieniu leżało tyle liści, że poczuliśmy się jak jesienią, szczególnie, że nie było za ciepło.



Następnie udaliśmy się nad jezioro koło kapliczki.





Po wysłaniu paru zdjęć na fejsa ruszyliśmy w stronę Wrześni. Gdy wyjechaliśmy z lasu Kuba postanowił założyć kurtkę, bo temp. spadła do 13 stopni. Przy okazji oblazły go wielkie mrówki.



Powrót był pod wiatr, tak jak podawano w prognozie. Za Witkowem spojrzeliśmy w lewo i naszę uwagę przykuł dziwny dym na horyzoncie. Wyglądało to na jakiś wielki pożar, mimo że dym był raczej biały. Kuba stwierdził, że może to dym z elektrowni pod Koninem, którą odwiedziliśmy tydzień temu. Ale czy z takiej odległości byłoby to widać? Poza tym jeździłem tam setki razy i nigdy tego nie widziałem. Skontaktował się z Sebkiem, który potwierdził, że to dym z tejże elektrowni i że w sprzyjających warunkach dym widać nawet z 70 km.



Dojechaliśmy do Wrześni o zachodzie słońca.
Rower:Kross Dane wycieczki: 64.18 km (0.00 km teren), czas: 04:25 h, avg:14.53 km/h, prędkość maks: 41.40 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1760 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

#41 | W pięciu w Skoju

Piątek, 26 kwietnia 2013 | dodano: 26.04.2013
Po wczorajszej wpadce z przebiciem dętki i przebitym zapasem dzisiaj musiałem zaopatrzyć się w nowe dętki. Po pracy skoczyłem do sklepu na rynek, który nie jest zbyt dobrze wyposażony, ale ze zdziwieniem odkryłem, że mają tam dętki, których szukam - z zaworem Presta. Wziąłem dwie, wróciłem do domu, założyłem jedną z nich i zmontowałem koło. Przy okazji sprawdziłem sklejoną wczoraj, przebitą dętkę - powietrze z niej uchodzi. Ale czy z przyklejonej łatki? Pomocna okazała się miska z wodą, która niezbicie wykazała, że łatka trzyma znakomicie, natomiast pierd...ny płaskownik z wczoraj przebił dętkę NA WYLOT i dziurka jest jeszcze po przeciwległej stronie łatki. No nic - to temat na kolejne dni, tymczasem trzeba się szykować, bo Bobiko zmierza właśnie do Skorzęcina, w którym mamy się spotkać, w dodatku jest w gronie kolegów z BS: Pan Jurek, MarcinGT i Kubolsky.
Szybki prowiant na drogę i lekko spóźniony wyjeżdżam. To pierwszy wyjazd w tym roku w krótkim rękawku, w dodatku w nowiutkiej koszulce. Jeszcze we Wrześni mocno naciskam na pedały, żeby jak najszybciej dojechać w umówione miejsce, przejeżdżam przez ul. Wojska Polskiego, skręcam na krzyżówce na Witkowską i nagle zaczyna mi rzucać przodem. Rzut oka na oponę... a tam kaszana! Opona spadła z obręczy na zakręcie! No żesz kur.a!!! Że co?? 28 lat jeżdżę rowerem i jeszcze coś takiego mi się nie zdarzyło. Jakieś fatum? Wczoraj przebity tył, dzisiaj problemy z przodem? Zjechałem na chodnik, bez zdejmowania koła spuściłem powietrze z dętki, nałożyłem oponę na obręcz i napompowałem. Wszystko gra. Na szczęście nic się nie uszkodziło. No to gnam dalej, ale każdy dziwny dźwięk spod kół wywołuje u mnie podniesienie ciśnienia - czy to czasem nie kolejne przebicie. Za Gutowem stwierdzam, że mam za mało powietrza z tyłu jak na zaplanowane tempo dotarcia do Skorzęcina, więc zatrzymuję się na 2 minuty i dowalam powietrza do tylnej dętki - jakieś 30 pompek. Przy okazji dopompowuję jeszcze przód. A co! Niech ma. No i w drogę. Po chwili zaczynam się z czymś zderzać. Pierwsza myśl - deszcz! Tym bardziej, że nade mną spora chmura. Ale po minucie stwierdzam, że to nie deszcz, tylko... robactwo. Setki, tysiące robali, much i innego dziadostwa wylęgły się przy dzisiejszej temperaturze dochodzącej do 26 stopni. No nic, zamykam paszczę, żeby niczego niezamówionego nie zjeść i śmigam w kierunku Skoja. W Witkowie uczepiam się ciężarówki na zjeździe w kierunku Powidza i dobijam prawie do 50 km/h. Kilka chwil i wjeżdżam do Skorzęcina. Tam wszystko zaczyna się budzić do życia - niektóre kawiarenki już działają, w innych kawiarenkach i sklepach trwa układanie towaru na półkach. Na polu namiotowym stoi już kilka namiotów i przyczep campingowych. Skręt w stronę mola i z daleka widzę, że ekipa stoi na jego końcu i z niecierpliwością mnie wypatruje. Następuje powitanie i po chwili rozprawy nad zbliżającą się w naszą stronę czarną, ciężką chmurą.
Będzie padać?


Porozmawialiśmy chwilę, zaprezentowałem działanie mojego klaksonu, zrobiliśmy kilka fotek i udaliśmy się w drogę powrotną.

Niby pusto, ale główna aleja pełna ludzi - przygotowują już swoje sklepy i kawiarenki


Ekipa BS: Kubolsky, MarcinGT, Jerzyp1956 i Bobiko


To prawda, że w grupie jedzie się lepiej, tym bardziej, że była to silna grupa. Prędkość cały czas oscylowała w granicach 30 km/h. Szacun dla pana Jurka, który ciągnął jak zawodowiec. W Witkowie zrobiliśmy krótki odpoczynek i pożegnanie, po czym jeszcze w grupie ruszyliśmy przez rynek i rozstaliśmy się na rondzie - trójka pojechała w prawo, w kierunku Gniezna, a ja z Bobikiem na Wrześnię.
Rower:Kross Dane wycieczki: 61.82 km (0.00 km teren), czas: 02:36 h, avg:23.78 km/h, prędkość maks: 49.70 km/h
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1695 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

#40 | Pechowy wyjazd

Czwartek, 25 kwietnia 2013 | dodano: 25.04.2013
Szlag by trafił... A miałem dzisiaj nie jechać rowerem, tylko iść do kina, bo zapowiadali deszcz. Pogoda się jednak poprawiła, tak więc zrezygnowałem z kina. Chciałem jechać na Neklę, więc po wyjeździe z centrum wjechałem na Daszyńskiego i ścieżką rowerową wzdłuż tej ulicy pojechałem w kierunku trasy 92. Krótko po wjeździe na ścieżkę usłyszałem strzał z tyłu, spod opony, ale pomyślałem, że to kolejny kamień wystrzelił spod opony, tym razem mocniej niż zwykle. Ale po 200 metrach opona zaczęła głośniej się toczyć. Spojrzałem w dół - powietrze jest. Hmm, dziwne. Jadę dalej. Kolejne 100 metrów, patrzę - uchodzi powietrze. No pięknie... Obracam kołem i widzę, że coś wystaje z opony, spomiędzy klocków bieżnika, jakiś mały metalowy dynks wielkości paru milimetrów. Chwytam go, ciągnę i oczom nie wierzę - wyjąłem stalowy płaskownik długości 5 cm i szerokości 3 mm.
Zjechałem ze ścieżki, wybrałem sobie miejsce pod drzewkiem i serwis, bo miałem nową dętkę przy sobie. Zdjąłem koło, zdjąłem oponę, wymieniłem dętkę, pompuję i coś nie chce się pompować. Myślę - wylatuje obok wentyla? Próbuję jeszcze raz, pompuję, pompuję - no nic się nie dzieje. Wyjmuję dętkę, pompuję ją na zewnątrz, a tam dziura... Przecięcie na długości 3 mm. No żesz k...a!!! To się nie dzieje po prostu... Nowa dętka. Fakt, że wożę ją ze sobą od prawie 2 lat i nigdy nie sprawdzałem czy jest sprawna, ale raczej nie woziłem razem z nią w torebce żyletek, czy otwartych scyzoryków... No nic, jestem 4 km od domu, więc spacerek mnie czeka. Niestety, opona Schwalbe Smart Sam ma tak cieniutke ścianki boczne, że rowera nie dało się nawet prowadzić. Musiałem praktycznie nieść tył i po kilkuset metrach miałem dość - zadzwoniłem po brata, żeby podjechał po mnie samochodem...
Rower:Kross Dane wycieczki: 4.20 km (0.00 km teren), czas: 00:12 h, avg:21.00 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 115 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

#39 | Terenowo-szosowa przejażdżka

Środa, 24 kwietnia 2013 | dodano: 24.04.2013
Wyjechałem wieczorem w taką samą trasę, jak dzień wcześniej - przez lasy w Marzelewie na szosę z Czerniejewa do Nekli, w Nekli odbicie na Poznań i przejażdżka aż do Siedlca i powrót trasą 92 do Wrześni. Po drodze, w Nekli, spotkałem się z Bobiko, który wracał rowerem z pracy i postanowił zrobić objazd okolic. W Brzeźnie znów rozdawali LPG za darmo...


Rower:Kross Dane wycieczki: 51.07 km (10.00 km teren), czas: 02:35 h, avg:19.77 km/h, prędkość maks: 37.50 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1400 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#38 | Krótki test opony w terenie

Wtorek, 23 kwietnia 2013 | dodano: 23.04.2013
Wczorajszą piękną pogodę zmarnowałem, więc dzisiaj nie mogłem już sobie pozwolić na labę. Wyruszyłem późnym wieczorem w kierunku Marzelewa, aby zrobić pierwszy terenowy test mojej przedniej opony Panaracer. Początkowo chciałem jechać trasą 92 w kierunku Poznania, pod wiatr, ale stwierdziłem, że gdy pojadę w kierunku Poznania przez Marzelewo, to po pierwsze las zasłoni mnie przed wiatrem, a po drugie sprawdzę oponę.
Miałem nadzieję, że leśny dukt wiodący do leśnej osady jest już w miarę suchy i luźny. Okazało się, że do pełnego wyschnięcia jeszcze mu trochę brakuje, ale gdzieniegdzie pojawiały się już odcinki luźnego podłoża. Opona w porównaniu do Schwalbe Smart Sam bardzo dobrze trzyma kierunek jazdy, ale... bardzo rzuca piachem. Tego się nie spodziewałem przy takim rzadkim bieżniku i w dodatku przy klockach ustawionych wzdłuż opony. Myślałem, że to Schwalbe mocno sypało, ale po kilku kilometrach dzisiejszej jazdy miałem piasek w butach, a i łańcuch tak się zapiaszczył, że do końca wycieczki wydawał dźwięki, które kaleczyły moje uszy...
W każdym razie Marzelewo stoi tak, jak stało.



Dalszy odcinek pokonałem lasem aż do Czerniejewa...





... konkretnie krzyżówki z drogą prowadzącą na Graby, i skierowałem się na Neklę. Jechało się tam całkiem przyjemnie, bo nie było prawie w ogóle samochodów. Dojechałem do Nekli, wyjechałem na 92 i skręciłem na Poznań. Za Starczanowem napisałem SMS-a do Bobiko, czy wyjedzie dzisiaj i czy może skieruje się też na tę trasę, żebyśmy się gdzieś w drodze spotkali. Dojechałem do Siedlca, przejechałem przez kładkę nad 92...




... i ruszyłem z wiatrem na Wrześnię. Prędkość dochodziła w niektórych miejscach do 40 km/h. Dość szybko dotarłem do Nekli, przejechałem przez centrum i znów wyjechałem na 92, którą dojechałem do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 52.05 km (10.00 km teren), czas: 02:31 h, avg:20.68 km/h, prędkość maks: 42.20 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1427 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

#37 | Konińskie rewiry i przekroczone 2000 km w tym roku

Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 21.04.2013
Dzisiejsza godzina wyjazdu miała być podobna do wczorajszej, ale obawiałem się, że mogę ją opóźnić, bo przyszło mi na myśl, że skoro dziś Bobiko będzie mnie ciągnął jakimiś bocznymi drogami, tak jak wczoraj, a są one już suche, to przyda mi się większa stabilność prowadzenia rowera, a do tego zanabyłem niedawno nową oponę na przód - Panaracer Dart. Wcześniej wyskoczyłem do sklepu po prowiant na drogę, zjadłem śniadanie, przygotowałem się. Okazało się, że Bobiko podjął się dziś operacji założenia zapasowej szprychy, która jednak się nie powiodła, więc na szybko wycentrował koło bez jednej szprychy. To dało mi trochę więcej czasu niż zakładałem, więc w spokoju mogłem zmienić oponę. Po napompowaniu okazała się lekko węższa niż Schwalbe, mimo że szerokość jest taka sama - 2.1.


Bobiko rano rozrysował trasę na podstawie trasy Sebka - w szczegółach inną niż ja z grubsza zaproponowałem wczoraj. Zapowiedział się na 10.30, jednak przyjechał troszkę później, więc trasa - tak jak ją zaplanowaliśmy - stała pod znakiem zapytania, bo mogliśmy nie zdążyć. Ruszyliśmy przez Dębinę na Gozdowo. I tam okazało się, że nie będzie tak różowo jak się wydawało - uderzył nas w twarz potężny wiatr i zwolnił naszą jazdę poniżej 20 km/h. A przed nami 150 km - połowa z tego pod wiatr. Może być ciekawie...
Dojeżdżamy do Gozdowa i dalszy plan przewiduje kierować się na Bieganowo i Pietrzyków Kolonię, ale kierunek i siła wiatru skłania nas do zmiany planów - Bobiko proponuje jechać przez Młodziejewice i Graboszewo. Po drodze mijamy pierwsze rozlewiska.


Zmiana trasy okazała się trafna, bo jeszcze wczoraj chyba wspominałem pewną trasę, która nie pamiętam którędy biegła, ale podczas której zatrzymaliśmy się koło jednej z posesji i przywitaliśmy z bardzo fajnymi dwoma przyjaznymi owczarkami, które biegały sobie po podwórku. I to był właśnie ten odcinek, tylko że tym razem pokonywaliśmy go w odwrotnym kierunku - miejscowość Ciążeń.




Za Ciążeniem zaczęły się malownicze tereny - rozlewiska Warty. Nieczęsto można coś takiego podziwiać, choć pewnie nie wszystkim jest z tego powodu wesoło...









Kawałek dalej masakryczny podjazd, po którym byłem lekko wyczerpany...


Zbliżamy się do Warty...


... i podziwiamy przystań jachtową.


Takich podjazdów mieliśmy dzisiaj sporo.


Klasztor w Lądzie i wszędzie woda...


Przejeżdżamy przez dwie dziwne miejscowości ;)




W Zagórowie stajemy na ryneczku, Bobiko udaje się do sklepu po małe zakupy, konsumujemy i jedziemy dalej. Wiatr powoli nas wykańcza. W Rzgowie mijamy kościół z blaszanym dachem.


Kilka km dalej, w miejscowoci Sławsk, nie mam już sił i wnerwiony na wiatr i mój brak kondycji zjeżdżam na chodnik, na którym robimy sobie mały piknik na słoneczku, wzbudzając ciekawość przejeżdżających obok kierowców.




Energetyki, batoniki i ciacha robią swoje i pełni sił ruszamy dalej zdobyć Konin.
W tym miejscu zmieniam też rękawiczki i zakładam nowiutkie Pearl Izumi i muszę przyznać, że komfort jest znakomity. W czymś takim dalsza jazda powinna być przyjemnością.
Przedmieścia Konina witają nas całkiem przyjemną ścieżką rowerową (właściwie ciągiem pieszo-rowerowym), odgrodzoną od trasy barierą dźwiękochłonną. Wyprzedzamy na niej quada, którym jedzie ojciec z dzieckiem. Wjeżdżamy na most Unii Europejskiej, z którego roztacza się przepiękny, ale jednocześnie budzący respekt przed naturą widok na kolejne rozlewisko Warty, gdzie potężny wiatr przepycha masy granatowej wody...











Na moście pozdrawiamy się z wieloma rowerzystami i rowerzystkami (wszak Konin to spore miasto, więc i rowerzystów więcej niż w takiej Wrześni). Nasza trasa prowadzi prościutko z mostu ulicą Kleczewską w kierunku Kazimierza Biskupiego, jednak okazuje się, że wiadukt na naszej trasie jest w remoncie, co spycha nas objazdem do centrum Konina. Dość szybko jednak się z niego wydostajemy, zaczepiając po drodze o piękną promenadę nad jeziorem Zatorze.


Po chwili znów jesteśmy na właściwej trasie. Po kilku kilometrach skręcamy w prawo, aby zaliczyć widoki na elektrownię.




Dojeżdżamy do jeziora Gosławskiego i podziwiamy potęgę tejże elektrowni.




Powrót na głowną trasę 264 urozmaiciliśmy sobie przejazdem przez las, podczas którego posililiśmy się trochę częścią naszego prowiantu.


Kilkaset metrów dalej skręcamy w lewo w las, aby odwiedzić klasztor w Bieniszewie. Po drodze mini młyn wodny.


W końcu i sam klasztor.


Znów mijamy tam wielu rowerzystów i spacerowiczów, a wśród nich dwie bardzo ładne rowerzystki, z którymi się witamy ;) Po chwili wyjazd na główną trasę i z wiatrem w plecy śmigamy na Kazimierz Biskupi, w którym zatrzymujemy się przy znanej nam już kapliczce na cmentarzu...


... którą upatrzyły sobie gołębie.


Przelot przez miasto i wyjeżdżamy świetną ścieżką rowerową, ze świetnym wiatrem w plecy, kierując się na Słupcę. Ścieżka jednak była w trochę gorszym stanie niż w zeszłym roku, bo leżało na niej sporo szlaki. Miejscowość Kozarzew i Brzeźniak, to świetna nawierzchnia, z której musimy niestety zjechać i przez miejscowość Przyjma skierować się na Słupcę. Przejeżdżamy przez centrum, a następnie na pierwszej napotkanej ławce na ścieżce rowerowej konsumujemy resztki jedzenia. Stamtąd ścieżką do Strzałkowa, gdzie przekraczam 2000 km w tym roku, następnie do Wólki, gdzie ścieżka się kończy. Zjeżdżamy na drogę główną i wśród setek samochodów, wracających chyba z weekendowych wyjazdów, dojeżdżamy do Wrześni.
Opona Panaracer spisała się znakomicie. Co prawda nie przetestowałem jej na sypkim, luźnym piachu - bo na taką przede wszystkim nawierzchnię ją kupiłem - ale obawiałem się, że typowo terenowa opona będzie stawiała duży opór na asfalcie. Było jednak zgoła inaczej. Miałem wrażenie że nawet lepiej się toczy niż Schwalbe Smart Sam i lżej się z nią skręca kierownicą. Wydaje też przyjemniejszy dźwięk, bo dźwięk Schwalbe już mi się znudził. Panaracer miło mruczy :)

Rower:Kross Dane wycieczki: 132.92 km (6.00 km teren), czas: 09:04 h, avg:14.66 km/h, prędkość maks: 39.50 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3645 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

#36 | Poznań - zakupy w Deca i zwiedzanie centrum

Sobota, 20 kwietnia 2013 | dodano: 20.04.2013
Rano zrobiłem zakupy na wyjazd. Umówiłem spotkanie z Bobiko na godz. 10 na trasie średzkiej, po czym ruszyliśmy kawałek tą trasą, a potem odbiliśmy w prawo na Targową Górkę. Znów wiał silny wiatr - dokładnie tak samo jak w zeszłym roku, gdy atakowaliśmy Poznań. Po przekroczeniu A2 przez wiadukt, skręciliśmy w lewo, w polną drogę, aby wjechać na serwisówkę wzdłuż autostrady. Powitał nas ten sam piesek, co jakieś 2 miesiące temu, gdy jechaliśmy tamtędy, błotnistą wtedy drogą. Nagle coś trzasło w rowerze Bobika. Od razu nasunęła mi się myśl, że to szprycha, bo miał z nimi problemy w zeszłym roku, ale podobno zostały zażegnane. Niestety - przeczucie okazało się trafne. Pękła szprycha. Wykręcił ją więc, krótki test czy koło w miarę równo się kręci. Coś dziwnie strzela w nim, ale może to nypel w obręczy tak hałasuje. No nic, jedziemy dalej. Dojechaliśmy do asfaltu zaraz za MOP-em i stajemy, bo coś nadal strzela. Obracamy kołem, a tam resztka szprychy wystaje z piasty i obciera o ramę. Ok, sprawa załatwiona, ruszamy. Ale po 20 metrach Bobiko staje, bo jego łańcuh dziwnie się zachowuje - coś przepuszcza. Obraca pedałami w tył, ja tak patrzę - coś wystaje z jednego ogniwa. Patrzę z bliska, a tam... pęknięta spinka! No nie wierzę... Bobiko też nie. Dwie awarie w tym samym czasie?? To się po prostu nie zdarza. Ale na pocieszenie mówię mu, że jeśli nieszczęścia chodzą parami, to na dziś wykorzystał już limit pecha, więc do końca trasy nic już się nie stanie. Jeśli oczywiście ruszymy z miejsca, bo przecież mamy zerwany łańcuch. W ostateczności można go skrócić o jedno ogniwo i skuć, bo obaj mamy skuwacze przy sobie, ale Bobiko znajduje w narzędziach zapasową spinkę.


Parę minut później ruszamy dalej. Mijamy Gułtowy, Czerlejno, Trzek, Gowarzewo, w niektórych miejscach jadąc gruntowymi drogami.


Gdy tylko zbliżyliśmy się do Poznania od razu zobaczyliśmy, że to zupełnie inne miasto - tam dziewczyny też jeżdżą na rowerach. Naszym oczom ukazała się piękna kobietka na szosowym Corratecu, Standardowe pozdrowienie, uśmiech :) i jedziemy dalej. Dojeżdżamy na Kobylepole, a Bobiko próbuje przebić się gdzieś bocznymi drogami w stronę M1 i Ikei, ale okazuje się, że źle skręciliśmy i trafiamy na ślepą uliczkę. Cofamy się więc i postanawiamy przetestować ścieżki rowerowe, co wiążę się z kilkoma długimi postojami przy przekraczaniu ulic, bo oczywiście ścieżki wiodą raz jedną, raz drugą stroną drogi. W pewnym momencie ścieżka się kończy i kilkaset metrów jedziemy wydeptaną na trawie ścieżką wzdłuż Szwajcarskiej. Tam wjeżdżamy na teren M1 i dojeżdżamy uliczkami koło parkingów do Decathlona.


Bobiko idzie na zakupy, a ja pilnuję rowerów. Spory ruch dzisiaj - sobota, więc ludzie przyjeżdżają całymi rodzinami na zakupy. Bobiko kupił okulary i możemy jechać dalej. Na parkingu przy M1 stajemy na chwilę, bo jest tam jakiś nieoficjalny zlot amerykańskich samochodów.








Kilka zdjęć na tle browaru i ruszamy Kurlandzką w stronę centrum. Wjeżdżamy na ścieżkę rowerową i dalej już jest świetnie - coraz więcej dziewczyn na rowerach, fajne ścieżki.




Zupełnie inne miasto niż można je zobaczyć z samochodu. Jedziemy wzdłuż Jana Pawła, potem parę przejść przez jezdnię na przejazdach rowerowych i ulicą Bedrychowo i Piotrowo trafiamy w pobliże stadionu, gdzie robimy krótki postój na jedzenie, picie i przebranie się w lżejsze rzeczy, bo słoneczko ładnie przygrzewa. Dalej most Rocha, Muśnickiego, koło parku Chopina i deptakiem na Stary Rynek. Tam robimy parę zdjęć.


Do Bobika podchodzi piękna blondynka i zagaja go po niemiecku, potem po angielsku. Stałem parę metrów od nich, więc nie słyszałem dokładnie co mówiła, ale podobno zapraszała go do klubu Go Go kilka metrów dalej. Bobiko odmówił... Że też miałem wyłączoną kamerę wtedy, no!
Wracamy tą samą trasą aż do ulicy Jana Pawła, przy której wjeżdżamy na promenadę wzdłuż Malty. I tam dopiero zaczynają się piękne widoki - wysportowane panienki, biegaczki, rowerzystki, rowerzyści, rolkarze. Piękna pogoda wyciągnęła ich wszystkich na dwór i zachęciła do uprawiania sportu. Ach, trzeba tam wrócić jak najszybciej, bo czegoś takiego w innym miejscu nie da się zobaczyć. Byłem tam pierwszy raz, więc cała ta infrastruktura sportowa na Malcie zrobiła na mnie duże wrażenie. Śmigamy dalej leśnymi dróżkami wśród rowerzystów i biegaczy i docieramy na parking, na którym w zeszłym roku również zrobiliśmy sobie odpoczynek w trasie.


Tym razem podobnie - jedzenie, picie, kilka zdjęć i ruszamy dalej wzdłuż stawu Borowik i Młyńskiego.




Przecinamy Warszawską i wzdłuż jeziora Swarzędzkiego dojeżdżamy do Gruszczyna, gdzie zjeżdżamy z asfaltu na drogę polną, piaszczystą i dojeżdżamy malowniczymi trasami do Uzarzewa.




Dalej znów polna droga do Biskupic, gdzie wjeżdżamy na znaną mi już trasę na Promienko. Po kilku kilometrach stajemy na jedzenie i picie i gnamy dalej.

Ciasteczko?


Obowiązkowy postój na zdjęcia nad jeziorem w Promnie...


... po czym wyjeżdżamy na główną i kierujemy się na Pobiedziska i dalej na Wierzyce. Tam, na wiadukcie, znów obowiązkowy postój na "czerwonym dywaniku".


Przekąska i na koniec zaklinanie słońca...


... żeby jutro nie sprawiło zawodu i przyświecało nam w kolejnej trasie ;) Do Czerniejewa dojeżdżamy dość szybko, a dalej na Wrześnię jedziemy jeszcze szybciej. Oczywiście po drodze znów spotykamy kilku rowerzystów. W Nowym Folwarku skręcamy w prawo, przejeżdżamy koło Country Clubu żeby spojrzeć jak wygląda leśna droga na Marzelewo i chyba już można tak wjechać, bo wygląda na dość suchą. My jednak udajemy się na Wrześnię i ścieżką wzdłuż zalewu dojeżdżamy do centrum.

Rower:Kross Dane wycieczki: 123.67 km (20.00 km teren), czas: 09:54 h, avg:12.49 km/h, prędkość maks: 44.10 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3392 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#35 | Wieczorem z nowym łańcuchem

Piątek, 19 kwietnia 2013 | dodano: 19.04.2013
Dzisiaj przed wyjazdem trzeba było zrobić porządek z rowerem po ostatniej "krossowej" wycieczce w błotne okolice wieży widokowej w Dusznie. Przy okazji zmieniłem też łańcuch na drugi, zapasowy, bo w tym roku pojeżdżę "na 2 łańcuchy" - zmiana co ok. 500 km. Czyszczenie rowera było ciężkie - kupa błota na kołach, pedałach, ramie... Koła zdjąłem i myłem szczoteczką w misce z wodą, wyczyściłem przy okazji kasetę i klocki hamulcowe, bo w środku też było trochę piachu i gliny.



Najgorzej wyglądały bloki pod butami - praktycznie nie było ich widać. Ale połączenie śrubokręta, miski z wodą i szczotki poradziło sobie z problemem. Umówiłem się z Bobiko, że skoczymy do Czerniejewa. Spotkaliśmy się na tamie.



Ruszyliśmy ulicą Czerniejewską, na której minęliśmy chyba z 20 rowerzystów. Dojechaliśmy do Czerniejewa, potem Nekla i po przejechaniu przez centrum śmignęliśmy serwisówką wzdłuż trasy poznańskiej do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 39.20 km (0.00 km teren), czas: 02:02 h, avg:19.28 km/h, prędkość maks: 39.50 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1075 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#34 | Skorzęcin szosowo

Środa, 17 kwietnia 2013 | dodano: 17.04.2013
Dzisiaj nie planowałem wyjazdu. Prognoza z wczoraj przewidywała jakąś taką niepewną pogodę. Ale gdy wyszedłem z pracy i doszedłem do domu cały spocony, to pomyślałem, że głupio by było zmarnować taki dzień na siedzenie w domu. Jako że zamówiony w rowertourze łańcuch nadal nie dotarł, trzeba było użyć szosówki. W sumie to akurat dobrze, bo miałem wielką ochotę na wyższą prędkość dzisiaj. Wiatr wiał z zachodu, więc powrotna trasa z wiatrem musiałaby wieść w kierunku Poznania, a trasa ta nie jest zbyt przyjazna dla takiego ogumienia (sporo śmieci, drobnych ostrych kamieni i szkła na poboczu). Wybrałem więc wariant drugi - do celu maksymalnie z wiatrem, a z powrotem... jakoś to będzie ;) No i ruszyłem na Witkowo, a właściwie na Skorzęcin. Oooo, tego mi było trzeba. Jak za dawnych, młodych lat dotarłem do Witkowa po 37 minutach od wyjazdu z domu, pędząc większość trasy w okolicach 32-37 km/h. Szybki przejazd przez Witkowo, pokonanie środkiem strasznie dziurawej pierwszej prostej za Witkowem, a potem, już w okolicach wiatraka, znów na maksymalnych obrotach, w pozycji leżącej. Po chwili byłem już w Skorzęcinie. Wjechałem na molo, minuta i jadę z powrotem.



Założyłem tylko tylną lampkę i w drogę. Spodziewałem się, że będzie ciężko, ale okazało się, że wiatr ustał i mogłem właściwie bez przeszkód gnać dalej. Dojechałem do domu chwilę po zachodzie słońca.
Rower:Santini Dane wycieczki: 61.92 km (0.00 km teren), czas: 02:16 h, avg:27.32 km/h, prędkość maks: 48.80 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1698 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#33 | Kolejny wypad szosówką

Wtorek, 16 kwietnia 2013 | dodano: 16.04.2013
Szybki rzut oka na prognozę pogody, szczególnie na kierunek wiatru i decyzja, żeby jechać na południe, bo wiatr wieje z południa. Pojechałem więc szosówką w kierunku Pyzdr. Pomęczyłem się trochę z dziurami i wyrwami w nawierzchni, dojechałem kawałek za Borzykowo, gdzie zaczyna się ścieżka rowerowa wiodąca aż do Pyzdr. W tym miejscu zawróciłem, żebym nie musiał jechać z powrotem ścieżką (czyli oczywiście po fazowanej kostce), bo to dla szosówki bardzo duża szansa przebicia opony, a jedną już załatwiłem na takiej kostce pod koniec zeszłego roku. Z powrotem jechało się oczywiście lepiej, bo z wiatrem. Kamera pokładowa nagrała całą trasę, ale na szczęście nie spotkałem się na drodze z żadnym chamstwem, które trzeba by było napiętnować. I dobrze.
Rower:Santini Dane wycieczki: 37.50 km (0.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:26.47 km/h, prędkość maks: 42.30 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1028 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)