Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48549 km
Kellys 39469 km
Esker 15882 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:747.53 km (w terenie 66.50 km; 8.90%)
Czas w ruchu:47:34
Średnia prędkość:15.72 km/h
Maksymalna prędkość:48.70 km/h
Suma kalorii:20334 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:57.50 km i 3h 39m
Więcej statystyk

#54 | Przeddeszczowy objazd okolic

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 31.05.2013 Uczestnicy
Obudziem sie rano, spojrzałem przez okno i zobaczyłem całkiem dobrą pogodę. Jeszcze rzut oka na prognozę - deszcz zapowiadają dopiero na 14. Napisałem do Bobiko, czy gdzieś jedziemy i zaproponowałem w miarę krótką trasę, żeby zdążyć przez deszczem - Pyzdry, bo wiało znów od południa. Ok, trasa ustalona, zaczynamy się szykować. Ok. 10, gdy miałem wyjeżdżać zobaczyłem, że niebo zrobiło się granatowe, przyszły ciężkie chmury. Po chwili Bobiko pisze do mnie, że kilka km od Wrześni, było oberwanie chmury. No pięknie. Czekam trochę jak rozwinie się sytuacja z chmurami, ale powoli porzucam w myślach trasę do Pyzdr. Bobiko napisał, że on jednak teraz rezygnuje z rowera i pojeździ po południu. Ok, jadę w takim razie sam, ale gdzieś blisko, wokół Wrześni. Ubrałem się, wyglądam przez okno - deszcz pada :/ No szlag... Na szczęście było to tylko kilkadziesiąt sekund deszczu.
Pojechałem do centrum, potem na Małpi Gaj, a po chwili dostaję SMSa od Bobiko, że miał popracować przy komputerze, ale nie ma prądu. No to odpisuję, że w takim razie pozostaje rower. Zgodził się, więc pojechałem w jego kierunku. Spotkaliśmy się i ruszyliśmy bocznymi drogami na Biechowo, żeby potem wyjechać na główną Miłosław-Września i wrócić z wiatrem do Wrześni. W Biechowie jednak postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda polna droga dojazdowa do jednego z keszy Bobika. Na początku było znośnie, po czym dojechaliśmy do czegoś takiego:



Tak więc koniec rumakowania. Wróciliśmy, zrobiliśmy parę zdjęć kościoła i parku obok niego...







...i wybraliśmy jednak dorgę powrotną wiodącą do Wrześni od strony Pyzdr, bo wiatr wiał bardziej z płd.-wsch niż z południa. Skręciliśmy w prawo i jedziemy sobie lajtowo obok siebie, bo prawie zero ruchu samochodowego. Nagle Bobiko zwolnił. Spojrzałem za siebie i kątem oka zobaczyłem, że jest za mną, ale bardzo blisko i zjeżdża na prawo. Po chwili usłyszałem otarcie jego przedniej opony o moją tylną. Już widziałem w wyobraźni, jak wykłada się na asfalcie. Ale na szczęście na asfalcie utrzymał równowagę, jednak zniosło go w prawo i wylądował w rowie. Trawiastym. Tam się wyłożył, ale tak konkretnie - na plecy. Leży i jęczy. Zawracam, patrzę i już myślałem, że złamał sobie rękę, bo trzymał się z nią. Okazało się, że miał skurcz w ręce i nie mógł zahamować ani skręcić. No, szczęście, że tylko tak to się skończyło. Otrzepał się i pojechaliśmy dalej. Dojechaliśmy do trasy Pyzdry-Września i skręciliśmy na Wrześnię. Jechałem jako pierwszy. W Bierzglinku widzę na moim pasie kilka szkieł, omijam je i na skrzyżowaniu skręcam w prawo. Po chwili woła mnie Bobiko. Zawracam, dojeżdżam, patrzę, a on ma przebitą tylną oponę. Chyba na tych szkłach, które ominąłem. No nic - serwis. Zdjął oponę, założył nową dętkę, pompuje, ale powietrza nie przybywa. Czyżby powtórka mojej niedawnej sytuacji, kiedy mój zapas był przecięty? Wyjął dętkę, pompuje ją - no niby twarda. Wyjmuje pompkę - i już brak powietrza. No co jest? Czyżby pompka? Próbujemy moją pompkę - działa, pompuje. Bobiko założył dętkę na koło ponownie i napompował moją pompką. Udało się. Jedziemy do Tesco. Tam drobne zakupy Kuby, a ja czekam na parkingu i widzę, jak jeden kołek parkuje sobie swój biały samochód w świetnym miejscu i idzie sobie na zakupy. Zablokował cały jeden pas ruchu.



Z Tesco pojechaliśmy na Gnieźnieńską po dętkę i pompkę. Stamtąd skoczyliśmy do pomnika w Sokołowie, na który Kuba postanowił sobie wejść.



Ok. 14.00 zaczęło się chmurzyć, więc udaliśmy się do domów.
Rower:Kross Dane wycieczki: 37.32 km (1.00 km teren), czas: 03:29 h, avg:10.71 km/h, prędkość maks: 37.50 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 994 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

#55 | Drugi wyjazd - Miłosław, Czerniejewo, Nekla

Piątek, 31 maja 2013 | dodano: 31.05.2013 Uczestnicy
Pod wieczór pogoda robiła się coraz lepsza, nie można było więc siedzieć w domu. Napisałem do Bobiko czy jedzie, ale nie odpisywał, więc ubrałem się i pojechałem. Początkowo chciałem pojechać do Środy Wlkp. i stamtąd do Miłosławia i powrót do Wrześni. Przekalkulowałem jednak, że to jednak jest spory kawałek jak na wieczór, wybrałem więc tylko Miłosław i powrót.
Jechało się świetnie. Ruch samochodowy był niewielki, słoneczko świeciło, 26 stopni w słońcu, niewielki wiatr. Jedynie dziurawa nawierzchnia psuła samopoczucie.
3 km przed Miłosławiem zatrzymałem się, żeby skonsumować żel energetyczny. Kilometr przed Miłosławie dzwoni Bobiko i pyta gdzie jestem. Mówię, że wjeżdżam do Miłosławia, robię zdjęcie i wracam, więc może jechać w moją stronę.
Przejechałem przez Miłosław do Franulki i zawróciłem. Kilka km przed Wrześnią spotkałem Bobika, ale postanowiłem się nie zatrzymywać, tylko pokazałam mu, żeby jechał za mną. Ostatnie wykresy prędkości trochę mnie zmartwiły, bo więcej stoimy podczas tych wyjazdów niż jedziemy, więc trzeba trochę pokręcić bez przystanków. Dojechaliśmy do Wrześni, pogoda nadal była wyśmienita, a że jutro ma padać, to trzeba było wykorzystać dzień do końca. Zaproponowałem więc kółeczko Września-Czerniejewo-Nekla-Września. No i pojechaliśmy. Za Wrześnią spotkaliśmy jakąś młodą dziewczynę na szosówce. Dziś w ogóle rowerzystów było sporo na trasie.
W lesie za Wrześnią straszne dziury - nie ma szans jechać po prawej stronie. Trzeba środkiem. Dojechaliśmy do Czerniejewa i skierowaliśmy się na Neklę. Po drodze mieliśmy nadzieję spotkać dziewczynę na rolkach. I nie zawiedliśmy się - oczywiście była tam i śmigała. Po ostatniej zaczepce dziś chcieliśmy ją zagadać, ale moja próba przywitania się i pomachania jej skończyła się jej kwaśną miną i odjazdem w siną dal... Hmmm...
Dojechaliśmy do Nekli i stamtąd od razu lecimy na Wrześnię. Prędkość na trasie w okolicach Podstolic znacząco wzrosła. We Wrześni przejechaliśmy obok zalewu i pojechaliśmy na rynek, gdzie się rozstaliśmy.
Rower:Kross Dane wycieczki: 67.63 km (0.00 km teren), czas: 02:53 h, avg:23.46 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1801 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#53 | Skorzęcin - wyjazd 5 rano

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 30.05.2013 Uczestnicy
Wczoraj Bobiko ni stąd ni zowąd rzucił hasło, że dziś o 3 lub 4 rano wyjeżdżamy rowerami, bo trzeba zdążyć wrócić przed procesjami, a także przed deszczem zapowiadanym na południe. Był wieczór, według prognozy miało nie padać ani wieczorem, ani w nocy. Niestety, padało aż do 23:00, więc dzisiejszy wyjazd stał pod znakiem zapytania, bo nie było możliwości, aby tyle wody wyschło przez noc.
Poszedłem spać o 1:30, a o 3:30 zadzwonił pierwszy budzik. Wstałem o 4, ubrałem się, najadłem i ok. 5 przyjechał Bobiko. Ruszyliśmy w stronę Skorzęcina, pod lekki wiatr, przy 12 stopniach C. Na drodze, szczególnie na ul. Witkowskiej we Wrześni, było sporo kałuż i cała droga mokra. Wstawało słońce, a my jechaliśmy na wschód, więc dawało prosto w oczy. Ale było bardzo mało samochodów. Nic dziwnego - święto i 5 rano. Tylko nieliczni kretyni wstają tak wcześnie i wyjeżdżają w trasę ;) ;)
Tak wczesna pora i tak krótki sen odbiły się jednak na pracy mięśni - nogi jakoś nie chciały pedałować. Bobiko postanowił zrobić małą rozgrzewkę:



Potem było już coraz lepiej. Słońce było coraz wyżej, zrobiło się troszkę cieplej, woda zaczęła parować i tworzyła lekką mgiełkę, co tworzyło fajne widoki między drzewami.



Wjeżdżamy do Witkowa - z górki...



...i pod górkę.



Wiatrak między Witkowem a Skorzęcinem był fajnie oświetlony przez niskie jeszcze słońce, więc również musieliśmy pstryknąć mu zdjęcie.



Do ośrodka już blisko, czasem tylko wyprzedza nas jakiś samochód. Hmmm, jadą do Skorzęcina na procesję?





W ośrodku było kilka osób, w tym ekipa sprzątająca.





Były też kaczki na spacerze.



Przygotowania do zrobienia zdjęcia.



Wodę trudno nazwać czystą...







Za to łabędź był czyściutki.



Posiedzieliśmy na molo pół godziny, potem pojechaliśmy na przystań, na której można pojeździć na nartach wodnych i sfotografowaliśmy cennik tych przyjemności:



Przed 8 ruszyliśmy w stronę Wrześni i o 9 byliśmy w domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 61.39 km (0.00 km teren), czas: 03:40 h, avg:16.74 km/h, prędkość maks: 44.50 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1635 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

#52 | Drugi wyjazd tego dnia - Marzelewo i Nekla

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 26.05.2013 Uczestnicy
Po obiedzie i krótkim odpoczynku postanowiliśmy wyjechać drugi raz tego dnia, tym razem do Marzelewa i tamtejszych lasów. Tak więc o 18.30 skierowałem się najpierw w stronę Lidla, sprawdzić, czy zrobili coś z tandetnym miejsce na stojaki rowerowe. Niestety nic się tam nie zmieniło. Zadzwonił Bobiko i poinformował, że w trasę pojedziemy dziś z Kerampem. Dojechałem w umówione miejsce na tamie nad zalewem, poczekałem chwilę i ruszyliśmy w trójkę na Marzelewo. Pierwszy odcinek był już grząski - luźny piach - więc Keramp zaproponował alternatywny odcinek, równoległy do głównego duktu. Niestety, po kilkuset metrach leśna ścieżka skończyła się gęstym lasem. Wróciliśmy więc do punktu wyjścia. Kawałek dalej spotkaliśmy leśnego mieszkańca.



Staraliśmy się być cicho i zachowaliśmy odpowiedni dystans, żeby nie spłoszyć zwierza. Zoom był tylko 3x, ale co nieco udało się uwiecznić.

Dojechaliśmy do Marzelewa, kilka fotek i jedziemy dalej.







Dwa dni temu w lesie na drodze było sucho. Dziś stało tam tyle kałuż, że ledwo można było przejechać, a ja przed wyjazdem zdjąłem przedni błotnik, bo byłem przekonany, że będzie dziś tak samo sucho jak ostatnio. No nic, będzie dłuższe czyszczenie...
Na drugim skrzyżowaniu, na którym zastanawialiśmy się czy brnąć dalej w to błotko, zobaczyliśmy idących w oddali dwoje ludzi. Keramp przypomniał sobie, że ma lornetkę. Wyglądało przez nią, że to jakieś małżeństwo (byli kilkaset metrów od nas). A szli akurat drogą, którą w końcu wybraliśmy. Zbliżamy się do nich i po chwili okazuje się, że to dwie kobiety z pieskiem. Dojeżdżamy (ja jadę pierwszy), wyprzedzam je i nagle piesek - Beagle - pędzi w moją stronę i doskakuje mi do nogawki, mimo że przestałem pedałować, bo psy lubią gonić nogi obracające się po okręgu. Zastawiłem się butem, a ten chwyta mojego buta ;) No nie - myślę sobie - i zatrzymuję się i wołam skubańca. Panie krzyczą do mnie, żebym się nie bał. A ja rzecz jasna się nie boję, tylko chcę się przywitać z psem udającym odważnego i bojowego ;) Pies podchodzi i po chwili już jest mój - następuje seria pieszczot psiaka ;) Chwila rozmowy z paniami, które mówią, że idą do leśniczówki i jedziemy dalej.

Zmęczone drzewo:







Wyjechaliśmy na drogę Czerniejewo-Nekla, patrzę w lewo, w kierunku Nekli i widzę jakieś 200-300 metrów od nas, że jedzie dziewczyna na rolkach, zapewne ta sama co zwykle na tym odcinku. Ruszyliśmy w jej stronę, czyli w stronę Nekli. Jedziemy, jedziemy i nagle dziewczyny nie ma. Gdzie się podziała? Nagle znów ją widać, ale jest dużo dalej niż przedtem. Co jest grane? Jedziemy jakieś 25 km/h a ona się od nas oddala i to dość konkretnie. Przyspieszamy więc, jedziemy już prawie 30 km/h i widać, że powolutku, powolutku się do niej zbliżamy. W końcu ją dogoniliśmy, wyprzedziliśmy, ale że ja przy tym pościgu wyprzedziłem moich dwóch towarzyszy, to zatrzymałem się na chwilę. Bobiko i Keramp dojechali do mnie, a w tym czasie dojechała też i minęła nas rolkarka. Pytam Bobika czy ją zagadał. Mówi, że nie. No nic, to ja będę musiał ją zagadać, bo już tyle razy się tam widzieliśmy, że głupio tak bez słowa. Ruszyłem więc w kolejny pościg. Dojechałem do niej i pytam czy trenuje na jakieś zawody, bo przecież tak zasuwa, że ledwo ją dogoniliśmy. A ona na to, że nie, że tylko tak sobie jeździ i że zaraz zawraca i jedzie z powrotem tym odcinkiem. Życzyliśmy sobie przyjemności i pojechaliśmy w swoje strony. Dojechaliśmy do Nekli...



...i udaliśmy się na cmentarz, który był celem podróży Kerampa. Następnie przejechaliśmy obok fajnego stawu z domkiem po drugiej stronie...



... następnie koło drugiego stawu...



...i serwisówką wzdłuż K92 udaliśmy się do Wrześni. Keramp odłączył się w okolicach zalewu, a ja z Bobikiem pojechaliśmy jeszcze pod Tonsil, sprawdzić jak wygląda sytuacja hali. Okazało się, że wewnątrz nadal się paliło - przez dziurę było widać pomarańczową poświatę...



...a obok hali nie było strażaków, którzy przecież obiecali, że będą pracować tak długo, aż nie zgaszą. Po 10 minutach pojechaliśmy w stronę centrum, ale podczas przejazdu koło remizy strażackiej zauważyliśmy, że właśnie wyjeżdża jeden wóz strażacki i kieruje się na Tonsil.
Przejechaliśmy jeszcze przez rynek i udaliśmy się do domów.
Rower:Kross Dane wycieczki: 41.34 km (11.00 km teren), czas: 03:19 h, avg:12.46 km/h, prędkość maks: 40.60 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1101 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#51 | Pyzderskie zwiedzanie

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 26.05.2013 Uczestnicy
Wyjechałem po 10 i spotkałem się z Bobikiem w parku. Niebo było ciemne, chmury ciężkie i niskie - tak jak wczoraj - i podobnie wiało. Najpierw skierowaliśmy się do Tonsilu, gdzie wczoraj był pożar. Paliła się komora bezechowa. Zastaliśmy budynek z wykutą wielką dziurą, z której ciągle wydobywał się dym.



Jako że wiało dziś z południa, mieliśmy do wyboru dwie trasy: Miłosław albo Pyzdry. Wybraliśmy Pyzdry i rozpoczęliśmy walkę z wiatrem. O dziwo, udawało się na większości trasy jechać ponad 20 km/h. Zatrzymaliśmy się na chwilę w Borzykowie przy symbolicznej granicy i ruszyliśmy dalej zarośniętą (zimą była nieodśnieżona) ścieżką rowerową, a właściwie ciągiem pieszo-rowerowym do Pyzdr.
Tam zaczęła się sesja zdjęciowa.







Zjechaliśmy na przystań Perkoza, stamtąd jeszcze jedno zdjęcie kościoła...



...a to sama przystań:



I drugie ujęcie z Bobikiem z prawej



Potem mieliśmy w planie udać się na most, ale postanowiliśmy dojechać tam boczną, cichą i bardzo malowniczą uliczką, na której chciałem coś pokazać, ale nie do końca wyszło ;)



Na tej ulicy były takie rzeczy:





W murek przy tym garażu-schronie wmurowane były jakieś fragmenty z żydowskimi napisami:









Dojechaliśmy do mostu, na którym standardowo zrobiłem zdjęcie...



...które wyglądało równie standardowo, jak zwykle, czyli nudno:



Trzeba wypatrzeć sobie inny punkt widokowy na Wartę i te budowle.
Po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną z pięknym wiaterkiem w plecy.
W Kołaczkowie skręciliśmy do parku Reymonta.



W Nowej Wsi Królewskiej skręciliśmy w lewo, bo Bobiko chciał już kierować się do domu - był umówiony na spotkanie rodzinne. Ja odbiłem po paru km w prawo, przejechałem obok wiatraków (przy jednym z nich leży sobie, ogrodzony siatką, zapasowy płat do śmigła). Wyjechałem w Kaczanowie i udałem się do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 49.79 km (0.00 km teren), czas: 03:54 h, avg:12.77 km/h, prędkość maks: 38.50 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1365 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#50 | Zaklinanie deszczu

Sobota, 25 maja 2013 | dodano: 25.05.2013
Dzisiejszy dzień generalnie był spisany na straty. Już od wczoraj wieczorem padało, dziś od rana padało, z małymi przerwami, mocno wiało. Jednak rzut oka przez okno ok. 15:00 i rzut oka na prognozę pogody, z której wynikało, że cały czas było duże prawdopodobieństwo opadów, jednak z godziny na godziny miało maleć i już miałem plan - zaraz jadę! Rower i tak jest brudny od ostatniej wietrznej wycieczki do Kalisza i wczorajszej po lesie, więc w razie jakiegoś deszczu jakoś specjalnie nie będę rozpaczał. Zjadłem obiad i zacząłem się ubierać. Kolejny rzut oka przez okno - pada! Na szczęście tylko przez chwilę. A chmury były naprawdę ciężkie i niskie. Na horyzoncie jeszcze ciemniejsze. No nic, ryzykuję. Temp. 11 stopni. Wziąłem kurtkę przeciwdeszczową, rękawiczki wiosenne z długimi palcami i jadę. Kieruję się na Poznań, bo wieje akurat od Poznania (6 m/s), więc z powrotem będzie fajnie. Po drodze, na Daszyńskiego, jakiś korek i dwa radiowozy z migającymi kogutami stoją na środku skrzyżowania. Wypadek? Nie, żadnych rozbitych samochodów nie ma. Dziwne. Jadę dalej. Na trasie zderzyłem się z czołowym wiatrem, bo był otwarty teren, więc prędkość w niektórych miejscach spadała do 16 km/h. A ruch samochodowy na trasie masakryczny. Samochód za samochodem, kawalkady TIRów. A na niebie coraz cięższe chmury...



Dojechałem do Brzeźna, zawróciłem na skrzyżowaniu z sygnalizacją i ruszyłem z wiatrem na Wrześnię. Po chwili wyprzedził mnie samochód straży pożarnej na sygnale, ale nie wóz bojowy, tylko taki terenowy.
Myślałem, że pojedzie się lepiej z powrotem, ale akurat wiatr zaczął się zmieniać na trochę boczny. Mimo wszystko jechało się bardzo fajnie. Temperatura idealna na rower...



...i świetny klimat - ponury i groźny. Standardowo przejechałem przez centrum Nekli i po chwili znów wyjechałem na trasę. A samochodów było coraz więcej. Na każdym skrzyżowaniu, gdy zapaliło się czerwone światło, od razu ustawiała się kolejka kilkunastu samochodów na każdym z pasów ruchu.
We Wrześni, na skrzyżowaniu Daszyńskiego i Kolejowej radiowóz z włączonymi sygnałami świetlnymi nadal stał na środku skrzyżowania i policjanci zatrzymywali przejeżdżające samochody. Jakaś łapanka? Dojechałem do domu, włączyłem komputer i wyczytałem, że palił się dziś Tonsil, więc ten radiowóz stał tam po to, żeby nikt nie wjeżdżał na ul. Kolejową, bo trwała tam akcja gaśnicza.
Rower:Kross Dane wycieczki: 38.23 km (0.00 km teren), czas: 01:53 h, avg:20.30 km/h, prędkość maks: 40.60 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1048 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#49 | Leśna przejażdżka

Piątek, 24 maja 2013 | dodano: 24.05.2013
Pogoda trochę się poprawiła, choć nadal niebo było całkowicie zachmurzone, ale trzeba było gdzieś się przejechać. Bobiko namawiał mnie dziś na Marzelewo i tamtejsze lasy, jednak ja postanowiłem wyjechać w trasę wcześniej, Planowałem zobaczyć tylko jakie warunki panują w lesie, na drodze dojazdowej do Marzelewa. Mocno wiało dzisiaj, jednak w lesie już tego wiatru tak się nie czuło. A warunki w lesie były świetne. Rozproszone światło stwarzało idealne warunki do fotografowania, chociaż każdy postój na zdjęcia to walka z komarami. Jednak temp. była bardzo przyjemna na przejażdżkę.
Kawałek za Marzelewem, na skrzyżowaniu, trafiłem na tabliczkę:



Nie byłem pewien którego odcinka dotyczyła, bo od skrzyżowania odchodziły 4 dukty, a tabliczka stała na połączeniu dwóch z nich i była ustawiona do nich pod kątem 45 stopni. Podobno znaki zwykle stoją po prawej stronie drogi, której dotyczą, więc uznałem, że wycinka nie jest prowadzona na terenie, w który chciałem wjechać, czyli ten na wprost na zdjęciu. Zresztą, była ok. 16:30, nie było słychać odgłosów żadnych pił łańcuchowych ani innego sprzętu. Chciałem przejechać tylko kawałek, ale jechało się tak fajnie i były tak fajne widoki...





...że dojechałem aż do Czerniejewa (znaczy do trasy Nekla-Czerniejewo, za leśniczówką). Chwilę wcześniej skręciłem jednak na chwilę w prawo na skrzyżowaniu, bo zainteresowała mnie asfaltowa droga prowadząca w moją stronę, do lasu. Okazało się, że w tym miejscu jest ferma norek i właściciel wykombinował sobie nowiutki asfalcik, położony wzdłuż zakładu. Zawróciłem i spodobał mi się kolejny widok.



A to obok leśniczówki:



Z powrotem, tą samą drogą, jechało się bardzo fajnie. Prędkość ok. 30 km/h, bo z wiatrem. Przeszkadzała trochę dziurawa nawierzchnia duktu, więc trzeba było uważać i jechać slalomem. Minąłem po raz drugi Marzelewo...



...i udałem się do domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 27.46 km (21.00 km teren), czas: 01:41 h, avg:16.31 km/h, prędkość maks: 35.80 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 753 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

#48 | Kalisz

Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 23.05.2013 Uczestnicy
Decyzja o celu jazdy podczas dzisiejszej wycieczki zapadła dopiero po przebudzeniu o 8 rano, choć już wczoraj o tym rozmawialiśmy. SMS do Bobika, po czym wstałem i zacząłem się szykować. Bobiko nie odpisuje, no to puszczam głuchacza. Nic. No nic, szykuję się dalej. O 8.50 dostaję odpowiedź, że Kuba wstał i zaczyna się szykować do wyjazdu. O 10 Kuba dzwoni, że... zaczyna się szykować i przygotował JUŻ wodę. Hmmm, niezłe tempo, tym bardziej, że przed nami tyle kilometrów... A ja myślałem, że on dzwoni, żeby mnie poinformować, że już czeka na mnie pod domem. Pogoniłem go trochę i powiedziałem, że jak najszybciej ma jechać do Wrześni i spotykamy się koło Tesco. Po chyba 15 minutach dzwoni i mówi, że mam startować sam w kierunku Pyzdr, a on mnie dogoni, bo właśnie zjawiła się u niego ciotka z zepsutym rowerem i prośbą. No cóż, to jadę sam. Już we Wrześni czuję na twarzy ścianę wiatru, która próbuje odwieść mnie od podjętej decyzji. Ale jadę dalej. Przed Nową Wsią Królewską dostaję SMSa od Bobika, z którego wynika, że wyprzedził mnie, jadąc od siebie bocznymi drogami w kierunku Pyzdr. Ale umówiliśmy się na moście w Pyzdrach, więc nikt na nikogo na razie nie czeka. Za Borzykowem wjeżdżam na ścieżkę rowerową i nagle ktoś mnie woła. Patrzę, a tam Bobiko stoi przy drewnianej granicy. Nie zatrzymując się, bo nie chciałem tracić tempa, zawołałem go, że jedziemy dalej. Dotarliśmy więc po paru minutach do mostu w Pyzdrach. Tam pierwszy postój na kilka zdjęć i śmigamy dalej.



Tereny za Pyzdrami są zalesione, więc jechało się całkiem sprawnie, ok. 27 km/h. Gdy lasy się skończyły, zaczęła się orka... Wiało coraz mocniej. Im dalej, tym gorzej się jechało. Tym bardziej, że nawierzchnia robiła się coraz bardziej dziurawa i trzeba było mieć ciągle skupioną uwagę na drodze, żeby nie wpaść w jakś rozpadlinę.

Jedna z ciekawych nazw miejscowości na naszej trasie, a przejeżdżaliśmy też przez Obory:


W Choczu - zakręconym mieście - zrobiliśmy pierwszy dłuższy przystanek na jedzenie.


Dalej był Janków - Pierwszy, Drugi albo Trzeci, nie pamiętam - w którym ciągnęły się setki metrów szklarni


Zdaje się, że nie jechaliśmy dziś nad morze...


W końcu, po 4 godzinach walki z wiatrem, osiągnęliśmy cel


A do domu tyle kilometrów


Wjechaliśmy do centrum Kalisza, który okazał się bardzo ciekawym i malowniczym miastem.

Opuszczony budynek przy głównej ulicy


Po chwili mieliśmy dylemat - gdzie teraz jechać?


Ale po kilkuset metrach wszystko się wyjaśniło ;)


No i zaczęliśmy fotografować na dobre






Dojechaliśmy do Rynku Głównego, przypominającego Stary Rynek w Poznaniu.




Kuba zrobił się głodny, więc wpadł do jakiegoś lokalu na rynku na spaghetti, a ja pozostałem na słoneczku, podziwiając piękne kobiety na rynku ;) Temp. w słońcu doszła do 41 st. C.

Po posiłku Kuba wstąpił jeszcze do sklepu po wodę, po czym ruszyliśmy w poszukiwaniu innych ciekawych miejsc w Kaliszu.



Dojechaliśmy do parku, na którego końcu był teatr.


Chcieliśmy znaleźć jeszcze budynek, który było widać na jakimś wzgórzu za Kaliszem, gdy do niego wjeżdżaliśmy, ale przy tej temp. postanowiliśmy jednak skierować się w stronę Wrześni. Wyjazd z Kalisza był trudny, bo całe centrum leży w jakiejś dolnie i trzeba było sporo deptać, żeby się z niej wydostać.

Po jakimś czasie zjechaliśmy z drogi do malowniczego parku


Jechało się lepiej, bo z wiatrem, jednak ten zaczął w miarę upływu czasu słabnąć, powodując, że już nic nas nie pchało i trzeba było próbować wykrzesać z siebie resztki sił. W drodze do Kalisza minęliśmy bunkier ulokowany z prawej strony od drogi i teraz postanowiliśmy się tam zatrzymać na odpoczynek i posiłek, a przy okazji kilka zdjęć.




Siedzieliśmy tam sobie pół godziny, rozmawiając, pijąc i jedząc, ale trzeba było się w końcu ruszyć, bo do Wrześni było jeszcze z 60 km i wychodziło nam z obliczeń, że dojedziemy na miejsce już po zachodzie słońca.

Droga była malownicza


W jednak z wiosek trafiliśmy na nieruchomość na sprzedaż ;)

Zaczęliśmy robić zdjęcia i zainteresowali się nami okoliczni mieszkańcy, który powiedzieli nam, że za ten domek właściciele chcą 40 tysięcy zł. No bez jaj...

Im bliżej domu, tym miałem mniej sił. Po prostu nie byłem dziś w formie, bo przecież trasa nie była jakaś szczególnie długa. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę, na jedzenie, po czym stwierdziłem: pier...ę, nie jadę! ;)


Do domu jednak udało się dojechać. Trasa do Kalisza zajęła 4 godziny, powrotna, mimo dużo szybszego tempa, jednak z długim odpoczynkiem, też 4 godziny.
Rower:Kross Dane wycieczki: 159.15 km (0.00 km teren), czas: 10:11 h, avg:15.63 km/h, prędkość maks: 48.70 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4365 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

#47 | Popołudniowa przejażdżka

Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 18.05.2013 Uczestnicy
Pierwsze pół dnia miałem zajęte, więc rower czekał, tym bardziej, że prognoza przewidywała deszcz na drugą część dnia. Jednak deszczu nie przygnało, a wiało konkretnie! Skontaktowałem się więc z Bobiko i przed 18 wyjechałem z domu w jego kierunku. Pogadaliśmy u niego chwilę i pojechaliśmy na objazd pobliskich miejscowości - Osowo, Nowa Wieś Królewska, Zieliniec, Gozdowo i powrót.









Droga dojazdowa do wiatraka w Nadarzycach. Na jej końcu - Bobiko


Słońce, chyląc się ku zachodowi, tworzyło z chmurami fajne widoki. Nie omieszkaliśmy zrobić parę zdjęć.









Rower:Kross Dane wycieczki: 32.11 km (2.00 km teren), czas: 02:49 h, avg:11.40 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 880 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#46 | Okołowrzesińsko

Środa, 15 maja 2013 | dodano: 18.05.2013
Na dzisiejszą wycieczkę wybrał się ze mną kolega Krzysztof. Jako że bardzo mocno wiało, postanowiliśmy zrobić tylko małą rundkę za Wrześnię. Skierowaliśmy się na Gozdowo, przystanąliśmy na chwilę w Nadarzycach przy zasuwającym z niezłą prędkością wiatraku i pojechaliśmy do Sołeczna.



Jechaliśmy pod wiatr. Było ciężko. Za to z powrotem - bajka :) Było słychać tylko piękny szum opon na asfalcie. W Dębinie zjechaliśmy do lasu. Spotkaliśmy dwie biegaczki i rodzinkę z kijkami. Dukt leśny stawał się coraz bardziej zarośnięty - od dołu, z boków, jak i z góry, więc trzeba było w niektórych miejscach praktycznie leżeć na kierownicy, żeby przejechać. Wyjechaliśmy z powrotem na drogę i udaliśmy się do Wrześni. Kolega pojechał do domu, a ja postanowiłem skoczyć jeszcze nad zalew wrzesiński, gdzie działa już fontanna.



Po powrocie do domu zacząłem się oglądać w poszukiwaniu kleszczy, bo las był dość gęsty i dość mocno ocieraliśmy się o roślinność. No i był - na kostce, pod skarpetką, ale jeszcze się nie wczepił, tylko szukał miejsca, skubany! Został unieszkodliwiony.

Rower:Kross Dane wycieczki: 24.21 km (2.50 km teren), czas: 01:41 h, avg:14.38 km/h, prędkość maks: 37.50 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 664 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)