- Kategorie:
- 1-50.992
- 101-150.107
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.604
- deszcz.36
- leżący śnieg.14
- mgła.16
- mokro.31
- mżawka.12
- po zmroku.127
- pochmurno.268
- słonecznie.352
- śnieg.18
- trenażer.5
Wpisy archiwalne w kategorii
1-50
| Dystans całkowity: | 35576.66 km (w terenie 1021.72 km; 2.87%) |
| Czas w ruchu: | 1684:12 |
| Średnia prędkość: | 21.10 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 61.70 km/h |
| Suma podjazdów: | 48754 m |
| Maks. tętno maksymalne: | 207 (113 %) |
| Maks. tętno średnie: | 192 (99 %) |
| Suma kalorii: | 798774 kcal |
| Liczba aktywności: | 992 |
| Średnio na aktywność: | 35.86 km i 1h 41m |
| Więcej statystyk | |
#36 | Marzelewo, Barczyzna, Nekla
Brakowało dziś energii do życia, ale pogoda była ładna, więc w końcu trzeba było wyjść z domu. Umówiłem się z bobikiem, że przyjedzie po mnie i pojedziemy przez las do Barczyzny. Ruszyliśmy około południa przez oba parki w stronę zalewu wrzesińskiego.
Po drodze minęliśmy budynek, który był obecny w moim życiu od kiedy pamiętem, a który teraz przechodzi do historii... Tak, rozpieprzcie tę Wrześnię do końca. Zaorajcie najlepiej wszystko...

Wrześnica od pewnego czasu ma bardzo wysoki stan. W parku już prawie wylewa się na pole, a w tunelu pod torami kolejowymi nurt rzadko kiedy jest tak rwący, a i wodospad też niczego sobie. Trochę mnie martwi ten wysoki poziom wód zarówno w rzece, jak i wód gruntowych, bo właśnie zmierzamy w kierunku lasu, który jest lekko podmokły. Ciekawe czy tam dziś przejedziemy...
Pierwsza wodna przeszkoda pojawiła się już na ścieżce rowerowej wzdłuż zalewu - wielkie bajoro na sąsiednim polu oddaje wodę wprost na ścieżkę. Dojechaliśmy do lasu koło Country Clubu i wśród spacerowiczów i kilku rowerzystów dojechaliśmy do Marzelewa, gdzie zrobiliśmy krótki postój na batonika i parę zdjęć.

A tutaj mnie jeszcze nie było:

Ruszyliśmy dalej. W lesie faktycznie było trochę bardziej mokro niż ostatnim razem, gdy tu byłem, ale nie było tragedii. Miejsce najbardziej mokre - z kałużą na całą szerokość drogi - było tak samo zalane i tak samo jak ostatnio dało się to obejść. Wyjechaliśmy z lasu w Barczyźnie i postanowiliśmy pojechać drogą, którą ostatnio odkryłem - w stronę dębów. I to właśnie ta droga i ja na niej:

Kawałek dalej minęliśmy grupę jeźdźców na koniach.


Hałasujące ptaki:

Ja i dąb:


Maszyny mają chwilę na odpoczynek:


Wyjechaliśmy w Barczyźnie, tam gdzie ja wyjechałem ostatnio i udaliśmy się w stronę Nekli. Po drodze minęliśmy jedną grupę rowerzystów, a po niej grupę żółtych Wrześnian - ze 30 osób. Dojechaliśmy do Nekli, tam bobiko odbił w prawo na Targową Górkę, a ja śmignąłem seriwsówką wzdłuż K92 w stronę Wrześni. W Zasutowie spotkałem kolejną grupę rowerzystów - chyba uczestników jakiegoś rajdu, a liczbie chyba 50 osób. Gdy dojechałem do Wrześni, to koło zalewu dogoniłem "żółtków". Przeleciałem przez centrum i wróciłem do domu.
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 906 (kcal)
Po drodze minęliśmy budynek, który był obecny w moim życiu od kiedy pamiętem, a który teraz przechodzi do historii... Tak, rozpieprzcie tę Wrześnię do końca. Zaorajcie najlepiej wszystko...

Wrześnica od pewnego czasu ma bardzo wysoki stan. W parku już prawie wylewa się na pole, a w tunelu pod torami kolejowymi nurt rzadko kiedy jest tak rwący, a i wodospad też niczego sobie. Trochę mnie martwi ten wysoki poziom wód zarówno w rzece, jak i wód gruntowych, bo właśnie zmierzamy w kierunku lasu, który jest lekko podmokły. Ciekawe czy tam dziś przejedziemy...
Pierwsza wodna przeszkoda pojawiła się już na ścieżce rowerowej wzdłuż zalewu - wielkie bajoro na sąsiednim polu oddaje wodę wprost na ścieżkę. Dojechaliśmy do lasu koło Country Clubu i wśród spacerowiczów i kilku rowerzystów dojechaliśmy do Marzelewa, gdzie zrobiliśmy krótki postój na batonika i parę zdjęć.

A tutaj mnie jeszcze nie było:

Ruszyliśmy dalej. W lesie faktycznie było trochę bardziej mokro niż ostatnim razem, gdy tu byłem, ale nie było tragedii. Miejsce najbardziej mokre - z kałużą na całą szerokość drogi - było tak samo zalane i tak samo jak ostatnio dało się to obejść. Wyjechaliśmy z lasu w Barczyźnie i postanowiliśmy pojechać drogą, którą ostatnio odkryłem - w stronę dębów. I to właśnie ta droga i ja na niej:

Kawałek dalej minęliśmy grupę jeźdźców na koniach.


Hałasujące ptaki:

Ja i dąb:


Maszyny mają chwilę na odpoczynek:


Wyjechaliśmy w Barczyźnie, tam gdzie ja wyjechałem ostatnio i udaliśmy się w stronę Nekli. Po drodze minęliśmy jedną grupę rowerzystów, a po niej grupę żółtych Wrześnian - ze 30 osób. Dojechaliśmy do Nekli, tam bobiko odbił w prawo na Targową Górkę, a ja śmignąłem seriwsówką wzdłuż K92 w stronę Wrześni. W Zasutowie spotkałem kolejną grupę rowerzystów - chyba uczestników jakiegoś rajdu, a liczbie chyba 50 osób. Gdy dojechałem do Wrześni, to koło zalewu dogoniłem "żółtków". Przeleciałem przez centrum i wróciłem do domu.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
34.03 km (10.00 km teren), czas: 02:59 h, avg:11.41 km/h,
prędkość maks: 32.90 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 906 (kcal)
#34 | Pochmurno-deszczowy trójkąt
Niedziela, 23 marca 2014 | dodano: 23.03.2014Kategoria 1-50
Dziwne - przy dzisiejszej szansie na deszcz na poziomie 70-80?szcz nie padał zaraz po tym, gdy wyjechałem rowerem. Ogólnie miałem dzisiaj nie jechać, bo już od wczoraj zapowiadane były na dzisiaj ulewy, więc dzień spisany był na straty. Jednak od rana było zachmurzone i takie zachmurzenie utrzymywało się cały czas - raz było trochę jaśniej, raz trochę ciemniej, ale było sucho. Siedziałem i myślałem - jechać, czy nie. Bobiko powiedział, że nie jedzie, bo chory czy coś. Wstałem od komputera, podszedłem do okna - pada, ludzie pod parasolami chodzą. Ale po paru minutach przestało i na chodniku nie było śladu deszczu. Dobra, ubieram się. Wziąłem kurtkę przeciwdeszczową, ochraniacze hydro na buty i pojechałem. Zanim dojechałem do miasta poczułem na sobie kilka kropelek deszczu, ale na tym się skończyło. Skierowałem się więc na Czerniejewo. Przed Czerniejewem znów troszkę pokropiło, ale minimalnie - ślady deszczu widać było tylko na moich okularach i kierownicy. Droga nadal sucha. W Czerniejewie już nie padało.

Za Czerniejewem zatrzymałem się na zdjęcie i napisałem do bobika. Ruszyłem dalej. Przed Neklą znów minąłem roller-girl, a kawałek dalej znów zaczęło kropić. Spodziewałem się, że Nekla będzie zalana wodą, jak ostatnio, ale o dziwo nie była. Śmignąłem przez centrum, a potem serwisówką w stronę Wrześni. Za Podstolicami zaczęło kropić i taki leciutki opad utrzymał się aż do momentu gdy dojechałem do domu.
Zaczęło padać jakieś 20 minut później. Tak więc dziś miałem szczęście.
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 968 (kcal)
Za Czerniejewem zatrzymałem się na zdjęcie i napisałem do bobika. Ruszyłem dalej. Przed Neklą znów minąłem roller-girl, a kawałek dalej znów zaczęło kropić. Spodziewałem się, że Nekla będzie zalana wodą, jak ostatnio, ale o dziwo nie była. Śmignąłem przez centrum, a potem serwisówką w stronę Wrześni. Za Podstolicami zaczęło kropić i taki leciutki opad utrzymał się aż do momentu gdy dojechałem do domu.
Zaczęło padać jakieś 20 minut później. Tak więc dziś miałem szczęście.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
36.35 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:24.23 km/h,
prędkość maks: 39.50 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 968 (kcal)
#33 | Wiosennie po lasach i nie tylko
Sobota, 22 marca 2014 | dodano: 22.03.2014Kategoria 1-50
Prognoza pogody nie dawała dzisiaj nadziei na jakąś dłuższą jazdę. Miało padać o 13, potem była mowa o 16. Bobiko dzisiaj odpadł z racji prac domowo-podwórkowych, a ja nie miałem ochoty na jakieś wielkie wojaże. Chodziła mi tylko po głowie szosówka - może Miłosław i powrót. Jednak wygrał góral - postanowiłem skoczyć do lasu, wycieczkowo, i porobić trochę zdjęć. Wyjechałem około południa i skierowałem się na Marzelewo. Ale tam było pięknie dzisiaj. Cieplutko - 18 stopni, słonecznie i cicho...
Najpierw jednak przejechałem się wzdłuż naszego zalewu.

Po chwili poczułem na sobie kropelki deszczu. WTF? Spojrzałem na niebo, a tam błękit i delikatne białe obłoki. Na szczęście przestało.
Dojechałem do Marzelewa, mijając rodzinkę na spacerze i parkę z kijkami.

Postawiłem rower przy drzewie, skonsumowałem batonika i napawałem się widokami i ciepełkiem.


Niestety, po drodze do Marzelewa zdarzyły się 3 lub 4 takie "smaczki":

- chyba szła tędy wczoraj jakaś ekipa niedorozwojów.



Ruszyłem dalej, mając na celu dotarcie do Barczyzny - pewnie będzie można spotkać tam dziś jakieś rowerzystki albo dziewczyny na rolkach, bo jest tam równiutki asfalt.
Ogólnie w lesie na drogach było w miarę sucho, z małym wyjątkiem w tym miejscu.

Na szczęście z prawej strony był kawałeczek bez wody i można było bez brudzenia roweru jechać dalej.

Po chwili zobaczyłem takie drzewko.

Bliźniaki?

Dojechałem do Barczyzny i zobaczyłem drogę zasypaną leśnym piachem jak po burzy piaskowej.

Za Barczyzną moim oczom ukazał się drogowskaz mówią o trzech dębach w okolicy. Hmm, pierwszy raz widzę to w tym miejscu.

Po chwili namysłu postanowiłem poszukać dwa dęby z prawej strony. Spojrzałem w stronę, którą wskazywał drogowskaz, a tam polna droga wiodąca przez pola w kierunku lasu. Dobra, jadę.
I była to dobra decyzja, bo okolica fajna i malownicza. Dziwne, że jeszcze tu nie byłem...



Cały czas wypatrywałem te dęby. W końcu do nich dojechałem. Przy każdym stała tabliczka informacyjna.


Z lewej strony, w oddali na polu zobaczyłem chodzące dwa ptaki. Z początku myślałem, że to bociany, ale dzioby nie były czerwone. Po chwili się "odezwały". O fuck, ależ miały moc w tych dziobach. Nie wiem co to było, bo nie znam się na ptakach, ale ich pisk-śpiew był naprawdę donośny.
Kawałek dalej był kolejny dąb, przy którym również stanąłem.



Spojrzałem na mapę i postanowiłem jechać dalej w las, z nadzieją dojechania do leśnej drogi prowadzącej z Marzelewa do leśniczówki przed Czerniejewem.

W międzyczasie znów trochę pokropiło. Ale widoki były pyszne.


Patrzę na kompas - zmierzam na wschód, a powinienem na płn-wsch. Szukam więc jakiejś drogi w lewo. Patrzę - jest, dokładnie pod kątem 45 stopni od obecnej. Skręciłem w nią, jadę, jadę i nagle polana z wycinką. I koniec drogi. Ani w lewo, ani w prawo, ani prosto. No więc jadę z powrotem. Postanowiłem wrócić kawałek drogą sprzed skrętu i spróbować zachód. Po kilkuset metrach trafiłem jednak na bagno - droga i okoliczne drzewa dosłownie tonęły w wodzie. No więc powrót i znów drogą na wschód. Jednak i ta droga po jakimś czasie się skończyła, tyle że nie w szczerym polu, a została przecięta przez drogę, a raczej "drogę" - kanał czarnej, rozmoczonej ziemi, z półmetrowej głębokości koleinami od kół ciągników. Nie, tędy na pewno nie przejadę. Ale z prawej strony zauważyłem jakieś zaczątki cywilizacji - pocięte drzewa. Skierowałem się więc tam, jadąc właściwie trochę lasem, żeby nie brnąć w tej czarnej mazi i po chwili trafiłem na ładną leśną drogę, którą dojechałem... do Barczyzny, niedaleko hotelu, obok którego już dziś przejeżdżałem. Dojechałem więc znów do drogowskazów z dębami i skierowałem się tym razem na trasę Czerniejewo-Nekla. Przed Neklą spotkałem tamtejszą roller-girl. Przejechałem przez Neklę i skierowałem się na Targową Górkę, aby po długiej walce z wiatrem z twarz, przekroczeniu trasy A2 i trasy średzkiej, dojechać do Chwalibogowa, gdzie spotkałem się z bobikiem. Chwila rozmowy i śmigam na Wrześnię, boczną drogą w kierunku Obłaczkowa, przez tereny sąsiadujące z przyszłą fabryką VW. I tutaj też, podobnie jak na trasie średzkiej, zaczyna się pustoszenie terenu...

A wieczorem, prawie dokładnie tak, jak przewidywała prognoza, o 19:00 zaczęło padać.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1175 (kcal)
Najpierw jednak przejechałem się wzdłuż naszego zalewu.
Po chwili poczułem na sobie kropelki deszczu. WTF? Spojrzałem na niebo, a tam błękit i delikatne białe obłoki. Na szczęście przestało.
Dojechałem do Marzelewa, mijając rodzinkę na spacerze i parkę z kijkami.
Postawiłem rower przy drzewie, skonsumowałem batonika i napawałem się widokami i ciepełkiem.
Niestety, po drodze do Marzelewa zdarzyły się 3 lub 4 takie "smaczki":
- chyba szła tędy wczoraj jakaś ekipa niedorozwojów.
Ruszyłem dalej, mając na celu dotarcie do Barczyzny - pewnie będzie można spotkać tam dziś jakieś rowerzystki albo dziewczyny na rolkach, bo jest tam równiutki asfalt.
Ogólnie w lesie na drogach było w miarę sucho, z małym wyjątkiem w tym miejscu.
Na szczęście z prawej strony był kawałeczek bez wody i można było bez brudzenia roweru jechać dalej.
Po chwili zobaczyłem takie drzewko.
Bliźniaki?
Dojechałem do Barczyzny i zobaczyłem drogę zasypaną leśnym piachem jak po burzy piaskowej.
Za Barczyzną moim oczom ukazał się drogowskaz mówią o trzech dębach w okolicy. Hmm, pierwszy raz widzę to w tym miejscu.
Po chwili namysłu postanowiłem poszukać dwa dęby z prawej strony. Spojrzałem w stronę, którą wskazywał drogowskaz, a tam polna droga wiodąca przez pola w kierunku lasu. Dobra, jadę.
I była to dobra decyzja, bo okolica fajna i malownicza. Dziwne, że jeszcze tu nie byłem...
Cały czas wypatrywałem te dęby. W końcu do nich dojechałem. Przy każdym stała tabliczka informacyjna.
Z lewej strony, w oddali na polu zobaczyłem chodzące dwa ptaki. Z początku myślałem, że to bociany, ale dzioby nie były czerwone. Po chwili się "odezwały". O fuck, ależ miały moc w tych dziobach. Nie wiem co to było, bo nie znam się na ptakach, ale ich pisk-śpiew był naprawdę donośny.
Kawałek dalej był kolejny dąb, przy którym również stanąłem.
Spojrzałem na mapę i postanowiłem jechać dalej w las, z nadzieją dojechania do leśnej drogi prowadzącej z Marzelewa do leśniczówki przed Czerniejewem.
W międzyczasie znów trochę pokropiło. Ale widoki były pyszne.
Patrzę na kompas - zmierzam na wschód, a powinienem na płn-wsch. Szukam więc jakiejś drogi w lewo. Patrzę - jest, dokładnie pod kątem 45 stopni od obecnej. Skręciłem w nią, jadę, jadę i nagle polana z wycinką. I koniec drogi. Ani w lewo, ani w prawo, ani prosto. No więc jadę z powrotem. Postanowiłem wrócić kawałek drogą sprzed skrętu i spróbować zachód. Po kilkuset metrach trafiłem jednak na bagno - droga i okoliczne drzewa dosłownie tonęły w wodzie. No więc powrót i znów drogą na wschód. Jednak i ta droga po jakimś czasie się skończyła, tyle że nie w szczerym polu, a została przecięta przez drogę, a raczej "drogę" - kanał czarnej, rozmoczonej ziemi, z półmetrowej głębokości koleinami od kół ciągników. Nie, tędy na pewno nie przejadę. Ale z prawej strony zauważyłem jakieś zaczątki cywilizacji - pocięte drzewa. Skierowałem się więc tam, jadąc właściwie trochę lasem, żeby nie brnąć w tej czarnej mazi i po chwili trafiłem na ładną leśną drogę, którą dojechałem... do Barczyzny, niedaleko hotelu, obok którego już dziś przejeżdżałem. Dojechałem więc znów do drogowskazów z dębami i skierowałem się tym razem na trasę Czerniejewo-Nekla. Przed Neklą spotkałem tamtejszą roller-girl. Przejechałem przez Neklę i skierowałem się na Targową Górkę, aby po długiej walce z wiatrem z twarz, przekroczeniu trasy A2 i trasy średzkiej, dojechać do Chwalibogowa, gdzie spotkałem się z bobikiem. Chwila rozmowy i śmigam na Wrześnię, boczną drogą w kierunku Obłaczkowa, przez tereny sąsiadujące z przyszłą fabryką VW. I tutaj też, podobnie jak na trasie średzkiej, zaczyna się pustoszenie terenu...
A wieczorem, prawie dokładnie tak, jak przewidywała prognoza, o 19:00 zaczęło padać.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
44.12 km (13.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:11.46 km/h,
prędkość maks: 35.30 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1175 (kcal)
#30 | Brzeźno. Wichura, ulewa, grad, burza...
Sobota, 15 marca 2014 | dodano: 15.03.2014Kategoria 1-50
Na dzisiejszą jazdę byłem już zdecydowany wczoraj, po przestudiowaniu prognozy pogody - miało wiać z prędkością 40 km/h z zachodu. Miało też przelotnie padać, ale byłem z tym pogodzony. Rano przygotowałem rower - założyłem błotniki, oświetlenie do jazdy dziennej (strobo z przodu) i ok. 10.00 wyjechałem. W nocy padało, więc było troszkę mokro. Jednak o ile od rana nie padało, to gdy tylko wyjechałem rowerem - zaczęło. Na szczęście tylko kropiło. Przejechałem przez centrum, gdzie jeszcze nie czułem tego wiatru. Jednak gdy tylko pojawiłem się na ulicy Szkolnej, która biegnie na zachód, czyli w kierunku wiatru, poczułem na sobie uderzenie wiatru. Czekał mnie teraz podjazd pod wiadukt - pod wiatr i pod górę. Oj ciężko było. Potem zjazd z wiaduktu (prędkość jakieś 20 km/h. Do trasy K92 dojechałem bocznymi drogami, przez Psary Małe. Dopiero gdy wyjechałem na otwarty teren na K92, poczułem pełną moc dzisiejszego wiatru. Jechałem jakieś 14-16 km/h, ledwo utrzymując się na rowerze. Na niebie na przemian pojawiało się słońce i czarne chmury. W Zasutowie zjechałem na drogę serwisową, żeby choć trochę osłonić się przed wiatrem. Gdy tylko dojechałem do Nekli, zaczęło padać. I to dość konkretnie. Chodziło mi po głowie przejechanie tylko przez centrum i wyjazd na K92 w kierunku Wrześni, bo miałem nadzieję, że zaraz przestanie padać. Gdy dojechałem do skrzyżowania z K92, zaczął padać grad. I teraz decyzja - lewo na Poznań czy prawo na Wrześnię? Wybrałem pierwszą opcję. Grad przestał padać, ale zerwała się ulewa. Droga momentalnie zrobiła się całkowicie mokra i każdy przejazd TIRa obok mnie wznosił fontanny wody, które trafiały po części we mnie. Przestało padać na skrzyżowaniu przy Starczanowie. Przede mną kolejne wzniesienie. Jakoś sobie z nim poradziłem, ale na jego szczycie musiałem stanąć, żeby się posilić batonem. Jednak gdy tylko stanąłem, puściłem kierownicę i się wyprostowałem, to myślałem, że mnie wiatr ściągnie z siodełka. Pochylony rozpakowałem batona, a potem jedną ręką trzymałem batona, a drugą trzymałem kierownicę i naciśnięty hamulec, żeby mnie wiatr nie zwiał z drogi. Na chwilę wyszło słońce. Zjadłem i chciałem ruszyć dalej. Jednak nie było to takie proste, bo w tym momencie nadeszła kolejna fala porywistego wiatru. W życiu nie miałem takich problemów, żeby ruszyć rowerem. Udało się. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów znów poczułem na sobie deszcz. Zanim dojechałem do Brzeźna, przestało padać. W Brzeźnie nie działała sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu, ale może to i lepiej, bo pewnie musiałbym tam czekać w nieskończoność na zmianę świateł (w tym miejscu nie wykrywają roweru) i przejechałem na przeciwny pas ruchu. Chwila odpoczynku i ruszam z wiatrem w plecy. Mmmmm, poezja! Wiatr 40 km/h, więc bez problemu rozpędzam rower do 40 km/h. Po chwili jest lekki spadek, więc jakieś 45 km/h. Jadę z taką prędkością i w ogóle nie słyszę wiatru i nie czuję na sobie powietrza - jakbym jechał w próżni. Przed Starczanowem zjazd i tu prędkość wzrasta do powyżej 50. Jednak zaraz za zakrętem widzę Neklę, a skoro Nekla, to deszcz (tu chyba panuje jakiś specyficzny mikroklimat). Dojeżdżam do cmentarza i już leje. Leje tak, że ledwo widzę drogę. Asfalt znika pod warstwą wody. I znów pada grad. Przed skrzyżowaniem ze sygnalizacją przy wjeździe do centrum płynie już właściwie rzeka. Skręt w prawo i wspinam się do centrum, które też właściwie zamieniło się już w jedną wielką kałużę. Przejeżdżam przez centrum i wyjeżdżam na K92 (nie jechałem już serwisówką, bo tam byłoby dużo więcej wody). Miałem nadzieję, że gdy wyjadę z Nekli, to przestanie padać, ale nie - lało do samej Wrześni. Zjechałem z trasy do Psar. Gdy zbliżyłem się do Przyborek, zaczęła się burza. Słychać było grzmoty, a wiatr chyba jeszcze bardziej się wzmógł. Deszcz nie ustawał. Jeden z odcinków miałem z bocznym wiatrem i o mało co nie pofrunąłem na pobliskie pole razem z kawałami styropianu, które wylatywały z pobliskiej budowy. Na szczęście udało mi się utrzymać na drodze i gdy skręciłem w ul. Świętokrzyską, było już z wiatrem. Zatrzymałem się na chwilę, żeby zdjąć okulary. Zanim dojechałem do centrum przestało padać. Za to w centrum były masakryczne korki. Najpierw na dojeździe do rynku (tutaj udało mi się wyprzedzić kilka samochodów), a potem od pomnika Dzieci Wrzesińskich do ul. Opieszyn. Gdy wyjechałem z centrum i wjechałem do parku, zobaczyłem zatarasowaną drzewem alejkę.

Pojechałem inną drogą i do domu dojechałem w promieniach słońca, które świeciło już chyba do samego wieczora.
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)

Pojechałem inną drogą i do domu dojechałem w promieniach słońca, które świeciło już chyba do samego wieczora.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
38.48 km (0.00 km teren), czas: 02:03 h, avg:18.77 km/h,
prędkość maks: 51.30 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
#28 | Nocny wypad do lasu
Środa, 12 marca 2014 | dodano: 12.03.2014Kategoria 1-50
Dziś również postanowiliśmy pojechać do lasu, tylko że już bez fotografowania. Sama jazda. Bobiko miał lekkie spóźnienie, więc ustaliliśmy, że zamiast czekać w domu, wyjadę mu na spotkanie. Pojechałem przez Obłaczkowo. Miałem nową przednią lampę i dzisiaj było jej testowanie. Dojechałem do jego domu, chwilę poczekałem i ruszyliśmy tą samą drogą do Wrześni, a potem przez Małpi Gaj nad zalew. Wzdłuż zalewu śmignęliśmy do Nowego Folwarku, przed Country Clubem założyliśmy lampki na kaski i na czoła i zagłębiliśmy się w leśne ciemności. No, może nie takie do końca ciemności, bo znów księżyc świecił. Dojechaliśmy do leśniczówki z jednym krótkim postojem na zdjęcie przy bagnach. Wyjechaliśmy znów na drogę Czerniejewo-Nekla, na której było całkowicie pusto. Stanęliśmy sobie na środku i robliśmy test lamp. Potem sik-stop i ruszamy dalej, tą samą drogą przez las do Wrześni. W Marzelewie rzuciłem hasło, żeby wjechać między zabudowania. Bobiko miał opory, ale w końcu się zgodził. Sprawdziłem, czy mój kesz jest na miejscu. Fajny był tam klimat - wszystko skąpane w srebrnym blasku księżyca. Ruszyliśmy dalej, ale postanowiliśmy odwiedzić też staw w głębi lasu. Zjechaliśmy więc z głównego duktu i po chwili byliśmy na miejscu. Chwila podziwiania niecodziennego widoku i jedziemy dalej. Pokonaliśmy piachy, wyjechaliśmy w nowym Folwarku, zdjęliśmy lampy z głów i wróciliśmy do Wrześni na rynek wzdłuż zalewu.
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1076 (kcal)
Rower:Kross
Dane wycieczki:
40.40 km (25.00 km teren), czas: 02:57 h, avg:13.69 km/h,
prędkość maks: 37.10 km/hTemperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1076 (kcal)
#27 | Nocne popylanie po lesie
Poniedziałek, 10 marca 2014 | dodano: 10.03.2014Kategoria 1-50
Dziś znów męczyłem bobika, żeby wyjechał rowerem. W końcu mi się udało. Ociągał się, ale ostatecznie zgodził się na wyjazd i o 20:00 dostałem info, że za 20 minut będzie u mnie i możemy jechać do lasu. Zjawił się o 20.30, chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy przez oba parki nad zalew wrzesiński. Dziś było tu już dużo spokojniej niż wczoraj, w niedzielę. Pusto i cicho. Jechaliśmy wzdłuż zalewu i za mostem kolejowym, gdzie zaczęła się droga z kamyczków, zaczęliśmy przyspieszać. Zalew się skończył, potem spacerowo pokonaliśmy odcinek asfaltowy w Nowym Folwarku i stanęliśmy na chwilę przed wjazdem do lasu. Bobiko założył czapkę, a ja na kask założyłem dodatkową latarkę. Po chwili wjechaliśmy do lasu. Bobiko przyspieszył i zostałem trochę w tyle, ale dogoniłem go na grząskim piasku. Potem na chwilę stanęliśmy, zgasiliśmy lampy i podziwialiśmy las oświetlony światłem księżyca. Za chwilę jednak ruszyliśmy dalej. Włączyłem długie światła i wyrwałem do przodu. Potem droga się skiepściła, więc zwolniliśmy, spokojnie dojechaliśmy do Marzelewa, stanęliśmy tam na chwilę i pojechaliśmy dalej. Jedna krzyżówka, druga i śmigamy prosto w kierunku leśniczówki. Było trochę dziur, ale spokojnie dało się je omijać, więc ostro nacisnąłem na pedały. Ależ miałem power w nogach! Ponad 30 km/h. Trochę mi brakowało takiej jazdy. Za kolejnym zakrętem zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby złapać oddech i pojechaliśmy dalej, normalnym tempem. Jednak było trochę nudno, więc kolejny kilkusetmetrowy odcinek znów pokonaliśmy sprintem, potem chwila przystanku na polanie oświetlonej księżycem i znów sprintem prawie do samej leśniczówki, przy której znów powitał nas szczekaniem miejscowy piesek. Dojechaliśmy do trasy Czerniejewo-Nekla i zawróciliśmy. W drodze powrotnej na chwilę zatrzymałem się koło pieska, ale nie chciał podejść. Kawałek dalej pierwsza dziś fota, tym razem z ręki.

Ruszyliśmy dalej. Postanowiliśmy zatrzymać się na wspomnianej wyżej polanie na sik-stop i na kilka zdjęć. Miałem ze sobą statyw.
To bobiko w świetle mojej przedniej lampy:

Budda w lesie? A nie, to tylko ja...

I skraj polanki:

...z widocznym pasem Oriona:

Złożyliśmy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Ostatnią prostą przed skrzyżowaniem blisko Marzelewa znów pokonaliśmy sprintem. Aż nabrałem ochoty na jutrzejszą taką przejażdżkę, ale bobiko zapowiedział, że we wtorek nie będzie miał czasu.
Dojechaliśmy do Marzelewa, przystanęliśmy chwilę przy miejscu, gdzie stała stodoła i ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek zaplanowaliśmy dopiero nad zalewem, gdzie planowałem sfotografować odbicia świateł w tafli wody.






Po długiej sesji ruszyliśmy przez park do centrum, na rynek, na który dojechaliśmy również sprintem, za jakimś wleczącym się przed nami peugeotem. Tam się pożegnaliśmy i każdy z nas pojechał w swoją stronę, do domu. Dotarłem tam ok. 23.20.
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 743 (kcal)

Ruszyliśmy dalej. Postanowiliśmy zatrzymać się na wspomnianej wyżej polanie na sik-stop i na kilka zdjęć. Miałem ze sobą statyw.
To bobiko w świetle mojej przedniej lampy:

Budda w lesie? A nie, to tylko ja...

I skraj polanki:

...z widocznym pasem Oriona:

Złożyliśmy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Ostatnią prostą przed skrzyżowaniem blisko Marzelewa znów pokonaliśmy sprintem. Aż nabrałem ochoty na jutrzejszą taką przejażdżkę, ale bobiko zapowiedział, że we wtorek nie będzie miał czasu.
Dojechaliśmy do Marzelewa, przystanęliśmy chwilę przy miejscu, gdzie stała stodoła i ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek zaplanowaliśmy dopiero nad zalewem, gdzie planowałem sfotografować odbicia świateł w tafli wody.






Po długiej sesji ruszyliśmy przez park do centrum, na rynek, na który dojechaliśmy również sprintem, za jakimś wleczącym się przed nami peugeotem. Tam się pożegnaliśmy i każdy z nas pojechał w swoją stronę, do domu. Dotarłem tam ok. 23.20.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
27.92 km (20.00 km teren), czas: 02:40 h, avg:10.47 km/h,
prędkość maks: 36.20 km/hTemperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 743 (kcal)
#26 | Marzelewo po zmroku
Niedziela, 9 marca 2014 | dodano: 09.03.2014Kategoria 1-50
Opony terenowe, w terenie sucho. Decyzja - wieczorny wyjazd do lasu w Marzelewie, być może z dojazdem do leśniczówki przed Czerniejewem. Lampa przednia naładowana. Tylną założyłem mniejszą, dwudiodowego Smarta, bo dawno z nią nie jeździłem. Taka mała odmiana. Ruszyłem ok. 19.00. Przeleciałem wzdłuż Wrześnicy, przez 2 parki, potem wzdłuż zalewu. W pewnym momencie patrzę za siebie, a tam ciemno. Lampka się wyłączyła. Stanąłem, próbuję włączyć - nie działa. No pięknie... Padły baterie? Nie. Naładowane akumulatory włożyłem przed wyjazdem. Jechać dalej, czy wrócić? Teraz jestem praktycznie w terenie, więc tu brak tylnej lampy to nie problem, ale dojazd do lasu, to jakiś kilometr czy 1,5 drogi publicznej. No nic, jakoś dojadę. I akurat, cholera, był tam taki ruch, jak nigdy. Zwykle widzę tam jeden, czasem dwa samochody, a teraz jechało ich chyba z 10!
Dojechałem do lasu, wjechałem na leśny dukt. Myślałem, że będzie w miarę ubite. Gdzie tam, kawałek dalej zacząłem się już zakopywać. A jeszcze dalej napotkałem na taką Saharę, jak w środku lata. Luźny, plażowy piach. Ledwo przejechałem. Za to miejsca osłonięte od słońca były ubite, trochę wilgotne, więc w świetle przedniej lampy widziałem chmurę piachu lecącą spod kół. I do tego strasznie nierówna, dziurawa nawierzchnia. Jak to po zimie. A dziś rano nadygałem opony do ponad 3 barów. To nie ciśnienie na taki teren...
Dojechałem do Marzelewa i kawałek dalej, na skrzyżowanie, z którego skręca się na Czerniejewo. Jednak sprawa braku tylnego oświetlenia tak mnie wkurzyła, że straciłem ochotę na dalszą jazdę i po zbadaniu stanu drogi (brak kałuż) zawróciłem. Tym razem odcinek od lasu do ścieżki nad jeziorem był pusty, bez samochodów. Dalej już była jazda przez parki, więc jakoś udało mi się dojechać do domu bez mandatu za brak oświetlenia.
Ale widoki nad jeziorem podczas powrotu były warte tego wyjazdu. Piękne czyste gwiaździste niebo, odbijające się w tafli zalewu, księżyc i latarnie wzdłuż zalewu, również z odbiciem na tafli wody...
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 497 (kcal)
Dojechałem do lasu, wjechałem na leśny dukt. Myślałem, że będzie w miarę ubite. Gdzie tam, kawałek dalej zacząłem się już zakopywać. A jeszcze dalej napotkałem na taką Saharę, jak w środku lata. Luźny, plażowy piach. Ledwo przejechałem. Za to miejsca osłonięte od słońca były ubite, trochę wilgotne, więc w świetle przedniej lampy widziałem chmurę piachu lecącą spod kół. I do tego strasznie nierówna, dziurawa nawierzchnia. Jak to po zimie. A dziś rano nadygałem opony do ponad 3 barów. To nie ciśnienie na taki teren...
Dojechałem do Marzelewa i kawałek dalej, na skrzyżowanie, z którego skręca się na Czerniejewo. Jednak sprawa braku tylnego oświetlenia tak mnie wkurzyła, że straciłem ochotę na dalszą jazdę i po zbadaniu stanu drogi (brak kałuż) zawróciłem. Tym razem odcinek od lasu do ścieżki nad jeziorem był pusty, bez samochodów. Dalej już była jazda przez parki, więc jakoś udało mi się dojechać do domu bez mandatu za brak oświetlenia.
Ale widoki nad jeziorem podczas powrotu były warte tego wyjazdu. Piękne czyste gwiaździste niebo, odbijające się w tafli zalewu, księżyc i latarnie wzdłuż zalewu, również z odbiciem na tafli wody...
Rower:Kross
Dane wycieczki:
18.67 km (11.00 km teren), czas: 01:12 h, avg:15.56 km/h,
prędkość maks: 29.20 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 497 (kcal)
#19 | Strzałkowo szosowo
Sobota, 1 marca 2014 | dodano: 01.03.2014Kategoria 1-50
Pogoda wyklarowała się dopiero około 13:00. Od rana było nieciekawie - mgła. Ale gdy wyszło słońce, to nie można było dalej siedzieć w domu i trzeba było się gdzieś ruszyć. Wybrałem szosę i trasę, na której kiedyś próbowałem pobić rekord ilości kilometrów - pętla przez Strzałkowo. Do Strzałkowa było trochę pod wiatr. Odcinek od Stawu do Strzałkowa, wzdłuż którego biegnie "ścieżka" rowerowa, pokonałem drogą. Zlałem kostkę brukową i szkło na niej. W Strzałkowie myk w prawo, przejazd przez tory, skręt w prawo i w końcu mam wiatr w plecy i robi się znacznie przyjemniej i cieplej. Prędkość wzrasta. Przejazd przez wioski musiał być ostrożny, bo na zakrętach jeszcze pełno piachu i jakiegoś żużlu. Przed Graboszewem wyprzedziłem jakieś dwie sikorki na rolkach, a kawałek dalej dwie biegaczki. Przeleciałem przez Młodziejewice, Gozdowo i dotarłem do Wrześni, gdzie zrobiłem jeszcze małą pętlę ulicą Sikorskiego i Słowackiego, żeby ominąć dziurawą Kościuszki.
Muszę powiedzieć, że dziś pierwszy raz tak fajnie jechało mi się na nowej szosie. Być może zaczynam się do niej przyzwyczajać, a być może to też zasługa lżejszego ubioru, mniej krępującego ruchy.

między Młodziejewicami a Gozdowem
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1105 (kcal)
Muszę powiedzieć, że dziś pierwszy raz tak fajnie jechało mi się na nowej szosie. Być może zaczynam się do niej przyzwyczajać, a być może to też zasługa lżejszego ubioru, mniej krępującego ruchy.

między Młodziejewicami a Gozdowem
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
41.50 km (0.00 km teren), czas: 01:31 h, avg:27.36 km/h,
prędkość maks: 46.90 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1105 (kcal)
#8 | Test szosówki - Miłosław
Dziś podjąłem decyzję o wyjeździe nową szosówką. Drogi wyglądały dużo lepiej niż wczoraj i udało mi się dojechać na trasę w kierunku Miłosławia w miarę suchym odcinkiem. Umówiłem się z bobikiem w Osowie. Musiałem na niego trochę poczekać, bo źle obliczyłem czas dojazdu na miejsce. Słoneczko pięknie świeciło, ale wiał jakiś nieprzyjemny, mroźny wiatr, mimo 9 stopni na plusie. Razem ruszyliśmy na Miłosław, skąd bobiko miał plan udać się w kierunku Środy Wlkp. Jechaliśmy sobie spokojnym tempem, nieco ponad 20 km/h, bo było pod wiatr i to dość konkretny. Zatrzymaliśmy się pod Dino, skonsumowaliśmy po bananie i rozstaliśmy się - bobiko na Środę, a ja z powrotem na Wrześnię, tym razem z wiatrem. No i poszalałem trochę, chociaż takie zimowe "szaleństwo" to nie to samo, co latem. Grube ciuchy ograniczają nieco swobodę ruchów. Ale i tak większość drogi pokonałem z prędkością między 30 a 40 km/h.
Dojechałem do Wrześni i pomyślałem, że szkoda dnia, żeby już wracać do domu i postanowiłem jeszcze pojechać w stronę Gniezna, z wiatrem. Najpierw jednak odwiedziłem dom, przebrałem się w suche ciuchy i wypiłem energetyka. (patrz kolejny wpis)
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 855 (kcal)
Dojechałem do Wrześni i pomyślałem, że szkoda dnia, żeby już wracać do domu i postanowiłem jeszcze pojechać w stronę Gniezna, z wiatrem. Najpierw jednak odwiedziłem dom, przebrałem się w suche ciuchy i wypiłem energetyka. (patrz kolejny wpis)
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
32.09 km (0.00 km teren), czas: 01:36 h, avg:20.06 km/h,
prędkość maks: 43.70 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 855 (kcal)
#9 | Żydowo szosowo - drugi dziś wyjazd
Niedziela, 9 lutego 2014 | dodano: 09.02.2014Kategoria 1-50
Po uzupełnieniu plecaka w picie i energię ruszyłem w stronę Gniezna. Śmignąłem znów przez centrum i dalej ulicą Gnieźnieńską. Ruch na trasie był średni, były długie okresy, gdy właściwie nic za mną nie jechało, a potem od razu kilka samochodów. No i chyba rozpoczął się sezon motocyklowy, bo widziałem z 20 motocyki, z czego 10 z nich jechało z prędkością dochodzącą chyba do 200 km/h.
Na horyzoncie nad Wrześnią zaczęło się robić dziwnie ciemno, zbierały się jakieś chmury, ale przecież nie zapowiadano żadnego deszczu. Nie planowałem dojechać do samego Gniezna, bo i czas na to nie pozwalał (wyjechałem po 14, a nie mam oświetlenia w rowerze) i przed Gnieznem są lasy, wśród których na pewno jest jeszcze dość mokro. Zdecydowałem się zawrócić w Żydowie. Łyknąłem jeszcze shota energetycznego i udałem się z powrotem. Pod wiatr. Cholera, zrobiło się dość nieprzyjemnie chłodno. Prędkość wyraźnie spadła, ale w końcu doturlałem się do Wrześni, przeleciałem przez centrum i udałem się do domu.
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 835 (kcal)
Na horyzoncie nad Wrześnią zaczęło się robić dziwnie ciemno, zbierały się jakieś chmury, ale przecież nie zapowiadano żadnego deszczu. Nie planowałem dojechać do samego Gniezna, bo i czas na to nie pozwalał (wyjechałem po 14, a nie mam oświetlenia w rowerze) i przed Gnieznem są lasy, wśród których na pewno jest jeszcze dość mokro. Zdecydowałem się zawrócić w Żydowie. Łyknąłem jeszcze shota energetycznego i udałem się z powrotem. Pod wiatr. Cholera, zrobiło się dość nieprzyjemnie chłodno. Prędkość wyraźnie spadła, ale w końcu doturlałem się do Wrześni, przeleciałem przez centrum i udałem się do domu.
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
31.36 km (0.00 km teren), czas: 01:13 h, avg:25.78 km/h,
prędkość maks: 38.10 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 835 (kcal)

