- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 1042.71 km (w terenie 83.50 km; 8.01%) |
Czas w ruchu: | 62:38 |
Średnia prędkość: | 16.65 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.30 km/h |
Suma kalorii: | 27746 kcal |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 57.93 km i 3h 28m |
Więcej statystyk |
#26 | Marzelewo po zmroku
Niedziela, 9 marca 2014 | dodano: 09.03.2014Kategoria 1-50
Opony terenowe, w terenie sucho. Decyzja - wieczorny wyjazd do lasu w Marzelewie, być może z dojazdem do leśniczówki przed Czerniejewem. Lampa przednia naładowana. Tylną założyłem mniejszą, dwudiodowego Smarta, bo dawno z nią nie jeździłem. Taka mała odmiana. Ruszyłem ok. 19.00. Przeleciałem wzdłuż Wrześnicy, przez 2 parki, potem wzdłuż zalewu. W pewnym momencie patrzę za siebie, a tam ciemno. Lampka się wyłączyła. Stanąłem, próbuję włączyć - nie działa. No pięknie... Padły baterie? Nie. Naładowane akumulatory włożyłem przed wyjazdem. Jechać dalej, czy wrócić? Teraz jestem praktycznie w terenie, więc tu brak tylnej lampy to nie problem, ale dojazd do lasu, to jakiś kilometr czy 1,5 drogi publicznej. No nic, jakoś dojadę. I akurat, cholera, był tam taki ruch, jak nigdy. Zwykle widzę tam jeden, czasem dwa samochody, a teraz jechało ich chyba z 10!
Dojechałem do lasu, wjechałem na leśny dukt. Myślałem, że będzie w miarę ubite. Gdzie tam, kawałek dalej zacząłem się już zakopywać. A jeszcze dalej napotkałem na taką Saharę, jak w środku lata. Luźny, plażowy piach. Ledwo przejechałem. Za to miejsca osłonięte od słońca były ubite, trochę wilgotne, więc w świetle przedniej lampy widziałem chmurę piachu lecącą spod kół. I do tego strasznie nierówna, dziurawa nawierzchnia. Jak to po zimie. A dziś rano nadygałem opony do ponad 3 barów. To nie ciśnienie na taki teren...
Dojechałem do Marzelewa i kawałek dalej, na skrzyżowanie, z którego skręca się na Czerniejewo. Jednak sprawa braku tylnego oświetlenia tak mnie wkurzyła, że straciłem ochotę na dalszą jazdę i po zbadaniu stanu drogi (brak kałuż) zawróciłem. Tym razem odcinek od lasu do ścieżki nad jeziorem był pusty, bez samochodów. Dalej już była jazda przez parki, więc jakoś udało mi się dojechać do domu bez mandatu za brak oświetlenia.
Ale widoki nad jeziorem podczas powrotu były warte tego wyjazdu. Piękne czyste gwiaździste niebo, odbijające się w tafli zalewu, księżyc i latarnie wzdłuż zalewu, również z odbiciem na tafli wody...
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 497 (kcal)
Dojechałem do lasu, wjechałem na leśny dukt. Myślałem, że będzie w miarę ubite. Gdzie tam, kawałek dalej zacząłem się już zakopywać. A jeszcze dalej napotkałem na taką Saharę, jak w środku lata. Luźny, plażowy piach. Ledwo przejechałem. Za to miejsca osłonięte od słońca były ubite, trochę wilgotne, więc w świetle przedniej lampy widziałem chmurę piachu lecącą spod kół. I do tego strasznie nierówna, dziurawa nawierzchnia. Jak to po zimie. A dziś rano nadygałem opony do ponad 3 barów. To nie ciśnienie na taki teren...
Dojechałem do Marzelewa i kawałek dalej, na skrzyżowanie, z którego skręca się na Czerniejewo. Jednak sprawa braku tylnego oświetlenia tak mnie wkurzyła, że straciłem ochotę na dalszą jazdę i po zbadaniu stanu drogi (brak kałuż) zawróciłem. Tym razem odcinek od lasu do ścieżki nad jeziorem był pusty, bez samochodów. Dalej już była jazda przez parki, więc jakoś udało mi się dojechać do domu bez mandatu za brak oświetlenia.
Ale widoki nad jeziorem podczas powrotu były warte tego wyjazdu. Piękne czyste gwiaździste niebo, odbijające się w tafli zalewu, księżyc i latarnie wzdłuż zalewu, również z odbiciem na tafli wody...
Rower:Kross
Dane wycieczki:
18.67 km (11.00 km teren), czas: 01:12 h, avg:15.56 km/h,
prędkość maks: 29.20 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 497 (kcal)
#25 | Skorzęcin za dnia
Mieliśmy dziś udać się z bobikiem do Kórnika, na kolejne spotkanie z Anią i jej koleżanką. Wstałem o 8, najadłem się. Pierwszy SMS do bobika pozostał bez odpowiedzi. Drugi - to samo. Telefon, drugi telefon - nic. Uuu, chyba jednak nic nie będzie z tego wyjazdu. Pomyślałem więc, że może zmienię sobie w końcu opony ze slicków na terenowe, bo w terenie już w miarę sucho i znośnie i można zmienić trochę profil wycieczek. Podczas prac nad oponami odezwał się bobiko i napisał, że właśnie się obudził. Było po 10:00, a plan zakładał pojawienie się w Kórniku na 12:00. Tak więc szanse na to zmalały do zera.
No nic, może jakaś inna trasa? Ustaliliśmy więc, że skoczymy do Skorzęcina. Bobiko chciał do Powidza, ale w porównaniu ze Skorzęcinem nudno tam nad jeziorem jak w... Nie powiem gdzie. Nawet nie ma gdzie usiąść na słońcu. Ale żeby pogodzić jego i moje chęci, zaproponowałem dojazd prawie do Powidza i stamtąd terenowo dojechać do Skorzęcina. Teren do żywioł bobika, więc podchwycił temat. Przygotowałem więc kawę, batoniki i resztę sprzętu. Nagle SMS, że bobiko jednak nie jedzie, bo ktoś do niego przyszedł z pilną sprawą. Tiaaaa, czemu mnie to nie dziwi. Samemu nie chciało mi się już tam jechać, więc szybko wykombinowałem, że może skoczę na Babskie. Już prawie wychodziłem, gdy dostałem SMSa od bobiko, że odprawił tego, który miał sprawę i może jechać. Dżizas... Dobra, to kolejne ustalenia i jedziemy do Skoja. Bobiko ma po mnie przyjechać i już się ubiera. Ja też się ubrałem, zdemontowałem jeszcze lampy z rowera, bo bobiko napisał, że ma czas do 16:30, a to jeszcze jasno, więc wrócimy za dnia, a zawsze to kilkaset gramów mniej na rowerze. Minęło jakieś 20 minut, czekam, bobika nie ma. Wyjechałem w jego kierunku, do parku. Bobika nie ma. Dzwonię. Okazało się, że znów coś go zatrzymało i dopiero wyjeżdża. Mówię, że w takim razie pojadę jeszcze dalej w jego kierunku i pytam przez co pojedzie. Mówi, że przez Obłaczkowo, no więc planujemy spotkanie koło Orlena. Pojechałem. Czekam. 10 minut - nic. Rozglądam się - nie ma. No to jadę 100 metrów dalej, żeby widzieć drogę na Obłaczkowo. Stanąłem koło Maca. Czekam. Nic. 10 minut, 20. Bobika nie ma. Jeszcze trochę i nici będą z powrotu za dnia, bo nie zdążymy przed zachodem. Piszę SMSa i pytam gdzie jest. Zero odpowiedzi. Zawróciłem więc z decyzją, że jadę do Skorzęcina sam. Po chwili dzwoni bobiko i mówi, że czeka na mnie przy Shellu. GDZIE?? A skąd on się tam wziął?? Kilometr od miejsca spotkania. Okazało się, że nie jechał przez Obłaczkowo, jak zapowiedział, tylko przez Białężyce i że nie widział mnie, jak stałem przy Macu, więc pojechał dalej. Tylko dlaczego przez Shell, a nie przez Mankowo? Mistrz zamieszania...
Dobra, w końcu ruszyliśmy. Byłem już lekko wkurwiony, a do tego jeszcze pierdoleni niedzielni kierowcy i sznury samochodów na wszystkich ulicach, że przejechać przez skrzyżowanie nie było można. W końcu udało się wyjechać na Witkowską. Wypiłem wcześniej SuperDrive'a, więc mocno naciskałem na pedały, aż bobiko zapytał mnie czy nawaliłem się jakimiś sterydami, że tak zapieprzam. Sporym tempem dojechaliśmy do Skorzęcina, do którego wjechaliśmy tym razem przez Rybakówkę, czyli przez las.
Było całkiem ciepło.
Przed ostatnią prostą przed wjazdem do Skorzęcina minęło nas z prądkością jakieś 150 km/h, w odległości ok. pół metra, dwóch motocyklistów, wyprzedzających na trzeciego. Zaczyna się...
W ośrodku sporo ludzi - niedzielne wycieczki rodzinne. Nawet niektóre lokale były już czynne. A nasz pierwszy punkt to oczywiście molo. O dziwo - nie było już śladu po lodzie na jeziorze. A dwa dni temu było go jeszcze sporo.
Bobiko umówił się z kolegą, że ten dojedzie do nas rowerem na molo. Jednak na molo dość mocno wiało, a my byliśmy spoceni, więc zaczęło się robić nieprzyjemnie chłodno. Zjechaliśmy z mola i po chwili dojechał kolega. Udaliśmy się na alejkę wiodącą wzdłuż dzikiej plaży i tam rozsiedliśmy się na ławce, przy kawie i batonikach.
Po godzinie podnieśliśmy tyłki i pojechaliśmy, znów przez Rybakówkę, do Wrześni. Było trochę pod wiatr. Bobiko wypił przed wyjazdem z ośrodka Olimpa, więc pod koniec jazdy nie mogłem już dorównać mu tempem jazdy i zostawałem w tyle.
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1770 (kcal)
No nic, może jakaś inna trasa? Ustaliliśmy więc, że skoczymy do Skorzęcina. Bobiko chciał do Powidza, ale w porównaniu ze Skorzęcinem nudno tam nad jeziorem jak w... Nie powiem gdzie. Nawet nie ma gdzie usiąść na słońcu. Ale żeby pogodzić jego i moje chęci, zaproponowałem dojazd prawie do Powidza i stamtąd terenowo dojechać do Skorzęcina. Teren do żywioł bobika, więc podchwycił temat. Przygotowałem więc kawę, batoniki i resztę sprzętu. Nagle SMS, że bobiko jednak nie jedzie, bo ktoś do niego przyszedł z pilną sprawą. Tiaaaa, czemu mnie to nie dziwi. Samemu nie chciało mi się już tam jechać, więc szybko wykombinowałem, że może skoczę na Babskie. Już prawie wychodziłem, gdy dostałem SMSa od bobiko, że odprawił tego, który miał sprawę i może jechać. Dżizas... Dobra, to kolejne ustalenia i jedziemy do Skoja. Bobiko ma po mnie przyjechać i już się ubiera. Ja też się ubrałem, zdemontowałem jeszcze lampy z rowera, bo bobiko napisał, że ma czas do 16:30, a to jeszcze jasno, więc wrócimy za dnia, a zawsze to kilkaset gramów mniej na rowerze. Minęło jakieś 20 minut, czekam, bobika nie ma. Wyjechałem w jego kierunku, do parku. Bobika nie ma. Dzwonię. Okazało się, że znów coś go zatrzymało i dopiero wyjeżdża. Mówię, że w takim razie pojadę jeszcze dalej w jego kierunku i pytam przez co pojedzie. Mówi, że przez Obłaczkowo, no więc planujemy spotkanie koło Orlena. Pojechałem. Czekam. 10 minut - nic. Rozglądam się - nie ma. No to jadę 100 metrów dalej, żeby widzieć drogę na Obłaczkowo. Stanąłem koło Maca. Czekam. Nic. 10 minut, 20. Bobika nie ma. Jeszcze trochę i nici będą z powrotu za dnia, bo nie zdążymy przed zachodem. Piszę SMSa i pytam gdzie jest. Zero odpowiedzi. Zawróciłem więc z decyzją, że jadę do Skorzęcina sam. Po chwili dzwoni bobiko i mówi, że czeka na mnie przy Shellu. GDZIE?? A skąd on się tam wziął?? Kilometr od miejsca spotkania. Okazało się, że nie jechał przez Obłaczkowo, jak zapowiedział, tylko przez Białężyce i że nie widział mnie, jak stałem przy Macu, więc pojechał dalej. Tylko dlaczego przez Shell, a nie przez Mankowo? Mistrz zamieszania...
Dobra, w końcu ruszyliśmy. Byłem już lekko wkurwiony, a do tego jeszcze pierdoleni niedzielni kierowcy i sznury samochodów na wszystkich ulicach, że przejechać przez skrzyżowanie nie było można. W końcu udało się wyjechać na Witkowską. Wypiłem wcześniej SuperDrive'a, więc mocno naciskałem na pedały, aż bobiko zapytał mnie czy nawaliłem się jakimiś sterydami, że tak zapieprzam. Sporym tempem dojechaliśmy do Skorzęcina, do którego wjechaliśmy tym razem przez Rybakówkę, czyli przez las.
Było całkiem ciepło.
Przed ostatnią prostą przed wjazdem do Skorzęcina minęło nas z prądkością jakieś 150 km/h, w odległości ok. pół metra, dwóch motocyklistów, wyprzedzających na trzeciego. Zaczyna się...
W ośrodku sporo ludzi - niedzielne wycieczki rodzinne. Nawet niektóre lokale były już czynne. A nasz pierwszy punkt to oczywiście molo. O dziwo - nie było już śladu po lodzie na jeziorze. A dwa dni temu było go jeszcze sporo.
Bobiko umówił się z kolegą, że ten dojedzie do nas rowerem na molo. Jednak na molo dość mocno wiało, a my byliśmy spoceni, więc zaczęło się robić nieprzyjemnie chłodno. Zjechaliśmy z mola i po chwili dojechał kolega. Udaliśmy się na alejkę wiodącą wzdłuż dzikiej plaży i tam rozsiedliśmy się na ławce, przy kawie i batonikach.
Po godzinie podnieśliśmy tyłki i pojechaliśmy, znów przez Rybakówkę, do Wrześni. Było trochę pod wiatr. Bobiko wypił przed wyjazdem z ośrodka Olimpa, więc pod koniec jazdy nie mogłem już dorównać mu tempem jazdy i zostawałem w tyle.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
66.46 km (1.50 km teren), czas: 04:33 h, avg:14.61 km/h,
prędkość maks: 43.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1770 (kcal)
#24 | Poznań
Zaplanowaliśmy sobie na dziś z bobikiem wycieczkę do Poznania. Kuba miał oddać znajomej wypożyczony od niej sprzęt, a po tym spotkaniu mieliśmy zobaczyć się z poznańską rowerzystką - Anią.
Dojazd do Poznania okazał się mimo wszystko bardzo przyjemny, po zimnym, wietrznym i mglistym poranku. Wydawało się, że nic nie będzie już z tej pogody, bo tak było nieciekawie, że o 10:00 trzeba było jeszcze jechać na światłach, ale po niedługim czasie niebo się przeczyściło i do końca dnia było już słonecznie.
Bobiko w ekstazie ;)
Przed Poznaniem można już natrafić na początki infrastruktury rowerowej. A raczej jej parodii...
W końcu jest - sam Poznań! :)
Po niedługim czasie dojechaliśmy na parking przy stawach browarnych, na którym zawsze robimy krótki odpoczynek na jedzenie i picie w drodze do centrum.
Tutaj też ustaliliśmy telefonicznie z Anią, że za jakieś 30 minut spotkamy się przy Galerii Malta. Ruszyliśmy przez las i dojechaliśmy na Maltę. Stamtąd odbiliśmy 2 ulice dalej, żeby oddać wspomniany wyżej sprzęt i wróciliśmy do Galerii. Bobiko poszedł kupić coś do picia, a ja wypatrywałem Białą Strzałę - rower Ani i samą Anię. Gdy dojechała, bobiko właśnie opuścił sklep i po krótkiej rozmowie udaliśmy się na mały objazd jeziora, by usiąść sobie na jego końcu, na słoneczku.
Było miło, ale trzeba było się zebrać na powrót. Pojechaliśmy jeszcze wspólnie na drugi koniec jeziora i kawałek dalej się rozstaliśmy.
Ruszyliśmy z bobikiem w kierunku Szczepankowa. Stamtąd ulicą Szczepankowo, przez Tulce i Gowarzewo do Kostrzyna, gdzie po przejeździe przez rynek wyjechaliśmy na K92 i dojechaliśmy nią prosto do Wrześni.
Był plan, żeby wieczorem skoczyć jeszcze do Skorzęcina, ale po zjedzeniu w domu obiadu ogarnął nas obu taki leń, że odwołaliśmy wyjazd.
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3118 (kcal)
Dojazd do Poznania okazał się mimo wszystko bardzo przyjemny, po zimnym, wietrznym i mglistym poranku. Wydawało się, że nic nie będzie już z tej pogody, bo tak było nieciekawie, że o 10:00 trzeba było jeszcze jechać na światłach, ale po niedługim czasie niebo się przeczyściło i do końca dnia było już słonecznie.
Bobiko w ekstazie ;)
Przed Poznaniem można już natrafić na początki infrastruktury rowerowej. A raczej jej parodii...
W końcu jest - sam Poznań! :)
Po niedługim czasie dojechaliśmy na parking przy stawach browarnych, na którym zawsze robimy krótki odpoczynek na jedzenie i picie w drodze do centrum.
Tutaj też ustaliliśmy telefonicznie z Anią, że za jakieś 30 minut spotkamy się przy Galerii Malta. Ruszyliśmy przez las i dojechaliśmy na Maltę. Stamtąd odbiliśmy 2 ulice dalej, żeby oddać wspomniany wyżej sprzęt i wróciliśmy do Galerii. Bobiko poszedł kupić coś do picia, a ja wypatrywałem Białą Strzałę - rower Ani i samą Anię. Gdy dojechała, bobiko właśnie opuścił sklep i po krótkiej rozmowie udaliśmy się na mały objazd jeziora, by usiąść sobie na jego końcu, na słoneczku.
Było miło, ale trzeba było się zebrać na powrót. Pojechaliśmy jeszcze wspólnie na drugi koniec jeziora i kawałek dalej się rozstaliśmy.
Ruszyliśmy z bobikiem w kierunku Szczepankowa. Stamtąd ulicą Szczepankowo, przez Tulce i Gowarzewo do Kostrzyna, gdzie po przejeździe przez rynek wyjechaliśmy na K92 i dojechaliśmy nią prosto do Wrześni.
Był plan, żeby wieczorem skoczyć jeszcze do Skorzęcina, ale po zjedzeniu w domu obiadu ogarnął nas obu taki leń, że odwołaliśmy wyjazd.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
117.05 km (3.00 km teren), czas: 08:39 h, avg:13.53 km/h,
prędkość maks: 39.10 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3118 (kcal)
#23 | Skorzęcin
Piątek, 7 marca 2014 | dodano: 08.03.2014Kategoria 51-100
Standardowa wieczorna wycieczka na kawę do Skorzęcina. Wyjechałem trochę później niż zwykle. Na szczęście wiało już zdecydowanie słabiej niż podczas ostatnich wyjazdów, więc jechało się dość miło. Nie chciałem się też zbytnio spocić podczas dojazdu, żeby nie zmarznąć w samym ośrodku, więc jechałem nieco wolniej i do ośrodka wjechałem kilka minut przed 20. Na skrzyżowaniu alejek przed molem zaparkowany był punto, a w nim, za zaparowanymi szybami, chyba jakaś parka, bo widać było szamotaninę ;) Udałem się na chwilę na molo, obejrzałem resztki lodu na jeziorze i pojechałem w moje miejsce obok domków, żeby wypić kawę, zjeść batona i popatrzeć na gwieździste i księżycowe niebo. Gdy potem opuszczałem ośrodek, punto nadal stało, a szyby były jeszcze bardziej zaparowane ;)
Do Wrześni dotarłem ok. 22.30.
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
Do Wrześni dotarłem ok. 22.30.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.55 km (0.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:16.25 km/h,
prędkość maks: 32.90 km/hTemperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1666 (kcal)
#22 | Skorzęcin i walka z wiatrem - drugi dziś wyjazd
Niedziela, 2 marca 2014 | dodano: 02.03.2014Kategoria 51-100
Jak się okazało, koleżanka wyszła na rower wcześniej, więc kwestia drugiej dziś trasy pozostała otwarta. Zrobić planowany trójkąt? Hmm, ale to tylko 30 km, więc będzie ledwie 100 km na dziś. Wybrałem więc Skorzęcin, tym bardziej, że dziś słoneczna niedziela, więc pewnie trochę ludzi w Skorzęcinie będzie, a ja dojadę tam zanim się ściemni. Zabrałem ze sobą kawę do termosu, ubrałem się niezbyt grubo, żeby się nie spocić i pojechałem ok. 15:30. Początkowo było fajnie i miło, ale po niedługim czasie temperatura spadła i zerwał się dość mocny, zimny wiatr. Jeszcze zanim dotarłem do Witkowa chodziło mi po głowie, żeby zawrócić, bo nie miałem nawet czapki pod kask i pokrowców na buty, a termometr pokazywał już tylko 5 stopni. Jednak nie poddałem się. Dojechałem do Witkowa i wyjechałem na najbardziej morderczy odcinek - w okolicach Kamionki. Idealnie pod wiatr, który wiał w mordę z prędkością 30 km/h. Temp. spadła do 3 stopni. Czułem się jak na jakimś pieprzonym biegunie. Moja prędkość na tym odcinku wahała się w granicach kilkunastu km/h. Moja kurtka z membraną przeciwwiatrową poddała się i czułem na sobie przenikliwe zimno. Cóż, przypomniałem sobie właśnie, że nadal mamy zimę... Dobrnąłem jakoś do ostatniego wzniesienia przed wsią Skorzęcin, potem lekki zjazd i zbawienny las, który ochronił mnie przed wiatrem. Znów parę samochodów i w końcu ośrodek, w którym było jakieś kilkanaście osób. Wjechałem na molo, pstryknąłem dwie foty i czym prędzej ewakuowałem się na ląd w poszukiwaniu osłoniętego od wiatru miejsca.
Na szczęście kawa w termosie była gorąca i mogłem się lekko rozgrzać. Skonsumowałem żel owocowy, który zanabyłem ostatnio w Deca, zmieniłem rękawiczki z jesiennych na zimowe, włączyłem lampy (zrobiło się już szaro) i ruszyłem z kopyta. Chcąc jak najszybciej się rozgrzać, ustawiłem wysoką kadencję i przyspieszyłem do ponad 30 km/h. Gdy wyjechałem z lasu, poczułem na plecach wiatr, który pchał mnie w kierunku celu podróży. Prędkość jeszcze wzrosła, ale na niebie zauważyłem niepokojące ciężkie niskie chmury, zmierzające w moim kierunku. Do tego na horyzoncie pojawiła się mgła, więc warunki z wiosennych w ciągu dnia zmieniły się w bardzo nieprzyjemne, jesienno-zimowe. Widok tych chmur jeszcze bardziej motywował mnie do kręcenia pedałami, więc gnałem ile sił. W Witkowie dość duży ruch, piski opon cwaniaczków w beemkach i takie tam klimaty. Za Witkowem jechało się bardzo fajnie i szybko, bo wiało jeszcze w plecy, ale już przed Gorzykowem nie było tak miło, bo mroźny wiatr wiał mi w lewe ucho. Znów minąłem jakiegoś kretyna na rowerze bez żadnego oświetlenia. Przed Grzybowem znów fajny zjazd z wiatrem w plecy i znów piękny szum opon na asfalcie, a potem nudny dojazd do Wrześni przez Gutowo. W domu byłem po 19:00, a dzisiejszy dzień zakończyłem z wynikiem 135 km.
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1661 (kcal)
Na szczęście kawa w termosie była gorąca i mogłem się lekko rozgrzać. Skonsumowałem żel owocowy, który zanabyłem ostatnio w Deca, zmieniłem rękawiczki z jesiennych na zimowe, włączyłem lampy (zrobiło się już szaro) i ruszyłem z kopyta. Chcąc jak najszybciej się rozgrzać, ustawiłem wysoką kadencję i przyspieszyłem do ponad 30 km/h. Gdy wyjechałem z lasu, poczułem na plecach wiatr, który pchał mnie w kierunku celu podróży. Prędkość jeszcze wzrosła, ale na niebie zauważyłem niepokojące ciężkie niskie chmury, zmierzające w moim kierunku. Do tego na horyzoncie pojawiła się mgła, więc warunki z wiosennych w ciągu dnia zmieniły się w bardzo nieprzyjemne, jesienno-zimowe. Widok tych chmur jeszcze bardziej motywował mnie do kręcenia pedałami, więc gnałem ile sił. W Witkowie dość duży ruch, piski opon cwaniaczków w beemkach i takie tam klimaty. Za Witkowem jechało się bardzo fajnie i szybko, bo wiało jeszcze w plecy, ale już przed Gorzykowem nie było tak miło, bo mroźny wiatr wiał mi w lewe ucho. Znów minąłem jakiegoś kretyna na rowerze bez żadnego oświetlenia. Przed Grzybowem znów fajny zjazd z wiatrem w plecy i znów piękny szum opon na asfalcie, a potem nudny dojazd do Wrześni przez Gutowo. W domu byłem po 19:00, a dzisiejszy dzień zakończyłem z wynikiem 135 km.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.34 km (0.00 km teren), czas: 03:08 h, avg:19.90 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1661 (kcal)
#21 | Pętla koło Pyzdr wśród robactwa i motyli
Niedziela, 2 marca 2014 | dodano: 02.03.2014Kategoria 51-100
Od samego rana świeciło słońce. Znów miałem ochotę na szosówkę, ale nie miałem pomysłu dokąd jechać. Zajrzałem więc do komputera, gdzie miałem wypisane najciekawsze trasy 2012 roku. Niestety były albo za długie, albo nie nadawały się na szosówkę. Chciałem wrócić do domu do 15, bo na 15 koleżanka proponowała mi trójkąt Czerniejewo-Nekla-Września.
Zjadłem śniadanie i zacząłem analizować mapę i kierunek wiatru. No i wykombinowałem sobie trasę w okolicach Pyzdr. Wyjechałem około 11:00 i pojechałem do Miłosławia. Stamtąd przez Bugaj do Mikuszewa i dalej do Borzykowa. Nawierzchnia ogólnie nie była tam taka zła, choć zdarzały się fragmenty dość konkretnie popękane. Wyjechałem na trasę na Pyzdry i przed samymi Pyzdrami wyprzedził mnie VW bus w takiej odległości, że jego prawe lusterko minęło moje ucho o jakieś 30 cm. Pokazałem mu w lusterku co o nim myślę, pukając się dobitnie w czoło, a ten chuj pokazał mi środkowy palec. Do skrzyżowania ze sygnalizacją pozostało jakieś 100 metrów, więc przyspieszyłem za nim, mając wielką ochotę wyjaśnić mu zasady wyprzedzania rowerzystów. Światło właśnie zmieniało się na czerwone i zobaczyłem, że zaczął hamować, ale (choć nie jestem pewien) chyba zobaczył, że puściłem się za nim, więc spierdolił przez skrzyżowanie na czerwonym. Palant.
Skręciłem w prawo do centrum, przejechałem obok rynku i zjechałem w dół obok klasztoru. Kawałek dalej, po szybkim zjeździe i męczącym podjeździe zatrzymałem się, żeby sprawdzić SMSy i zrobić fotę.
Ruszyłem dalej i po niedługim czasie przejechałem przez jedne z najładniejszych terenów, jakie można spotkać w okolicach Wrześni - wieś Tarnowa, Spławie i Nowa Wieś Podgórna.
Zrobiło się już dość ciepło.
Za Nową Wsią Podgórną zwykle skręcałem w lewo, na drogę z płyt betonowych i kierowałem się nią na Czeszewo. Tym razem pojechałem jednak prosto, w kierunku Mikuszewa. Odcinek początkowo był znośny, ale potem zamienił się w ser szwajcarski i trzeba było jechać slalomem między dziurami. Dojechałem do Mikuszewa, przez które już przejeżdżałem i jeszcze raz pojechałem tym odcinkiem do Borzykowa. Jednak tym razem skręciłem w lewo, w kierunku Wrześni. Od tego miejsca było już z wiatrem, więc dość konkretnie poszalałem na niektórych odcinkach. Na szczęście nie spotkałem się już z żadnym cwaniakiem drogowym i do Wrześni dojechałem w miłej atmosferze około 14:00.
Przy okazji wyszedł mi na mapie z dzisiejszej jazdy jakiś króliczek wielkanocny ;)
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1954 (kcal)
Zjadłem śniadanie i zacząłem analizować mapę i kierunek wiatru. No i wykombinowałem sobie trasę w okolicach Pyzdr. Wyjechałem około 11:00 i pojechałem do Miłosławia. Stamtąd przez Bugaj do Mikuszewa i dalej do Borzykowa. Nawierzchnia ogólnie nie była tam taka zła, choć zdarzały się fragmenty dość konkretnie popękane. Wyjechałem na trasę na Pyzdry i przed samymi Pyzdrami wyprzedził mnie VW bus w takiej odległości, że jego prawe lusterko minęło moje ucho o jakieś 30 cm. Pokazałem mu w lusterku co o nim myślę, pukając się dobitnie w czoło, a ten chuj pokazał mi środkowy palec. Do skrzyżowania ze sygnalizacją pozostało jakieś 100 metrów, więc przyspieszyłem za nim, mając wielką ochotę wyjaśnić mu zasady wyprzedzania rowerzystów. Światło właśnie zmieniało się na czerwone i zobaczyłem, że zaczął hamować, ale (choć nie jestem pewien) chyba zobaczył, że puściłem się za nim, więc spierdolił przez skrzyżowanie na czerwonym. Palant.
Skręciłem w prawo do centrum, przejechałem obok rynku i zjechałem w dół obok klasztoru. Kawałek dalej, po szybkim zjeździe i męczącym podjeździe zatrzymałem się, żeby sprawdzić SMSy i zrobić fotę.
Ruszyłem dalej i po niedługim czasie przejechałem przez jedne z najładniejszych terenów, jakie można spotkać w okolicach Wrześni - wieś Tarnowa, Spławie i Nowa Wieś Podgórna.
Zrobiło się już dość ciepło.
Za Nową Wsią Podgórną zwykle skręcałem w lewo, na drogę z płyt betonowych i kierowałem się nią na Czeszewo. Tym razem pojechałem jednak prosto, w kierunku Mikuszewa. Odcinek początkowo był znośny, ale potem zamienił się w ser szwajcarski i trzeba było jechać slalomem między dziurami. Dojechałem do Mikuszewa, przez które już przejeżdżałem i jeszcze raz pojechałem tym odcinkiem do Borzykowa. Jednak tym razem skręciłem w lewo, w kierunku Wrześni. Od tego miejsca było już z wiatrem, więc dość konkretnie poszalałem na niektórych odcinkach. Na szczęście nie spotkałem się już z żadnym cwaniakiem drogowym i do Wrześni dojechałem w miłej atmosferze około 14:00.
Przy okazji wyszedł mi na mapie z dzisiejszej jazdy jakiś króliczek wielkanocny ;)
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
73.34 km (0.00 km teren), czas: 02:54 h, avg:25.29 km/h,
prędkość maks: 47.30 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1954 (kcal)
#20 | Skorzęcin - drugi dziś wyjazd
Sobota, 1 marca 2014 | dodano: 01.03.2014Kategoria 51-100
Wyjazd do Strzałkowa to za mało jak na całą sobotę, więc wieczorem postanowiłem na deser zaliczyć Skorzęcin. Wyjechałem wieczorkiem, po zachodzie. Znów trochę wiało.Dojazd do Witkowa i dalej do Skorzęcina odbył się bez przygód, ale przed samym ośrodkiem naliczyłem wiele samochodów, zmierzających do ośrodka i wyjeżdżających z niego. W końcu sobota. Mimo takiego ruchu na dojeździe, w samym ośrodku było prawie pusto. Przed molem zaparkowany był jeden samochód z parką w środku, zajadającą się chipsami. Wjechałem na molo, sprawdziłem ile zostało lodu i wróciłem na ląd w mojego stałe miejsce na kawę. Gdy ją piłem zauważyłem drugą parkę, spacerującą sobie alejkami. Po kawie zwinąłem się domu. Od wsi Skorzęcin znów było przyjemnie z wiatrem.
Do domu dotarłem chwilę po 22:00 i sobotę zakończyłem z wynikiem 104 km.
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1672 (kcal)
Do domu dotarłem chwilę po 22:00 i sobotę zakończyłem z wynikiem 104 km.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.78 km (0.00 km teren), czas: 04:12 h, avg:14.95 km/h,
prędkość maks: 34.10 km/hTemperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1672 (kcal)
#19 | Strzałkowo szosowo
Sobota, 1 marca 2014 | dodano: 01.03.2014Kategoria 1-50
Pogoda wyklarowała się dopiero około 13:00. Od rana było nieciekawie - mgła. Ale gdy wyszło słońce, to nie można było dalej siedzieć w domu i trzeba było się gdzieś ruszyć. Wybrałem szosę i trasę, na której kiedyś próbowałem pobić rekord ilości kilometrów - pętla przez Strzałkowo. Do Strzałkowa było trochę pod wiatr. Odcinek od Stawu do Strzałkowa, wzdłuż którego biegnie "ścieżka" rowerowa, pokonałem drogą. Zlałem kostkę brukową i szkło na niej. W Strzałkowie myk w prawo, przejazd przez tory, skręt w prawo i w końcu mam wiatr w plecy i robi się znacznie przyjemniej i cieplej. Prędkość wzrasta. Przejazd przez wioski musiał być ostrożny, bo na zakrętach jeszcze pełno piachu i jakiegoś żużlu. Przed Graboszewem wyprzedziłem jakieś dwie sikorki na rolkach, a kawałek dalej dwie biegaczki. Przeleciałem przez Młodziejewice, Gozdowo i dotarłem do Wrześni, gdzie zrobiłem jeszcze małą pętlę ulicą Sikorskiego i Słowackiego, żeby ominąć dziurawą Kościuszki.
Muszę powiedzieć, że dziś pierwszy raz tak fajnie jechało mi się na nowej szosie. Być może zaczynam się do niej przyzwyczajać, a być może to też zasługa lżejszego ubioru, mniej krępującego ruchy.
między Młodziejewicami a Gozdowem
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1105 (kcal)
Muszę powiedzieć, że dziś pierwszy raz tak fajnie jechało mi się na nowej szosie. Być może zaczynam się do niej przyzwyczajać, a być może to też zasługa lżejszego ubioru, mniej krępującego ruchy.
między Młodziejewicami a Gozdowem
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
41.50 km (0.00 km teren), czas: 01:31 h, avg:27.36 km/h,
prędkość maks: 46.90 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1105 (kcal)