- Kategorie:
- 1-50.966
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.243
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
#48 | Kalisz
Decyzja o celu jazdy podczas dzisiejszej wycieczki zapadła dopiero po przebudzeniu o 8 rano, choć już wczoraj o tym rozmawialiśmy. SMS do Bobika, po czym wstałem i zacząłem się szykować. Bobiko nie odpisuje, no to puszczam głuchacza. Nic. No nic, szykuję się dalej. O 8.50 dostaję odpowiedź, że Kuba wstał i zaczyna się szykować do wyjazdu. O 10 Kuba dzwoni, że... zaczyna się szykować i przygotował JUŻ wodę. Hmmm, niezłe tempo, tym bardziej, że przed nami tyle kilometrów... A ja myślałem, że on dzwoni, żeby mnie poinformować, że już czeka na mnie pod domem. Pogoniłem go trochę i powiedziałem, że jak najszybciej ma jechać do Wrześni i spotykamy się koło Tesco. Po chyba 15 minutach dzwoni i mówi, że mam startować sam w kierunku Pyzdr, a on mnie dogoni, bo właśnie zjawiła się u niego ciotka z zepsutym rowerem i prośbą. No cóż, to jadę sam. Już we Wrześni czuję na twarzy ścianę wiatru, która próbuje odwieść mnie od podjętej decyzji. Ale jadę dalej. Przed Nową Wsią Królewską dostaję SMSa od Bobika, z którego wynika, że wyprzedził mnie, jadąc od siebie bocznymi drogami w kierunku Pyzdr. Ale umówiliśmy się na moście w Pyzdrach, więc nikt na nikogo na razie nie czeka. Za Borzykowem wjeżdżam na ścieżkę rowerową i nagle ktoś mnie woła. Patrzę, a tam Bobiko stoi przy drewnianej granicy. Nie zatrzymując się, bo nie chciałem tracić tempa, zawołałem go, że jedziemy dalej. Dotarliśmy więc po paru minutach do mostu w Pyzdrach. Tam pierwszy postój na kilka zdjęć i śmigamy dalej.
Tereny za Pyzdrami są zalesione, więc jechało się całkiem sprawnie, ok. 27 km/h. Gdy lasy się skończyły, zaczęła się orka... Wiało coraz mocniej. Im dalej, tym gorzej się jechało. Tym bardziej, że nawierzchnia robiła się coraz bardziej dziurawa i trzeba było mieć ciągle skupioną uwagę na drodze, żeby nie wpaść w jakś rozpadlinę.
Jedna z ciekawych nazw miejscowości na naszej trasie, a przejeżdżaliśmy też przez Obory:
W Choczu - zakręconym mieście - zrobiliśmy pierwszy dłuższy przystanek na jedzenie.
Dalej był Janków - Pierwszy, Drugi albo Trzeci, nie pamiętam - w którym ciągnęły się setki metrów szklarni
Zdaje się, że nie jechaliśmy dziś nad morze...
W końcu, po 4 godzinach walki z wiatrem, osiągnęliśmy cel
A do domu tyle kilometrów
Wjechaliśmy do centrum Kalisza, który okazał się bardzo ciekawym i malowniczym miastem.
Opuszczony budynek przy głównej ulicy
Po chwili mieliśmy dylemat - gdzie teraz jechać?
Ale po kilkuset metrach wszystko się wyjaśniło ;)
No i zaczęliśmy fotografować na dobre
Dojechaliśmy do Rynku Głównego, przypominającego Stary Rynek w Poznaniu.
Kuba zrobił się głodny, więc wpadł do jakiegoś lokalu na rynku na spaghetti, a ja pozostałem na słoneczku, podziwiając piękne kobiety na rynku ;) Temp. w słońcu doszła do 41 st. C.
Po posiłku Kuba wstąpił jeszcze do sklepu po wodę, po czym ruszyliśmy w poszukiwaniu innych ciekawych miejsc w Kaliszu.
Dojechaliśmy do parku, na którego końcu był teatr.
Chcieliśmy znaleźć jeszcze budynek, który było widać na jakimś wzgórzu za Kaliszem, gdy do niego wjeżdżaliśmy, ale przy tej temp. postanowiliśmy jednak skierować się w stronę Wrześni. Wyjazd z Kalisza był trudny, bo całe centrum leży w jakiejś dolnie i trzeba było sporo deptać, żeby się z niej wydostać.
Po jakimś czasie zjechaliśmy z drogi do malowniczego parku
Jechało się lepiej, bo z wiatrem, jednak ten zaczął w miarę upływu czasu słabnąć, powodując, że już nic nas nie pchało i trzeba było próbować wykrzesać z siebie resztki sił. W drodze do Kalisza minęliśmy bunkier ulokowany z prawej strony od drogi i teraz postanowiliśmy się tam zatrzymać na odpoczynek i posiłek, a przy okazji kilka zdjęć.
Siedzieliśmy tam sobie pół godziny, rozmawiając, pijąc i jedząc, ale trzeba było się w końcu ruszyć, bo do Wrześni było jeszcze z 60 km i wychodziło nam z obliczeń, że dojedziemy na miejsce już po zachodzie słońca.
Droga była malownicza
W jednak z wiosek trafiliśmy na nieruchomość na sprzedaż ;)
Zaczęliśmy robić zdjęcia i zainteresowali się nami okoliczni mieszkańcy, który powiedzieli nam, że za ten domek właściciele chcą 40 tysięcy zł. No bez jaj...
Im bliżej domu, tym miałem mniej sił. Po prostu nie byłem dziś w formie, bo przecież trasa nie była jakaś szczególnie długa. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę, na jedzenie, po czym stwierdziłem: pier...ę, nie jadę! ;)
Do domu jednak udało się dojechać. Trasa do Kalisza zajęła 4 godziny, powrotna, mimo dużo szybszego tempa, jednak z długim odpoczynkiem, też 4 godziny.
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4365 (kcal)
Tereny za Pyzdrami są zalesione, więc jechało się całkiem sprawnie, ok. 27 km/h. Gdy lasy się skończyły, zaczęła się orka... Wiało coraz mocniej. Im dalej, tym gorzej się jechało. Tym bardziej, że nawierzchnia robiła się coraz bardziej dziurawa i trzeba było mieć ciągle skupioną uwagę na drodze, żeby nie wpaść w jakś rozpadlinę.
Jedna z ciekawych nazw miejscowości na naszej trasie, a przejeżdżaliśmy też przez Obory:
W Choczu - zakręconym mieście - zrobiliśmy pierwszy dłuższy przystanek na jedzenie.
Dalej był Janków - Pierwszy, Drugi albo Trzeci, nie pamiętam - w którym ciągnęły się setki metrów szklarni
Zdaje się, że nie jechaliśmy dziś nad morze...
W końcu, po 4 godzinach walki z wiatrem, osiągnęliśmy cel
A do domu tyle kilometrów
Wjechaliśmy do centrum Kalisza, który okazał się bardzo ciekawym i malowniczym miastem.
Opuszczony budynek przy głównej ulicy
Po chwili mieliśmy dylemat - gdzie teraz jechać?
Ale po kilkuset metrach wszystko się wyjaśniło ;)
No i zaczęliśmy fotografować na dobre
Dojechaliśmy do Rynku Głównego, przypominającego Stary Rynek w Poznaniu.
Kuba zrobił się głodny, więc wpadł do jakiegoś lokalu na rynku na spaghetti, a ja pozostałem na słoneczku, podziwiając piękne kobiety na rynku ;) Temp. w słońcu doszła do 41 st. C.
Po posiłku Kuba wstąpił jeszcze do sklepu po wodę, po czym ruszyliśmy w poszukiwaniu innych ciekawych miejsc w Kaliszu.
Dojechaliśmy do parku, na którego końcu był teatr.
Chcieliśmy znaleźć jeszcze budynek, który było widać na jakimś wzgórzu za Kaliszem, gdy do niego wjeżdżaliśmy, ale przy tej temp. postanowiliśmy jednak skierować się w stronę Wrześni. Wyjazd z Kalisza był trudny, bo całe centrum leży w jakiejś dolnie i trzeba było sporo deptać, żeby się z niej wydostać.
Po jakimś czasie zjechaliśmy z drogi do malowniczego parku
Jechało się lepiej, bo z wiatrem, jednak ten zaczął w miarę upływu czasu słabnąć, powodując, że już nic nas nie pchało i trzeba było próbować wykrzesać z siebie resztki sił. W drodze do Kalisza minęliśmy bunkier ulokowany z prawej strony od drogi i teraz postanowiliśmy się tam zatrzymać na odpoczynek i posiłek, a przy okazji kilka zdjęć.
Siedzieliśmy tam sobie pół godziny, rozmawiając, pijąc i jedząc, ale trzeba było się w końcu ruszyć, bo do Wrześni było jeszcze z 60 km i wychodziło nam z obliczeń, że dojedziemy na miejsce już po zachodzie słońca.
Droga była malownicza
W jednak z wiosek trafiliśmy na nieruchomość na sprzedaż ;)
Zaczęliśmy robić zdjęcia i zainteresowali się nami okoliczni mieszkańcy, który powiedzieli nam, że za ten domek właściciele chcą 40 tysięcy zł. No bez jaj...
Im bliżej domu, tym miałem mniej sił. Po prostu nie byłem dziś w formie, bo przecież trasa nie była jakaś szczególnie długa. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę, na jedzenie, po czym stwierdziłem: pier...ę, nie jadę! ;)
Do domu jednak udało się dojechać. Trasa do Kalisza zajęła 4 godziny, powrotna, mimo dużo szybszego tempa, jednak z długim odpoczynkiem, też 4 godziny.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
159.15 km (0.00 km teren), czas: 10:11 h, avg:15.63 km/h,
prędkość maks: 48.70 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4365 (kcal)
K o m e n t a r z e
No, czasem warto wstać ciut pozniej i mieć pałera niz wolniej kręcić;-)))
bobiko - 10:26 piątek, 24 maja 2013 | linkuj
Już tak nie marudź na mnie, bo I tak odstawałeś w tyle ;-)
bobiko - 08:33 piątek, 24 maja 2013 | linkuj
Komentuj