- Kategorie:
- 1-50.966
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.243
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
#37 | Konińskie rewiry i przekroczone 2000 km w tym roku
Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 21.04.2013
Dzisiejsza godzina wyjazdu miała być podobna do wczorajszej, ale obawiałem się, że mogę ją opóźnić, bo przyszło mi na myśl, że skoro dziś Bobiko będzie mnie ciągnął jakimiś bocznymi drogami, tak jak wczoraj, a są one już suche, to przyda mi się większa stabilność prowadzenia rowera, a do tego zanabyłem niedawno nową oponę na przód - Panaracer Dart. Wcześniej wyskoczyłem do sklepu po prowiant na drogę, zjadłem śniadanie, przygotowałem się. Okazało się, że Bobiko podjął się dziś operacji założenia zapasowej szprychy, która jednak się nie powiodła, więc na szybko wycentrował koło bez jednej szprychy. To dało mi trochę więcej czasu niż zakładałem, więc w spokoju mogłem zmienić oponę. Po napompowaniu okazała się lekko węższa niż Schwalbe, mimo że szerokość jest taka sama - 2.1.
Bobiko rano rozrysował trasę na podstawie trasy Sebka - w szczegółach inną niż ja z grubsza zaproponowałem wczoraj. Zapowiedział się na 10.30, jednak przyjechał troszkę później, więc trasa - tak jak ją zaplanowaliśmy - stała pod znakiem zapytania, bo mogliśmy nie zdążyć. Ruszyliśmy przez Dębinę na Gozdowo. I tam okazało się, że nie będzie tak różowo jak się wydawało - uderzył nas w twarz potężny wiatr i zwolnił naszą jazdę poniżej 20 km/h. A przed nami 150 km - połowa z tego pod wiatr. Może być ciekawie...
Dojeżdżamy do Gozdowa i dalszy plan przewiduje kierować się na Bieganowo i Pietrzyków Kolonię, ale kierunek i siła wiatru skłania nas do zmiany planów - Bobiko proponuje jechać przez Młodziejewice i Graboszewo. Po drodze mijamy pierwsze rozlewiska.
Zmiana trasy okazała się trafna, bo jeszcze wczoraj chyba wspominałem pewną trasę, która nie pamiętam którędy biegła, ale podczas której zatrzymaliśmy się koło jednej z posesji i przywitaliśmy z bardzo fajnymi dwoma przyjaznymi owczarkami, które biegały sobie po podwórku. I to był właśnie ten odcinek, tylko że tym razem pokonywaliśmy go w odwrotnym kierunku - miejscowość Ciążeń.
Za Ciążeniem zaczęły się malownicze tereny - rozlewiska Warty. Nieczęsto można coś takiego podziwiać, choć pewnie nie wszystkim jest z tego powodu wesoło...
Kawałek dalej masakryczny podjazd, po którym byłem lekko wyczerpany...
Zbliżamy się do Warty...
... i podziwiamy przystań jachtową.
Takich podjazdów mieliśmy dzisiaj sporo.
Klasztor w Lądzie i wszędzie woda...
Przejeżdżamy przez dwie dziwne miejscowości ;)
W Zagórowie stajemy na ryneczku, Bobiko udaje się do sklepu po małe zakupy, konsumujemy i jedziemy dalej. Wiatr powoli nas wykańcza. W Rzgowie mijamy kościół z blaszanym dachem.
Kilka km dalej, w miejscowoci Sławsk, nie mam już sił i wnerwiony na wiatr i mój brak kondycji zjeżdżam na chodnik, na którym robimy sobie mały piknik na słoneczku, wzbudzając ciekawość przejeżdżających obok kierowców.
Energetyki, batoniki i ciacha robią swoje i pełni sił ruszamy dalej zdobyć Konin.
W tym miejscu zmieniam też rękawiczki i zakładam nowiutkie Pearl Izumi i muszę przyznać, że komfort jest znakomity. W czymś takim dalsza jazda powinna być przyjemnością.
Przedmieścia Konina witają nas całkiem przyjemną ścieżką rowerową (właściwie ciągiem pieszo-rowerowym), odgrodzoną od trasy barierą dźwiękochłonną. Wyprzedzamy na niej quada, którym jedzie ojciec z dzieckiem. Wjeżdżamy na most Unii Europejskiej, z którego roztacza się przepiękny, ale jednocześnie budzący respekt przed naturą widok na kolejne rozlewisko Warty, gdzie potężny wiatr przepycha masy granatowej wody...
Na moście pozdrawiamy się z wieloma rowerzystami i rowerzystkami (wszak Konin to spore miasto, więc i rowerzystów więcej niż w takiej Wrześni). Nasza trasa prowadzi prościutko z mostu ulicą Kleczewską w kierunku Kazimierza Biskupiego, jednak okazuje się, że wiadukt na naszej trasie jest w remoncie, co spycha nas objazdem do centrum Konina. Dość szybko jednak się z niego wydostajemy, zaczepiając po drodze o piękną promenadę nad jeziorem Zatorze.
Po chwili znów jesteśmy na właściwej trasie. Po kilku kilometrach skręcamy w prawo, aby zaliczyć widoki na elektrownię.
Dojeżdżamy do jeziora Gosławskiego i podziwiamy potęgę tejże elektrowni.
Powrót na głowną trasę 264 urozmaiciliśmy sobie przejazdem przez las, podczas którego posililiśmy się trochę częścią naszego prowiantu.
Kilkaset metrów dalej skręcamy w lewo w las, aby odwiedzić klasztor w Bieniszewie. Po drodze mini młyn wodny.
W końcu i sam klasztor.
Znów mijamy tam wielu rowerzystów i spacerowiczów, a wśród nich dwie bardzo ładne rowerzystki, z którymi się witamy ;) Po chwili wyjazd na główną trasę i z wiatrem w plecy śmigamy na Kazimierz Biskupi, w którym zatrzymujemy się przy znanej nam już kapliczce na cmentarzu...
... którą upatrzyły sobie gołębie.
Przelot przez miasto i wyjeżdżamy świetną ścieżką rowerową, ze świetnym wiatrem w plecy, kierując się na Słupcę. Ścieżka jednak była w trochę gorszym stanie niż w zeszłym roku, bo leżało na niej sporo szlaki. Miejscowość Kozarzew i Brzeźniak, to świetna nawierzchnia, z której musimy niestety zjechać i przez miejscowość Przyjma skierować się na Słupcę. Przejeżdżamy przez centrum, a następnie na pierwszej napotkanej ławce na ścieżce rowerowej konsumujemy resztki jedzenia. Stamtąd ścieżką do Strzałkowa, gdzie przekraczam 2000 km w tym roku, następnie do Wólki, gdzie ścieżka się kończy. Zjeżdżamy na drogę główną i wśród setek samochodów, wracających chyba z weekendowych wyjazdów, dojeżdżamy do Wrześni.
Opona Panaracer spisała się znakomicie. Co prawda nie przetestowałem jej na sypkim, luźnym piachu - bo na taką przede wszystkim nawierzchnię ją kupiłem - ale obawiałem się, że typowo terenowa opona będzie stawiała duży opór na asfalcie. Było jednak zgoła inaczej. Miałem wrażenie że nawet lepiej się toczy niż Schwalbe Smart Sam i lżej się z nią skręca kierownicą. Wydaje też przyjemniejszy dźwięk, bo dźwięk Schwalbe już mi się znudził. Panaracer miło mruczy :)
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3645 (kcal)
Bobiko rano rozrysował trasę na podstawie trasy Sebka - w szczegółach inną niż ja z grubsza zaproponowałem wczoraj. Zapowiedział się na 10.30, jednak przyjechał troszkę później, więc trasa - tak jak ją zaplanowaliśmy - stała pod znakiem zapytania, bo mogliśmy nie zdążyć. Ruszyliśmy przez Dębinę na Gozdowo. I tam okazało się, że nie będzie tak różowo jak się wydawało - uderzył nas w twarz potężny wiatr i zwolnił naszą jazdę poniżej 20 km/h. A przed nami 150 km - połowa z tego pod wiatr. Może być ciekawie...
Dojeżdżamy do Gozdowa i dalszy plan przewiduje kierować się na Bieganowo i Pietrzyków Kolonię, ale kierunek i siła wiatru skłania nas do zmiany planów - Bobiko proponuje jechać przez Młodziejewice i Graboszewo. Po drodze mijamy pierwsze rozlewiska.
Zmiana trasy okazała się trafna, bo jeszcze wczoraj chyba wspominałem pewną trasę, która nie pamiętam którędy biegła, ale podczas której zatrzymaliśmy się koło jednej z posesji i przywitaliśmy z bardzo fajnymi dwoma przyjaznymi owczarkami, które biegały sobie po podwórku. I to był właśnie ten odcinek, tylko że tym razem pokonywaliśmy go w odwrotnym kierunku - miejscowość Ciążeń.
Za Ciążeniem zaczęły się malownicze tereny - rozlewiska Warty. Nieczęsto można coś takiego podziwiać, choć pewnie nie wszystkim jest z tego powodu wesoło...
Kawałek dalej masakryczny podjazd, po którym byłem lekko wyczerpany...
Zbliżamy się do Warty...
... i podziwiamy przystań jachtową.
Takich podjazdów mieliśmy dzisiaj sporo.
Klasztor w Lądzie i wszędzie woda...
Przejeżdżamy przez dwie dziwne miejscowości ;)
W Zagórowie stajemy na ryneczku, Bobiko udaje się do sklepu po małe zakupy, konsumujemy i jedziemy dalej. Wiatr powoli nas wykańcza. W Rzgowie mijamy kościół z blaszanym dachem.
Kilka km dalej, w miejscowoci Sławsk, nie mam już sił i wnerwiony na wiatr i mój brak kondycji zjeżdżam na chodnik, na którym robimy sobie mały piknik na słoneczku, wzbudzając ciekawość przejeżdżających obok kierowców.
Energetyki, batoniki i ciacha robią swoje i pełni sił ruszamy dalej zdobyć Konin.
W tym miejscu zmieniam też rękawiczki i zakładam nowiutkie Pearl Izumi i muszę przyznać, że komfort jest znakomity. W czymś takim dalsza jazda powinna być przyjemnością.
Przedmieścia Konina witają nas całkiem przyjemną ścieżką rowerową (właściwie ciągiem pieszo-rowerowym), odgrodzoną od trasy barierą dźwiękochłonną. Wyprzedzamy na niej quada, którym jedzie ojciec z dzieckiem. Wjeżdżamy na most Unii Europejskiej, z którego roztacza się przepiękny, ale jednocześnie budzący respekt przed naturą widok na kolejne rozlewisko Warty, gdzie potężny wiatr przepycha masy granatowej wody...
Na moście pozdrawiamy się z wieloma rowerzystami i rowerzystkami (wszak Konin to spore miasto, więc i rowerzystów więcej niż w takiej Wrześni). Nasza trasa prowadzi prościutko z mostu ulicą Kleczewską w kierunku Kazimierza Biskupiego, jednak okazuje się, że wiadukt na naszej trasie jest w remoncie, co spycha nas objazdem do centrum Konina. Dość szybko jednak się z niego wydostajemy, zaczepiając po drodze o piękną promenadę nad jeziorem Zatorze.
Po chwili znów jesteśmy na właściwej trasie. Po kilku kilometrach skręcamy w prawo, aby zaliczyć widoki na elektrownię.
Dojeżdżamy do jeziora Gosławskiego i podziwiamy potęgę tejże elektrowni.
Powrót na głowną trasę 264 urozmaiciliśmy sobie przejazdem przez las, podczas którego posililiśmy się trochę częścią naszego prowiantu.
Kilkaset metrów dalej skręcamy w lewo w las, aby odwiedzić klasztor w Bieniszewie. Po drodze mini młyn wodny.
W końcu i sam klasztor.
Znów mijamy tam wielu rowerzystów i spacerowiczów, a wśród nich dwie bardzo ładne rowerzystki, z którymi się witamy ;) Po chwili wyjazd na główną trasę i z wiatrem w plecy śmigamy na Kazimierz Biskupi, w którym zatrzymujemy się przy znanej nam już kapliczce na cmentarzu...
... którą upatrzyły sobie gołębie.
Przelot przez miasto i wyjeżdżamy świetną ścieżką rowerową, ze świetnym wiatrem w plecy, kierując się na Słupcę. Ścieżka jednak była w trochę gorszym stanie niż w zeszłym roku, bo leżało na niej sporo szlaki. Miejscowość Kozarzew i Brzeźniak, to świetna nawierzchnia, z której musimy niestety zjechać i przez miejscowość Przyjma skierować się na Słupcę. Przejeżdżamy przez centrum, a następnie na pierwszej napotkanej ławce na ścieżce rowerowej konsumujemy resztki jedzenia. Stamtąd ścieżką do Strzałkowa, gdzie przekraczam 2000 km w tym roku, następnie do Wólki, gdzie ścieżka się kończy. Zjeżdżamy na drogę główną i wśród setek samochodów, wracających chyba z weekendowych wyjazdów, dojeżdżamy do Wrześni.
Opona Panaracer spisała się znakomicie. Co prawda nie przetestowałem jej na sypkim, luźnym piachu - bo na taką przede wszystkim nawierzchnię ją kupiłem - ale obawiałem się, że typowo terenowa opona będzie stawiała duży opór na asfalcie. Było jednak zgoła inaczej. Miałem wrażenie że nawet lepiej się toczy niż Schwalbe Smart Sam i lżej się z nią skręca kierownicą. Wydaje też przyjemniejszy dźwięk, bo dźwięk Schwalbe już mi się znudził. Panaracer miło mruczy :)
Rower:Kross
Dane wycieczki:
132.92 km (6.00 km teren), czas: 09:04 h, avg:14.66 km/h,
prędkość maks: 39.50 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3645 (kcal)
K o m e n t a r z e
No, bo jeśli fajne były to może warto poślęczeć nad filmikami. Wiesz, zawsze jakiś level up wśród bikestatsowej społeczności :P
kubolsky - 16:28 poniedziałek, 22 kwietnia 2013 | linkuj
Uziel, a gdzie foto owych ładnych rowerzystek, co? ;)
kubolsky - 11:09 poniedziałek, 22 kwietnia 2013 | linkuj
Komentuj