- Kategorie:
- 1-50.966
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.243
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
#41 | W pięciu w Skoju
Piątek, 26 kwietnia 2013 | dodano: 26.04.2013
Po wczorajszej wpadce z przebiciem dętki i przebitym zapasem dzisiaj musiałem zaopatrzyć się w nowe dętki. Po pracy skoczyłem do sklepu na rynek, który nie jest zbyt dobrze wyposażony, ale ze zdziwieniem odkryłem, że mają tam dętki, których szukam - z zaworem Presta. Wziąłem dwie, wróciłem do domu, założyłem jedną z nich i zmontowałem koło. Przy okazji sprawdziłem sklejoną wczoraj, przebitą dętkę - powietrze z niej uchodzi. Ale czy z przyklejonej łatki? Pomocna okazała się miska z wodą, która niezbicie wykazała, że łatka trzyma znakomicie, natomiast pierd...ny płaskownik z wczoraj przebił dętkę NA WYLOT i dziurka jest jeszcze po przeciwległej stronie łatki. No nic - to temat na kolejne dni, tymczasem trzeba się szykować, bo Bobiko zmierza właśnie do Skorzęcina, w którym mamy się spotkać, w dodatku jest w gronie kolegów z BS: Pan Jurek, MarcinGT i Kubolsky.
Szybki prowiant na drogę i lekko spóźniony wyjeżdżam. To pierwszy wyjazd w tym roku w krótkim rękawku, w dodatku w nowiutkiej koszulce. Jeszcze we Wrześni mocno naciskam na pedały, żeby jak najszybciej dojechać w umówione miejsce, przejeżdżam przez ul. Wojska Polskiego, skręcam na krzyżówce na Witkowską i nagle zaczyna mi rzucać przodem. Rzut oka na oponę... a tam kaszana! Opona spadła z obręczy na zakręcie! No żesz kur.a!!! Że co?? 28 lat jeżdżę rowerem i jeszcze coś takiego mi się nie zdarzyło. Jakieś fatum? Wczoraj przebity tył, dzisiaj problemy z przodem? Zjechałem na chodnik, bez zdejmowania koła spuściłem powietrze z dętki, nałożyłem oponę na obręcz i napompowałem. Wszystko gra. Na szczęście nic się nie uszkodziło. No to gnam dalej, ale każdy dziwny dźwięk spod kół wywołuje u mnie podniesienie ciśnienia - czy to czasem nie kolejne przebicie. Za Gutowem stwierdzam, że mam za mało powietrza z tyłu jak na zaplanowane tempo dotarcia do Skorzęcina, więc zatrzymuję się na 2 minuty i dowalam powietrza do tylnej dętki - jakieś 30 pompek. Przy okazji dopompowuję jeszcze przód. A co! Niech ma. No i w drogę. Po chwili zaczynam się z czymś zderzać. Pierwsza myśl - deszcz! Tym bardziej, że nade mną spora chmura. Ale po minucie stwierdzam, że to nie deszcz, tylko... robactwo. Setki, tysiące robali, much i innego dziadostwa wylęgły się przy dzisiejszej temperaturze dochodzącej do 26 stopni. No nic, zamykam paszczę, żeby niczego niezamówionego nie zjeść i śmigam w kierunku Skoja. W Witkowie uczepiam się ciężarówki na zjeździe w kierunku Powidza i dobijam prawie do 50 km/h. Kilka chwil i wjeżdżam do Skorzęcina. Tam wszystko zaczyna się budzić do życia - niektóre kawiarenki już działają, w innych kawiarenkach i sklepach trwa układanie towaru na półkach. Na polu namiotowym stoi już kilka namiotów i przyczep campingowych. Skręt w stronę mola i z daleka widzę, że ekipa stoi na jego końcu i z niecierpliwością mnie wypatruje. Następuje powitanie i po chwili rozprawy nad zbliżającą się w naszą stronę czarną, ciężką chmurą.
Będzie padać?
Porozmawialiśmy chwilę, zaprezentowałem działanie mojego klaksonu, zrobiliśmy kilka fotek i udaliśmy się w drogę powrotną.
Niby pusto, ale główna aleja pełna ludzi - przygotowują już swoje sklepy i kawiarenki
Ekipa BS: Kubolsky, MarcinGT, Jerzyp1956 i Bobiko
To prawda, że w grupie jedzie się lepiej, tym bardziej, że była to silna grupa. Prędkość cały czas oscylowała w granicach 30 km/h. Szacun dla pana Jurka, który ciągnął jak zawodowiec. W Witkowie zrobiliśmy krótki odpoczynek i pożegnanie, po czym jeszcze w grupie ruszyliśmy przez rynek i rozstaliśmy się na rondzie - trójka pojechała w prawo, w kierunku Gniezna, a ja z Bobikiem na Wrześnię.
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1695 (kcal)
Szybki prowiant na drogę i lekko spóźniony wyjeżdżam. To pierwszy wyjazd w tym roku w krótkim rękawku, w dodatku w nowiutkiej koszulce. Jeszcze we Wrześni mocno naciskam na pedały, żeby jak najszybciej dojechać w umówione miejsce, przejeżdżam przez ul. Wojska Polskiego, skręcam na krzyżówce na Witkowską i nagle zaczyna mi rzucać przodem. Rzut oka na oponę... a tam kaszana! Opona spadła z obręczy na zakręcie! No żesz kur.a!!! Że co?? 28 lat jeżdżę rowerem i jeszcze coś takiego mi się nie zdarzyło. Jakieś fatum? Wczoraj przebity tył, dzisiaj problemy z przodem? Zjechałem na chodnik, bez zdejmowania koła spuściłem powietrze z dętki, nałożyłem oponę na obręcz i napompowałem. Wszystko gra. Na szczęście nic się nie uszkodziło. No to gnam dalej, ale każdy dziwny dźwięk spod kół wywołuje u mnie podniesienie ciśnienia - czy to czasem nie kolejne przebicie. Za Gutowem stwierdzam, że mam za mało powietrza z tyłu jak na zaplanowane tempo dotarcia do Skorzęcina, więc zatrzymuję się na 2 minuty i dowalam powietrza do tylnej dętki - jakieś 30 pompek. Przy okazji dopompowuję jeszcze przód. A co! Niech ma. No i w drogę. Po chwili zaczynam się z czymś zderzać. Pierwsza myśl - deszcz! Tym bardziej, że nade mną spora chmura. Ale po minucie stwierdzam, że to nie deszcz, tylko... robactwo. Setki, tysiące robali, much i innego dziadostwa wylęgły się przy dzisiejszej temperaturze dochodzącej do 26 stopni. No nic, zamykam paszczę, żeby niczego niezamówionego nie zjeść i śmigam w kierunku Skoja. W Witkowie uczepiam się ciężarówki na zjeździe w kierunku Powidza i dobijam prawie do 50 km/h. Kilka chwil i wjeżdżam do Skorzęcina. Tam wszystko zaczyna się budzić do życia - niektóre kawiarenki już działają, w innych kawiarenkach i sklepach trwa układanie towaru na półkach. Na polu namiotowym stoi już kilka namiotów i przyczep campingowych. Skręt w stronę mola i z daleka widzę, że ekipa stoi na jego końcu i z niecierpliwością mnie wypatruje. Następuje powitanie i po chwili rozprawy nad zbliżającą się w naszą stronę czarną, ciężką chmurą.
Będzie padać?
Porozmawialiśmy chwilę, zaprezentowałem działanie mojego klaksonu, zrobiliśmy kilka fotek i udaliśmy się w drogę powrotną.
Niby pusto, ale główna aleja pełna ludzi - przygotowują już swoje sklepy i kawiarenki
Ekipa BS: Kubolsky, MarcinGT, Jerzyp1956 i Bobiko
To prawda, że w grupie jedzie się lepiej, tym bardziej, że była to silna grupa. Prędkość cały czas oscylowała w granicach 30 km/h. Szacun dla pana Jurka, który ciągnął jak zawodowiec. W Witkowie zrobiliśmy krótki odpoczynek i pożegnanie, po czym jeszcze w grupie ruszyliśmy przez rynek i rozstaliśmy się na rondzie - trójka pojechała w prawo, w kierunku Gniezna, a ja z Bobikiem na Wrześnię.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
61.82 km (0.00 km teren), czas: 02:36 h, avg:23.78 km/h,
prędkość maks: 49.70 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1695 (kcal)
K o m e n t a r z e
No i średnia wypadowa spadła na łeb i na szyję ;P
kubolsky - 19:11 piątek, 26 kwietnia 2013 | linkuj
Komentuj