- Kategorie:
- 1-50.966
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.243
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 1144.71 km (w terenie 55.50 km; 4.85%) |
Czas w ruchu: | 68:09 |
Średnia prędkość: | 16.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.60 km/h |
Suma kalorii: | 31391 kcal |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 67.34 km i 4h 00m |
Więcej statystyk |
#32 | Wiosennie szosówką
Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 | dodano: 15.04.2013
Już od wczoraj, gdy miałem niesamoitego powera w nogach, miałem ochotę na coś szybszego, więc dzisiejsze słońce tylko potwierdziło moją pierwotną decyzję - dziś pierwsza w tym roku przejażdżka szosówką i test łatania opony po zeszłorocznym przebiciu i przecięciu jej. Miałem spotkać się z Bobiko w połowie jego drogi z pracy do domu, czyli gdzieś w okolicach Niechanowa. Po obiedzie niestety wyskoczyła mi jedna sprawa do załatwienia, więc wyjazd lekko się opóźnił, ale w błyskawicznym tempie przygotowałem rower - pompowanie opon, regulacja sterów, napełnienie bidona, szybki montaż odbiornika GPS, bo w komputerze pokładowym standardowo wyczerpały się baterie i można ruszać. Temp. pozwoliła założyć już krótkie spodnie, więc dużo wygodniej się kręciło. W Grzybowie dogoniłem czarnego bajkera na czarnym góralu, ale skręcił gdzieś w bok, a ja pojechałem prosto. Po jakimś czasie zobaczyłem charakterystyczną niebieską kurtkę Bobika, chwila rozmowy i zmierzamy w kierunku Wrześni, tym razem bardziej pod niż z wiatrem (ogólnie wiał dziwnie w stosunku do naszego kierunku, jakoś z boku).
Za Grzybowem rozpędziłem się, żeby poczuć tę lekkoś jazdy w porównaniu z góralem. Przede mną zakręt w lewo i skrzyżowanie na nim. Widzę zmierzający w moją stronę ciągnik z przyczepą, a za nim osobówkę. Kierowca osobówki raczej też mnie widzi. Jadę i nagle zza traktora wyłania mi się ten samochód. I wali prosto na mnie! Na czołówkę! Podnoszę na niego rękę w geście złości, a ten nic - ani hamulców, ani nie próbował odbić w prawo, żeby mnie jakoś ominąć czy zrobić mi miejsce. Centralnie, perfidnie wali na mnie. Musiałem zjechać na pobocze, na trawę. Zdążyłem zauważyć czerwoną cordobę kombi i początek numerów rej.: PWR T3.. lub 3T... No co za bydlak! Ale ja go jeszcze znajdę. A gdy znajdę, to nie ręczę za siebie. Toż to była próba zabójstwa. I drugi raz to już mi się zdarzyło i drugi raz, niestety, nie miałem akurat kamery na pokładzie, żeby to zarejestrować. Następnym razem, gdy uda mi się coś takiego nagrać, to nie omieszkam iść z tym na policję i zgłosić usiłowania zabójstwa.
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 780 (kcal)
Za Grzybowem rozpędziłem się, żeby poczuć tę lekkoś jazdy w porównaniu z góralem. Przede mną zakręt w lewo i skrzyżowanie na nim. Widzę zmierzający w moją stronę ciągnik z przyczepą, a za nim osobówkę. Kierowca osobówki raczej też mnie widzi. Jadę i nagle zza traktora wyłania mi się ten samochód. I wali prosto na mnie! Na czołówkę! Podnoszę na niego rękę w geście złości, a ten nic - ani hamulców, ani nie próbował odbić w prawo, żeby mnie jakoś ominąć czy zrobić mi miejsce. Centralnie, perfidnie wali na mnie. Musiałem zjechać na pobocze, na trawę. Zdążyłem zauważyć czerwoną cordobę kombi i początek numerów rej.: PWR T3.. lub 3T... No co za bydlak! Ale ja go jeszcze znajdę. A gdy znajdę, to nie ręczę za siebie. Toż to była próba zabójstwa. I drugi raz to już mi się zdarzyło i drugi raz, niestety, nie miałem akurat kamery na pokładzie, żeby to zarejestrować. Następnym razem, gdy uda mi się coś takiego nagrać, to nie omieszkam iść z tym na policję i zgłosić usiłowania zabójstwa.
Rower:Santini
Dane wycieczki:
28.44 km (0.00 km teren), czas: 01:15 h, avg:22.75 km/h,
prędkość maks: 42.50 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 780 (kcal)
#31 | Deszcz robactwa i trochę błota
Niedziela, 14 kwietnia 2013 | dodano: 14.04.2013
Pogoda zrobiła nas dziś w jajo. Żadna prognoza nie przewidywała, że w nocy będzie padać, a ja z Bobikiem miałem plan wyjechać w trasę o 8 rano. Wstałem o 6.30, patrzę przez okno, a tam niebo czarne, a drogi mokre. No pięknie... Nici z wyjazdu. Poszedłem spać. Ale ok. południa pogoda się poprawiła, drogi wyschły, a prognoza stała się wreszcie optymistyczna - z godziny na godzinę miało być coraz więcej słońca. Kontakt z Bobiko i jest decyzja: kierunek na Duszno.
Wyjechaliśmy po 12:00. Niebo nie było zbyt ładne - ze wszystkich stron straszyły nas czarne chmury, na szczęście na strachu tylko się skończyło. Wszędzie jednak unosiły się chmary robactwa. Zderzaliśmy się z nimi jak z kroplami deszczu. Wyjmowaliśmy je z uszu i spod kasków. Masakra...
Dojechaliśmy do Witkowa. Stamtąd skierowaliśmy się na Trzemeszno.
Na szczęście odcinek leśny w tym kierunku, który ostatnio przywitał nas błotem pośniegowym, był już prawie suchy. Kawałek za lasem spotkaliśmy 6 rowerzystów, którzy skręcili jednak za chwilę w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Zjazd przed Trzemesznem, przejazd przez centrum i za chwilę wyjeżdżamy na bardzo ruchliwą krajową piętnastkę, bez pobocza. I zaczyna się teren pagórkowaty - w górę i w dół, w górę i w dół. Dojeżdżamy w okolice wału wydartowskiego i opuszczamy tę dżunglę samochodową. Tutaj dużo spokojniej. Dojeżdżamy do Wydartowa, koło kuźni skręcamy w prawo, na punkt widokowy w Dusznie.
Za chwilę zaczyna się odcinek polny. Nie jest źle - piasek jest mokry, ale ubity. Ufff, jednak da się przejechać, bo były obawy, że ugrzęźniemy w błocie. Pokonujemy kolejne wzniesienia i zjazdy. Niestety, za kolejny zakrętem wita nas błoto. Bibiko jedzie przodem i powiększa przewagę nade mną. Śmiga jakby miał poduszkowiec. Ja się specjalnie nie spieszę, bo nie uśmiecha mi się uwalanie rowera błotem. Kolejny suchy kawałek i za chwilę jest jeszcze gorzej - tutaj grzęznę tak, że błoto mnie zatrzymuje i dodatkowo brudzę buty błotem i gliną. Kolejny odcinek i kolejne błoto. Na szczęście wieża widokowa jest wyżej, więc i teren się podnosi, więc jest coraz bardziej sucho.
[fot. by Bobiko]
Dojeżdżam do wieży, staję, patrzę na rower i chwytam się za głowę. Czarne wcześniej opony są pomarańczowe - oklejone mokrą gliną aż do obręczy, w niektórych miejscach nawet obręcz i jest uwalana błotem, aż do szprych. Do tego podeszwy czarnych butów też są pomarańczowe. Masakra ;)
No nic, parę fotek, jedzenie, picie.
Bobiko wchodzi na wieżę, przyjeżdża kilka par i kolesie na motocyklach. Wracamy. Ta sama droga i znów przeprawa przez gliniaste bagno. Wyjeżdżamy na wzniesienie, potem Wydartowo. Bobiko odbiera telefon, a ja jadę kawałek dalej i znajduję trochę śniegu w rowie. Wyczyściłem nim trochę opony i obręcze.
Za chwilę zjazd, na którym jedziemy sobie 50 km/h, kilka jezior i kierujemy się na Niewolno i Trzemeszno.
Tam stajemy, aby obmyślić alternatywną trasę. Niczego sensownego jednak nie udaje nam się wymyśleć, więc wracamy tak, jak przyjechaliśmy. W drodze powstaje jednak pomysł, żeby skręcić w lewo na Skorzęcin. Tak więc koło żwirowni Kruszgeo skręcamy w lewo. Droga jest ładna, asfaltowa, malownicze tereny. Jednak... po chwili kończy się asfalt i zostaje droga leśna. Ok - jest w miarę przejezdna, więc wjeżdżamy. Jednak nie mogło być tak pięknie. Im głębiej w las, tym bardziej mokro i bardziej grząsko. Za chwilę rowery stają i prowadzimy je, brudząc buty i zaklejając całkowicie bloki SPD w butach. W końcy wyjeżdżamy z lasu na asfalt, a błoty wali nam spod kół na wszystkie strony.
Przejeżdżamy malowniczą alejką, dojeżdżamy do Sokołowa, potem kierujemy się na wieś Skorzęcin, do której dojeżdżamy jeszcze ładniejszym odcinkiem - stawek w lesie, kilka malowniczych budynków, rzeźba. Ze wsi kierujemy się do ośrodka, wśród dziesiątek pędzących samochodów, prowadzonych przez rozwydrzonych nastolatków. W ośrodku dość dużo ludzi. Wjeżdżamy na molo, robimy kilka zdjęć, pochłaniamy resztki jedzenia i picia.
Porozmawialiśmy chwilę o rowerach z facetem z okolic Poznania. Słońce chyli się ku zachodowi, więc ruszamy w drogę powrotną. po kolejnej dawce energetyków rozpiera nas energia i mimo już prawie 100 km w nogach pędzimy 30 km/h. Do Wrześni dojechaliśmy równo z zachodem słońca - o 19:40.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3109 (kcal)
Wyjechaliśmy po 12:00. Niebo nie było zbyt ładne - ze wszystkich stron straszyły nas czarne chmury, na szczęście na strachu tylko się skończyło. Wszędzie jednak unosiły się chmary robactwa. Zderzaliśmy się z nimi jak z kroplami deszczu. Wyjmowaliśmy je z uszu i spod kasków. Masakra...
Dojechaliśmy do Witkowa. Stamtąd skierowaliśmy się na Trzemeszno.
Na szczęście odcinek leśny w tym kierunku, który ostatnio przywitał nas błotem pośniegowym, był już prawie suchy. Kawałek za lasem spotkaliśmy 6 rowerzystów, którzy skręcili jednak za chwilę w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Zjazd przed Trzemesznem, przejazd przez centrum i za chwilę wyjeżdżamy na bardzo ruchliwą krajową piętnastkę, bez pobocza. I zaczyna się teren pagórkowaty - w górę i w dół, w górę i w dół. Dojeżdżamy w okolice wału wydartowskiego i opuszczamy tę dżunglę samochodową. Tutaj dużo spokojniej. Dojeżdżamy do Wydartowa, koło kuźni skręcamy w prawo, na punkt widokowy w Dusznie.
Za chwilę zaczyna się odcinek polny. Nie jest źle - piasek jest mokry, ale ubity. Ufff, jednak da się przejechać, bo były obawy, że ugrzęźniemy w błocie. Pokonujemy kolejne wzniesienia i zjazdy. Niestety, za kolejny zakrętem wita nas błoto. Bibiko jedzie przodem i powiększa przewagę nade mną. Śmiga jakby miał poduszkowiec. Ja się specjalnie nie spieszę, bo nie uśmiecha mi się uwalanie rowera błotem. Kolejny suchy kawałek i za chwilę jest jeszcze gorzej - tutaj grzęznę tak, że błoto mnie zatrzymuje i dodatkowo brudzę buty błotem i gliną. Kolejny odcinek i kolejne błoto. Na szczęście wieża widokowa jest wyżej, więc i teren się podnosi, więc jest coraz bardziej sucho.
[fot. by Bobiko]
Dojeżdżam do wieży, staję, patrzę na rower i chwytam się za głowę. Czarne wcześniej opony są pomarańczowe - oklejone mokrą gliną aż do obręczy, w niektórych miejscach nawet obręcz i jest uwalana błotem, aż do szprych. Do tego podeszwy czarnych butów też są pomarańczowe. Masakra ;)
No nic, parę fotek, jedzenie, picie.
Bobiko wchodzi na wieżę, przyjeżdża kilka par i kolesie na motocyklach. Wracamy. Ta sama droga i znów przeprawa przez gliniaste bagno. Wyjeżdżamy na wzniesienie, potem Wydartowo. Bobiko odbiera telefon, a ja jadę kawałek dalej i znajduję trochę śniegu w rowie. Wyczyściłem nim trochę opony i obręcze.
Za chwilę zjazd, na którym jedziemy sobie 50 km/h, kilka jezior i kierujemy się na Niewolno i Trzemeszno.
Tam stajemy, aby obmyślić alternatywną trasę. Niczego sensownego jednak nie udaje nam się wymyśleć, więc wracamy tak, jak przyjechaliśmy. W drodze powstaje jednak pomysł, żeby skręcić w lewo na Skorzęcin. Tak więc koło żwirowni Kruszgeo skręcamy w lewo. Droga jest ładna, asfaltowa, malownicze tereny. Jednak... po chwili kończy się asfalt i zostaje droga leśna. Ok - jest w miarę przejezdna, więc wjeżdżamy. Jednak nie mogło być tak pięknie. Im głębiej w las, tym bardziej mokro i bardziej grząsko. Za chwilę rowery stają i prowadzimy je, brudząc buty i zaklejając całkowicie bloki SPD w butach. W końcy wyjeżdżamy z lasu na asfalt, a błoty wali nam spod kół na wszystkie strony.
Przejeżdżamy malowniczą alejką, dojeżdżamy do Sokołowa, potem kierujemy się na wieś Skorzęcin, do której dojeżdżamy jeszcze ładniejszym odcinkiem - stawek w lesie, kilka malowniczych budynków, rzeźba. Ze wsi kierujemy się do ośrodka, wśród dziesiątek pędzących samochodów, prowadzonych przez rozwydrzonych nastolatków. W ośrodku dość dużo ludzi. Wjeżdżamy na molo, robimy kilka zdjęć, pochłaniamy resztki jedzenia i picia.
Porozmawialiśmy chwilę o rowerach z facetem z okolic Poznania. Słońce chyli się ku zachodowi, więc ruszamy w drogę powrotną. po kolejnej dawce energetyków rozpiera nas energia i mimo już prawie 100 km w nogach pędzimy 30 km/h. Do Wrześni dojechaliśmy równo z zachodem słońca - o 19:40.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
113.36 km (9.00 km teren), czas: 07:26 h, avg:15.25 km/h,
prędkość maks: 47.80 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3109 (kcal)
#30 | Wiosna
Sobota, 13 kwietnia 2013 | dodano: 14.04.2013
Po wczorajszych opadach była obawa, że dziś nadal będzie mokro. I faktycznie - nie wyschło wszystko, ale też i nie było tak źle. Dało się jechać. Na początek zadałem sobie pytanie: gdzie jechać? Wiatr wiał z zachodu, więc była opcja jechać albo na Witkowo z wiatrem, a z powrotem się męczyć, albo najpierw się pomęczyć, a z powrotem być pchanym. Wybrałem drugą opcję, więc ruszyłem na Poznań.
Chciałem dojechać tylko do Siedlca,
...ale, mimo dość sporego ruchu na trasie, pojechałem dalej, aż do Kostrzyna. Tam stanąłem na chwilę na posilenie się energetykiem,
...dopompowałem opony, żeby z powrotem z wiatrem jechać jeszcze szybciej i skierowałem się na Wrześnię. Temp. powietrza wynosiła 13 stopni. Jechało się... no nie tak jak sobie wymarzyłem, bo jeśli podczas jazdy do Kostrzyna wiało we mnie tak, że na zjeździe ze wzniesienia przed Siedlcem chciało mi urwać głowę, to spodziewałem się, że w drodze powrotnej będę miał idealnie z wiatrem, a jednak męczyłem się z jakimiś dziwnymi turbulencjami. O tej godzinie temp. w słońcu, gdy zatrzymałem się na chwilę, skoczyła do 21 stopni. Wjechałem do Wrześni i odezwał się Bobiko. Spotkaliśmy się po chwili w okolicach zalewu, przejechaliśmy sie jego brzegiem i potem wzdłuż Wrześnicy do centrum. Wrześnica ledwo mieści się w korycie, poza tym jedna ze ścieżek w parku prawie cała zalana po roztopach.
W centrum miasta ruch jak w Paryżu - wszak to sobota, więc cały powiat postanowił przyjechać do centrum na zakupy... Na godz. 14:00 zapowiadano opady (ba! nawet burze!), więc wróciłem do domu i planowałem po zjedzeniu obiadu wyjazd na kolejną rundkę. Jednak przyszła burza (co prawda tylko grzmoty), ale zaraz po niej zaczęło padać i uparcie padało co chwilę aż do późnego popołudnia, więc nici z drugiego wyjazdu...
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1432 (kcal)
Chciałem dojechać tylko do Siedlca,
...ale, mimo dość sporego ruchu na trasie, pojechałem dalej, aż do Kostrzyna. Tam stanąłem na chwilę na posilenie się energetykiem,
...dopompowałem opony, żeby z powrotem z wiatrem jechać jeszcze szybciej i skierowałem się na Wrześnię. Temp. powietrza wynosiła 13 stopni. Jechało się... no nie tak jak sobie wymarzyłem, bo jeśli podczas jazdy do Kostrzyna wiało we mnie tak, że na zjeździe ze wzniesienia przed Siedlcem chciało mi urwać głowę, to spodziewałem się, że w drodze powrotnej będę miał idealnie z wiatrem, a jednak męczyłem się z jakimiś dziwnymi turbulencjami. O tej godzinie temp. w słońcu, gdy zatrzymałem się na chwilę, skoczyła do 21 stopni. Wjechałem do Wrześni i odezwał się Bobiko. Spotkaliśmy się po chwili w okolicach zalewu, przejechaliśmy sie jego brzegiem i potem wzdłuż Wrześnicy do centrum. Wrześnica ledwo mieści się w korycie, poza tym jedna ze ścieżek w parku prawie cała zalana po roztopach.
W centrum miasta ruch jak w Paryżu - wszak to sobota, więc cały powiat postanowił przyjechać do centrum na zakupy... Na godz. 14:00 zapowiadano opady (ba! nawet burze!), więc wróciłem do domu i planowałem po zjedzeniu obiadu wyjazd na kolejną rundkę. Jednak przyszła burza (co prawda tylko grzmoty), ale zaraz po niej zaczęło padać i uparcie padało co chwilę aż do późnego popołudnia, więc nici z drugiego wyjazdu...
Rower:Kross
Dane wycieczki:
52.23 km (0.50 km teren), czas: 03:04 h, avg:17.03 km/h,
prędkość maks: 44.50 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1432 (kcal)
#29 | Wiosna tuż tuż i wieeeelu rowerzystów na trasie
Niedziela, 7 kwietnia 2013 | dodano: 07.04.2013
Zaplanowana na rano pobudka przebiegła bez zakłóceń - budzik zadzwonił o 7. Przygotowania roweru, prowiantu, śniadania, energetyków i przed 9 wyruszyłem, żeby o 9 spotkać się z Bobiko na trasie Średzkiej. Spóźniłem się kilka minut. Po spotkaniu pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy na Środę Wlkp. Mimo wiatru w twarz, co prawda znikomego, jechało się wyśmienicie. Spotkaliśmy trzech kolarzy na szosówkach. Na wylocie ze Środy małe rozlewisko.
Ruszyliśmy dalej na Zaniemyśl. Bobiko chciał zakupić mały prowiant i popytał ludzi gdzie znajdziemy jakiś market - Biedronkę, Netto, czy coś takiego. Mieszkańcy wskazali market Eko kilkaset metrów dalej. Zakupiliśmy tam banany, izotonika, batoniki. Chwila konsumpcji i jedziemy dalej - na Kórnik. Mijamy sporą zorganizowaną grupę kolarzy (dziewczyny też tam były :))), łącznie z samochodem wsparcia technicznego. Standardowe pozdrowienia i śmigamy dalej. Przed Kórnikiem kolejni rowerzyści. W Kórniku kilka zdjęć - na promenadzie, w centrum i lecimy dalej na Kostrzyn.
Z godziny na godzinę na trasie coraz więcej rowerzystów :) Prawie tyle, co ptaków lecących w kluczach na niebie.
Za Kórnikiem przejeżdżamy przez rozlewisko Struga Średzka.
Przejazd przez Kostrzyn strasznie nas wymęczył - droga przypominała... Właściwie niczego nie przypominała, w szczególności drogi asfaltowej :/ Dalej było już tylko lepiej - okolice Promna obfitują w ciągłe zjazdy i podjazdy, z świetną w większości nawierzchnią.
Dojeżdżamy do Pobiedzisk i kierujemy się na północ - Główna, Latalice. W tym rejonie krótki postój na konsumpcję resztek jedzenia i jedziemy dalej, obserwując niezbyt zamożne okolice.
Dojeżdżamy do głównej drogi, skręcamy w prawo na Lednogórę. Dojeżdżamy do trasy nr 5 i jedziemy parę km do skrętu na Czerniejewo. Mimo dużego natężenia ruchu jedzie się fajnie, bo mamy do dyspozycji pobocze. Niezbyt szerokie, ale przynajmniej równe i w miarę czyste. Po drodze zatrzymujemy się w Łubowie.
W drodze na Czerniejewo wyprzedził nas rowerzysta, chyba na rowerze z kołami 29". Trudno było ocenić wiek. Wyprzedził i pojechał. Spojrzeliśmy na siebie - gonimy? Gonimy. Niestety - facet skonsumował chyba wcześniej jakieś sterydy, bo nie udał nam się pościg. W końcu odbił w lewo, a nasza trasa wiodła prosto.
Dojechaliśmy do Czerniejewa, postów w Biedronce na małe zakupy Bobika, a tu nagle kolejni rowerzyści - w dodatku znajomi - marcingt, jerzyp i kubolsky. Chwila rozmowy, wspólna fotka i lecimy z Bobikiem na Wrześnię.
Przed lasem w Noskowie widzimy biegającego po drodze wielkiego, białego, futrzastego psa. Dojeżdżamy, a on puszcza się biegiem za nami. Ja standardowo zaczynam go wołać, jak wołam każdego psa. Piesek podbiega i zaczyna się cieszyć i lizać po rękach. Zatrzymaliśmy się na chwilę, przytrzymałem psa, bo akurat jechał samochód, a po chwili wyszli z posesji 50 metrów dalej właściciele i zaczęli go wołać. Piesek jednak ani myślał wracać, mimo że chciałem go odgonić w ich stronę. W końcu spostrzegł innego psa blisko swojego domu i pobiegł w tamtą stronę.
Dojechaliśmy do Wrześni przez trochę mokry, a w szczególności baaardzo dziurawy odcinek leśny przed Psarami, tam pozdrowienia z kolejnymi rowerzystami (nie widziałem w ciągu jednego dnia tylu rowerzystów nawet latem). Przejeżdżamy przez miasto, rynek i rozstajemy się w parku. W tym momencie mieliśmy przejechane 130 km. Powiedziałem, że trochę mało i miałem chęć ruszyć jeszcze na Witkowo po zjedzeniu obiadu, ale obawiałem się, że może mi się już nie chcieć. Jednak obiad zjadłem szybko i sprawnie, napiłem się i tylko po zmianie koszulki, bez rozsiadania się w domu, ruszyłem dalej, na Witkowo. Była godz. 18.00, do zachodu słońca jeszcze 1,5 godziny. Jechało się bardzo fajnie, mimo tylu kilometrów w nogach. Dojechałem do Witkowa i... stwierdziłem, że jeszcze za mało będzie tych kilometrów, więc skręciłem na Skorzęcin. Dojechałem do wsi, chciałem ją okrążyć, ale skoro byłem już tak blisko ośrodka, to postanowiłem sprawdzić chociaż w jakim stanie jest leśny dojazd do ośrodka. Niestety - po 300 metrach stanąłem, bo droga zamieniła się w małe jeziorko.
Zrobiło się chłodno - 3-4 stopnie. Zawróciłem i skierowałem się na Wrześnię. Jechałem pod lekki wiatr. Zaczęło się ściemniać, w końcu wiatr ustał.
Dojechałem do domu ok. 20:30.
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 5071 (kcal)
Ruszyliśmy dalej na Zaniemyśl. Bobiko chciał zakupić mały prowiant i popytał ludzi gdzie znajdziemy jakiś market - Biedronkę, Netto, czy coś takiego. Mieszkańcy wskazali market Eko kilkaset metrów dalej. Zakupiliśmy tam banany, izotonika, batoniki. Chwila konsumpcji i jedziemy dalej - na Kórnik. Mijamy sporą zorganizowaną grupę kolarzy (dziewczyny też tam były :))), łącznie z samochodem wsparcia technicznego. Standardowe pozdrowienia i śmigamy dalej. Przed Kórnikiem kolejni rowerzyści. W Kórniku kilka zdjęć - na promenadzie, w centrum i lecimy dalej na Kostrzyn.
Z godziny na godzinę na trasie coraz więcej rowerzystów :) Prawie tyle, co ptaków lecących w kluczach na niebie.
Za Kórnikiem przejeżdżamy przez rozlewisko Struga Średzka.
Przejazd przez Kostrzyn strasznie nas wymęczył - droga przypominała... Właściwie niczego nie przypominała, w szczególności drogi asfaltowej :/ Dalej było już tylko lepiej - okolice Promna obfitują w ciągłe zjazdy i podjazdy, z świetną w większości nawierzchnią.
Dojeżdżamy do Pobiedzisk i kierujemy się na północ - Główna, Latalice. W tym rejonie krótki postój na konsumpcję resztek jedzenia i jedziemy dalej, obserwując niezbyt zamożne okolice.
Dojeżdżamy do głównej drogi, skręcamy w prawo na Lednogórę. Dojeżdżamy do trasy nr 5 i jedziemy parę km do skrętu na Czerniejewo. Mimo dużego natężenia ruchu jedzie się fajnie, bo mamy do dyspozycji pobocze. Niezbyt szerokie, ale przynajmniej równe i w miarę czyste. Po drodze zatrzymujemy się w Łubowie.
W drodze na Czerniejewo wyprzedził nas rowerzysta, chyba na rowerze z kołami 29". Trudno było ocenić wiek. Wyprzedził i pojechał. Spojrzeliśmy na siebie - gonimy? Gonimy. Niestety - facet skonsumował chyba wcześniej jakieś sterydy, bo nie udał nam się pościg. W końcu odbił w lewo, a nasza trasa wiodła prosto.
Dojechaliśmy do Czerniejewa, postów w Biedronce na małe zakupy Bobika, a tu nagle kolejni rowerzyści - w dodatku znajomi - marcingt, jerzyp i kubolsky. Chwila rozmowy, wspólna fotka i lecimy z Bobikiem na Wrześnię.
Przed lasem w Noskowie widzimy biegającego po drodze wielkiego, białego, futrzastego psa. Dojeżdżamy, a on puszcza się biegiem za nami. Ja standardowo zaczynam go wołać, jak wołam każdego psa. Piesek podbiega i zaczyna się cieszyć i lizać po rękach. Zatrzymaliśmy się na chwilę, przytrzymałem psa, bo akurat jechał samochód, a po chwili wyszli z posesji 50 metrów dalej właściciele i zaczęli go wołać. Piesek jednak ani myślał wracać, mimo że chciałem go odgonić w ich stronę. W końcu spostrzegł innego psa blisko swojego domu i pobiegł w tamtą stronę.
Dojechaliśmy do Wrześni przez trochę mokry, a w szczególności baaardzo dziurawy odcinek leśny przed Psarami, tam pozdrowienia z kolejnymi rowerzystami (nie widziałem w ciągu jednego dnia tylu rowerzystów nawet latem). Przejeżdżamy przez miasto, rynek i rozstajemy się w parku. W tym momencie mieliśmy przejechane 130 km. Powiedziałem, że trochę mało i miałem chęć ruszyć jeszcze na Witkowo po zjedzeniu obiadu, ale obawiałem się, że może mi się już nie chcieć. Jednak obiad zjadłem szybko i sprawnie, napiłem się i tylko po zmianie koszulki, bez rozsiadania się w domu, ruszyłem dalej, na Witkowo. Była godz. 18.00, do zachodu słońca jeszcze 1,5 godziny. Jechało się bardzo fajnie, mimo tylu kilometrów w nogach. Dojechałem do Witkowa i... stwierdziłem, że jeszcze za mało będzie tych kilometrów, więc skręciłem na Skorzęcin. Dojechałem do wsi, chciałem ją okrążyć, ale skoro byłem już tak blisko ośrodka, to postanowiłem sprawdzić chociaż w jakim stanie jest leśny dojazd do ośrodka. Niestety - po 300 metrach stanąłem, bo droga zamieniła się w małe jeziorko.
Zrobiło się chłodno - 3-4 stopnie. Zawróciłem i skierowałem się na Wrześnię. Jechałem pod lekki wiatr. Zaczęło się ściemniać, w końcu wiatr ustał.
Dojechałem do domu ok. 20:30.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
184.89 km (0.00 km teren), czas: 11:40 h, avg:15.85 km/h,
prędkość maks: 50.60 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 5071 (kcal)
#28 | W poszukiwaniu wiosny
Sobota, 6 kwietnia 2013 | dodano: 06.04.2013
Dziś miał być wyjazd. Budzę się rano, wyglądam przez okno - jasna cholera! Mokro! No pięknie, czyli dziś nici z wyjazdu. Poszedłem na zakupy i zaczął padać śnieg. No jeszcze lepiej :/ Dolina totalna. Wróciłem do domu, usiadłem przy komputerze i po niedługim czasie wyszło słońce. Minęły dwie godziny i ulice wyschły. Patrzę na termometr - 7 stopni w cieniu i 13 w słoncu. No, no - miło się zapowiada. Kontakt z Bobiko, szybki plan trasy na Witkowo, Trzemeszno, potem powrót przez Wólkę. Jest akcept Bobika, ale on coś jeszcze załatwia poza domem i za jakiś czas wyjedzie. Czekam, czekam, ubrałem się, przygotowałem sprzęt, wyczyściłem i nasmarowałem łańcuch. Bobiko pisze, że przygotowuje prowiant i zaraz wyjeżdża. Mija pół godziny, 40 minut i nic - nie odzywa się. No nic, to jadę sam. Napisałem do niego, że najwyżej będzie mnie gonił. Zadzwonił, gdy byłem na Opieszynie, a ja na Witkowskiej. Jechałem więc trochę wolniej niż mogłem. Jakieś 3 km za Grzybowem zatrzymałem się, żeby zrobić zdjęcie wiosennych klimatów.
Oglądam się za siebie i widzę, że nadjeżdża Bobiko. Pogadaliśmy chwilę na słońcu, w którym termometr pokazał 14 stopni i ruszyliśmy na Witkowo. Stamtąd na Trzemeszno. Była obawa, że lasy przed Trzemesznem powitają nas śniegiem i nie myliliśmy się - kilkaset metrów od wjazdu do lasu błoto pośniegowe na całej szerokości drogi. A więc nawrót, chwila na zdjęcie i jedziemy z powrotem.
W Witkowie spotkaliśmy rowerzystę - standardowe pozdrowienia, po czym okrzyk: cześć! - a to kolega Bobika. Pogadaliśmy kilka minut, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, po czym Mateusz ruszył trasą, którą wracaliśmy, a my - zahaczając o sklep w centrum Witkowa - na Powidz.
W Powidzu w ośrodku sporo śniegu i błota pośniegowego. Wjechaliśmy na plażę, tam kilka fotek i jedziemy z powrotem.
Niestety już pod wiatr. Potestowaliśmy oświetlenie przednie i tylne w warunkach dziennych i dojechaliśmy do Wrześni po 18:00.
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2087 (kcal)
Oglądam się za siebie i widzę, że nadjeżdża Bobiko. Pogadaliśmy chwilę na słońcu, w którym termometr pokazał 14 stopni i ruszyliśmy na Witkowo. Stamtąd na Trzemeszno. Była obawa, że lasy przed Trzemesznem powitają nas śniegiem i nie myliliśmy się - kilkaset metrów od wjazdu do lasu błoto pośniegowe na całej szerokości drogi. A więc nawrót, chwila na zdjęcie i jedziemy z powrotem.
W Witkowie spotkaliśmy rowerzystę - standardowe pozdrowienia, po czym okrzyk: cześć! - a to kolega Bobika. Pogadaliśmy kilka minut, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, po czym Mateusz ruszył trasą, którą wracaliśmy, a my - zahaczając o sklep w centrum Witkowa - na Powidz.
W Powidzu w ośrodku sporo śniegu i błota pośniegowego. Wjechaliśmy na plażę, tam kilka fotek i jedziemy z powrotem.
Niestety już pod wiatr. Potestowaliśmy oświetlenie przednie i tylne w warunkach dziennych i dojechaliśmy do Wrześni po 18:00.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
76.09 km (0.00 km teren), czas: 04:36 h, avg:16.54 km/h,
prędkość maks: 44.50 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2087 (kcal)
#27 | Wypad do Witkowa
Czwartek, 4 kwietnia 2013 | dodano: 04.04.2013
Po południu postanowiłem wyjechać w stronę Witkowa, bo wiatr znów wiał z północy i płn.-wsch. Gdy byłem kilka km przed Witkowem zadzwonił Bobiko i powiedział, że jedzie w moją stronę i spotkamy się w drodze powrotnej. Dojechałem więc do Witkowa, okrążyłem standardowo centrum, spojrzałem na mapę z trackingiem pozycji Bobika - właśnie wyjeżdżał z Wrześni. Spojrzałem więc na licznik km i zanotowałem w pamięci, że za jakieś 10 km powinniśmy się spotkać. Pognałem w stronę Wrześni. Faktycznie - mniej więcej w połowie drogi między Wrześnią a Witkowem zobaczyłem jego światła. Zatrzymaliśmy się, pogadaliśmy chwilę, wymieniliśmy uwagi co do naszych nowych GPS-loggerów i pojechaliśmy w stronę Wrześni. Tam udaliśmy się do apteki na Słowackiego, bo Bobiko chciał coś kupić, ale apteka była zamknięta. Dyżur miała dziś kauflandowa, więc udaliśmy się tam. Pod Kauflandem spotkaliśmy trzy biegaczki. Bobiko zrobił zakupy, pogadaliśmy chwilę, po czym rozstaliśmy się i udaliśmy się do swoich domów.
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1237 (kcal)
Rower:Kross
Dane wycieczki:
45.12 km (0.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:19.48 km/h,
prędkość maks: 41.80 km/hTemperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1237 (kcal)
#26 | Grudzień w kwietniu
Środa, 3 kwietnia 2013 | dodano: 03.04.2013
Dzisiaj przyjechała nowa zabawka - logger GPS Holux. Mimo kiepskiej pogody - lekki śnieżek sobie padał i mocno wiało, postanowiłem zrobić jazdę testową. Skierowałem się na Witkowo, bo wiatr wiał od Witkowa. Drobniutkie płatki, a właściwie kuleczki śniegu zacinały w twarz. Logger spisywał się poprawnie, prędkość obliczana z danych GPS pokrywała się w 100% z danymi licznika na koło.
Po drodze spotkałem dwa wielkanocne zające:
Gdy minąłem Grzybowo, zerwała się śnieżyca, właściwie zamieć śnieżna. Śnieg sypał... poziomo. Prosto w mordę, bo wiało 7 m/s, więc czułem się jak niedaleko stacji arktycznej. W dodatku zrobiły się z tego wielkie płaty, w dodatku mokre, mimo temp. pół stopnia poniżej zera, więc bez dłuższego namyślania się zawróciłem i skierowałem do domu. Z minuty na minutę sypało coraz mocniej, a droga robiła się coraz bardziej mokra. Na spodniach w okolicy jajek miałem już kulkę śniegu, okulary mokre, bo śnieg sie na nich topił, a i pod kaskiem czułem zbierający się tam śniegowy balast. Po paru chwilach byłem już w domu, niestety cały mokry.
I znów rower do czyszczenia...
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 440 (kcal)
Po drodze spotkałem dwa wielkanocne zające:
Gdy minąłem Grzybowo, zerwała się śnieżyca, właściwie zamieć śnieżna. Śnieg sypał... poziomo. Prosto w mordę, bo wiało 7 m/s, więc czułem się jak niedaleko stacji arktycznej. W dodatku zrobiły się z tego wielkie płaty, w dodatku mokre, mimo temp. pół stopnia poniżej zera, więc bez dłuższego namyślania się zawróciłem i skierowałem do domu. Z minuty na minutę sypało coraz mocniej, a droga robiła się coraz bardziej mokra. Na spodniach w okolicy jajek miałem już kulkę śniegu, okulary mokre, bo śnieg sie na nich topił, a i pod kaskiem czułem zbierający się tam śniegowy balast. Po paru chwilach byłem już w domu, niestety cały mokry.
I znów rower do czyszczenia...
Rower:Kross
Dane wycieczki:
16.05 km (0.00 km teren), czas: 00:49 h, avg:19.65 km/h,
prędkość maks: 37.10 km/hTemperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 440 (kcal)