- Kategorie:
- 1-50.966
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.243
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
#31 | Deszcz robactwa i trochę błota
Niedziela, 14 kwietnia 2013 | dodano: 14.04.2013
Pogoda zrobiła nas dziś w jajo. Żadna prognoza nie przewidywała, że w nocy będzie padać, a ja z Bobikiem miałem plan wyjechać w trasę o 8 rano. Wstałem o 6.30, patrzę przez okno, a tam niebo czarne, a drogi mokre. No pięknie... Nici z wyjazdu. Poszedłem spać. Ale ok. południa pogoda się poprawiła, drogi wyschły, a prognoza stała się wreszcie optymistyczna - z godziny na godzinę miało być coraz więcej słońca. Kontakt z Bobiko i jest decyzja: kierunek na Duszno.
Wyjechaliśmy po 12:00. Niebo nie było zbyt ładne - ze wszystkich stron straszyły nas czarne chmury, na szczęście na strachu tylko się skończyło. Wszędzie jednak unosiły się chmary robactwa. Zderzaliśmy się z nimi jak z kroplami deszczu. Wyjmowaliśmy je z uszu i spod kasków. Masakra...
Dojechaliśmy do Witkowa. Stamtąd skierowaliśmy się na Trzemeszno.
Na szczęście odcinek leśny w tym kierunku, który ostatnio przywitał nas błotem pośniegowym, był już prawie suchy. Kawałek za lasem spotkaliśmy 6 rowerzystów, którzy skręcili jednak za chwilę w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Zjazd przed Trzemesznem, przejazd przez centrum i za chwilę wyjeżdżamy na bardzo ruchliwą krajową piętnastkę, bez pobocza. I zaczyna się teren pagórkowaty - w górę i w dół, w górę i w dół. Dojeżdżamy w okolice wału wydartowskiego i opuszczamy tę dżunglę samochodową. Tutaj dużo spokojniej. Dojeżdżamy do Wydartowa, koło kuźni skręcamy w prawo, na punkt widokowy w Dusznie.
Za chwilę zaczyna się odcinek polny. Nie jest źle - piasek jest mokry, ale ubity. Ufff, jednak da się przejechać, bo były obawy, że ugrzęźniemy w błocie. Pokonujemy kolejne wzniesienia i zjazdy. Niestety, za kolejny zakrętem wita nas błoto. Bibiko jedzie przodem i powiększa przewagę nade mną. Śmiga jakby miał poduszkowiec. Ja się specjalnie nie spieszę, bo nie uśmiecha mi się uwalanie rowera błotem. Kolejny suchy kawałek i za chwilę jest jeszcze gorzej - tutaj grzęznę tak, że błoto mnie zatrzymuje i dodatkowo brudzę buty błotem i gliną. Kolejny odcinek i kolejne błoto. Na szczęście wieża widokowa jest wyżej, więc i teren się podnosi, więc jest coraz bardziej sucho.
[fot. by Bobiko]
Dojeżdżam do wieży, staję, patrzę na rower i chwytam się za głowę. Czarne wcześniej opony są pomarańczowe - oklejone mokrą gliną aż do obręczy, w niektórych miejscach nawet obręcz i jest uwalana błotem, aż do szprych. Do tego podeszwy czarnych butów też są pomarańczowe. Masakra ;)
No nic, parę fotek, jedzenie, picie.
Bobiko wchodzi na wieżę, przyjeżdża kilka par i kolesie na motocyklach. Wracamy. Ta sama droga i znów przeprawa przez gliniaste bagno. Wyjeżdżamy na wzniesienie, potem Wydartowo. Bobiko odbiera telefon, a ja jadę kawałek dalej i znajduję trochę śniegu w rowie. Wyczyściłem nim trochę opony i obręcze.
Za chwilę zjazd, na którym jedziemy sobie 50 km/h, kilka jezior i kierujemy się na Niewolno i Trzemeszno.
Tam stajemy, aby obmyślić alternatywną trasę. Niczego sensownego jednak nie udaje nam się wymyśleć, więc wracamy tak, jak przyjechaliśmy. W drodze powstaje jednak pomysł, żeby skręcić w lewo na Skorzęcin. Tak więc koło żwirowni Kruszgeo skręcamy w lewo. Droga jest ładna, asfaltowa, malownicze tereny. Jednak... po chwili kończy się asfalt i zostaje droga leśna. Ok - jest w miarę przejezdna, więc wjeżdżamy. Jednak nie mogło być tak pięknie. Im głębiej w las, tym bardziej mokro i bardziej grząsko. Za chwilę rowery stają i prowadzimy je, brudząc buty i zaklejając całkowicie bloki SPD w butach. W końcy wyjeżdżamy z lasu na asfalt, a błoty wali nam spod kół na wszystkie strony.
Przejeżdżamy malowniczą alejką, dojeżdżamy do Sokołowa, potem kierujemy się na wieś Skorzęcin, do której dojeżdżamy jeszcze ładniejszym odcinkiem - stawek w lesie, kilka malowniczych budynków, rzeźba. Ze wsi kierujemy się do ośrodka, wśród dziesiątek pędzących samochodów, prowadzonych przez rozwydrzonych nastolatków. W ośrodku dość dużo ludzi. Wjeżdżamy na molo, robimy kilka zdjęć, pochłaniamy resztki jedzenia i picia.
Porozmawialiśmy chwilę o rowerach z facetem z okolic Poznania. Słońce chyli się ku zachodowi, więc ruszamy w drogę powrotną. po kolejnej dawce energetyków rozpiera nas energia i mimo już prawie 100 km w nogach pędzimy 30 km/h. Do Wrześni dojechaliśmy równo z zachodem słońca - o 19:40.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3109 (kcal)
Wyjechaliśmy po 12:00. Niebo nie było zbyt ładne - ze wszystkich stron straszyły nas czarne chmury, na szczęście na strachu tylko się skończyło. Wszędzie jednak unosiły się chmary robactwa. Zderzaliśmy się z nimi jak z kroplami deszczu. Wyjmowaliśmy je z uszu i spod kasków. Masakra...
Dojechaliśmy do Witkowa. Stamtąd skierowaliśmy się na Trzemeszno.
Na szczęście odcinek leśny w tym kierunku, który ostatnio przywitał nas błotem pośniegowym, był już prawie suchy. Kawałek za lasem spotkaliśmy 6 rowerzystów, którzy skręcili jednak za chwilę w lewo, a my pojechaliśmy prosto. Zjazd przed Trzemesznem, przejazd przez centrum i za chwilę wyjeżdżamy na bardzo ruchliwą krajową piętnastkę, bez pobocza. I zaczyna się teren pagórkowaty - w górę i w dół, w górę i w dół. Dojeżdżamy w okolice wału wydartowskiego i opuszczamy tę dżunglę samochodową. Tutaj dużo spokojniej. Dojeżdżamy do Wydartowa, koło kuźni skręcamy w prawo, na punkt widokowy w Dusznie.
Za chwilę zaczyna się odcinek polny. Nie jest źle - piasek jest mokry, ale ubity. Ufff, jednak da się przejechać, bo były obawy, że ugrzęźniemy w błocie. Pokonujemy kolejne wzniesienia i zjazdy. Niestety, za kolejny zakrętem wita nas błoto. Bibiko jedzie przodem i powiększa przewagę nade mną. Śmiga jakby miał poduszkowiec. Ja się specjalnie nie spieszę, bo nie uśmiecha mi się uwalanie rowera błotem. Kolejny suchy kawałek i za chwilę jest jeszcze gorzej - tutaj grzęznę tak, że błoto mnie zatrzymuje i dodatkowo brudzę buty błotem i gliną. Kolejny odcinek i kolejne błoto. Na szczęście wieża widokowa jest wyżej, więc i teren się podnosi, więc jest coraz bardziej sucho.
[fot. by Bobiko]
Dojeżdżam do wieży, staję, patrzę na rower i chwytam się za głowę. Czarne wcześniej opony są pomarańczowe - oklejone mokrą gliną aż do obręczy, w niektórych miejscach nawet obręcz i jest uwalana błotem, aż do szprych. Do tego podeszwy czarnych butów też są pomarańczowe. Masakra ;)
No nic, parę fotek, jedzenie, picie.
Bobiko wchodzi na wieżę, przyjeżdża kilka par i kolesie na motocyklach. Wracamy. Ta sama droga i znów przeprawa przez gliniaste bagno. Wyjeżdżamy na wzniesienie, potem Wydartowo. Bobiko odbiera telefon, a ja jadę kawałek dalej i znajduję trochę śniegu w rowie. Wyczyściłem nim trochę opony i obręcze.
Za chwilę zjazd, na którym jedziemy sobie 50 km/h, kilka jezior i kierujemy się na Niewolno i Trzemeszno.
Tam stajemy, aby obmyślić alternatywną trasę. Niczego sensownego jednak nie udaje nam się wymyśleć, więc wracamy tak, jak przyjechaliśmy. W drodze powstaje jednak pomysł, żeby skręcić w lewo na Skorzęcin. Tak więc koło żwirowni Kruszgeo skręcamy w lewo. Droga jest ładna, asfaltowa, malownicze tereny. Jednak... po chwili kończy się asfalt i zostaje droga leśna. Ok - jest w miarę przejezdna, więc wjeżdżamy. Jednak nie mogło być tak pięknie. Im głębiej w las, tym bardziej mokro i bardziej grząsko. Za chwilę rowery stają i prowadzimy je, brudząc buty i zaklejając całkowicie bloki SPD w butach. W końcy wyjeżdżamy z lasu na asfalt, a błoty wali nam spod kół na wszystkie strony.
Przejeżdżamy malowniczą alejką, dojeżdżamy do Sokołowa, potem kierujemy się na wieś Skorzęcin, do której dojeżdżamy jeszcze ładniejszym odcinkiem - stawek w lesie, kilka malowniczych budynków, rzeźba. Ze wsi kierujemy się do ośrodka, wśród dziesiątek pędzących samochodów, prowadzonych przez rozwydrzonych nastolatków. W ośrodku dość dużo ludzi. Wjeżdżamy na molo, robimy kilka zdjęć, pochłaniamy resztki jedzenia i picia.
Porozmawialiśmy chwilę o rowerach z facetem z okolic Poznania. Słońce chyli się ku zachodowi, więc ruszamy w drogę powrotną. po kolejnej dawce energetyków rozpiera nas energia i mimo już prawie 100 km w nogach pędzimy 30 km/h. Do Wrześni dojechaliśmy równo z zachodem słońca - o 19:40.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
113.36 km (9.00 km teren), czas: 07:26 h, avg:15.25 km/h,
prędkość maks: 47.80 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3109 (kcal)
K o m e n t a r z e
Wczoraj identycznie zapaprałem sobie rower jakąś gliną. Skorzęcin wreszcie można oglądać bez śniegu ;)
marcingt - 20:13 poniedziałek, 15 kwietnia 2013 | linkuj
Komentuj