- Kategorie:
- 1-50.968
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.591
- deszcz.33
- leżący śnieg.11
- mgła.14
- mokro.28
- mżawka.10
- po zmroku.119
- pochmurno.245
- słonecznie.328
- śnieg.16
- trenażer.5
#133 | Kruszwica
Dzisiejsza wycieczka miała się rozpocząć spotkaniem w (na?) Krzyżówce o 8.30. Zapowiadano na dziś słońce i 21 stopni. Obudziłem się o 6, bo o 7 miał być wyjazd z Wrześni z Bobikiem, spojrzałem przez okno, a tam niebo całkowicie zachmurzone. Hmmm, dziwne. Spojrzałem na telefon i zobaczyłem SMS-a od bobiko sprzed 10 minut - znaczy obudził się. Zjadłem śniadanie, uszykowałem się, spojrzałem przez okno, a tam... mgła! Skąd ona się wzięła? Hmmm, może być ciekawie. O 7 wyszedłem z domu. Okazało się, że bobiko miał spóźnienie 15 minut, więc trzeba było trochę podkręcić tempo, żeby nie spóźnić się na spotkanie.
Całą drogę do Witkowa, czyli na północny wschód mieliśmy pod wiatr. Mgła jakoś nie chciała ustąpić, miejscami wydawało się, że robi się bardziej gęsta. Na chwilę na niebie zamajaczyła zza mgły tarcza słońca, ale po chwili już jej nie było. Na horyzoncie zrobiło się ciemno, jakby miało zaraz zacząć padać, a z drzew zaczęła kapać na drogę woda i tworzyć małe kałuże. Mgła zaczęła się nawet skraplać na kasku i kapać na twarz i okulary, które niebawem trzeba było zdjąć, bo na nich też osadziła się woda. Mięśnie jeszcze spały i nie chciały kręcić tymi pedałami, ale jakiś dokulaliśmy się do Witkowa, przejechaliśmy przez nie i udaliśmy się trasą na Trzemeszno. Po drodze ledwo było widać wiatrak.
Gdzieś przy horyzoncie chmury były rzadsze (a może mgła była rzadsza).
Dotarliśmy na Krzyżówkę 2 minuty po czasie. Czekały tam już 3 osoby. Przywitaliśmy się i po chwili zobaczyliśmy wyłaniających się z lasu Gnieźnian, uwalanych błotem z mokrego leśnego duktu. Spieszyli się, bo też mieli lekkie opóźnienie.
Ruszyliśmy pełną 10-osobową grupą w kierunku Gaju. Najpierw asfalt, niedługo potem piaszczysty dukt leśny.
Prowadzący narzucili dość spore tempo, a teren stawał się coraz trudniejszy i zaczął obfitować w podjazdy i zjazdy.
Prawie jak ruiny w Trzęsaczu: ;)
Gdy opadła mgła i słońce na dobre zagościło na niebie, zrobiło się na tyle ciepło, że trzeba było zrobić postój i zmienić garderobę. Była też okazja na rozmowy o kamerce GoPro Błażeja, którą miał zamiar udokumentować dzisiejszy przejazd.
A tu bobiko wraca z ubikacji ;)
Ruszyliśmy dalej i po jakimś czasie minęliśmy wieś Kamionek, za którą było ostry zjazd. Na jego końcu mieliśmy przejechać pod wiaduktem kolejowym, ale w tym miejscu Sebek - nasz dzisiejszy pilot - zakomunikował, że tu skręcamy w lewo i musimy dostać się na tory kolejowe. Trzeba było więc wspiąć się ze sprzętem na dość wysoki i stromy nasyp kolejowy.
fot. by MarcinGT
Na torach okazało się, że od czasu ostatniej wizyty Sebka w tym miejscu wyrosło na nich sporo chwastów.
No ale cóż, skoro trasa była tak zaplanowana, to jakoś trzeba jednak sobie poradzić. Ruszyliśmy więc środkiem torowiska, po podkładach, które na początku mocno trzęsły, dalej na szczęście były zasypane tłuczniem, za to im dalej, tym bardziej gęsta stawała się roślinność. W niektórych miejscach sięgała nam prawie do ramion, a były przy tym bardzo gęsta. Wszyscy zastanawiali się jak przeżyją to rowery.
Gdy roślinność się przerzedziła, można było wyjąć z napędu zielonych nieproszonych gości.
fot. by Bobiko
No i dotarliśmy do naszego pierwszego celu - nieczynnego mostu kolejowego nad Małą Notecią w miejscowości Marcinkowo.
Okazało się, że ukryty jest w tym miejscu kesz, do którego kubolsky wpisał wszystkich keszowiczów z naszej dzisiejszej grupy.
Jako pierwszy przez most przeszedł Sebek, który był tu już wielokrotnie, po nim Marcin postanowił sprawdzić wrażenia jakie towarzyszą przejściu przez most. Na razie bez rowerów.
A most i to, co pod nim, naprawdę robi wrażenie.
W końcu trzeba było się przeprawić na drugą stroną. Zgłosiłem się jako pierwszy.
fot. by SebekFireman
Na środku trzeba było się zatrzymać na małą sesję zdjęciową :)
Do końca mostu jeszcze tyle:
Po przejściu przez most zaczaiłem się z aparatem z drugiej strony i fotografowałem i filmowałem resztę ekipy.
Sebek zszedł na dół i zrobił nam zdjęcie.
fot. by SebekFireman
Gdy już wszyscy byli po drugiej stronie, zrobiliśmy przerwę na lunch. Niektórzy (w tym i ja) postanowili sobie pochodzić jeszcze po moście i pofotografaować.
Fajnie tam było, ale trzeba było w końcu ruszyć w dalszą drogę. Jeszcze kilkadziesiąt metrów torami, a potem zejście na czyjeś pole i dojazd do utwardzonej drogi.
fot. by SebekFireman
Humory dopisywały. Na zdjęciu kubolsky.
Dojechaliśmy do Strzelna, w którym przystanęliśmy na rynku.
fot. by Kubolsky
Później przejechaliśmy obok kościoła, który był kolejnym punktem wycieczki.
Dalej już asfaltowytmi drogami dojechaliśmy do głównego celu - Kruszwicy. Chwilę później byliśmy już na parkingu przy Mysiej Wieży...
...i przy Jeziorze Gopło.
Wjechaliśmy na wzniesienie, na którym stoi wieża, część ekipy poszła kupić bilety na wieżę i udała się na jej szczyt, część została na dole i konsumowała drugie lub trzecie już dziś śniadanie.
Koledzy na szczycie wieży.
Przyszedł czas na instagramy i fejsbuki.
A takie widoki roztaczają się ze szczytu wieży:
fot. by Bobiko
Prawie cała ekipa pod wieżą:
Chwilę później spotkaliśmy sporą grupę rowerową z Konina, z którą po krótkiej rozmowie sfotografowaliśmy się u podnóża wieży.
fot. by rowerzysta z Konina/aparat SebkaFiremana
Pożegnaliśmy się z nimi, by po chwili znów się spotkać pod pobliskim marketem.
Spędziliśmy tutaj dłuższą chwilę - na zakupach i na konsumowaniu lodów z budki. Ruszyliśmy dalej i kawałek za Kruszwicą przejechaliśmy przez następny most.
fot. by Bobiko
Po chwili byliśmy w miejscowości Kobylniki, gdzie można zatankować na takiej stacji benzynowej.
Wjechaliśmy do pobliskiego parku, w którym znajduje się taki oto zameczek.
I kolejny miły odcinek asfaltowy.
Po przejechaniu kolejnych kilku miejscowości, w Rzadkwinie trafiliśmy na następny ostry zjazd nad Jezioro Pakoskie.
Przejechaliśmy przez Krzyżannę...
...i dojechaliśmy do kolejnego jeziora - Bronisławskiego, gdzie znów wjechaliśmy na piaszczyste drogi. Kilka km dalej Sebek wprowadził nas znów w jakąś boczną, bardzo wąską ścieżkę wśród drzew i nad dość stromym urwiskiem, która doprowadziła nas do następnego celu podróży: nieczynnego mostu nad tym samym Jeziorem Bronisławskim.
Wspomniane wyżej jezioro:
...i jeszcze raz most w całej okazałości.
Ruszyliśmy dalej - trzeba było pokonać znów tę samą wąską ścieżkę, żeby dostać się do drogi. Na tejże drodze spojrzałem na swoją korbę z góry, w czasie jazdy i zobaczyłem, że jakoś dziwnie zachowuje się największa tarcza - jakby się skrzywiła. Może przez jazdę po tym zielsku? Może coś się gdzieś dostało do napędu, może w coś uderzyłem tarczą? Patrzę na tarczę pośrednią - obraca się prosto. No cóż, trzeba będzie zdjąć w domu i spróbować wyprostować.
Jedziemy dalej i mijamy kolejne miejscowości: Goryszewo, Bystrzyca i dojeżdżamy nad Jezioro Mogileńskie, gdzie Sebek znów sprowadza nas z głównej drogi na jakieś pole. Po chwili okazuje się, że za gęstymi drzewami znajduje się kolejny most nad jeziorem.
Na szczyt tego mostu postanawia wejść Marcin...
...a po chwili również Błażej.
Sebkowi na początku nie udało się wejść, podobnie jak panu Jurkowi:
Pod mostem przepływała sobie jakaś parka.
Do dwójki śmiałków dołączył po chwili trzeci - Sebek - który wszedł na most z drugiej strony i zrobił im zdjęcie.
fot. by SebekFireman
Zrobił też zdjęcie mnie i bobikowi ze szczytu mostu.
Najlepsze jednak ujęcia zrobił Błażej swoim GoPro:
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
Wróciliśmy na trasę, dojechaliśmy do Żabna i po chwili do Wylatowa, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie w celu uzupełnienia zapasów. Pojechaliśmy dalej i znaleźliśmy się w okolicach Jeziora Popielewskiego. Na chwilę stanął pan Jurek, bo myślał, że ma jakąś awarię roweru, ale na szczęście nic się nie stało. Jednak mój napęd z kolei zaczął się dziwnie zachowywać. Tarcza wyglądała na bardziej zgiętą. WTF? Przełączyłem na środkową, a ta także rzuca się na boki. Myślę co jest grane. I po niedługim czasie zaświtało mi, co się może dziać z korbą - przecież wczoraj ją rozbierałem. Czyżbym za słabo przykręcił śruby mocujące zębatki? Zatrzymałem się, sprawdziłem i faktycznie - wszystkie cztery (!!!!) się odkręciły. Cud, że nie do końca i że nie pogubiłem nakrętek. Wiele razy w wielu rowerach rozkręcałem korby i nigdy nie zdarzyło mi się, żeby mi się samoistnie rozkręciły. No ale dzisiejsza trasa była bardzo wymagająca, było sporo mocnych wstrząsów przy dużych prędkościach, więc faktycznie mogło takie coś się stać. W międzyczasie wróciła do mnie cała ekipa, żeby sprawdzić co się stało, a ja skręciłem korbę i mogliśmy jechać dalej.
fot. by Jubilat2
Dojechaliśmy do lasów z których rozpoczęliśmy dzisiejszą wycieczkę i tam musiałem jeszcze raz dokręcić śruby, tym razem jednak mocno się do tego przyłożyłem i do końca jazdy już się nic z nimi nie stało. W Krzyżówce pożegnaliśmy się ze sobą, porozmawialiśmy o najbliższych planach i pojechaliśmy w swoje strony.
Ze mną i bobikiem w stronę Witkowa wybrał się Błażej, z którym zatrzymaliśmy się niedaleko od miejsca "porzucenia" ekipy - na parkingu leśnym. Tam odwiedziliśmy "ubikacje" i zjedliśmy ostatni posiłek w trasie. Chwilę porozmawialiśmy też o rowerach. W Witkowie rozstaliśmy się z nim i udaliśmy się z bobikiem w kierunku Wrześni. Po drodze odezwały się bobikowe flaki, a ja poratowałem go papierem, który miałem przy sobie i bobiko poszedł zanieczyścić czyjąś kukurydzę ;)
Ruszyliśmy dalej, zaliczyliśmy zachód słońca i dojechaliśmy do Wrześni, gdzie bobiko udał się jeszcze do marketu po piwo na wieczór.
A na koniec kilka filmów z różnych fragmentów trasy:
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4595 (kcal)
Całą drogę do Witkowa, czyli na północny wschód mieliśmy pod wiatr. Mgła jakoś nie chciała ustąpić, miejscami wydawało się, że robi się bardziej gęsta. Na chwilę na niebie zamajaczyła zza mgły tarcza słońca, ale po chwili już jej nie było. Na horyzoncie zrobiło się ciemno, jakby miało zaraz zacząć padać, a z drzew zaczęła kapać na drogę woda i tworzyć małe kałuże. Mgła zaczęła się nawet skraplać na kasku i kapać na twarz i okulary, które niebawem trzeba było zdjąć, bo na nich też osadziła się woda. Mięśnie jeszcze spały i nie chciały kręcić tymi pedałami, ale jakiś dokulaliśmy się do Witkowa, przejechaliśmy przez nie i udaliśmy się trasą na Trzemeszno. Po drodze ledwo było widać wiatrak.
Gdzieś przy horyzoncie chmury były rzadsze (a może mgła była rzadsza).
Dotarliśmy na Krzyżówkę 2 minuty po czasie. Czekały tam już 3 osoby. Przywitaliśmy się i po chwili zobaczyliśmy wyłaniających się z lasu Gnieźnian, uwalanych błotem z mokrego leśnego duktu. Spieszyli się, bo też mieli lekkie opóźnienie.
Ruszyliśmy pełną 10-osobową grupą w kierunku Gaju. Najpierw asfalt, niedługo potem piaszczysty dukt leśny.
Prowadzący narzucili dość spore tempo, a teren stawał się coraz trudniejszy i zaczął obfitować w podjazdy i zjazdy.
Prawie jak ruiny w Trzęsaczu: ;)
Gdy opadła mgła i słońce na dobre zagościło na niebie, zrobiło się na tyle ciepło, że trzeba było zrobić postój i zmienić garderobę. Była też okazja na rozmowy o kamerce GoPro Błażeja, którą miał zamiar udokumentować dzisiejszy przejazd.
A tu bobiko wraca z ubikacji ;)
Ruszyliśmy dalej i po jakimś czasie minęliśmy wieś Kamionek, za którą było ostry zjazd. Na jego końcu mieliśmy przejechać pod wiaduktem kolejowym, ale w tym miejscu Sebek - nasz dzisiejszy pilot - zakomunikował, że tu skręcamy w lewo i musimy dostać się na tory kolejowe. Trzeba było więc wspiąć się ze sprzętem na dość wysoki i stromy nasyp kolejowy.
fot. by MarcinGT
Na torach okazało się, że od czasu ostatniej wizyty Sebka w tym miejscu wyrosło na nich sporo chwastów.
No ale cóż, skoro trasa była tak zaplanowana, to jakoś trzeba jednak sobie poradzić. Ruszyliśmy więc środkiem torowiska, po podkładach, które na początku mocno trzęsły, dalej na szczęście były zasypane tłuczniem, za to im dalej, tym bardziej gęsta stawała się roślinność. W niektórych miejscach sięgała nam prawie do ramion, a były przy tym bardzo gęsta. Wszyscy zastanawiali się jak przeżyją to rowery.
Gdy roślinność się przerzedziła, można było wyjąć z napędu zielonych nieproszonych gości.
fot. by Bobiko
No i dotarliśmy do naszego pierwszego celu - nieczynnego mostu kolejowego nad Małą Notecią w miejscowości Marcinkowo.
Okazało się, że ukryty jest w tym miejscu kesz, do którego kubolsky wpisał wszystkich keszowiczów z naszej dzisiejszej grupy.
Jako pierwszy przez most przeszedł Sebek, który był tu już wielokrotnie, po nim Marcin postanowił sprawdzić wrażenia jakie towarzyszą przejściu przez most. Na razie bez rowerów.
A most i to, co pod nim, naprawdę robi wrażenie.
W końcu trzeba było się przeprawić na drugą stroną. Zgłosiłem się jako pierwszy.
fot. by SebekFireman
Na środku trzeba było się zatrzymać na małą sesję zdjęciową :)
Do końca mostu jeszcze tyle:
Po przejściu przez most zaczaiłem się z aparatem z drugiej strony i fotografowałem i filmowałem resztę ekipy.
Sebek zszedł na dół i zrobił nam zdjęcie.
fot. by SebekFireman
Gdy już wszyscy byli po drugiej stronie, zrobiliśmy przerwę na lunch. Niektórzy (w tym i ja) postanowili sobie pochodzić jeszcze po moście i pofotografaować.
Fajnie tam było, ale trzeba było w końcu ruszyć w dalszą drogę. Jeszcze kilkadziesiąt metrów torami, a potem zejście na czyjeś pole i dojazd do utwardzonej drogi.
fot. by SebekFireman
Humory dopisywały. Na zdjęciu kubolsky.
Dojechaliśmy do Strzelna, w którym przystanęliśmy na rynku.
fot. by Kubolsky
Później przejechaliśmy obok kościoła, który był kolejnym punktem wycieczki.
Dalej już asfaltowytmi drogami dojechaliśmy do głównego celu - Kruszwicy. Chwilę później byliśmy już na parkingu przy Mysiej Wieży...
...i przy Jeziorze Gopło.
Wjechaliśmy na wzniesienie, na którym stoi wieża, część ekipy poszła kupić bilety na wieżę i udała się na jej szczyt, część została na dole i konsumowała drugie lub trzecie już dziś śniadanie.
Koledzy na szczycie wieży.
Przyszedł czas na instagramy i fejsbuki.
A takie widoki roztaczają się ze szczytu wieży:
fot. by Bobiko
Prawie cała ekipa pod wieżą:
Chwilę później spotkaliśmy sporą grupę rowerową z Konina, z którą po krótkiej rozmowie sfotografowaliśmy się u podnóża wieży.
fot. by rowerzysta z Konina/aparat SebkaFiremana
Pożegnaliśmy się z nimi, by po chwili znów się spotkać pod pobliskim marketem.
Spędziliśmy tutaj dłuższą chwilę - na zakupach i na konsumowaniu lodów z budki. Ruszyliśmy dalej i kawałek za Kruszwicą przejechaliśmy przez następny most.
fot. by Bobiko
Po chwili byliśmy w miejscowości Kobylniki, gdzie można zatankować na takiej stacji benzynowej.
Wjechaliśmy do pobliskiego parku, w którym znajduje się taki oto zameczek.
I kolejny miły odcinek asfaltowy.
Po przejechaniu kolejnych kilku miejscowości, w Rzadkwinie trafiliśmy na następny ostry zjazd nad Jezioro Pakoskie.
Przejechaliśmy przez Krzyżannę...
...i dojechaliśmy do kolejnego jeziora - Bronisławskiego, gdzie znów wjechaliśmy na piaszczyste drogi. Kilka km dalej Sebek wprowadził nas znów w jakąś boczną, bardzo wąską ścieżkę wśród drzew i nad dość stromym urwiskiem, która doprowadziła nas do następnego celu podróży: nieczynnego mostu nad tym samym Jeziorem Bronisławskim.
Wspomniane wyżej jezioro:
...i jeszcze raz most w całej okazałości.
Ruszyliśmy dalej - trzeba było pokonać znów tę samą wąską ścieżkę, żeby dostać się do drogi. Na tejże drodze spojrzałem na swoją korbę z góry, w czasie jazdy i zobaczyłem, że jakoś dziwnie zachowuje się największa tarcza - jakby się skrzywiła. Może przez jazdę po tym zielsku? Może coś się gdzieś dostało do napędu, może w coś uderzyłem tarczą? Patrzę na tarczę pośrednią - obraca się prosto. No cóż, trzeba będzie zdjąć w domu i spróbować wyprostować.
Jedziemy dalej i mijamy kolejne miejscowości: Goryszewo, Bystrzyca i dojeżdżamy nad Jezioro Mogileńskie, gdzie Sebek znów sprowadza nas z głównej drogi na jakieś pole. Po chwili okazuje się, że za gęstymi drzewami znajduje się kolejny most nad jeziorem.
Na szczyt tego mostu postanawia wejść Marcin...
...a po chwili również Błażej.
Sebkowi na początku nie udało się wejść, podobnie jak panu Jurkowi:
Pod mostem przepływała sobie jakaś parka.
Do dwójki śmiałków dołączył po chwili trzeci - Sebek - który wszedł na most z drugiej strony i zrobił im zdjęcie.
fot. by SebekFireman
Zrobił też zdjęcie mnie i bobikowi ze szczytu mostu.
Najlepsze jednak ujęcia zrobił Błażej swoim GoPro:
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
fot. by Jubilat2
Wróciliśmy na trasę, dojechaliśmy do Żabna i po chwili do Wylatowa, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę przy sklepie w celu uzupełnienia zapasów. Pojechaliśmy dalej i znaleźliśmy się w okolicach Jeziora Popielewskiego. Na chwilę stanął pan Jurek, bo myślał, że ma jakąś awarię roweru, ale na szczęście nic się nie stało. Jednak mój napęd z kolei zaczął się dziwnie zachowywać. Tarcza wyglądała na bardziej zgiętą. WTF? Przełączyłem na środkową, a ta także rzuca się na boki. Myślę co jest grane. I po niedługim czasie zaświtało mi, co się może dziać z korbą - przecież wczoraj ją rozbierałem. Czyżbym za słabo przykręcił śruby mocujące zębatki? Zatrzymałem się, sprawdziłem i faktycznie - wszystkie cztery (!!!!) się odkręciły. Cud, że nie do końca i że nie pogubiłem nakrętek. Wiele razy w wielu rowerach rozkręcałem korby i nigdy nie zdarzyło mi się, żeby mi się samoistnie rozkręciły. No ale dzisiejsza trasa była bardzo wymagająca, było sporo mocnych wstrząsów przy dużych prędkościach, więc faktycznie mogło takie coś się stać. W międzyczasie wróciła do mnie cała ekipa, żeby sprawdzić co się stało, a ja skręciłem korbę i mogliśmy jechać dalej.
fot. by Jubilat2
Dojechaliśmy do lasów z których rozpoczęliśmy dzisiejszą wycieczkę i tam musiałem jeszcze raz dokręcić śruby, tym razem jednak mocno się do tego przyłożyłem i do końca jazdy już się nic z nimi nie stało. W Krzyżówce pożegnaliśmy się ze sobą, porozmawialiśmy o najbliższych planach i pojechaliśmy w swoje strony.
Ze mną i bobikiem w stronę Witkowa wybrał się Błażej, z którym zatrzymaliśmy się niedaleko od miejsca "porzucenia" ekipy - na parkingu leśnym. Tam odwiedziliśmy "ubikacje" i zjedliśmy ostatni posiłek w trasie. Chwilę porozmawialiśmy też o rowerach. W Witkowie rozstaliśmy się z nim i udaliśmy się z bobikiem w kierunku Wrześni. Po drodze odezwały się bobikowe flaki, a ja poratowałem go papierem, który miałem przy sobie i bobiko poszedł zanieczyścić czyjąś kukurydzę ;)
Ruszyliśmy dalej, zaliczyliśmy zachód słońca i dojechaliśmy do Wrześni, gdzie bobiko udał się jeszcze do marketu po piwo na wieczór.
A na koniec kilka filmów z różnych fragmentów trasy:
Rower:Kross
Dane wycieczki:
172.48 km (28.00 km teren), czas: 12:39 h, avg:13.63 km/h,
prędkość maks: 49.10 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4595 (kcal)
K o m e n t a r z e
Bardzo fajny reportaż z wycieczki :-), przede wszystkim ciekawa trasa- aż zachciało mi się odkurzyć rower i wybrać na nim w okolice :-) Super
Magda - 07:38 poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | linkuj
Komentuj