- Kategorie:
- 1-50.991
- 101-150.106
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.603
- deszcz.36
- leżący śnieg.14
- mgła.16
- mokro.31
- mżawka.12
- po zmroku.127
- pochmurno.265
- słonecznie.351
- śnieg.18
- trenażer.5
Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2014
Dystans całkowity: | 935.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 53:00 |
Średnia prędkość: | 17.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.70 km/h |
Suma kalorii: | 24825 kcal |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 55.01 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
#10 | Skorzęcin i wieczorna kawa
Poniedziałek, 10 lutego 2014 | dodano: 11.02.2014Kategoria 51-100
Wieczorem znów wyskoczyłem do Skorzęcina. Pogoda była ładna, czyste niebo, Księżyc widoczny w jakichś 3/4, a obok niego Jowisz.
Dojechałem do lasu przed ośrodkiem. Tam temperatura była trochę niższa niż na otwartym terenie. Jakieś 50-60% powierzchni asfaltu było już suche i bez śniegu, a ewentualne mokre odcinki były już lekko zmarznięte, więc nic nie chlapało spod kół. W ośrodku małe zdziwienie, bo ostatnio gdy byliśmy tu z bobikiem, cała główna aleja pływała w wodzie z roztopów, a teraz alejka idelalnie sucha. Zero wody i tylko dwa albo trzy paski ze śniegu szerokości kilkunastu cm i długości kilku metrów. Wjechałem na molo, ale lód dzisiaj nie wydawał żadnych odgłosów, więc żeby nie zmarznąć ewakuowałem się od razu na ląd i rozłożyłem się z prowiantem na ławce przy głównej alejce. Kawa, batonik i relax. W tym czasie przejechały przez ośrodek jakieś 3 samochody, z których jeden zaparkował na plaży. Po jakimś czasie zwinąłem się w stronę domu. W Witkowie natknąłem się chyba na jakiś koncert w kościele, 5 minut przed 21:00, puszczony przez głośniki na wieży kościelnej, bo było to tak głośne, że nie była to chyba codzienna kołysanka na wieczór, jak to było swego czasu w jednym z kościołów we Wrześni. Podczas powrotu opuściły mnie siły, ale jakoś doturlałem się do domu po 22:00.
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1655 (kcal)
Dojechałem do lasu przed ośrodkiem. Tam temperatura była trochę niższa niż na otwartym terenie. Jakieś 50-60% powierzchni asfaltu było już suche i bez śniegu, a ewentualne mokre odcinki były już lekko zmarznięte, więc nic nie chlapało spod kół. W ośrodku małe zdziwienie, bo ostatnio gdy byliśmy tu z bobikiem, cała główna aleja pływała w wodzie z roztopów, a teraz alejka idelalnie sucha. Zero wody i tylko dwa albo trzy paski ze śniegu szerokości kilkunastu cm i długości kilku metrów. Wjechałem na molo, ale lód dzisiaj nie wydawał żadnych odgłosów, więc żeby nie zmarznąć ewakuowałem się od razu na ląd i rozłożyłem się z prowiantem na ławce przy głównej alejce. Kawa, batonik i relax. W tym czasie przejechały przez ośrodek jakieś 3 samochody, z których jeden zaparkował na plaży. Po jakimś czasie zwinąłem się w stronę domu. W Witkowie natknąłem się chyba na jakiś koncert w kościele, 5 minut przed 21:00, puszczony przez głośniki na wieży kościelnej, bo było to tak głośne, że nie była to chyba codzienna kołysanka na wieczór, jak to było swego czasu w jednym z kościołów we Wrześni. Podczas powrotu opuściły mnie siły, ale jakoś doturlałem się do domu po 22:00.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.13 km (0.00 km teren), czas: 03:51 h, avg:16.14 km/h,
prędkość maks: 33.50 km/hTemperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1655 (kcal)
#9 | Żydowo szosowo - drugi dziś wyjazd
Niedziela, 9 lutego 2014 | dodano: 09.02.2014Kategoria 1-50
Po uzupełnieniu plecaka w picie i energię ruszyłem w stronę Gniezna. Śmignąłem znów przez centrum i dalej ulicą Gnieźnieńską. Ruch na trasie był średni, były długie okresy, gdy właściwie nic za mną nie jechało, a potem od razu kilka samochodów. No i chyba rozpoczął się sezon motocyklowy, bo widziałem z 20 motocyki, z czego 10 z nich jechało z prędkością dochodzącą chyba do 200 km/h.
Na horyzoncie nad Wrześnią zaczęło się robić dziwnie ciemno, zbierały się jakieś chmury, ale przecież nie zapowiadano żadnego deszczu. Nie planowałem dojechać do samego Gniezna, bo i czas na to nie pozwalał (wyjechałem po 14, a nie mam oświetlenia w rowerze) i przed Gnieznem są lasy, wśród których na pewno jest jeszcze dość mokro. Zdecydowałem się zawrócić w Żydowie. Łyknąłem jeszcze shota energetycznego i udałem się z powrotem. Pod wiatr. Cholera, zrobiło się dość nieprzyjemnie chłodno. Prędkość wyraźnie spadła, ale w końcu doturlałem się do Wrześni, przeleciałem przez centrum i udałem się do domu.
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 835 (kcal)
Na horyzoncie nad Wrześnią zaczęło się robić dziwnie ciemno, zbierały się jakieś chmury, ale przecież nie zapowiadano żadnego deszczu. Nie planowałem dojechać do samego Gniezna, bo i czas na to nie pozwalał (wyjechałem po 14, a nie mam oświetlenia w rowerze) i przed Gnieznem są lasy, wśród których na pewno jest jeszcze dość mokro. Zdecydowałem się zawrócić w Żydowie. Łyknąłem jeszcze shota energetycznego i udałem się z powrotem. Pod wiatr. Cholera, zrobiło się dość nieprzyjemnie chłodno. Prędkość wyraźnie spadła, ale w końcu doturlałem się do Wrześni, przeleciałem przez centrum i udałem się do domu.
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
31.36 km (0.00 km teren), czas: 01:13 h, avg:25.78 km/h,
prędkość maks: 38.10 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 835 (kcal)
#8 | Test szosówki - Miłosław
Dziś podjąłem decyzję o wyjeździe nową szosówką. Drogi wyglądały dużo lepiej niż wczoraj i udało mi się dojechać na trasę w kierunku Miłosławia w miarę suchym odcinkiem. Umówiłem się z bobikiem w Osowie. Musiałem na niego trochę poczekać, bo źle obliczyłem czas dojazdu na miejsce. Słoneczko pięknie świeciło, ale wiał jakiś nieprzyjemny, mroźny wiatr, mimo 9 stopni na plusie. Razem ruszyliśmy na Miłosław, skąd bobiko miał plan udać się w kierunku Środy Wlkp. Jechaliśmy sobie spokojnym tempem, nieco ponad 20 km/h, bo było pod wiatr i to dość konkretny. Zatrzymaliśmy się pod Dino, skonsumowaliśmy po bananie i rozstaliśmy się - bobiko na Środę, a ja z powrotem na Wrześnię, tym razem z wiatrem. No i poszalałem trochę, chociaż takie zimowe "szaleństwo" to nie to samo, co latem. Grube ciuchy ograniczają nieco swobodę ruchów. Ale i tak większość drogi pokonałem z prędkością między 30 a 40 km/h.
Dojechałem do Wrześni i pomyślałem, że szkoda dnia, żeby już wracać do domu i postanowiłem jeszcze pojechać w stronę Gniezna, z wiatrem. Najpierw jednak odwiedziłem dom, przebrałem się w suche ciuchy i wypiłem energetyka. (patrz kolejny wpis)
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 855 (kcal)
Dojechałem do Wrześni i pomyślałem, że szkoda dnia, żeby już wracać do domu i postanowiłem jeszcze pojechać w stronę Gniezna, z wiatrem. Najpierw jednak odwiedziłem dom, przebrałem się w suche ciuchy i wypiłem energetyka. (patrz kolejny wpis)
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
32.09 km (0.00 km teren), czas: 01:36 h, avg:20.06 km/h,
prędkość maks: 43.70 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 855 (kcal)
#7 | Kawa w Skorzęcinie
Miałem nadzieję, że wzrost temperatury spowoduje, że wody na ulicach będzie coraz mniej. Niestety myliłem się i przekonałem się o tym podczas dzisiejszego wypadu do Skorzęcina z bobikiem. Wszystko, co jeszcze leżało na poboczach - brudne resztki śniegu, roztapiały się, zalewając ulice. No i czysty rower stał się przeszłością. Na szczęście większość dróg była całkiem znośna, a i pogoda bardzo miła.

Przed Gorzykowem chciałem wspomnieć bobikowi o psie, którego zawsze wypatruję, jadąc wieczorem do Skorzęcina, gdy nagle na horyzoncie pokazał się inny pies, tym razem owczarek niemiecki. Chodził sobie po drodze, a gdy nas zobaczył - przystanął i przypatrywał się. Bobiko jechał pierwszy, ominął go szerokim łukiem lewą stroną drogi, ja w tym czasie przygotowałem na wszelki wypadek odstraszacz. Gdy zbliżyłem się do niego, zacmokałem. Pies spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Minęliśmy go, obejrzeliśmy się, a on stanął sobie w poprzek drogi, na środku i patrzy na nas. Za nami jechał samochód. Musiał kilka razy zatrąbić na psiaka, żeby ten zszedł z drogi. Ciekawe co tam psiak robił. Wyglądał na trochę zaniedbanego.
Kawałek dalej spotkaliśmy psa, który nas kiedyś atakował - tym razem był za płotem na posesji.
Wjechaliśmy do Witkowa. Bobiko pojechał w prawo, przed kościołem, ja prosto, za kościołem. Spotkaliśmy się na wylocie na Skorzęcin. Przed wsią Skorzęcin bobiko wspomniał, że chciałby przejechać przez wieś, bo musi rzucić okiem na jeden z domów. Skręcił w lewo, a ja pojechałem prosto i spotkaliśmy się na skrzyżowaniu przed lasem. I teraz czekało nas najciekawsze - co będzie w lesie... A w lesie nadal sporo śniegu, ale też sporo wody, bo połowa śniegu na drodze się roztopiła, ale że droga jest w cieniu, to nie zdążyła wyschnąć.

Bobiko śmignął do przodu, a ja postanowiłem zachować rower w miarę dobrym stanie i jechałem sobie powoli, żeby zapobiec ochlapaniu całej ramy i osprzętu. O dziwo jeździło tu też dość sporo samochodów, a minięcie się na jednym właściwie pasie ruchu nie było proste - na na slickach nie zamierzałem zjeżdżać w ten śniego-lód, więc samochody zjeżdżały.
Dojechaliśmy do ośrodka i przed dojazdem na molo musieliśmy pokonać małą rzekę na główne alejce - było tam dużo gorzej niż w lesie.
A na jeziorze... łyżwiarze i wędkarze.


Bobiko postanowił sprawdzić wytrzymałość lodu.

Po zdjęciach zjechaliśmy z mola, na którym mocno wiało i stanęliśmy przy ławkach, w miejscu gdzie zaparkowałem rower podczas ostatniej wieczornej wycieczki. Zabraliśmy się za kawę, herbatę, energetyki i banany. No i jeszcze zdjęcie zachodzącego słońca...

Zmieniliśmy drugą warstwę ciuchów z przepoconych na suche, z plecaków, i ruszyliśmy w stronę domu. Przed Witkowem byliśmy już rozgrzani. W samym Witkowie zatrzymaliśmy się przy sklepie, żeby kupić batoniki. Bobiko wypił energetyka i ruszyliśmy dalej. Było już ciemno. Za Gorzykowem znów spotkaliśmy owczarka - nadal chodził sobie po drodze, na szczęście nie środkiem, bo było tam tak ciemno, że mogło go coś potrącić. W Grzybowie zatrzymaliśmy się ponownie, żeby zjeść po drugim Snickersie i pojechaliśmy do Wrześni. Tam skoczyliśmy jeszcze na Rynek, do wpłatomatu i każdy z nas pognał w stronę domu.
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2144 (kcal)

Przed Gorzykowem chciałem wspomnieć bobikowi o psie, którego zawsze wypatruję, jadąc wieczorem do Skorzęcina, gdy nagle na horyzoncie pokazał się inny pies, tym razem owczarek niemiecki. Chodził sobie po drodze, a gdy nas zobaczył - przystanął i przypatrywał się. Bobiko jechał pierwszy, ominął go szerokim łukiem lewą stroną drogi, ja w tym czasie przygotowałem na wszelki wypadek odstraszacz. Gdy zbliżyłem się do niego, zacmokałem. Pies spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Minęliśmy go, obejrzeliśmy się, a on stanął sobie w poprzek drogi, na środku i patrzy na nas. Za nami jechał samochód. Musiał kilka razy zatrąbić na psiaka, żeby ten zszedł z drogi. Ciekawe co tam psiak robił. Wyglądał na trochę zaniedbanego.
Kawałek dalej spotkaliśmy psa, który nas kiedyś atakował - tym razem był za płotem na posesji.
Wjechaliśmy do Witkowa. Bobiko pojechał w prawo, przed kościołem, ja prosto, za kościołem. Spotkaliśmy się na wylocie na Skorzęcin. Przed wsią Skorzęcin bobiko wspomniał, że chciałby przejechać przez wieś, bo musi rzucić okiem na jeden z domów. Skręcił w lewo, a ja pojechałem prosto i spotkaliśmy się na skrzyżowaniu przed lasem. I teraz czekało nas najciekawsze - co będzie w lesie... A w lesie nadal sporo śniegu, ale też sporo wody, bo połowa śniegu na drodze się roztopiła, ale że droga jest w cieniu, to nie zdążyła wyschnąć.

Bobiko śmignął do przodu, a ja postanowiłem zachować rower w miarę dobrym stanie i jechałem sobie powoli, żeby zapobiec ochlapaniu całej ramy i osprzętu. O dziwo jeździło tu też dość sporo samochodów, a minięcie się na jednym właściwie pasie ruchu nie było proste - na na slickach nie zamierzałem zjeżdżać w ten śniego-lód, więc samochody zjeżdżały.
Dojechaliśmy do ośrodka i przed dojazdem na molo musieliśmy pokonać małą rzekę na główne alejce - było tam dużo gorzej niż w lesie.
A na jeziorze... łyżwiarze i wędkarze.


Bobiko postanowił sprawdzić wytrzymałość lodu.

Po zdjęciach zjechaliśmy z mola, na którym mocno wiało i stanęliśmy przy ławkach, w miejscu gdzie zaparkowałem rower podczas ostatniej wieczornej wycieczki. Zabraliśmy się za kawę, herbatę, energetyki i banany. No i jeszcze zdjęcie zachodzącego słońca...

Zmieniliśmy drugą warstwę ciuchów z przepoconych na suche, z plecaków, i ruszyliśmy w stronę domu. Przed Witkowem byliśmy już rozgrzani. W samym Witkowie zatrzymaliśmy się przy sklepie, żeby kupić batoniki. Bobiko wypił energetyka i ruszyliśmy dalej. Było już ciemno. Za Gorzykowem znów spotkaliśmy owczarka - nadal chodził sobie po drodze, na szczęście nie środkiem, bo było tam tak ciemno, że mogło go coś potrącić. W Grzybowie zatrzymaliśmy się ponownie, żeby zjeść po drugim Snickersie i pojechaliśmy do Wrześni. Tam skoczyliśmy jeszcze na Rynek, do wpłatomatu i każdy z nas pognał w stronę domu.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
80.47 km (0.00 km teren), czas: 05:33 h, avg:14.50 km/h,
prędkość maks: 45.30 km/hTemperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2144 (kcal)
#6 | Rekonesans przedpołudniowy - pierwszy dziś wyjazd
Sobota, 8 lutego 2014 | dodano: 08.02.2014Kategoria 1-50
Przed południem postanowiłem wyskoczyć rowerem i sprawdzić jak wyglądają drogi. Temperatura rosła z godziny na godzinę, słoneczko świeciło i był apetyt na wyjazd szosówką. Planowałem jechać na Miłosław, bo jest tam nowa nawierzchnia. Niestety - w centrum drogi były tak mokre, że praktycznie płynęły. Niestety na poboczach i przy krawężnikach leży jeszcze trochę śniegu i przy tak wysokiej temperaturze (było dziś 10 stopni) szybko się topi, a woda bardzo wolno paruje. Dalej droga była już w miarę w porządku, w większości nawet sucha, ale dojazd do do niej i późniejszy powrót skończyły się uwalaniem roweru (który nie ma błotników) i ciuchów błotem i solą.
Tak więc musiałem zrezygnować z wypadu szosówką. Wróciłem do domu i zgadałem się z bobikiem, że praktycznie niebawem możemy ruszać na Skorzęcin (patrz: kolejny wpis).
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 235 (kcal)
Tak więc musiałem zrezygnować z wypadu szosówką. Wróciłem do domu i zgadałem się z bobikiem, że praktycznie niebawem możemy ruszać na Skorzęcin (patrz: kolejny wpis).
Rower:Kross
Dane wycieczki:
8.82 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:18.90 km/h,
prędkość maks: 39.50 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 235 (kcal)
#5 | Wieczorny Skorzęcin
Środa, 5 lutego 2014 | dodano: 05.02.2014Kategoria 51-100
Dzisiejszy wyjazd to była właściwie powtórka wczorajszego. Jedyna różnica była taka, że było cieplej i niestety powyżej zera - drogi były mokre, choć nie było tragedii. Wiatr w drodze do Skorzęcina też wiał w plecy. Za Witkowem znów zauważyłem helikopter latający nad jeziorem. Zastanawiałem się jak będzie wyglądała droga w lesie przed ośrodkiem - czy lód już się roztopił i będzie mokro? Na szczęście tam było trochę zimniej. Lodu było minimalnie mniej niż wczoraj, wyjeżdżone koleiny troszkę szersze niż wczoraj, jednak na slickach nadal było trochę niepewnie. Wjechałem do ośrodka, znów musiałem powalczyć na lodzie, na którym było już więcej wody niż wczoraj. Wjechałem na molo, ale dziś lód nie wydawał już żadnych odgłosów. Nie chcąc zmarznąć wróciłem na ląd i zatrzymałem się przy jednej z ławeczek kilkanaście metrów od fontanny. Termos, kawka, a nade mną krążył śmigłowiec.

Kawa się skończyła, więc trzeba było się zwijać. Lekko zmarzłem, ale na razie na rozgrzanie się szybszą jazdą nie było szans, bo jazda przez ośrodek i przez las musiała znów być wolna i ostrożna. Przyspieszyłem dopiero za lasem i praktycznie w Kamionce już było mi ciepło. Niezbyt szybkim tempem dojechałem do Wrześni i w domu byłem kilka minut po 22:00.
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1658 (kcal)

Kawa się skończyła, więc trzeba było się zwijać. Lekko zmarzłem, ale na razie na rozgrzanie się szybszą jazdą nie było szans, bo jazda przez ośrodek i przez las musiała znów być wolna i ostrożna. Przyspieszyłem dopiero za lasem i praktycznie w Kamionce już było mi ciepło. Niezbyt szybkim tempem dojechałem do Wrześni i w domu byłem kilka minut po 22:00.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.23 km (0.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:17.78 km/h,
prędkość maks: 33.50 km/hTemperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1658 (kcal)
#4 | Wieczorny Skorzęcin, kawa i śmigłowiec
Wtorek, 4 lutego 2014 | dodano: 04.02.2014Kategoria 51-100
Jakiś czas temu, podczas wypadu do Skorzęcina z bobikiem, powiedziałem sobie, że muszę już zmienić opony ze slicków na bieżnikowane. Był wtedy mróz i slicki dość niebiezpiecznie ślizgały się na zamarzniętym asfalcie. Jednak od tamtego czasu pogoda nie pozwalała na jazdę, więc rower stał, a dziś drogi były już suche, więc nie widziałem przeszkód, żeby wyjechać znów na slickach. Tym bardziej, że nie chciało mi się przekładać ogumienia. Wyjechałem kilka minut po 18 w stronę Skorzęcina. Jechało się dość fajnie, z lekkim wiatrem w plecy. Za Witkowem zobaczyłem na niebie jakiś samolot i pomyślałem, że znów trenują nocne loty transportowcem w Powidzu, ale gdy zbliżyłem się do Kamionki i stanąłem na chwilę, to okazało się, że to tylko śmigłowiec. Ale to chyba też były loty treningowe, bo od tego momentu aż do czasu gdy dojechałem do ośrodka, śmigłowiec krążył mi nad głową. Był to dość miły dodatek do ładnego widoku czystego nocnego nieba usianego gwiazdami i ozdobionego sierpem Księżyca. Przed samą Kamionką zobaczyłem w oddali jakieś światło na drodze, coś jak przednie światło roweru, ale po chwili okazało się, że to jakaś parka biegaczy w latarką.
Koło wsi Skorzęcin zatrzymałem się na chwilę, żeby popatrzeć w błyszczące w światłach roweru ślepia trzech saren na polu.
Minąłem wieś Skorzęcin i kawałek przed lasami trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem śnieg na drodze i przejazd przez niego tylko dla dwóch kół. Zastanawiałem się jak będzie dalej. No i obawy się potwierdziły - o ile wszystkie drogi zdążyły odmarznąć i wyschnąć, tak droga wśród lasów była przykryta na początkowym odcinku na całej szerokości dość luźnym zmarzniętym śniegiem,

a dalej już zbitym i zamarzniętym śniegiem i lodem z wyjeżdżonymi (a to też nie wszędzie) tylko dwoma pasami-koleinami do dwóch kół. Zero piasku, no bo też kto tam miałby ten piasek sypać, skoro właściwie nie jest to żadna ważna droga. A ja na slickach :)


No więc prędkość nie przekraczała 15 km/h, gdzieniegdzie, gdy w koleinach widziałem lód, to 10 km/h. Wypiąłem buty z zamków i starałem się nie naciskać gwałtownie na pedały, delikatnie operowałem kierownicą, bo każdy mocniejszy jej skręt mógłby skończyć się uślizgiem koła i glebą.


Dojechałem do ośrodka, wjechałem, a tam... cała aleja w lodzie :) W pewnym miejscu lód się roztopił i zostały kałuże, ale jak się okazało - na ich dnie został jeszcze lód, więc jechałem... jak po lodzie ;). Na tej głównej alejce było jeszcze w miarę bezpiecznie, bo lód był lekko chropowaty, w większości od bieżników aut.

Ale aleja wiodąca na molo to już czyste lodowisko - prawie idealna tafla lodu do jazdy na łyżwach. Tak więc tam asekurowałem się nogami.

Udało mi się dojechać na molo i zabrałem się za kawę z termosu. Spojrzałem na jezioro - całe skute lodem. I nagle to usłyszałem... W pierwszej sekundzie myślałem, że słyszę jakiś ostrzał rakietowy z poligonu w Powidzu, ale w następnej sekundzie dotarło do mnie, że to lód się rozpręża. Ależ piękne efekty dźwiękowe! Wiele razy byłem nad zamarzniętymi jeziorami i słyszałem te dźwięki, ale takiego jak dziś jeszcze nie. Pewnie dlatego, że jezioro zaczynało odmarzać i były spore naprężenia pod lodem. Dźwięki dochodziły raz z prawej, raz z lewej strony mola. Pojedyncze i przenoszące się z lewej na prawą i z powrotem. Naprawdę świetne doznania.
Wyjąłem z plecaka drugą kurtkę, założyłem na grzbiet żeby nie zmarznąć i zabrałem się za kawę z termosu. Gdy piłem, zobaczyłem samochód. Nadjechał od strony zjeżdżalni i... zaparkował na plaży, przodem do jeziora. Chyba po chwili kierowca zauważył, że ktoś jest na molo i oświetlił mnie długimi światłami. Dopiłem kawę i ruszyłem w drogę powrotną. Spojrzałem na samochód, a w środku parka. Ciekawe po co przyjechali na plażę ;) Znów powalczyłem z lodem i gdy wyjechałem z ośrodka minąłem się z kolejnym samochodem. Kurtki nie zdejmowałem, bo przyznam, że trochę zmarzłem na tym molo. Jednak zanim dojechałem do Witkowa byłem już na tyle rozgrzany, że zatrzymałem się na przystanku autobusowym, zdjąłem kurtkę i włożyłem do plecaka.
Powrót był trochę gorszy, bo wiało w twarz. W dodatku kondycja siadła - miesiąc bez jeżdżenia zrobił swoje. Dojechałem do domu przed 22.00.
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1656 (kcal)
Koło wsi Skorzęcin zatrzymałem się na chwilę, żeby popatrzeć w błyszczące w światłach roweru ślepia trzech saren na polu.
Minąłem wieś Skorzęcin i kawałek przed lasami trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem śnieg na drodze i przejazd przez niego tylko dla dwóch kół. Zastanawiałem się jak będzie dalej. No i obawy się potwierdziły - o ile wszystkie drogi zdążyły odmarznąć i wyschnąć, tak droga wśród lasów była przykryta na początkowym odcinku na całej szerokości dość luźnym zmarzniętym śniegiem,

a dalej już zbitym i zamarzniętym śniegiem i lodem z wyjeżdżonymi (a to też nie wszędzie) tylko dwoma pasami-koleinami do dwóch kół. Zero piasku, no bo też kto tam miałby ten piasek sypać, skoro właściwie nie jest to żadna ważna droga. A ja na slickach :)


No więc prędkość nie przekraczała 15 km/h, gdzieniegdzie, gdy w koleinach widziałem lód, to 10 km/h. Wypiąłem buty z zamków i starałem się nie naciskać gwałtownie na pedały, delikatnie operowałem kierownicą, bo każdy mocniejszy jej skręt mógłby skończyć się uślizgiem koła i glebą.


Dojechałem do ośrodka, wjechałem, a tam... cała aleja w lodzie :) W pewnym miejscu lód się roztopił i zostały kałuże, ale jak się okazało - na ich dnie został jeszcze lód, więc jechałem... jak po lodzie ;). Na tej głównej alejce było jeszcze w miarę bezpiecznie, bo lód był lekko chropowaty, w większości od bieżników aut.

Ale aleja wiodąca na molo to już czyste lodowisko - prawie idealna tafla lodu do jazdy na łyżwach. Tak więc tam asekurowałem się nogami.

Udało mi się dojechać na molo i zabrałem się za kawę z termosu. Spojrzałem na jezioro - całe skute lodem. I nagle to usłyszałem... W pierwszej sekundzie myślałem, że słyszę jakiś ostrzał rakietowy z poligonu w Powidzu, ale w następnej sekundzie dotarło do mnie, że to lód się rozpręża. Ależ piękne efekty dźwiękowe! Wiele razy byłem nad zamarzniętymi jeziorami i słyszałem te dźwięki, ale takiego jak dziś jeszcze nie. Pewnie dlatego, że jezioro zaczynało odmarzać i były spore naprężenia pod lodem. Dźwięki dochodziły raz z prawej, raz z lewej strony mola. Pojedyncze i przenoszące się z lewej na prawą i z powrotem. Naprawdę świetne doznania.
Wyjąłem z plecaka drugą kurtkę, założyłem na grzbiet żeby nie zmarznąć i zabrałem się za kawę z termosu. Gdy piłem, zobaczyłem samochód. Nadjechał od strony zjeżdżalni i... zaparkował na plaży, przodem do jeziora. Chyba po chwili kierowca zauważył, że ktoś jest na molo i oświetlił mnie długimi światłami. Dopiłem kawę i ruszyłem w drogę powrotną. Spojrzałem na samochód, a w środku parka. Ciekawe po co przyjechali na plażę ;) Znów powalczyłem z lodem i gdy wyjechałem z ośrodka minąłem się z kolejnym samochodem. Kurtki nie zdejmowałem, bo przyznam, że trochę zmarzłem na tym molo. Jednak zanim dojechałem do Witkowa byłem już na tyle rozgrzany, że zatrzymałem się na przystanku autobusowym, zdjąłem kurtkę i włożyłem do plecaka.
Powrót był trochę gorszy, bo wiało w twarz. W dodatku kondycja siadła - miesiąc bez jeżdżenia zrobił swoje. Dojechałem do domu przed 22.00.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.18 km (0.00 km teren), czas: 03:37 h, avg:17.19 km/h,
prędkość maks: 32.60 km/hTemperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1656 (kcal)