- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#4 | Wieczorny Skorzęcin, kawa i śmigłowiec
Wtorek, 4 lutego 2014 | dodano: 04.02.2014Kategoria 51-100
Jakiś czas temu, podczas wypadu do Skorzęcina z bobikiem, powiedziałem sobie, że muszę już zmienić opony ze slicków na bieżnikowane. Był wtedy mróz i slicki dość niebiezpiecznie ślizgały się na zamarzniętym asfalcie. Jednak od tamtego czasu pogoda nie pozwalała na jazdę, więc rower stał, a dziś drogi były już suche, więc nie widziałem przeszkód, żeby wyjechać znów na slickach. Tym bardziej, że nie chciało mi się przekładać ogumienia. Wyjechałem kilka minut po 18 w stronę Skorzęcina. Jechało się dość fajnie, z lekkim wiatrem w plecy. Za Witkowem zobaczyłem na niebie jakiś samolot i pomyślałem, że znów trenują nocne loty transportowcem w Powidzu, ale gdy zbliżyłem się do Kamionki i stanąłem na chwilę, to okazało się, że to tylko śmigłowiec. Ale to chyba też były loty treningowe, bo od tego momentu aż do czasu gdy dojechałem do ośrodka, śmigłowiec krążył mi nad głową. Był to dość miły dodatek do ładnego widoku czystego nocnego nieba usianego gwiazdami i ozdobionego sierpem Księżyca. Przed samą Kamionką zobaczyłem w oddali jakieś światło na drodze, coś jak przednie światło roweru, ale po chwili okazało się, że to jakaś parka biegaczy w latarką.
Koło wsi Skorzęcin zatrzymałem się na chwilę, żeby popatrzeć w błyszczące w światłach roweru ślepia trzech saren na polu.
Minąłem wieś Skorzęcin i kawałek przed lasami trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem śnieg na drodze i przejazd przez niego tylko dla dwóch kół. Zastanawiałem się jak będzie dalej. No i obawy się potwierdziły - o ile wszystkie drogi zdążyły odmarznąć i wyschnąć, tak droga wśród lasów była przykryta na początkowym odcinku na całej szerokości dość luźnym zmarzniętym śniegiem,
a dalej już zbitym i zamarzniętym śniegiem i lodem z wyjeżdżonymi (a to też nie wszędzie) tylko dwoma pasami-koleinami do dwóch kół. Zero piasku, no bo też kto tam miałby ten piasek sypać, skoro właściwie nie jest to żadna ważna droga. A ja na slickach :)
No więc prędkość nie przekraczała 15 km/h, gdzieniegdzie, gdy w koleinach widziałem lód, to 10 km/h. Wypiąłem buty z zamków i starałem się nie naciskać gwałtownie na pedały, delikatnie operowałem kierownicą, bo każdy mocniejszy jej skręt mógłby skończyć się uślizgiem koła i glebą.
Dojechałem do ośrodka, wjechałem, a tam... cała aleja w lodzie :) W pewnym miejscu lód się roztopił i zostały kałuże, ale jak się okazało - na ich dnie został jeszcze lód, więc jechałem... jak po lodzie ;). Na tej głównej alejce było jeszcze w miarę bezpiecznie, bo lód był lekko chropowaty, w większości od bieżników aut.
Ale aleja wiodąca na molo to już czyste lodowisko - prawie idealna tafla lodu do jazdy na łyżwach. Tak więc tam asekurowałem się nogami.
Udało mi się dojechać na molo i zabrałem się za kawę z termosu. Spojrzałem na jezioro - całe skute lodem. I nagle to usłyszałem... W pierwszej sekundzie myślałem, że słyszę jakiś ostrzał rakietowy z poligonu w Powidzu, ale w następnej sekundzie dotarło do mnie, że to lód się rozpręża. Ależ piękne efekty dźwiękowe! Wiele razy byłem nad zamarzniętymi jeziorami i słyszałem te dźwięki, ale takiego jak dziś jeszcze nie. Pewnie dlatego, że jezioro zaczynało odmarzać i były spore naprężenia pod lodem. Dźwięki dochodziły raz z prawej, raz z lewej strony mola. Pojedyncze i przenoszące się z lewej na prawą i z powrotem. Naprawdę świetne doznania.
Wyjąłem z plecaka drugą kurtkę, założyłem na grzbiet żeby nie zmarznąć i zabrałem się za kawę z termosu. Gdy piłem, zobaczyłem samochód. Nadjechał od strony zjeżdżalni i... zaparkował na plaży, przodem do jeziora. Chyba po chwili kierowca zauważył, że ktoś jest na molo i oświetlił mnie długimi światłami. Dopiłem kawę i ruszyłem w drogę powrotną. Spojrzałem na samochód, a w środku parka. Ciekawe po co przyjechali na plażę ;) Znów powalczyłem z lodem i gdy wyjechałem z ośrodka minąłem się z kolejnym samochodem. Kurtki nie zdejmowałem, bo przyznam, że trochę zmarzłem na tym molo. Jednak zanim dojechałem do Witkowa byłem już na tyle rozgrzany, że zatrzymałem się na przystanku autobusowym, zdjąłem kurtkę i włożyłem do plecaka.
Powrót był trochę gorszy, bo wiało w twarz. W dodatku kondycja siadła - miesiąc bez jeżdżenia zrobił swoje. Dojechałem do domu przed 22.00.
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1656 (kcal)
Koło wsi Skorzęcin zatrzymałem się na chwilę, żeby popatrzeć w błyszczące w światłach roweru ślepia trzech saren na polu.
Minąłem wieś Skorzęcin i kawałek przed lasami trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem śnieg na drodze i przejazd przez niego tylko dla dwóch kół. Zastanawiałem się jak będzie dalej. No i obawy się potwierdziły - o ile wszystkie drogi zdążyły odmarznąć i wyschnąć, tak droga wśród lasów była przykryta na początkowym odcinku na całej szerokości dość luźnym zmarzniętym śniegiem,
a dalej już zbitym i zamarzniętym śniegiem i lodem z wyjeżdżonymi (a to też nie wszędzie) tylko dwoma pasami-koleinami do dwóch kół. Zero piasku, no bo też kto tam miałby ten piasek sypać, skoro właściwie nie jest to żadna ważna droga. A ja na slickach :)
No więc prędkość nie przekraczała 15 km/h, gdzieniegdzie, gdy w koleinach widziałem lód, to 10 km/h. Wypiąłem buty z zamków i starałem się nie naciskać gwałtownie na pedały, delikatnie operowałem kierownicą, bo każdy mocniejszy jej skręt mógłby skończyć się uślizgiem koła i glebą.
Dojechałem do ośrodka, wjechałem, a tam... cała aleja w lodzie :) W pewnym miejscu lód się roztopił i zostały kałuże, ale jak się okazało - na ich dnie został jeszcze lód, więc jechałem... jak po lodzie ;). Na tej głównej alejce było jeszcze w miarę bezpiecznie, bo lód był lekko chropowaty, w większości od bieżników aut.
Ale aleja wiodąca na molo to już czyste lodowisko - prawie idealna tafla lodu do jazdy na łyżwach. Tak więc tam asekurowałem się nogami.
Udało mi się dojechać na molo i zabrałem się za kawę z termosu. Spojrzałem na jezioro - całe skute lodem. I nagle to usłyszałem... W pierwszej sekundzie myślałem, że słyszę jakiś ostrzał rakietowy z poligonu w Powidzu, ale w następnej sekundzie dotarło do mnie, że to lód się rozpręża. Ależ piękne efekty dźwiękowe! Wiele razy byłem nad zamarzniętymi jeziorami i słyszałem te dźwięki, ale takiego jak dziś jeszcze nie. Pewnie dlatego, że jezioro zaczynało odmarzać i były spore naprężenia pod lodem. Dźwięki dochodziły raz z prawej, raz z lewej strony mola. Pojedyncze i przenoszące się z lewej na prawą i z powrotem. Naprawdę świetne doznania.
Wyjąłem z plecaka drugą kurtkę, założyłem na grzbiet żeby nie zmarznąć i zabrałem się za kawę z termosu. Gdy piłem, zobaczyłem samochód. Nadjechał od strony zjeżdżalni i... zaparkował na plaży, przodem do jeziora. Chyba po chwili kierowca zauważył, że ktoś jest na molo i oświetlił mnie długimi światłami. Dopiłem kawę i ruszyłem w drogę powrotną. Spojrzałem na samochód, a w środku parka. Ciekawe po co przyjechali na plażę ;) Znów powalczyłem z lodem i gdy wyjechałem z ośrodka minąłem się z kolejnym samochodem. Kurtki nie zdejmowałem, bo przyznam, że trochę zmarzłem na tym molo. Jednak zanim dojechałem do Witkowa byłem już na tyle rozgrzany, że zatrzymałem się na przystanku autobusowym, zdjąłem kurtkę i włożyłem do plecaka.
Powrót był trochę gorszy, bo wiało w twarz. W dodatku kondycja siadła - miesiąc bez jeżdżenia zrobił swoje. Dojechałem do domu przed 22.00.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.18 km (0.00 km teren), czas: 03:37 h, avg:17.19 km/h,
prędkość maks: 32.60 km/hTemperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1656 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj