Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48611 km
Kellys 39549 km
Esker 20460 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:1075.57 km (w terenie 28.00 km; 2.60%)
Czas w ruchu:63:53
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma kalorii:28651 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:71.70 km i 4h 15m
Więcej statystyk

#157 | Trójkąt

Czwartek, 10 października 2013 | dodano: 10.10.2013
Chodziło mi po głowie, żeby skoczyć dziś do Skorzęcina, ale tak mi się zachciało spać po powrocie z pracy, że straciłem chęć na tyle km. Wybrałem więc standardowy trójkąt z Czerniejewem jako pierwszą miejscowością i powrotem trasą K92 z Nekli do Wrześni. Wyjechałem w okolicach zachodu słońca, więc gdy dojechałem do Czerniejewa to właściwie było już ciemno. Droga minęła bez przygód. Chociaż właściwie była jedna - na trasie między lasami na odcinku między Czerniejewem a Neklą hamowałem przed stadem saren, które czaiły się żeby wyjść mi na drogę. A że akurat nie miałem włączonych długich świateł, bo z naprzeciwka jechały samochody, to sarenki zobaczyłem dopiero kilka metrów przed sobą.
Dalej było już standardowo i nudo...
Rower:Kross Dane wycieczki: 37.34 km (0.00 km teren), czas: 01:38 h, avg:22.86 km/h, prędkość maks: 38.80 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 994 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#156 | Nekla i lasy Czerniejewskie po zmroku

Środa, 9 października 2013 | dodano: 09.10.2013 Uczestnicy
Udało mi się namówić bobika na wieczorny wypad. Umówiliśmy się na tamie nad zalewem. Byłem na miejscu wcześniej, więc zrobiłem jeszcze objazd zalewu. Gdy wróciłem, dojechałem bobiko i udaliśmy się w stronę trasy K92, którą dojechaliśmy do Zasutowa, a tam skręciliśmy na drogę serwisową. W tym momencie było już ciemno. Dojechaliśmy serwisówką do Nekli, stamtąd skierowaliśmy się na Czerniejewo. Mieliśmy w Grabach skręcić w prawo do lasu i wrócić lasami, ale pojechaliśmy kilkaset metrów dalej, bo chciałem żeby bobiko spróbował nakręcić krótkie video, na którym byłoby widać moje przednie oświetlenie. Zrobiliśmy dwie próby, po czym zawróciliśmy i wjechaliśmy w las. Jechaliśmy sobie wolno i ostrożnie, spodziewając się saren i dzików, ale spotkaliśmy jedynie żaby.
Zatrzymaliśmy się na chwilę na jednej z polan w lesie, a potem drugi raz w Marzelewie i popatrzeliśmy na niebo.
Dojechaliśmy do Wrześni, gdzie skoczyliśmy jeszcze na rynek i tam się rozstaliśmy.
Rower:Kross Dane wycieczki: 41.83 km (11.00 km teren), czas: 02:33 h, avg:16.40 km/h, prędkość maks: 40.60 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1114 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#155 | Trójkącik

Wtorek, 8 października 2013 | dodano: 08.10.2013
Pod wieczór wybrałem się na standardową trasę Czerniejewo-Nekla-Września. Wyjechałem, gdy było jeszcze jasno, a słońce zaszło, gdy byłem kawałek za Wrześnią. Przed Neklą zrobiło się już całkiem ciemno. Z Nekli jechałem już trasą, zamiast serwisówką. Dojechałem do Wrześni, przejechałem przez centrum i skoczyłem jeszcze przez Dębinę w stronę Gozdowa. Przypomniało mi się w tym miejscu, że dziś maksimum meteorów na niebie, przewidywana ilość to nawet 1000 w ciągu godziny, czyli teoretycznie jeden na 3-4 sekundy. Niebo było czyste, gwieździste, za miastem, więc dość ciemne. Stoję, patrzę, wpatruję się, mija minuta za minutą, zaczynam marznąć, a meteorytów nie ma. Ani jednego. Zawróciłem więc i przez Bierzglinek wróciłem do domu.
Rower:Kross Dane wycieczki: 43.18 km (0.00 km teren), czas: 01:57 h, avg:22.14 km/h, prędkość maks: 38.40 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1150 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#154 | Jarocin

Niedziela, 6 października 2013 | dodano: 06.10.2013 Uczestnicy
Zaplanowaliśmy jechać dzisiaj do Jarocina moją trasą sprzed 2 lat. Wyjazd miał być o 7, ale opóźnił się o jakieś 15-20 minut. Spotkałem się z bobikiem w Osowie. Było trochę chłodno rano...


Śmignęliśmy nowym asfaltem do Miłosławia i dalej na Czeszewo. Przed czeszewskim lasem na chwilę się zatrzymaliśmy. Przejazd przez las był jak zwykle chłodny i czekaliśmy kiedy znów zobaczymy słońce przed Czeszewem. Tam skierowaliśmy się na przeprawę promową.



Były dwie opcje - jeśli prom już o tej godzinie będzie czynny, to udamy się na drugą stronę i po odświeżeniu skrzynki bobika udamy się w kierunku Bieździadowa. Jeśli będzie nieczynny, to wałami dojedziemy do mostu kolejowego w Orzechowie. No i trzeba było wybrać tę drugą opcję. Jak do tej pory trasa była więc taka sama, jak 2 lata temu. Najpierw jechaliśmy drogą wzdłuż wałów, potem wjechaliśmy na wał, gdzie była mokra trawa, bo w nocy był przymrozek i szron stopniał.

Zakole Warty


W oddali widać nasz cel


Dojechaliśmy do mostu, nasłuchiwaliśmy chwilę, czy nie jedzie pociąg i ruszyliśmy pieszo wzdłuż torów. Była niedziela, więc szanse na pociąg były chyba mniejsze niż w zwykły dzień.

Widok ze środka mostu






Dalej bobiko pokazał mi inną drogę, a właściwie ścieżkę prowadzącą do głównej drogi przed Lutynią. Na szczęście, bo inaczej trzeba by było znów jechać po mokrym piaszczysto-gliniastym wale, co byłoby zabójstwem dla napędu roweru. Dojechaliśmy singielkiem do asfaltu, tam chwila przerwy na rozmowę telefoniczną bobika i jedziemy dalej. Do Bieździadowa drogą terenową i po chwili jesteśmy w Żerkowie. Tu zrobiliśy dłuższy postój przy Dino - energetyk, przekąska i przesuszenie spoconych ciuchów na słońcu i jedziemy dalej. Przejechaliśmy przez rynek i skierowaliśmy się na Lisew i Łuszczanów. Za Kadziakiem wjechaliśmy w las koło leśniczówki, aby dojechać do pierwszego dziś kesza - figury matki boskiej w tarcach. Ja już miałem skrzynkę zdobytą, musiał się dziś wpisać tylko bobiko. Nie było jeszcze na ziemi tylu liści, co dwa lata temu (wtedy byłem miesiąc później - w listopadzie), ale już było dość kolorowo. Skrzynka była na miejscu. Zrobiliśmy chwilę przerwy na śniadanie i herbatę z termosu.



Proca?


Wyjechaliśmy z lasu, przejechaliśmy przez Tarce i przed Bachorzewem skręciliśmy w bok na ul. Leśną, gdzie był kolejny kesz, zdobyty przeze mnie ostatnio. Tym razem jednak iglaki były już mocno rozrośnięte i szukanie skrzynki zakończyło się niepowodzeniem. Wyjechaliśmy na drogę i dojechaliśmy do rozwidlenia dróg przed Jarocinem, gdzie wjechaliśmy w las po skrzynkę przy mogile. Szybki wpis bobika do dziennika i jedziemy dalej, gdzie przy głównej trasie na Jarocin stoi witacz - wielka konstrukcja witająca podróżnych w Jarocinie.



Przy witaczu również ukryta jest skrzynka, której ostatnio nie było jeszcze, więc obaj wpisujemy się do dziennika. Zawracamy i na wspomnianym wyżej rozwidleniu wykręcamy tym razem w drugą stronę - na południe, w kierunku Woli Książęcej, gdzie ukryta jest skrzynka przy prywatnym pałacu. Piękny teren w tym miejscu - wielkie kolorowe łąki z pasącymi się krowami i byczkami. Z jedynym ze zwierzaków chciałem się zaprzyjaźnić ;)






I oto sam pałac


Skrzynka ukryta była w jego pobliżu, ale chwilę nam zajęło poszukanie jej. Tutaj również wpis był dwuosobowy. Skierowaliśmy się stamtąd na Jarocin, tyle, że nie drogą, którą tu przyjechaliśmy, tylko inną, która okazała się strasznie dziurawa. Asfalt był tu chyba wylany kilkadziesiąt lat temu i ani razu nie był naprawiony. Istny ser szwajcarski. Po drodze spotkaliśmy jeszcze trzech kolesi z bronią - albo ASG albo paintball, ciężko było ocenić z kilkudziesięciu metrów.
Wjechaliśmy do Jarocina i pierwszym obiektem skrywającym kesz była wieża ciśnień, co ciekawe - wystawiona na sprzedaż.



Niestety, kilkunastominutowe poszukiwania kesza skończyły się fiaskiem. Skoczyliśmy więc kawałek dalej, do ruin kościoła. Tutaj również był ukryty kesz. Ukryty tak zmyślnie, że jestem pełen podziwu dla autora tej skrytki.




Szybki wpis do logu i ruszamy dalej... ale już z powrotem, bo pora robi się późna, a mamy po drodze jeszcze kilka konkretnych punktów. Wyjazd z Jarocina to kilkaset metrów zjazdu z górki, a potem kawałek wspinaczki przed witaczem, który już odwiedziliśmy. Znów jesteśmy na tym samym rozwidleniu i skręcamy tam, gdzie za pierwszym razem i kierujemy się na północ, gdzie po krótkim czasie wjeżdżamy w las, w kierunku kolejnego kesza - młyna nad rzeką. Niestety droga leśna okazuje się ślepa, więc zawracamy. Szukamy następnego wjazdu w las, przy którym robimy przerwę na jedzenie. Wpadam na chwilę do lasu na rekonesans, ale jazda leśnym duktem według nawigacji oddala mnie od kesza, a więc wracam do czekającego przy głównej drodze bobika i odpuszczamy sobie młyn.
Dojechaliśmy do Wilkowyji, w której stoi kościół z dzwonnicą. Dzwonnica skrywała kolejnego kesza, którego bez problemu znaleźliśmy i wpisaliśmy się do logu.



Pojechaliśmy dalej i zatrzymaliśmy się w Radlinie, przy ruinach pałacu. Tego kesza obaj mieliśmy już zaliczonego, ale poświęciliśmy chwilę na ponowne obejrzenie ruin, wszamanie batonika i wypicie energy shota.



Zatrzymaliśmy się w Mieszkowie przy sklepie, gdzie uzupełniliśmy zapas wody. Przekroczyliśmy trasę katowicką i za Osiekiem wjechaliśmy w las po ostatnią dziś skrzynkę przy pomniku kilku ofiar wojny.
Wyjechaliśmy z powrotem na asfalt i kierowaliśmy się na most kratownicowy w Solcu. Po drodze zaliczyliśmy panienkę :) Znaczy... Panienkę :))



Kawałek dalej zrobiliśmy sobie "słit focię".


Minęliśmy Chwalęcin i Kolniczki, wyjechaliśmy na drogę nr 436, którą dojechaliśmy do Chociczy, gdzie musieliśmy chwilę poczekać na zamkniętym przejeździe kolejowym. Przepuściliśmy czekające za nami auta i ruszyliśmy pod górę, gdzie po chwili skręciliśmy na Rogusko. Zaczęły się lasy pełne grzybiarzy, niestety łażących też środkiem drogi i biegających psów ;)


Kawałek dalej zjechaliśmy z asfaltu na wał, którym dojechaliśmy do mostu.



Za mostem zrobiliśmy przerwę na ostatnie już dziś jedzenie. W tym momencie uświadomiliśmy sobie, że nie zdążymy wrócić do domu przed zmrokiem. Bobiko zaproponował, że skrócimy trasę i po przecięciu trasy katowickiej pojedziemy przez las. No zobaczymy jak to będzie. Wyjechaliśmy z Solca i dojechaliśmy do Krzykos i do trasy katowickiej, na której był taki ruch, że nie było szans na przejechanie na drugą stronę. Sznury samochodów z jednej i drugiej strony. Staliśmy tam na środku skrzyżowania z 5-6 minut i w końcu wypatrzyliśmy przerwę między autami i można było śmignąć na drugą stronę. Odpuściliśmy sobie jednak las i pojechaliśmy asfaltem na Orzechowo i Czeszewo. W Czeszewie mięśnie odmówiły nam posłuszeństwa i trzeba było zrobić przerwę na kilka ćwiczeń gimnastycznych rozciągających. Ruszyliśmy dalej i zrobiliśmy jeszcze jeden mały postój w lesie między Czeszewem a Miłosławiem. Dalej już śmigaliśmy równym tempem, które niedaleko Wrześni wzrosło, bo wpadliśmy w jakiś trans przez to wpatrywanie się w światła samochodów i nasze migające. Rozstaliśmy się w Osowie - bobiko śmignął w bok do swojej miejscowości, a ja do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 138.68 km (13.50 km teren), czas: 11:43 h, avg:11.84 km/h, prędkość maks: 47.40 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3695 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

#153 | Żerków

Sobota, 5 października 2013 | dodano: 05.10.2013
Dzisiejsza trasa miała być powtórką mojej trasy sprzed 2 lat, w okolice Jarocina, ale Bobiko się wykruszył, więc sam nie miałem po co tam jechać. Może jutro się tam wybierzemy.
Jako że tak czy siak wiało z południa, więc trasę i tak musiałem sobie wyznaczyć na południe. Wielu opcji nie ma, więc postanowiłem zrobić rekonesans przed jutrem i sprawdzić, czy asfalt na drodze do Miłosławia jest już wylany.
Wyjechałem ok. 10.30 w najgrubszych tej jesieni ciuchach. Po drodze sprawdziłem na jakim etapie jest nasz McDonald's - stan zamknięty, są już okna i drzwi.
Do Osowa dojechałem nowym-starym asfaltem, nagle widzę z daleka jakieś oznaczenia i tablice koło drogi. Myślę sobie - pewnie info, że roboty drogowe i niebezpiecznie. Ale nie! Informacja, że brakuje oznaczeń poziomych, a asfalcik już wylany - gładki jak stół. Nooo, to będzie traska na szosówkę. Muszę tylko wykombinować jak do niej dojeżdżać, żeby omijać tą pieprzoną "ścieżkę" z bruku okraszoną rozbitym szkłem.
Do Miłosławia dojechałem sprawnie, w Bugaju akurat łatali drogę, więc trzeba było jechać lewą stroną, żeby się nie ochlapać smołą. Droga do Czeszewa trochę chłodna, bo przez las. W Czeszewie wylądowałem na chwilę na przeprawie promowej, żeby zweryfikować informację, że prom pływa do końca października. Wróciłem do centrum i skierowałem się na Orzechowo, standardową trasą. Stamtąd do Krzykos, gdzie wyjechałem na trasę katowicką, na której musiałem walczyć zarówno z wmordewindem, jak i kierowcami. Oczywiście most w Nowym Mieście nad Wartą nadal z ruchem wahadłowym. Tempo prac jest masakryczne...
Dalej było już spokojnie. Przed Hermanowem posiliłem się i zdjąłem czapkę spod kasku, bo słońce zaczynało przygrzewać, choć nadal mocno wiało.

Fiu fiu, teraz już laserami się chroni własność prywatną. W końcu mamy XXI wiek


Aby urozmaicić dzisiejszy wypad postanowiłem wykręcić do folwarku konnego, w którym ostatnio zaciekawiły mnie właściwie tylko dziki. Teraz też do nich pojechałem. Ostrożnie podjechałem do ogrodzenia i czekałem, aż się zwierzaki oswoją z moim widokiem i zapachem. W końcu podeszły do mnie prawie wszystkie i zaczęły sobie przy mnie ryć w piachu i zajadać. Prawie wszystkie, oprócz małych. Mały tylko raz na chwilkę podszedł, ale zaraz uciekł.





Ruszyłem dalej, przez Wolicę Kozią na trasę prowadzącą do Żerkowa. Tam wykręciłem w prawo, na trasę, którą mieliśmy dzisiaj jechać. Początkowo chciałem dojechać do kesza w Tarcach, ale stwierdziłem, że chyba już wrócę, żeby się za bardzo nie wypompować siłowo przed ewentualną jutrzejszą trasę. Wróciłem do Żerkowa i udałem się na punkt widokowy.
Zasiadłem przy ciepłej herbacie z termosu i skonsumowałem banana. A na moim rowerze przysiadł sobie on:


W końcu trzeba było jechać dalej. Nie planowałem dzisiaj bicia rekordu prędkości na zjeździe, ale chciałem sprawdzić jaki jest spad na tym zjeździe. No i na odcinku od schodów przy wejściu na punkt widokowy do samego dołu zjazdu za skrzyżowaniem jest 800 metrów i teren opada na tym odcinku o... 55 metrów!
Dalej pojechałem przez Śmiełów i Rudę Komorską do Pyzdr. Chwila przystanku na moście nad Wartą - wody przybyło od ostatniego razu, gdy tu byłem. Przelot przez Pyzdry, wjazd na ścieżkę rowerową i ścieżką do Borzykowa. Dalej już trasą z wiatrem w plecy i dość sporym ruchem samochodowym. Większość trasy była w miarę spokojna, dopiero przed Wrześnią spotkałem trzech debili. Pierwszy wyprzedził mnie w Nowej Wsi Królewskiej w odległości 30 cm od mojej kierownicy. Drugi pacan, z pizzeri Calabria w Kaczanowie, w odległości 20 cm. Ostatnim kretynem był kierowca samochodu na zagranicznych numerach, który postanowił wyprzedzić mnie na skrzyżowaniu Kaliskiej i Objazdowej we Wrześni, jadąc po pasie do skrętu w lewo. Oczywiście zaoszczędził tym manewrem dokładnie 0 sekund, bo dogoniłem go na rondzie przy Tesco. Ale co się będzie wlókł za rowerem, nie?
Odebrałem paczkę z paczkomatu i w domu byłem o 16.00.
Rower:Kross Dane wycieczki: 94.46 km (0.00 km teren), czas: 05:25 h, avg:17.44 km/h, prędkość maks: 56.80 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2516 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)