Rowerowy uziel75blog rowerowy

avatar uziel75

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

Moje rowery

Marvil 2023 km
Santini 2609 km
Merida 45 km
Kross 48611 km
Kellys 39549 km
Esker 20307 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uziel75.bikestats.pl

Archiwum

Linki

#154 | Jarocin

Niedziela, 6 października 2013 | dodano: 06.10.2013 Uczestnicy
Zaplanowaliśmy jechać dzisiaj do Jarocina moją trasą sprzed 2 lat. Wyjazd miał być o 7, ale opóźnił się o jakieś 15-20 minut. Spotkałem się z bobikiem w Osowie. Było trochę chłodno rano...


Śmignęliśmy nowym asfaltem do Miłosławia i dalej na Czeszewo. Przed czeszewskim lasem na chwilę się zatrzymaliśmy. Przejazd przez las był jak zwykle chłodny i czekaliśmy kiedy znów zobaczymy słońce przed Czeszewem. Tam skierowaliśmy się na przeprawę promową.



Były dwie opcje - jeśli prom już o tej godzinie będzie czynny, to udamy się na drugą stronę i po odświeżeniu skrzynki bobika udamy się w kierunku Bieździadowa. Jeśli będzie nieczynny, to wałami dojedziemy do mostu kolejowego w Orzechowie. No i trzeba było wybrać tę drugą opcję. Jak do tej pory trasa była więc taka sama, jak 2 lata temu. Najpierw jechaliśmy drogą wzdłuż wałów, potem wjechaliśmy na wał, gdzie była mokra trawa, bo w nocy był przymrozek i szron stopniał.

Zakole Warty


W oddali widać nasz cel


Dojechaliśmy do mostu, nasłuchiwaliśmy chwilę, czy nie jedzie pociąg i ruszyliśmy pieszo wzdłuż torów. Była niedziela, więc szanse na pociąg były chyba mniejsze niż w zwykły dzień.

Widok ze środka mostu






Dalej bobiko pokazał mi inną drogę, a właściwie ścieżkę prowadzącą do głównej drogi przed Lutynią. Na szczęście, bo inaczej trzeba by było znów jechać po mokrym piaszczysto-gliniastym wale, co byłoby zabójstwem dla napędu roweru. Dojechaliśmy singielkiem do asfaltu, tam chwila przerwy na rozmowę telefoniczną bobika i jedziemy dalej. Do Bieździadowa drogą terenową i po chwili jesteśmy w Żerkowie. Tu zrobiliśy dłuższy postój przy Dino - energetyk, przekąska i przesuszenie spoconych ciuchów na słońcu i jedziemy dalej. Przejechaliśmy przez rynek i skierowaliśmy się na Lisew i Łuszczanów. Za Kadziakiem wjechaliśmy w las koło leśniczówki, aby dojechać do pierwszego dziś kesza - figury matki boskiej w tarcach. Ja już miałem skrzynkę zdobytą, musiał się dziś wpisać tylko bobiko. Nie było jeszcze na ziemi tylu liści, co dwa lata temu (wtedy byłem miesiąc później - w listopadzie), ale już było dość kolorowo. Skrzynka była na miejscu. Zrobiliśmy chwilę przerwy na śniadanie i herbatę z termosu.



Proca?


Wyjechaliśmy z lasu, przejechaliśmy przez Tarce i przed Bachorzewem skręciliśmy w bok na ul. Leśną, gdzie był kolejny kesz, zdobyty przeze mnie ostatnio. Tym razem jednak iglaki były już mocno rozrośnięte i szukanie skrzynki zakończyło się niepowodzeniem. Wyjechaliśmy na drogę i dojechaliśmy do rozwidlenia dróg przed Jarocinem, gdzie wjechaliśmy w las po skrzynkę przy mogile. Szybki wpis bobika do dziennika i jedziemy dalej, gdzie przy głównej trasie na Jarocin stoi witacz - wielka konstrukcja witająca podróżnych w Jarocinie.



Przy witaczu również ukryta jest skrzynka, której ostatnio nie było jeszcze, więc obaj wpisujemy się do dziennika. Zawracamy i na wspomnianym wyżej rozwidleniu wykręcamy tym razem w drugą stronę - na południe, w kierunku Woli Książęcej, gdzie ukryta jest skrzynka przy prywatnym pałacu. Piękny teren w tym miejscu - wielkie kolorowe łąki z pasącymi się krowami i byczkami. Z jedynym ze zwierzaków chciałem się zaprzyjaźnić ;)






I oto sam pałac


Skrzynka ukryta była w jego pobliżu, ale chwilę nam zajęło poszukanie jej. Tutaj również wpis był dwuosobowy. Skierowaliśmy się stamtąd na Jarocin, tyle, że nie drogą, którą tu przyjechaliśmy, tylko inną, która okazała się strasznie dziurawa. Asfalt był tu chyba wylany kilkadziesiąt lat temu i ani razu nie był naprawiony. Istny ser szwajcarski. Po drodze spotkaliśmy jeszcze trzech kolesi z bronią - albo ASG albo paintball, ciężko było ocenić z kilkudziesięciu metrów.
Wjechaliśmy do Jarocina i pierwszym obiektem skrywającym kesz była wieża ciśnień, co ciekawe - wystawiona na sprzedaż.



Niestety, kilkunastominutowe poszukiwania kesza skończyły się fiaskiem. Skoczyliśmy więc kawałek dalej, do ruin kościoła. Tutaj również był ukryty kesz. Ukryty tak zmyślnie, że jestem pełen podziwu dla autora tej skrytki.




Szybki wpis do logu i ruszamy dalej... ale już z powrotem, bo pora robi się późna, a mamy po drodze jeszcze kilka konkretnych punktów. Wyjazd z Jarocina to kilkaset metrów zjazdu z górki, a potem kawałek wspinaczki przed witaczem, który już odwiedziliśmy. Znów jesteśmy na tym samym rozwidleniu i skręcamy tam, gdzie za pierwszym razem i kierujemy się na północ, gdzie po krótkim czasie wjeżdżamy w las, w kierunku kolejnego kesza - młyna nad rzeką. Niestety droga leśna okazuje się ślepa, więc zawracamy. Szukamy następnego wjazdu w las, przy którym robimy przerwę na jedzenie. Wpadam na chwilę do lasu na rekonesans, ale jazda leśnym duktem według nawigacji oddala mnie od kesza, a więc wracam do czekającego przy głównej drodze bobika i odpuszczamy sobie młyn.
Dojechaliśmy do Wilkowyji, w której stoi kościół z dzwonnicą. Dzwonnica skrywała kolejnego kesza, którego bez problemu znaleźliśmy i wpisaliśmy się do logu.



Pojechaliśmy dalej i zatrzymaliśmy się w Radlinie, przy ruinach pałacu. Tego kesza obaj mieliśmy już zaliczonego, ale poświęciliśmy chwilę na ponowne obejrzenie ruin, wszamanie batonika i wypicie energy shota.



Zatrzymaliśmy się w Mieszkowie przy sklepie, gdzie uzupełniliśmy zapas wody. Przekroczyliśmy trasę katowicką i za Osiekiem wjechaliśmy w las po ostatnią dziś skrzynkę przy pomniku kilku ofiar wojny.
Wyjechaliśmy z powrotem na asfalt i kierowaliśmy się na most kratownicowy w Solcu. Po drodze zaliczyliśmy panienkę :) Znaczy... Panienkę :))



Kawałek dalej zrobiliśmy sobie "słit focię".


Minęliśmy Chwalęcin i Kolniczki, wyjechaliśmy na drogę nr 436, którą dojechaliśmy do Chociczy, gdzie musieliśmy chwilę poczekać na zamkniętym przejeździe kolejowym. Przepuściliśmy czekające za nami auta i ruszyliśmy pod górę, gdzie po chwili skręciliśmy na Rogusko. Zaczęły się lasy pełne grzybiarzy, niestety łażących też środkiem drogi i biegających psów ;)


Kawałek dalej zjechaliśmy z asfaltu na wał, którym dojechaliśmy do mostu.



Za mostem zrobiliśmy przerwę na ostatnie już dziś jedzenie. W tym momencie uświadomiliśmy sobie, że nie zdążymy wrócić do domu przed zmrokiem. Bobiko zaproponował, że skrócimy trasę i po przecięciu trasy katowickiej pojedziemy przez las. No zobaczymy jak to będzie. Wyjechaliśmy z Solca i dojechaliśmy do Krzykos i do trasy katowickiej, na której był taki ruch, że nie było szans na przejechanie na drugą stronę. Sznury samochodów z jednej i drugiej strony. Staliśmy tam na środku skrzyżowania z 5-6 minut i w końcu wypatrzyliśmy przerwę między autami i można było śmignąć na drugą stronę. Odpuściliśmy sobie jednak las i pojechaliśmy asfaltem na Orzechowo i Czeszewo. W Czeszewie mięśnie odmówiły nam posłuszeństwa i trzeba było zrobić przerwę na kilka ćwiczeń gimnastycznych rozciągających. Ruszyliśmy dalej i zrobiliśmy jeszcze jeden mały postój w lesie między Czeszewem a Miłosławiem. Dalej już śmigaliśmy równym tempem, które niedaleko Wrześni wzrosło, bo wpadliśmy w jakiś trans przez to wpatrywanie się w światła samochodów i nasze migające. Rozstaliśmy się w Osowie - bobiko śmignął w bok do swojej miejscowości, a ja do Wrześni.
Rower:Kross Dane wycieczki: 138.68 km (13.50 km teren), czas: 11:43 h, avg:11.84 km/h, prędkość maks: 47.40 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3695 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ynieo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]