- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#98 | Upalne zwiedzanie za Pobiedziskami
Dzisiejszy plan znów był zgodny z kierunkiem wiatru - do celu pod wiatr, powrót z wiatrem. A że znów wiało z północnego zachodu, to cel musiał być gdzieś na płn.-zach. od Wrześni. Ale gdzie? Spojrzałem na mapę w okolice Pobiedzisk. Byliśmy już tam wielokrotnie. Ale czy na pewno? Spojrzałem dalej i zobaczyłem jakieś jeziora. A że miało być bardzo ciepło, to pokręcenie się w okolicach jezior było dobrym pomysłem. Trasę mogłem wyznaczyć do Pobiedzisk albo przez Czerniejewo i Wierzyce, albo przez Kostrzyn. Pierwsza trasa wydawała się lepsza, bo w pewnej części wiedzie przez lasy, a druga - krajówka K92 - byłaby dość męcząca w takim upale. Tyle że pierwszą z nich jeżdżę ostatnio za często. Postanowiłem więc dojechać do Kostrzyna od dołu, po drodze zabierając Bobiko. Tyle że Bobiko wrócił do domu nad ranem i nie było pewne czy pojedzie. Po porannym kontakcie zdecydował się jednak na wyjazd. Jako że trasa nie miała być za długa (125 km), to nie spieszyliśmy się specjalnie z wyjazdem. Zaowocowało to wyruszeniem trasy od Bobika dopiero w okolicach południa, co nie jest dobrym pomysłem przy takich wysokich temperaturach. Skierowaliśmy się na Murzynowo Kościelne, przecięliśmy trasę średzką, potem jakieś małe wioski i Dominowo.
Gdzieś w tamtym rejonie okazało się, że zaplanowana trasa wiedzie drogami polnymi, więc trzeba było ją na szybko zmodyfikować. To spowodowało, że zanim dojechaliśmy do Kostrzyna, trzykrotnie przejeżdżaliśmy nad autostradą.
Kolejne ślady w zbożu?
W Kostrzynie zatrzymaliśmy się przy Biedronce, żeby Bobiko kupił prowiant na drogę. Tam też zjedliśmy co nieco. Podczas konsumpcji uświadomiliśmy sobie, że jest już dość późno, a my właściwie jesteśmy... na początku trasy. Do tego temperatura wzrosła do uciążliwego poziomu i nie dało się praktycznie stać w słońcu. Śniadanko dodało nam jednak sił i postanowiliśmy kontynuować jazdę do celu. Znaną nam już trasą przez Promno, przez zjazdy i podjazdy, z małą przerwą na zdjęcia, dojechaliśmy do Pobiedzisk.
Stamtąd wyjechaliśmy na trasę nr 5 z Gniezna do Poznania, którą jechało się całkiem przyjemnie - nawierzchnia prosta i małe pobocze. Po kilku kilometrach, w miejscowości Promno-Stacja, mieliśmy skręcić w prawo, żeby zawitać przy jeziorze Kowalskim. Tak też zrobiliśmy. Tyle, że po kilkuset metrach okazało się, że minęliśmy nasz zaplanowany zjazd w lewo. A zjazd ten był w drogę... bez asfaltu, w piach :/ Trzeba było więc dokonać kolejnej modyfikacji trasy. Powróciliśmy na "piątkę", którą przejechaliśmy kolejnych kilka km i zjechaliśmy w kierunku jezior w Biskupicach.
Nareszcie trafiliśmy nad jezioro, nad którym od razu lepiej się oddychało - chłodniej, wilgotniej i było czuć ten specyficzny zapach jezior, mimo że samo jezioro jest bardzo brudne i jest zakaz kąpieli w nim.
W oddali widać było piękny dom - pewnie jakieś gospodarstwo agroturystyczne.
Ruszyliśmy dalej, do miejscowości Kowalskie, w którym stał wyżej wspomniany dom, jednak miał tak wysoki mur, że z drogi nie dało się go sfotografować.
Kawałek dalej stała jednak malownicza stodoła.
Po kilkuset metrach dotarło do mnie, że po naszej lewej stronie, gdzieś za zasłoną lasu, nadal jest jezioro, które było przecież celem naszego wypadu, a my na razie tylko na chwilę się przy nim zatrzymaliśmy. Wjechaliśmy więc w pierwszy napotkany wjazd w lewo, ale okazało się, że uliczka jest ślepa i nie dochodzi do jeziora. Wybraliśmy więc kolejną, kilkadziesiąt metrów dalej i tędy, ciasnym leśnym, zarośniętym duktem, po betonowych płytach, dotarliśmy na brzeg jeziora.
Zjedliśmy, wypiliśmy, spojrzeliśmy na zegarki i postanowiliśmy, że skrócimy trasę - nie będziemy objeżdżać jeziora lednickiego, tylko zaraz po objeździe następnego zaplanowanego jeziora - Stęszewskiego - pojedziemy na Lednicę i Czerniejewo. Wyjechaliśmy więc na trasę wiodącą do Tuczna, w którym trafiliśmy na istny wysyp turystów i plażowiczy z pobliskiego jeziora Tuczno i Stęszewskiego. Dalsza trasa, wiodąca lasem wzdłuż większego z nich - Jeziora Stęszewskiego, usiana była zaparkowanymi wzdłuż samochodami. Nawierzchnia była masakryczna - łata na łacie, dziura na dziurze. Na szczęście w końcu zaczął się dobry asfalt i można było przyspieszyć. Dojechaliśmy do odcinka, którym już kiedyś jechaliśmy, wracając z Puszczy Zielonka, i dojechaliśmy do Krześlic, w których zatrzymaliśmy się przy jakimś pałacyku.
Na następnym skrzyżowaniu spotkaliśmy rowerzystkę, z którą chwilę porozmawialiśmy. Potem trzeba było podjąć decyzję - czy jedziemy trasą, ale dłuższą, dookoła, czy prosto, polną piaszczystą drogą, wprost na Węglewo i Latalice, co zaoszczędzi ładnych kilka km. Pytanie - czy moje slicki dadzą radę w takim wyschniętym piachu? Ryzykujemy i okazuje się, że nie jest tak źle. Środek duktu jest porośnięty trawą i da się jakoś przejechać, bo lewa i prawa to istna plaża. Po prawie 2 km terenu wyjeżdżamy na asfalt i znaną nam już trasą przez Latalice dojeżdżamy nad Jezioro Lednica i widzimy przed sobą czynny sklep. Całe szczęście, bo obu nam skończyła się już woda. Co dziwne - w sklepie mieli nawet lodówkę, więc Bobiko nabył dla nas po 1,5-litrowej butelce wody, którą napełniliśmy bidony i nasze zaschnięte mordy ;)
Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Wyjeżdżamy znów na "piątkę", którą dojeżdżamy do Łubowa, gdzie skręcamy w prawo i malowniczymy terenami dojeżdżamy do Czerniejewa i do Wrześni.
Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3529 (kcal)
Gdzieś w tamtym rejonie okazało się, że zaplanowana trasa wiedzie drogami polnymi, więc trzeba było ją na szybko zmodyfikować. To spowodowało, że zanim dojechaliśmy do Kostrzyna, trzykrotnie przejeżdżaliśmy nad autostradą.
Kolejne ślady w zbożu?
W Kostrzynie zatrzymaliśmy się przy Biedronce, żeby Bobiko kupił prowiant na drogę. Tam też zjedliśmy co nieco. Podczas konsumpcji uświadomiliśmy sobie, że jest już dość późno, a my właściwie jesteśmy... na początku trasy. Do tego temperatura wzrosła do uciążliwego poziomu i nie dało się praktycznie stać w słońcu. Śniadanko dodało nam jednak sił i postanowiliśmy kontynuować jazdę do celu. Znaną nam już trasą przez Promno, przez zjazdy i podjazdy, z małą przerwą na zdjęcia, dojechaliśmy do Pobiedzisk.
Stamtąd wyjechaliśmy na trasę nr 5 z Gniezna do Poznania, którą jechało się całkiem przyjemnie - nawierzchnia prosta i małe pobocze. Po kilku kilometrach, w miejscowości Promno-Stacja, mieliśmy skręcić w prawo, żeby zawitać przy jeziorze Kowalskim. Tak też zrobiliśmy. Tyle, że po kilkuset metrach okazało się, że minęliśmy nasz zaplanowany zjazd w lewo. A zjazd ten był w drogę... bez asfaltu, w piach :/ Trzeba było więc dokonać kolejnej modyfikacji trasy. Powróciliśmy na "piątkę", którą przejechaliśmy kolejnych kilka km i zjechaliśmy w kierunku jezior w Biskupicach.
Nareszcie trafiliśmy nad jezioro, nad którym od razu lepiej się oddychało - chłodniej, wilgotniej i było czuć ten specyficzny zapach jezior, mimo że samo jezioro jest bardzo brudne i jest zakaz kąpieli w nim.
W oddali widać było piękny dom - pewnie jakieś gospodarstwo agroturystyczne.
Ruszyliśmy dalej, do miejscowości Kowalskie, w którym stał wyżej wspomniany dom, jednak miał tak wysoki mur, że z drogi nie dało się go sfotografować.
Kawałek dalej stała jednak malownicza stodoła.
Po kilkuset metrach dotarło do mnie, że po naszej lewej stronie, gdzieś za zasłoną lasu, nadal jest jezioro, które było przecież celem naszego wypadu, a my na razie tylko na chwilę się przy nim zatrzymaliśmy. Wjechaliśmy więc w pierwszy napotkany wjazd w lewo, ale okazało się, że uliczka jest ślepa i nie dochodzi do jeziora. Wybraliśmy więc kolejną, kilkadziesiąt metrów dalej i tędy, ciasnym leśnym, zarośniętym duktem, po betonowych płytach, dotarliśmy na brzeg jeziora.
Zjedliśmy, wypiliśmy, spojrzeliśmy na zegarki i postanowiliśmy, że skrócimy trasę - nie będziemy objeżdżać jeziora lednickiego, tylko zaraz po objeździe następnego zaplanowanego jeziora - Stęszewskiego - pojedziemy na Lednicę i Czerniejewo. Wyjechaliśmy więc na trasę wiodącą do Tuczna, w którym trafiliśmy na istny wysyp turystów i plażowiczy z pobliskiego jeziora Tuczno i Stęszewskiego. Dalsza trasa, wiodąca lasem wzdłuż większego z nich - Jeziora Stęszewskiego, usiana była zaparkowanymi wzdłuż samochodami. Nawierzchnia była masakryczna - łata na łacie, dziura na dziurze. Na szczęście w końcu zaczął się dobry asfalt i można było przyspieszyć. Dojechaliśmy do odcinka, którym już kiedyś jechaliśmy, wracając z Puszczy Zielonka, i dojechaliśmy do Krześlic, w których zatrzymaliśmy się przy jakimś pałacyku.
Na następnym skrzyżowaniu spotkaliśmy rowerzystkę, z którą chwilę porozmawialiśmy. Potem trzeba było podjąć decyzję - czy jedziemy trasą, ale dłuższą, dookoła, czy prosto, polną piaszczystą drogą, wprost na Węglewo i Latalice, co zaoszczędzi ładnych kilka km. Pytanie - czy moje slicki dadzą radę w takim wyschniętym piachu? Ryzykujemy i okazuje się, że nie jest tak źle. Środek duktu jest porośnięty trawą i da się jakoś przejechać, bo lewa i prawa to istna plaża. Po prawie 2 km terenu wyjeżdżamy na asfalt i znaną nam już trasą przez Latalice dojeżdżamy nad Jezioro Lednica i widzimy przed sobą czynny sklep. Całe szczęście, bo obu nam skończyła się już woda. Co dziwne - w sklepie mieli nawet lodówkę, więc Bobiko nabył dla nas po 1,5-litrowej butelce wody, którą napełniliśmy bidony i nasze zaschnięte mordy ;)
Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Wyjeżdżamy znów na "piątkę", którą dojeżdżamy do Łubowa, gdzie skręcamy w prawo i malowniczymy terenami dojeżdżamy do Czerniejewa i do Wrześni.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
132.47 km (2.00 km teren), czas: 08:31 h, avg:15.55 km/h,
prędkość maks: 44.80 km/hTemperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3529 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj