- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#86 | Pierwszy dziś wyjazd - Żerków
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 07.07.2013
Wczoraj Bobiko wspominał coś o tym, że dziś w Żerkowie odbywają się zawody MTB i on jedzie tam od rana, a ja - jeśli chcę - mogę dołączyć później. Przygotowałem się więc, nieszczególnie się spiesząc i spokojnie wyruszyłem w kierunku Żerkowa. Jechałem z wiatrem, ale niezbyt chciałem szaleć, bo miałem przed oczami powrót już pod wiatr, więc trzeba było trochę sił zachować. Minąłem Miłosław i wjechałem do Czeszewa, rozglądając się za moim znajomym pieskiem. Niestety nie było go. Pojechałem na przystań sprawdzić poziom wody.
Prom był zamknięty, ale gdy robiłem zdjęcia przyjechał samochodem przewoźnik i pyta mnie, czy płyniemy. Odpowiedziałem, że nie, że chciałem tylko zrobić zdjęcie, a trasę mam wyznaczoną gdzie indziej. Wróciłem na główną drogę i pojechałem do Orzechowa, następnie dalej na trasę katowicką. Spory ruch. Dojechałem do mostu w Nowym Mieście, na którym nadal ruch odbywa się wahadłowo. Z trasy skręciłem do miasta i standardową już trasą przez Wolicę Kozią udałem się do Żerkowa. Im bliżej Żerkowa, tym więcej rowerzystów mijałem, niektórych jeszcze z numerami startowymi z zawodów. W Żerkowie zacząłem się rozglądać gdzie też odbywają sie te zawody i nagle zobaczyłem podnóże góry, na której stoi wieża tv - całe pokryte banerami reklamowymi i usiane ludźmi, a poniżej morze samochodów.
Dojechałem tam więc, próbując zlokalizować Bobiko. Ten jednak zamelinował się na samym szczycie góry i nie było sposobu żeby tam się dostać w trakcie trwania przejazdów zawodników. Po kontakcie telefonicznym stwierdziłem, że nie będę na niego czekał aż się zawody skończą.
Postałem jeszcze chwilę, popatrzyłem na zawodników i ruszyłem w kierunku punktu widokowego. Tam skonsumowałem parę przekąsek, zrobiłem zdjęcia i po niezbyt szybkim zjeździe (57 km/h) udałem się w kierunku Pyzdr. Tam stanąłem na moście, żeby zrobić zdjęcia opadającej już, ale wciąż wysokiej wody i ruszyłem na Wrześnię.
W drodze powrotnej miałem kryzys, tyle że nie siłowy. Niemiłosiernie bolał mnie tyłek, a to z powodu mocno zużytej poduszki w spodenkach kolarskich i uszkodzonych szwów na jej obrzeżach. Nie mogłem się ułożyć na tym siodełku. Jakoś jednak dotarłem do domu, zjadłem obiad i pojechałem na drugi dziś wyjazd, żeby dobić do liczby 5000 km zrobionych od początku roku (patrz - kolejny wpis).
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2427 (kcal)
Prom był zamknięty, ale gdy robiłem zdjęcia przyjechał samochodem przewoźnik i pyta mnie, czy płyniemy. Odpowiedziałem, że nie, że chciałem tylko zrobić zdjęcie, a trasę mam wyznaczoną gdzie indziej. Wróciłem na główną drogę i pojechałem do Orzechowa, następnie dalej na trasę katowicką. Spory ruch. Dojechałem do mostu w Nowym Mieście, na którym nadal ruch odbywa się wahadłowo. Z trasy skręciłem do miasta i standardową już trasą przez Wolicę Kozią udałem się do Żerkowa. Im bliżej Żerkowa, tym więcej rowerzystów mijałem, niektórych jeszcze z numerami startowymi z zawodów. W Żerkowie zacząłem się rozglądać gdzie też odbywają sie te zawody i nagle zobaczyłem podnóże góry, na której stoi wieża tv - całe pokryte banerami reklamowymi i usiane ludźmi, a poniżej morze samochodów.
Dojechałem tam więc, próbując zlokalizować Bobiko. Ten jednak zamelinował się na samym szczycie góry i nie było sposobu żeby tam się dostać w trakcie trwania przejazdów zawodników. Po kontakcie telefonicznym stwierdziłem, że nie będę na niego czekał aż się zawody skończą.
Postałem jeszcze chwilę, popatrzyłem na zawodników i ruszyłem w kierunku punktu widokowego. Tam skonsumowałem parę przekąsek, zrobiłem zdjęcia i po niezbyt szybkim zjeździe (57 km/h) udałem się w kierunku Pyzdr. Tam stanąłem na moście, żeby zrobić zdjęcia opadającej już, ale wciąż wysokiej wody i ruszyłem na Wrześnię.
W drodze powrotnej miałem kryzys, tyle że nie siłowy. Niemiłosiernie bolał mnie tyłek, a to z powodu mocno zużytej poduszki w spodenkach kolarskich i uszkodzonych szwów na jej obrzeżach. Nie mogłem się ułożyć na tym siodełku. Jakoś jednak dotarłem do domu, zjadłem obiad i pojechałem na drugi dziś wyjazd, żeby dobić do liczby 5000 km zrobionych od początku roku (patrz - kolejny wpis).
Rower:Kross
Dane wycieczki:
91.11 km (0.00 km teren), czas: 05:24 h, avg:16.87 km/h,
prędkość maks: 57.30 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2427 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj