- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#182 | Skorzęcin - silny wiatr i deszcz
Środa, 27 listopada 2013 | dodano: 27.11.2013
Na dziś znów planowałem wyjazd do Skorzęcina, ale podobnie jak w dniach poprzednich - byłem świadomy tego, że pod wieczór przejdą mi chęci i nie będzie mi się chciało jechać tak daleko i pewnie znów wybiorę trójkąt. Jednak spojrzałem na prognozę pogody, w szczególności na kierunek i siłę wiatru i nijak mi ten kierunek nie pasował do trójkąta. Pasował za to idealnie na wycieczkę do Skorzęcina, bo wiało z płd.-zach., a więc do Skorzęcina idealnie z wiatrem, a z powrotem walka. Zaplanowałem, że pojadę to do Witkowa. Jednak gdy wyjechałem po 18 i moja prędkość z każdym metrem wzrastała, a przy 30 km/h jechałem równo z wiatrem i słyszałem tylko piękny szum slicków na asfalcie, to tak mi się spodobało, że z Witkowa pojechałem dalej - do samego ośrodka. Po drodze jednak, w Gorzykowie, zobaczyłem cholernego psa, który atakował mnie i bobika parę miesięcy temu. Szedł sobie lewą stroną drogi, ale akurat wtedy wyprzedzała mnie ciężarówka, więc znalazła się między mną, a psem, który w tym momencie nie miał ochoty na konfrontację. Jednak będę musiał tędy przejechać w drodze powrotnej. Cóż, zobaczymy, czy będę musiał psa potraktować gazem.
W Skorzęcinie nie było nikogo (chociaż zauważyłem jeden samochód na jednej z alejek). Wjechałem na chwilę na molo, żeby zobaczyć wzburzoną powierzchnię jeziora. Fale znów były, jednak nie takie, jak w dzień, kiedy kończyłem dziesiąty tysiąc kilometrów. Mimo wszystko jednak końcówka mola była zalana wodą, a właściwie pianą. 10 sekund później zjeżdżałem już z mola, bo nie chciałem się wychłodzić. Zatrzymałem się tylko na głównej alejce, osłonięty od wiatru przez budynki i napisałem SMS-a do bobika.
Gdy wyjechałem z lasu, to zaczęła się walka z wiatrem. Oj ciężko było. Nie byłem w stanie przyspieszyć do 20 km/h. Zanim dojechałem do Witkowa chodziło mi po głowie, żeby zajrzeć na posterunek policji w Witkowie i powiedzieć im o bezpańskim groźnym psie. W końcu Gorzykowo jest jakieś 5 km od Witkowa, więc to chyba ich teren. Jednak nie zauważyłem pod komisariatem radiowozu, więc chłopaki i tak nie mieliby czym tam pojechać, więc zlałem sprawę i ruszyłem dalej. Gdy dojechałem do Gorzykowa i do miejsca, gdzie łazi ten pies, włączyłem moje długie światła, żeby mieć pod kontrolą i drogę i pobocza, żeby nie dać się zaskoczyć. Poza tym miałem w ręce gaz. Psa na szczęście już nie było. Pojechałem więc dalej.
A 10 km przed Wrześnią zaczęło padać. Najpierw lekka mżawka, a potem coraz bardziej gęsta. A że jechałem pod silny wiatr, to w tym momencie jechałem też pod deszcz, który padał prawie poziomo, prosto w paszczę. Gdy dojechałem do Wrześni, to drogi były już całkiem mokre (ja zresztą też), a temp. spadła do -0,5 st. C.
W domu byłem ok. 21.30.
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1654 (kcal)
W Skorzęcinie nie było nikogo (chociaż zauważyłem jeden samochód na jednej z alejek). Wjechałem na chwilę na molo, żeby zobaczyć wzburzoną powierzchnię jeziora. Fale znów były, jednak nie takie, jak w dzień, kiedy kończyłem dziesiąty tysiąc kilometrów. Mimo wszystko jednak końcówka mola była zalana wodą, a właściwie pianą. 10 sekund później zjeżdżałem już z mola, bo nie chciałem się wychłodzić. Zatrzymałem się tylko na głównej alejce, osłonięty od wiatru przez budynki i napisałem SMS-a do bobika.
Gdy wyjechałem z lasu, to zaczęła się walka z wiatrem. Oj ciężko było. Nie byłem w stanie przyspieszyć do 20 km/h. Zanim dojechałem do Witkowa chodziło mi po głowie, żeby zajrzeć na posterunek policji w Witkowie i powiedzieć im o bezpańskim groźnym psie. W końcu Gorzykowo jest jakieś 5 km od Witkowa, więc to chyba ich teren. Jednak nie zauważyłem pod komisariatem radiowozu, więc chłopaki i tak nie mieliby czym tam pojechać, więc zlałem sprawę i ruszyłem dalej. Gdy dojechałem do Gorzykowa i do miejsca, gdzie łazi ten pies, włączyłem moje długie światła, żeby mieć pod kontrolą i drogę i pobocza, żeby nie dać się zaskoczyć. Poza tym miałem w ręce gaz. Psa na szczęście już nie było. Pojechałem więc dalej.
A 10 km przed Wrześnią zaczęło padać. Najpierw lekka mżawka, a potem coraz bardziej gęsta. A że jechałem pod silny wiatr, to w tym momencie jechałem też pod deszcz, który padał prawie poziomo, prosto w paszczę. Gdy dojechałem do Wrześni, to drogi były już całkiem mokre (ja zresztą też), a temp. spadła do -0,5 st. C.
W domu byłem ok. 21.30.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
62.11 km (0.00 km teren), czas: 02:52 h, avg:21.67 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1654 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj