- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#165 | Osowa Góra
Kilka dni temu Bobiko zaproponował wyjazd na Osową Górę w okolicach Mosiny. Mówił jednak, że trasa wiedzie częściowo w terenie i że będę musiał założyć na ten dzień opony terenowe zamiast moich slicków. Nie bardzo mi się to uśmiechało, a już szczególnie pomysł z jazdą terenową, bo mamy jesień, często pada, więc teren będzie podmokły, a ja nie lubię jeździć po błocie. Tak więc zrezygnowałem z wycieczki i zacząłem szukać dla siebie jakiejś alternatywy. Wszystko wskazywało jednak na to, że i tak wybiorę się na zachód, żeby wracać z wiatrem. Pomyślałem, że odwiedzę Poznań i miejsce, w którym mieszkałem na stancji. Pogadałem z Bobikiem, że mogę się dołączyć do niego w drodze na Osową Górę i gdzieś koło Kórnika pojadę dalej sam. Wyszło jednak na to, że pojedziemy razem na Osową, asfaltami, a rozdzielimy się dopiero dalej, bo Bobiko chciał odwiedzić ponownie nadwarciańskie tereny. Trasę zaplanowaliśmy tak, że po zaliczeniu Osowej ja pojadę do Poznania po wschodniej stronie Warty, drogą, a Bobiko po jej zachodniej stronie, terenowo. Spotkamy się w Poznaniu na Szczepankowie i wrócimy razem do Wrześni. Zaplanowaliśmy wyjazd na 7 rano, ale... prognoza mówiła, że o 8 będzie padać. Szlag... No cóż, wstałem o 6, niebo było w miarę czyste. Przygotowałem prowiant na wyjazd, zjadłem śniadanie i napisałem do Bobika. Teoretycznie powinienem wyjechać z domu o 6:40, żeby być u niego o zaplanowanej 7:00. Tymczasem o 6:40 Bobiko odpisał, że też nie chce mu się jechać i że przekładamy wyjazd na 8, bo za ciemno. Na dworze powoli się rozjaśniało, ale też nadciągnęły z zachodu ciemne chmury. Chyba jednak prognoza się sprawdzi... No ale nic - decyzja jest, że jedziemy. Wyjechałem z domu trochę później niż powinienem, czyli krótko przed 8, bo o 7:30 Bobiko napisał, ze dopiero wstaje i przygotowuje się na wyjazd. O 8:10 byłem u niego, poczekałem chwilę i ruszyliśmy. Niebo tymczasem zaczęło się przejaśniać. Chyba niebezpieczeństwo deszczu minęło. Ruszyliśmy w kierunku Środy Wlkp. Jechaliśmy pod wiatr, a do tego mięśnie nie za bardzo chciały pracować. Na szczęście świeciło słońce i robiło się coraz cieplej.
Przed nami Środa Wlkp.
Wyjechaliśmy ze Środy na drogę w kierunku Słupi Wielkiej i zrobiliśmy przystanek na zdjęcie kurtki, bo temp. podniosła się już do 16 stopni. Niestety, od zachodu znów zaczęły napływać czarne chmury. Ruszyliśmy dalej dość spokojną drogą, z małą ilością samochodów.
Prace na polu
Chyba ktoś o tym zapomniał...
Taka tam piaskownica
Za Bożydarem wyjechaliśmy na trasę Zaniemyśl-Kórnik i jechaliśmy wzdłuż jeziora Bnińskiego, za którym skręciliśmy w lewo, do centrum Bnina, aby ominąć często odwiedzany przez nas Kórnik i ominąć też znaczną część ruchliwej trasy Kórnik-Rogalin. Za Bninem wyjechaliśmy na podobnie ruchliwą trasę 434 Śrem-Kórnik. Na szczęście w planie był tylko krótki odcinek jazdy tą drogą i po chwili zjechaliśmy z niej w lewo na Konarskie. Dalej przejechaliśmy wśród malowniczego, kolorowego lasu, za którym... zaczął padać deszcz.
No nie wierzę - prognoza znów się nie sprawdziła i pogoda zamiast coraz lepszej, robiła się coraz gorsza. Deszcz na chwilę przestał padać. Po drodze Radzewic zobaczyliśmy przed sobą rowerzystę, który dość żwawo sobie poczynał na drodze. Jechał jakimś 28-calowcem na wąskich oponach. Bobiko, gdy go zobaczył, dostał jakichś nadludzkich sił i postanowił pokazać facetowi kto jest szybszy i oddalił się ode mnie na 200 metrów. Ja sobie jechałem spokojnie, ale w końcu też dogoniłem faceta, pozdrowiłem go i pojechałem za Bobikiem. W międzyczasie deszcz zaczął ostro zacinać, więc krótko po wyjeździe na trasę 431 w Świątnikach zatrzymaliśmy się, aby założyć kurtki. Padało już tak, że przez okulary kiepsko było widać. Na szczęście po niedługim czasie przestało padać, jednak droga była już mokra. Minęliśmy Rogalin, następnie Rogalinek i dojechaliśmy do Warty i na moście zatrzymaliśmy się na kilka zdjęć.
Potem krótki odcinek wśród lasów i dojechaliśmy do Mosiny, w której Bobiko chwilę zastanowił się nad trasą, bo mimo że był tu już wcześniej, to szczegółów nie pamiętał. Sprawnie wybrał jednak prawidłową drogę i po chwili znaleźliśmy się na ulicy Pożegowskiej, z której skręciliśmy w ul. Spacerową, która była naszym dzisiejszym celem - słynnym podjazdem na szczyt wzniesienia. Na długości ok. 300-400 metrów teren wznosi się o 55 metrów. Przed takim podjazdem trzeba było zdjąć kurtkę, żeby się nie zapocić. Bobiko oczywiście wydarł do przodu (on chyba ma coś z górala w sobie - co widzi wzniesienie, to przyspiesza), a ja spokojnie ruszyłem sobie pod górę, ale przednia przerzutka się zbuntowała i nie chciała zrzucić łańcucha na najniższe przełożenie. Szlag by ją... W końcu się udało i ruszyłem, a po chwili zobaczyłem parkę na dwóch góralach mknących w dół ze wzniesienia. Pozdrowiliśmy się standardowo i zacząłem walkę z grawitacją. Szkoda, że śniadania nie zjedliśmy wcześniej i czekaliśmy z nim aż do Osowej. Przydałoby się trochę więcej cukru w mięśniach.
Już jestem prawie na szczycie (fot. by Bobiko)
W końcu się udało i dołączyłem do Bobika, po czym ruszyliśmy w stronę wieży widokowej przez kilkudziesięciometrowy odcinek bez asfaltu, a później ścieżką z tłucznia.
To nasz dzisiejszy cel - wieża widokowa
Dojechaliśmy do altanki i rzuciliśmy się na jedzenie, bo obaj byliśmy już mocno głodni. Wieża musiała poczekać.
Założyłem kurtkę, żeby nie zmarznąć w czasie postoju. W międzyczasie rozpadało się na dobre i w momencie gdy szedłem na wieżę (Bobiko został przy rowerach), to już konkretnie lało.
Wchodzę na wieżę
I jestem na szczycie. Ten żółty to Bobiko
...i schodzę na dół
Pstryknąłem parę zdjęć i zszedłem na dół, zaliczając jeden drobny poślizg na mokrych od deszczu stopniach. Teraz na wieżę poszedł Bobiko, a ja usiłowałem wysłać MMS-a do brata.
Gdy Bobiko wrócił uzgodniliśmy, że teraz się rozłączymy - Bobiko pojedzie swoją trasą, a ja, mimo że wcześniej planowałem jechać w stronę Puszczykowa innym zjazdem z Osowej Góry, wrócę tą samą trasą aż do Rogalinka i tam odbiję na północ w kierunku Poznania. Byliśmy świadomi, że trasa Bobika jest dłuższa i trudniejsza i możemy się nie spotkać na Szczepankowie, jednak dopuszczaliśmy możliwość, że poczekam do pół godziny aż Bobiko mnie dogoni.
Tak więc ruszyłem w dół. Droga była mokra, pełna liści, a ja miałem slicki, więc nie mogłem zbytnio szaleć, żeby nie skończyć w lesie na drzewie. Po pokonaniu połowy zjazdu na hamulcu, na drugim odcinku pozwoliłem na swobodne rozpędzenie się rowera, bo było tam bardziej sucho. Przejechałem przez Mosinę i pojechałem na Rogalinek. Po drodze zatrzymałem się na jedno zdjęcie w lasku, a potem kolejny raz na moście, bo tym razem świeciło słońce.
Skręciłem w lewo i po niedługim czasie zobaczyłem ścieżkę rowerową z pięknego asfaltu, więc nie omieszkałem z niej skorzystać. Zatrzymałem się też na niej, przy ławeczce, żeby zdjąć kurtkę. Ruszyłem dalej. Za Sasinowem wjechałem na drogę wśród lasów. Piękne widoki kolorowych drzew. W miejscowości Wiórek zobaczyłem z lewej strony zakole Warty, więc nie omieszkałem zrobić jej kilku zdjęć.
Gdy wjeżdżałem z powrotem na drogę, jechał nią akurat kolejny rowerzysta na góralu. Ruszyłem za nim i prawie do samego Poznania trzymałem się kawałek za nim. W końcu zniknął mi z pola widzenia. Na ulicy Starołęckiej, za skrzyżowaniem z ul. Głuszyna wjechałem na ścieżkę rowerową, zbudowaną z czerwonej niefazowanej kostki, którą bardzo sprawnie dojechałem do zaplanowanego skrętu w prawo za trasą S5 - w ul. Dziedzicką.
Dalej spokojnymi ulicami dojechałem do ul. Pokrzywno, która obudziła moje wspomnienia z czasu studiów, gdy nieraz wracałem nią autobusem z uczelni. Pod trasą Bolesława Krzywoustego dojechałem do skrzyżowania z ulicą Ostrowską, na której jest przystanek autobusowy, z którego odjeżdżał nasz autobus na Rataje. Znalazłem ulicę Rodawską, przy której nadal stoi dom, w którym mieszkałem. Nic się nie zmieniło.
Znalazłem nawet mały sklepik, w którym się zaopatrywałem 18 lat temu. Pojeździłem po okolicznych ulicach, budząc kolejne wspomnienia...
Skontaktowałem się z Bobikiem, jednak ten był jeszcze daleko, więc ruszyłem ulicą Szczepankowo w kierunku Tulc. W większości piękny asfalt pozwalał na dość sprawną jazdę, tym bardziej, że z wiatrem w plecy. Minąłem Tulce, a kawałek przed Gowarzewem znów zaczęło padać, więc musiałem założyć kurtkę. No i zdjąłem ją przed Siekierkami Wielkimi, nad którymi zobaczyłem dwa samoloty, z czego jeden to chyba Dreamliner.
W Siekierkach wykręciłem na chwilę w lewo, żeby sfotografować kościół widoczny z daleka i wróciłem na trasę do Kostrzyna. Tam, po przejeździe przez centrum, wyjechałem na trasę K92, którą dotarłem do Wrześni, zaliczając po drodze centrum Nekli. Do domu dotarłem około 16:40.
No i czeka mnie czyszczenie rowera...
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3872 (kcal)
Przed nami Środa Wlkp.
Wyjechaliśmy ze Środy na drogę w kierunku Słupi Wielkiej i zrobiliśmy przystanek na zdjęcie kurtki, bo temp. podniosła się już do 16 stopni. Niestety, od zachodu znów zaczęły napływać czarne chmury. Ruszyliśmy dalej dość spokojną drogą, z małą ilością samochodów.
Prace na polu
Chyba ktoś o tym zapomniał...
Taka tam piaskownica
Za Bożydarem wyjechaliśmy na trasę Zaniemyśl-Kórnik i jechaliśmy wzdłuż jeziora Bnińskiego, za którym skręciliśmy w lewo, do centrum Bnina, aby ominąć często odwiedzany przez nas Kórnik i ominąć też znaczną część ruchliwej trasy Kórnik-Rogalin. Za Bninem wyjechaliśmy na podobnie ruchliwą trasę 434 Śrem-Kórnik. Na szczęście w planie był tylko krótki odcinek jazdy tą drogą i po chwili zjechaliśmy z niej w lewo na Konarskie. Dalej przejechaliśmy wśród malowniczego, kolorowego lasu, za którym... zaczął padać deszcz.
No nie wierzę - prognoza znów się nie sprawdziła i pogoda zamiast coraz lepszej, robiła się coraz gorsza. Deszcz na chwilę przestał padać. Po drodze Radzewic zobaczyliśmy przed sobą rowerzystę, który dość żwawo sobie poczynał na drodze. Jechał jakimś 28-calowcem na wąskich oponach. Bobiko, gdy go zobaczył, dostał jakichś nadludzkich sił i postanowił pokazać facetowi kto jest szybszy i oddalił się ode mnie na 200 metrów. Ja sobie jechałem spokojnie, ale w końcu też dogoniłem faceta, pozdrowiłem go i pojechałem za Bobikiem. W międzyczasie deszcz zaczął ostro zacinać, więc krótko po wyjeździe na trasę 431 w Świątnikach zatrzymaliśmy się, aby założyć kurtki. Padało już tak, że przez okulary kiepsko było widać. Na szczęście po niedługim czasie przestało padać, jednak droga była już mokra. Minęliśmy Rogalin, następnie Rogalinek i dojechaliśmy do Warty i na moście zatrzymaliśmy się na kilka zdjęć.
Potem krótki odcinek wśród lasów i dojechaliśmy do Mosiny, w której Bobiko chwilę zastanowił się nad trasą, bo mimo że był tu już wcześniej, to szczegółów nie pamiętał. Sprawnie wybrał jednak prawidłową drogę i po chwili znaleźliśmy się na ulicy Pożegowskiej, z której skręciliśmy w ul. Spacerową, która była naszym dzisiejszym celem - słynnym podjazdem na szczyt wzniesienia. Na długości ok. 300-400 metrów teren wznosi się o 55 metrów. Przed takim podjazdem trzeba było zdjąć kurtkę, żeby się nie zapocić. Bobiko oczywiście wydarł do przodu (on chyba ma coś z górala w sobie - co widzi wzniesienie, to przyspiesza), a ja spokojnie ruszyłem sobie pod górę, ale przednia przerzutka się zbuntowała i nie chciała zrzucić łańcucha na najniższe przełożenie. Szlag by ją... W końcu się udało i ruszyłem, a po chwili zobaczyłem parkę na dwóch góralach mknących w dół ze wzniesienia. Pozdrowiliśmy się standardowo i zacząłem walkę z grawitacją. Szkoda, że śniadania nie zjedliśmy wcześniej i czekaliśmy z nim aż do Osowej. Przydałoby się trochę więcej cukru w mięśniach.
Już jestem prawie na szczycie (fot. by Bobiko)
W końcu się udało i dołączyłem do Bobika, po czym ruszyliśmy w stronę wieży widokowej przez kilkudziesięciometrowy odcinek bez asfaltu, a później ścieżką z tłucznia.
To nasz dzisiejszy cel - wieża widokowa
Dojechaliśmy do altanki i rzuciliśmy się na jedzenie, bo obaj byliśmy już mocno głodni. Wieża musiała poczekać.
Założyłem kurtkę, żeby nie zmarznąć w czasie postoju. W międzyczasie rozpadało się na dobre i w momencie gdy szedłem na wieżę (Bobiko został przy rowerach), to już konkretnie lało.
Wchodzę na wieżę
I jestem na szczycie. Ten żółty to Bobiko
...i schodzę na dół
Pstryknąłem parę zdjęć i zszedłem na dół, zaliczając jeden drobny poślizg na mokrych od deszczu stopniach. Teraz na wieżę poszedł Bobiko, a ja usiłowałem wysłać MMS-a do brata.
Gdy Bobiko wrócił uzgodniliśmy, że teraz się rozłączymy - Bobiko pojedzie swoją trasą, a ja, mimo że wcześniej planowałem jechać w stronę Puszczykowa innym zjazdem z Osowej Góry, wrócę tą samą trasą aż do Rogalinka i tam odbiję na północ w kierunku Poznania. Byliśmy świadomi, że trasa Bobika jest dłuższa i trudniejsza i możemy się nie spotkać na Szczepankowie, jednak dopuszczaliśmy możliwość, że poczekam do pół godziny aż Bobiko mnie dogoni.
Tak więc ruszyłem w dół. Droga była mokra, pełna liści, a ja miałem slicki, więc nie mogłem zbytnio szaleć, żeby nie skończyć w lesie na drzewie. Po pokonaniu połowy zjazdu na hamulcu, na drugim odcinku pozwoliłem na swobodne rozpędzenie się rowera, bo było tam bardziej sucho. Przejechałem przez Mosinę i pojechałem na Rogalinek. Po drodze zatrzymałem się na jedno zdjęcie w lasku, a potem kolejny raz na moście, bo tym razem świeciło słońce.
Skręciłem w lewo i po niedługim czasie zobaczyłem ścieżkę rowerową z pięknego asfaltu, więc nie omieszkałem z niej skorzystać. Zatrzymałem się też na niej, przy ławeczce, żeby zdjąć kurtkę. Ruszyłem dalej. Za Sasinowem wjechałem na drogę wśród lasów. Piękne widoki kolorowych drzew. W miejscowości Wiórek zobaczyłem z lewej strony zakole Warty, więc nie omieszkałem zrobić jej kilku zdjęć.
Gdy wjeżdżałem z powrotem na drogę, jechał nią akurat kolejny rowerzysta na góralu. Ruszyłem za nim i prawie do samego Poznania trzymałem się kawałek za nim. W końcu zniknął mi z pola widzenia. Na ulicy Starołęckiej, za skrzyżowaniem z ul. Głuszyna wjechałem na ścieżkę rowerową, zbudowaną z czerwonej niefazowanej kostki, którą bardzo sprawnie dojechałem do zaplanowanego skrętu w prawo za trasą S5 - w ul. Dziedzicką.
Dalej spokojnymi ulicami dojechałem do ul. Pokrzywno, która obudziła moje wspomnienia z czasu studiów, gdy nieraz wracałem nią autobusem z uczelni. Pod trasą Bolesława Krzywoustego dojechałem do skrzyżowania z ulicą Ostrowską, na której jest przystanek autobusowy, z którego odjeżdżał nasz autobus na Rataje. Znalazłem ulicę Rodawską, przy której nadal stoi dom, w którym mieszkałem. Nic się nie zmieniło.
Znalazłem nawet mały sklepik, w którym się zaopatrywałem 18 lat temu. Pojeździłem po okolicznych ulicach, budząc kolejne wspomnienia...
Skontaktowałem się z Bobikiem, jednak ten był jeszcze daleko, więc ruszyłem ulicą Szczepankowo w kierunku Tulc. W większości piękny asfalt pozwalał na dość sprawną jazdę, tym bardziej, że z wiatrem w plecy. Minąłem Tulce, a kawałek przed Gowarzewem znów zaczęło padać, więc musiałem założyć kurtkę. No i zdjąłem ją przed Siekierkami Wielkimi, nad którymi zobaczyłem dwa samoloty, z czego jeden to chyba Dreamliner.
W Siekierkach wykręciłem na chwilę w lewo, żeby sfotografować kościół widoczny z daleka i wróciłem na trasę do Kostrzyna. Tam, po przejeździe przez centrum, wyjechałem na trasę K92, którą dotarłem do Wrześni, zaliczając po drodze centrum Nekli. Do domu dotarłem około 16:40.
No i czeka mnie czyszczenie rowera...
Rower:Kross
Dane wycieczki:
145.32 km (0.50 km teren), czas: 08:52 h, avg:16.39 km/h,
prędkość maks: 48.20 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3872 (kcal)
K o m e n t a r z e
Pozwolę sobie podlinkować do mojej wersji wycieczki ;-)''
I nie, nie mam nadludzkich mocy, to prostu *lata ciężkich treningów* xD bobiko - 09:34 poniedziałek, 28 października 2013 | linkuj
Komentuj
I nie, nie mam nadludzkich mocy, to prostu *lata ciężkich treningów* xD bobiko - 09:34 poniedziałek, 28 października 2013 | linkuj