- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
#162 | Skorzęcin, a jakże!
Niedziela, 20 października 2013 | dodano: 20.10.2013
Miałem dziś jechać w kierunku Poznania, ale w połowie wytyczania trasy zrezygnowałem i... wybrałem Skorzęcin. Pomyślałem, że przy tak ładnej pogodzie i przy niedzieli pewnie będzie tam dziś bardzo sympatycznie.
Nie byłem pewny temperatury. Niby termometry wskazywały 15 stopni, ale jakoś nie byłem do tego przekonany. Tym bardziej, że trochę wiało. Wziąłem kurtkę. No i po paru km okazało się, że to był błąd. No ale przecież nie będę wracał. Pojadę sobie spokojnie. No cóż, spokojnie jechać się nie dało, bo wiatr wiał w plecy, więc po kolejnych kilku km byłem już mokry ;)
Drogi były spokojne, prawie bez samochodów. No i ciepełko...
Dojechałem do Skorzęcina i pojechałem na molo. Skonsumowałem 2 batony. Po jakimś czasie dojechały 3 osoby na rowerach - jacyś turyści w wieku ok. 50-60 lat, dwóch mężczyzn i kobieta.
Zwinęli się wcześniej, a ja jeszcze posiedziałem na ławce kilka minut i podziwiałem ładne widoki. W końcu trzeba było się zebrać w sobie i ruszyć w drogę powrotną pod wiatr. Okazało się, że wiatr, mimo że silny, był niczym w porównaniu z czym innym, z czym musiałem się zmierzyć w drodze powrotnej. Z robactwem...
Dżizas!!! Ileż tego cholerstwa się pojawiło w powietrzu!!! Masakra... Najgorszy odcinek był za Witkowem, druga prosta w kierunku Wrześni. Czułem się jak pod ostrzałem z miniguna. Słyszałem uderzenia owadów w kurtkę, kask i okulary z taką częstotliwością, z jaką zderzałbym się z kroplami rzęsistej ulewy. Wszystko się na mnie ruszało - spodnie i kurtka były pokryte robactwem, pod kaskiem miałem ich kilkadziesiąt. Musiałem też zapiąć kurtkę, bo zabrałbym je wszystkie ze sobą. Po prostu ściana robactwa. Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek w tym roku było tyle tego cholerstwa w powietrzu... I było tak prawie do samej Wrześni. Gdzieniegdzie było spokojniej, ale przez większość trasy trzeba było starać się oddychać przez nos, bo otwarcie ust wiązało się z przekąską. A walczyłem z wiatrem, więc oddychanie przez nos było dość trudne...
Gdy byłem przed Grzybowem zadzwonił bobiko. Poinformował że wyjeżdża z Wrześni i jedzie w moją stronę. Spotkaliśmy się w Gutowie i dojechaliśmy do Wrześni, zahaczając jeszcze o abc na Witkowskiej.
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1648 (kcal)
Nie byłem pewny temperatury. Niby termometry wskazywały 15 stopni, ale jakoś nie byłem do tego przekonany. Tym bardziej, że trochę wiało. Wziąłem kurtkę. No i po paru km okazało się, że to był błąd. No ale przecież nie będę wracał. Pojadę sobie spokojnie. No cóż, spokojnie jechać się nie dało, bo wiatr wiał w plecy, więc po kolejnych kilku km byłem już mokry ;)
Drogi były spokojne, prawie bez samochodów. No i ciepełko...
Dojechałem do Skorzęcina i pojechałem na molo. Skonsumowałem 2 batony. Po jakimś czasie dojechały 3 osoby na rowerach - jacyś turyści w wieku ok. 50-60 lat, dwóch mężczyzn i kobieta.
Zwinęli się wcześniej, a ja jeszcze posiedziałem na ławce kilka minut i podziwiałem ładne widoki. W końcu trzeba było się zebrać w sobie i ruszyć w drogę powrotną pod wiatr. Okazało się, że wiatr, mimo że silny, był niczym w porównaniu z czym innym, z czym musiałem się zmierzyć w drodze powrotnej. Z robactwem...
Dżizas!!! Ileż tego cholerstwa się pojawiło w powietrzu!!! Masakra... Najgorszy odcinek był za Witkowem, druga prosta w kierunku Wrześni. Czułem się jak pod ostrzałem z miniguna. Słyszałem uderzenia owadów w kurtkę, kask i okulary z taką częstotliwością, z jaką zderzałbym się z kroplami rzęsistej ulewy. Wszystko się na mnie ruszało - spodnie i kurtka były pokryte robactwem, pod kaskiem miałem ich kilkadziesiąt. Musiałem też zapiąć kurtkę, bo zabrałbym je wszystkie ze sobą. Po prostu ściana robactwa. Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek w tym roku było tyle tego cholerstwa w powietrzu... I było tak prawie do samej Wrześni. Gdzieniegdzie było spokojniej, ale przez większość trasy trzeba było starać się oddychać przez nos, bo otwarcie ust wiązało się z przekąską. A walczyłem z wiatrem, więc oddychanie przez nos było dość trudne...
Gdy byłem przed Grzybowem zadzwonił bobiko. Poinformował że wyjeżdża z Wrześni i jedzie w moją stronę. Spotkaliśmy się w Gutowie i dojechaliśmy do Wrześni, zahaczając jeszcze o abc na Witkowskiej.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
61.88 km (0.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:18.85 km/h,
prędkość maks: 45.60 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1648 (kcal)
K o m e n t a r z e
Co to za robaki były. Mnie dzisiaj jedynie kilka chińskich biedronek zaatakowało.
sebekfireman - 20:53 niedziela, 20 października 2013 | linkuj
Zła jestem, i zazdroszczę jednocześnie! Proszę o Skorzęcinie w tak piekne dni nie pisać, nie odwiedzać, gdyż wcześniej wspomniana zazdrość mnie zżera ;)
A już zupełnie powaznie, mam nadzieje, ze ten wyjazd do udanych zaliczasz... szkoda tylko, że średnia wieku i płeć towarzyszących Ci rowerzystow nie sprzyjały tego dnia :P ann - 19:04 niedziela, 20 października 2013 | linkuj
Komentuj
A już zupełnie powaznie, mam nadzieje, ze ten wyjazd do udanych zaliczasz... szkoda tylko, że średnia wieku i płeć towarzyszących Ci rowerzystow nie sprzyjały tego dnia :P ann - 19:04 niedziela, 20 października 2013 | linkuj