- Kategorie:
- 1-50.971
- 101-150.101
- 151-200.9
- 201-250.5
- 301-350.2
- 351-400.1
- 51-100.592
- deszcz.34
- leżący śnieg.11
- mgła.15
- mokro.29
- mżawka.11
- po zmroku.120
- pochmurno.248
- słonecznie.329
- śnieg.16
- trenażer.5
Wpisy archiwalne w kategorii
101-150
Dystans całkowity: | 11539.53 km (w terenie 363.19 km; 3.15%) |
Czas w ruchu: | 578:10 |
Średnia prędkość: | 19.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.60 km/h |
Suma podjazdów: | 24914 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 186 (96 %) |
Suma kalorii: | 239252 kcal |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 114.25 km i 5h 43m |
Więcej statystyk |
#158 | Skorzęcin, Czerniejewo, Nekla
Czwartek, 9 października 2014 | dodano: 09.10.2014Kategoria 101-150
Rower:Kross
Dane wycieczki:
102.24 km (0.00 km teren), czas: 04:59 h, avg:20.52 km/h,
prędkość maks: 40.60 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2724 (kcal)
#155 | Skorzęcin i Strzałkowo
Sobota, 4 października 2014 | dodano: 04.10.2014Kategoria 101-150
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
103.51 km (0.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:24.36 km/h,
prędkość maks: 46.90 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2757 (kcal)
#144 | Trzemeszno, Gołąbki
Rower:Kross
Dane wycieczki:
105.38 km (2.00 km teren), czas: 07:13 h, avg:14.60 km/h,
prędkość maks: 53.60 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2807 (kcal)
#140 | Nekla, Gniezno, Trzemeszno, Witkowo
Rower:Kross
Dane wycieczki:
103.68 km (10.00 km teren), czas: 06:15 h, avg:16.59 km/h,
prędkość maks: 41.40 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2762 (kcal)
#124 | Skorzęcin, Niechanowo, Gniezno, Jankowo Dolne, Trzemeszno
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
126.29 km (0.00 km teren), czas: 06:39 h, avg:18.99 km/h,
prędkość maks: 57.20 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3365 (kcal)
#114 | Chocz w zajebistym upale
Sobota, 2 sierpnia 2014 | dodano: 02.08.2014Kategoria 101-150
Rower:Kross
Dane wycieczki:
118.32 km (5.50 km teren), czas: 06:29 h, avg:18.25 km/h,
prędkość maks: 40.60 km/hTemperatura:35.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3152 (kcal)
#107 | Duszno
Wtorek, 22 lipca 2014 | dodano: 22.07.2014Kategoria 101-150
Rower:Kross
Dane wycieczki:
112.89 km (6.00 km teren), czas: 08:12 h, avg:13.77 km/h,
prędkość maks: 55.15 km/hTemperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3007 (kcal)
#77 | Poznań - drugi dziś wyjazd, więc łącznie 204 km
Przed 15:00 pojechałem po bobika. Po wyjeździe stwierdziłem, że może być ciężko z tą drugą dzisiejszą setką km, bo byłem już trochę zmęczony. Ale każdy kolejny kilometr powodował rozruszanie się mięśni i potem było już łatwiej. Pojechaliśmy przez Bardo, a dalej już naszą standardową trasą na Poznań przez Gułtowy i Gowarzewo.
Po drodze bobiko napomknął o Macu, że chętnie wypiłby kawę z McDrive'a. Przystałem na propozycję, tylko że wymyśliłem sobie cheeseburgera i shake'a. Dojechaliśmy do Poznania, skoczyliśmy na Maltę, gdzie wśród setek rowerzystów, rolkarzy i biegaczy dojechaliśmy do Galerii Malta. Ja zostałem z rowerami, a bobiko skoczył do McDonalda. Potem rozłożyliśmy się na na trawie przed galerią, na słoneczku i oddaliśmy się konsumpcji i podziwianiu widoków - ruchomych i nieruchomych.
Siedzę sobie:
Ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ups, chodnik się zepsuł...
Niestety, bobiko wymyślił sobie, że do domu pojedziemy drogami terenowymi, doliną Cybiny. Cwaniakował przy tym, bo miał w nogach dopiero nieco ponad 60 km, a ja o 100 więcej. Dodatkowo dobijała mnie kiepskiej jakości wkładka w moich spodenkach. Po kilometrach dziur i piachów w końcu wyjechaliśmy na asfalt w Biskupicach i można było przyspieszyć.
Dalej było Promno...
...i Pobiedziska, skąd już spokojnie, z jedną przerwą na ostatnią przekąskę, dotarliśmy do Wrześni przez Wierzyce i Czerniejewo.
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2976 (kcal)
Po drodze bobiko napomknął o Macu, że chętnie wypiłby kawę z McDrive'a. Przystałem na propozycję, tylko że wymyśliłem sobie cheeseburgera i shake'a. Dojechaliśmy do Poznania, skoczyliśmy na Maltę, gdzie wśród setek rowerzystów, rolkarzy i biegaczy dojechaliśmy do Galerii Malta. Ja zostałem z rowerami, a bobiko skoczył do McDonalda. Potem rozłożyliśmy się na na trawie przed galerią, na słoneczku i oddaliśmy się konsumpcji i podziwianiu widoków - ruchomych i nieruchomych.
Siedzę sobie:
Ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ups, chodnik się zepsuł...
Niestety, bobiko wymyślił sobie, że do domu pojedziemy drogami terenowymi, doliną Cybiny. Cwaniakował przy tym, bo miał w nogach dopiero nieco ponad 60 km, a ja o 100 więcej. Dodatkowo dobijała mnie kiepskiej jakości wkładka w moich spodenkach. Po kilometrach dziur i piachów w końcu wyjechaliśmy na asfalt w Biskupicach i można było przyspieszyć.
Dalej było Promno...
...i Pobiedziska, skąd już spokojnie, z jedną przerwą na ostatnią przekąskę, dotarliśmy do Wrześni przez Wierzyce i Czerniejewo.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
111.70 km (12.00 km teren), czas: 07:04 h, avg:15.81 km/h,
prędkość maks: 41.00 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2976 (kcal)
#47 | Jezioro Przedwieśnia szosowo
Sobota, 12 kwietnia 2014 | dodano: 12.04.2014Kategoria 101-150
W końcu nadszedł ten dzień, kiedy wybrałem się w miejsce, do którego chciałem powrócić na nowym rowerze. Miejscem tym jest nowiutki asfalcik w okolicach Głęboczka.
Wyjechałem o 11:00 i udałem się w stronę Witkowa, skąd śmignąłem do Trzemeszna. Tam czekała mnie przeprawa przez wybrukowane centrum. To była dopiero masakra... Gdy jechałem tam w zeszłym roku na starej szosówce, to mnie tak nie wytrzęsło jak teraz. A podobno rama i widelec karbonowy lepiej tłumią nierówności. Taaaa, ciekawe... Chyba że miałem mocniej napompowane opony niż wtedy w starym rowerze. W każdym razie gdy wydostałem się w końcu na prostą drogę, to nacieszyłem się nią długo - miejscowość Niewolno przywitała mnie taką rozpierduchą na asfalcie, że musiałem zwolnić poniżej 20 km/h, bo miałem wrażenie, że rower zaraz się rozsypie albo popękają szprychy. Pierdolona Polska...
Dalej było trochę lepiej. Dokulałem się do Kruchowa i tam zaczęły się pagórki. W Ławkach strzeliłem pierwszą fotkę.
Prawdziwa masakra na nawierzchni zaczęła się jednak dopiero za Palędziem. Tam miejscami nie dało się jechać szybciej niż 15 km/h. No normalnie jak w Afganistanie po bombardowaniu. Droga poniżej, przed Głęboczkiem, w samym Głęboczku i dalej, aż do skrętu na docelową drogę, wygląda jakby nigdy nie miała kontaktu z walcem - asfalt został chyba wylany z maszyny i zostawiony na pastwę losu, ku jedynej chyba uciesze właścicieli samochodów typu Jeep Cheeroke, kurwa.
I w końcu jest - upragniona nawierzchnia każdego szosowca. Równiuteńka jak stół i prawie całkowicie bez ruchu aut, bo to droga wewnętrzna. Spotkać można czasem jakiś ciągnik, albo samochód leśnych piknikowiczów. Od skrzyżowania z drogą na Głęboczek do prawie samego końca, gdzie leży jezioro Przedwieśnia, jest ponad 5 km szosy idealnej na sprint, osłoniętej przed wiatrem. Jedynie przy obu krawędziach jezdni leży trochę igliwia, a na skrzyżowaniach, gdzie asfalt łączy się z leśnymi duktami, leży trochę piasku i drobnych kamieni, więc trzeba uważać na opony.
Jest i jezioro Przedwieśnia:
Początkowo miałem ochotę na dwukrotne pokonanie dystansu od skrzyżowania do jeziora, ale dokładnie tak jak w zeszłym roku - gdy tylko dojechałem do jeziora, zaczęło się chmurzyć. Czarne chmury nie wyglądały zbyt przyjaźnie, więc powyższy pomysł szybko odrzuciłem. Po przelaniu wody z plecaka do bidonu i krótkiej rozmowie tel. z bobikiem ruszyłem w drogę powrotną.
Chmury straszyły, straszyły, ale na szczęście nic z nich nie spadło. Znów musiałem pokonać pieprzony poligon. Gdy minąłem Palędzie, było już lepiej. Cały czas miałem jednak przed oczami kolejną przeprawę przez Trzemeszno. Gdy w końcu tam dotarłem, to nie wytrzymałem do końca i końcowy etap przejazdu przez centrum pokonałem chodnikiem.
Za Trzemesznem w lesie spotkałem szosowca i jechaliśmy razem prawie do samego Witkowa. Tam przyspieszyłem i po niecałej godzinie dotarłem do domu.
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3414 (kcal)
Wyjechałem o 11:00 i udałem się w stronę Witkowa, skąd śmignąłem do Trzemeszna. Tam czekała mnie przeprawa przez wybrukowane centrum. To była dopiero masakra... Gdy jechałem tam w zeszłym roku na starej szosówce, to mnie tak nie wytrzęsło jak teraz. A podobno rama i widelec karbonowy lepiej tłumią nierówności. Taaaa, ciekawe... Chyba że miałem mocniej napompowane opony niż wtedy w starym rowerze. W każdym razie gdy wydostałem się w końcu na prostą drogę, to nacieszyłem się nią długo - miejscowość Niewolno przywitała mnie taką rozpierduchą na asfalcie, że musiałem zwolnić poniżej 20 km/h, bo miałem wrażenie, że rower zaraz się rozsypie albo popękają szprychy. Pierdolona Polska...
Dalej było trochę lepiej. Dokulałem się do Kruchowa i tam zaczęły się pagórki. W Ławkach strzeliłem pierwszą fotkę.
Prawdziwa masakra na nawierzchni zaczęła się jednak dopiero za Palędziem. Tam miejscami nie dało się jechać szybciej niż 15 km/h. No normalnie jak w Afganistanie po bombardowaniu. Droga poniżej, przed Głęboczkiem, w samym Głęboczku i dalej, aż do skrętu na docelową drogę, wygląda jakby nigdy nie miała kontaktu z walcem - asfalt został chyba wylany z maszyny i zostawiony na pastwę losu, ku jedynej chyba uciesze właścicieli samochodów typu Jeep Cheeroke, kurwa.
I w końcu jest - upragniona nawierzchnia każdego szosowca. Równiuteńka jak stół i prawie całkowicie bez ruchu aut, bo to droga wewnętrzna. Spotkać można czasem jakiś ciągnik, albo samochód leśnych piknikowiczów. Od skrzyżowania z drogą na Głęboczek do prawie samego końca, gdzie leży jezioro Przedwieśnia, jest ponad 5 km szosy idealnej na sprint, osłoniętej przed wiatrem. Jedynie przy obu krawędziach jezdni leży trochę igliwia, a na skrzyżowaniach, gdzie asfalt łączy się z leśnymi duktami, leży trochę piasku i drobnych kamieni, więc trzeba uważać na opony.
Jest i jezioro Przedwieśnia:
Początkowo miałem ochotę na dwukrotne pokonanie dystansu od skrzyżowania do jeziora, ale dokładnie tak jak w zeszłym roku - gdy tylko dojechałem do jeziora, zaczęło się chmurzyć. Czarne chmury nie wyglądały zbyt przyjaźnie, więc powyższy pomysł szybko odrzuciłem. Po przelaniu wody z plecaka do bidonu i krótkiej rozmowie tel. z bobikiem ruszyłem w drogę powrotną.
Chmury straszyły, straszyły, ale na szczęście nic z nich nie spadło. Znów musiałem pokonać pieprzony poligon. Gdy minąłem Palędzie, było już lepiej. Cały czas miałem jednak przed oczami kolejną przeprawę przez Trzemeszno. Gdy w końcu tam dotarłem, to nie wytrzymałem do końca i końcowy etap przejazdu przez centrum pokonałem chodnikiem.
Za Trzemesznem w lesie spotkałem szosowca i jechaliśmy razem prawie do samego Witkowa. Tam przyspieszyłem i po niecałej godzinie dotarłem do domu.
Rower:Kellys
Dane wycieczki:
128.15 km (0.00 km teren), czas: 06:11 h, avg:20.73 km/h,
prędkość maks: 50.00 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3414 (kcal)
#32| Wrz-Czern-Nkl-Wrz-Skorz-Wrz-Czern-Nkl-Wrz i 2000 km przekroczone
Dziś, gdy byłem w pracy, po głowie chodziło mi szaleństwo dobicia dzisiejszym popołudniem i wieczorem do 2000 km w tym roku. Brakowało do tego 127 km. Czy się uda? Zobaczymy. Na pierwszy rzut, po zjedzeniu obiadu, poszedł trójkąt Września-Czerniejewo-Nekla-Września. Wyjechałem o 17 i poinformowałem bobika, że o 18.30 będzie wyjazd do Skoja i jeśli chce, to musiałby o tej godzinie dobić do mnie, bo nie będę miał czasu, żeby na niego czekać. Przystał na propozycję.
Ruszyłem z kopyta. Pogoda była ładna, ciepło, więc nie brałem kurtki i miałem na sobie bluzę i kamizelkę. Śmignąłem przez Czerniejewo i dalej do Nekli. Przed Neklą spotkałem roller-girl, ale - o dziwo - nie na rolkach, tylko na rowerze z sakwami. Czyżby zmieniła sport?
Między Neklą a Wrześnią jechałem serwisówką. Przed Zasutowem w oddali zobaczyłem dwóch rowerzystów. Dogoniłem ich i zobaczyłem, że jeden z nich jechał szosówką Meridy.
Do Wrześni dotarłem ok. 18.20. Bobiko poinformował mnie, że trochę się może spóźnić. Odpowiedziałem, że być może zdąży jednak do mnie dojechać, bo ja też mam lekkie opóźnienie i właśnie wszedłem do domu, a muszę się jeszcze przebrać. Łyknąłem drugą dawkę SuperDrive i wyszedłem z domu. Zadzwoniłem do bobika z pytaniem gdzie jest. Odpowiedział, że koło Shella i że mam jechać na Skorzęcin, a on mnie dogoni. Hehe, no nie wiem ;)
Ruszyłem więc, co jakiś czas sprawdzając swoją godzinę szóstą, ale bobika nie było widać. Chyba jednak za bardzo podkręciłem tempo. Jednak nie miałem ochoty zwalniać, bo dzień nie jest z gumy, a ja chciałem zrobić grubo ponad setkę dzisiaj. Policzyłem, że trójkąt + Skorzęcin, to będzie tylko 97 km, więc po Skorzęcinie trzeba będzie jeszcze jakąś trasę zaliczyć. Bobika zobaczyłem za sobą, a właściwie tylko jego przednie, silne światła, gdy byłem w Grzybowie. Jednak jeszcze przez całą długą prostą za Grzybowem i potem drugą - do Stanisławowa - byłem daleko w przodzie. Potem obniżyłem tempo, żeby bobiko mnie dogonił, przywitaliśmy się i śmignęliśmy do Witkowa. Bobiko zaproponował tam krótki postój na uzupełnienie prowiantu w Tesco. 5 minut przed sklepem i jedziemy dalej - od strony osiedla, przez centrum i wyjeżdżamy na drogę do Skorzęcina. Tam było bardzo spokojnie. Do samego ośrodka chyba nie widzieliśmy żadnego samochodu. W ośrodku zobaczyliśmy jeden samochód i parkę. Wjechaliśmy na molo, żeby przywitać się z jeziorem, a potem zjechaliśmy z niego i zrobiliśmy piknik przy plaży, przy hotelu. Żel owocowy, batonik, energetyk i takie tam.
Po 20 czy 30 minutach, założeniu dodatkowej warstwy po kurtkę, ruszyliśmy dalej (po drodze pokazałem Kubie jeszcze moje miejsce, w którym zawsze piję kawę wieczorem). W lesie bobiko cieszył się ze swojej lampki-czołówki, która całkiem fajnie świeci. Oświetlała całą drogę przed nami. Do Witowa jechaliśmy równym tempem, niewiele rozmawiając, żeby skupić się na jeździe i oszczędnie gospodarować siłami, których jeszcze na trochę musi wystarczyć. W planie był dziś jeszcze trójkąt Czerniejewo-Nekla-Września.
W Witkowie zrobiliśmy krótki postój - ja się napiłem energetyka z plecaka, a bobiko zmienił skarpetki na cieplejsze. Przed centrum bobiko - świr jeden - postanowił dogonić pod górkę jadący przed nim samochód ;)
Droga do Wrześni była już wyraźnie wolniejsza. Przez chwilę poczułem zanik energii, co bobiko podsumował czymś w rodzaju "nie pierdol, jedziemy" ;) Trzeba było jechać, to fakt. Zebraliśmy się w sobie, dojechaliśmy do Wrześni, po czym odwiedziliśmy Tesco, bo tam w Paczkomacie czekała na mnie paczka z nowymi akumulatorami do mojej przedniej lampy. Po odebraniu przesyłki ruszyliśmy wzdłuż Wrześnicy i przez park nad zalew wrzesiński, skąd wyjechaliśmy na drogę na Czerniejewo. Było tam już w miarę spokojnie. W Czerniejewie kolejny krótki postój na zmianę baterii w bobika lampkach i jedziemy dalej, wśród lasów do Nekli.
W Nekli bobiko planował odbić w prawo i od razu jechać do siebie przez Targową Górkę, jednak wybrał jazdę do Wrześni ze mną. Pojechaliśmy więc serwisówką wzdłuż K92, po drodze zatrzymując się przy komisie autobusowym, żeby przywitać się z pieskiem. Potem pozostało już tylko dojechać do Wrześni. Przed Podstolicami, gdy puściłem bobika przodem, ten wyrwał do przodu i przed Psarami, przed zjazdem z trasy, miał już nawet mną przewagę jakieś 300-400 metrów. Tam poczekał na mnie, dojechaliśmy do Wrześni i rozstaliśmy się na skrzyżowaniu przed Małpim Gajem.
W domu byłem 20 minut po północy.
Planowałem zrobić 127, a wyszło prawie 140 km, tak więc 2000 km w tym roku przekroczyłem.
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3711 (kcal)
Ruszyłem z kopyta. Pogoda była ładna, ciepło, więc nie brałem kurtki i miałem na sobie bluzę i kamizelkę. Śmignąłem przez Czerniejewo i dalej do Nekli. Przed Neklą spotkałem roller-girl, ale - o dziwo - nie na rolkach, tylko na rowerze z sakwami. Czyżby zmieniła sport?
Między Neklą a Wrześnią jechałem serwisówką. Przed Zasutowem w oddali zobaczyłem dwóch rowerzystów. Dogoniłem ich i zobaczyłem, że jeden z nich jechał szosówką Meridy.
Do Wrześni dotarłem ok. 18.20. Bobiko poinformował mnie, że trochę się może spóźnić. Odpowiedziałem, że być może zdąży jednak do mnie dojechać, bo ja też mam lekkie opóźnienie i właśnie wszedłem do domu, a muszę się jeszcze przebrać. Łyknąłem drugą dawkę SuperDrive i wyszedłem z domu. Zadzwoniłem do bobika z pytaniem gdzie jest. Odpowiedział, że koło Shella i że mam jechać na Skorzęcin, a on mnie dogoni. Hehe, no nie wiem ;)
Ruszyłem więc, co jakiś czas sprawdzając swoją godzinę szóstą, ale bobika nie było widać. Chyba jednak za bardzo podkręciłem tempo. Jednak nie miałem ochoty zwalniać, bo dzień nie jest z gumy, a ja chciałem zrobić grubo ponad setkę dzisiaj. Policzyłem, że trójkąt + Skorzęcin, to będzie tylko 97 km, więc po Skorzęcinie trzeba będzie jeszcze jakąś trasę zaliczyć. Bobika zobaczyłem za sobą, a właściwie tylko jego przednie, silne światła, gdy byłem w Grzybowie. Jednak jeszcze przez całą długą prostą za Grzybowem i potem drugą - do Stanisławowa - byłem daleko w przodzie. Potem obniżyłem tempo, żeby bobiko mnie dogonił, przywitaliśmy się i śmignęliśmy do Witkowa. Bobiko zaproponował tam krótki postój na uzupełnienie prowiantu w Tesco. 5 minut przed sklepem i jedziemy dalej - od strony osiedla, przez centrum i wyjeżdżamy na drogę do Skorzęcina. Tam było bardzo spokojnie. Do samego ośrodka chyba nie widzieliśmy żadnego samochodu. W ośrodku zobaczyliśmy jeden samochód i parkę. Wjechaliśmy na molo, żeby przywitać się z jeziorem, a potem zjechaliśmy z niego i zrobiliśmy piknik przy plaży, przy hotelu. Żel owocowy, batonik, energetyk i takie tam.
Po 20 czy 30 minutach, założeniu dodatkowej warstwy po kurtkę, ruszyliśmy dalej (po drodze pokazałem Kubie jeszcze moje miejsce, w którym zawsze piję kawę wieczorem). W lesie bobiko cieszył się ze swojej lampki-czołówki, która całkiem fajnie świeci. Oświetlała całą drogę przed nami. Do Witowa jechaliśmy równym tempem, niewiele rozmawiając, żeby skupić się na jeździe i oszczędnie gospodarować siłami, których jeszcze na trochę musi wystarczyć. W planie był dziś jeszcze trójkąt Czerniejewo-Nekla-Września.
W Witkowie zrobiliśmy krótki postój - ja się napiłem energetyka z plecaka, a bobiko zmienił skarpetki na cieplejsze. Przed centrum bobiko - świr jeden - postanowił dogonić pod górkę jadący przed nim samochód ;)
Droga do Wrześni była już wyraźnie wolniejsza. Przez chwilę poczułem zanik energii, co bobiko podsumował czymś w rodzaju "nie pierdol, jedziemy" ;) Trzeba było jechać, to fakt. Zebraliśmy się w sobie, dojechaliśmy do Wrześni, po czym odwiedziliśmy Tesco, bo tam w Paczkomacie czekała na mnie paczka z nowymi akumulatorami do mojej przedniej lampy. Po odebraniu przesyłki ruszyliśmy wzdłuż Wrześnicy i przez park nad zalew wrzesiński, skąd wyjechaliśmy na drogę na Czerniejewo. Było tam już w miarę spokojnie. W Czerniejewie kolejny krótki postój na zmianę baterii w bobika lampkach i jedziemy dalej, wśród lasów do Nekli.
W Nekli bobiko planował odbić w prawo i od razu jechać do siebie przez Targową Górkę, jednak wybrał jazdę do Wrześni ze mną. Pojechaliśmy więc serwisówką wzdłuż K92, po drodze zatrzymując się przy komisie autobusowym, żeby przywitać się z pieskiem. Potem pozostało już tylko dojechać do Wrześni. Przed Podstolicami, gdy puściłem bobika przodem, ten wyrwał do przodu i przed Psarami, przed zjazdem z trasy, miał już nawet mną przewagę jakieś 300-400 metrów. Tam poczekał na mnie, dojechaliśmy do Wrześni i rozstaliśmy się na skrzyżowaniu przed Małpim Gajem.
W domu byłem 20 minut po północy.
Planowałem zrobić 127, a wyszło prawie 140 km, tak więc 2000 km w tym roku przekroczyłem.
Rower:Kross
Dane wycieczki:
139.30 km (0.00 km teren), czas: 07:26 h, avg:18.74 km/h,
prędkość maks: 42.10 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3711 (kcal)